ŁEMKOWSKA WELIJA
Pamięć gór układa binarne historie.
W oknach domów widać ludzi utkanych
z mgieł, styczniowych smutków.
Jeszcze niesie się zaśpiew, tak rzewny,
jak poranne wyznanie potoków,
a miękkie trawy połonin śnią w śnieżnej
pościeli. Nad bukami zimowe świetliki
znaczą drogę mędrcom i połaźnikom.
Zanim Semko podzieli się prosforą,
staje nad przeręblą i przemywa twarz.
Wo Imia Otca, i Syna, i Swiataho Ducha.
U powały panieńskie pawłuki i światy,
pod wigilijnym ołtarzem lemiesz
na gospodarskie nagnioty.
Siedzi dziad Mikoła i śpiewa,
a z nim kolęduje wyniosła Chryszczata.
Rożdestwo Twoje, Chryste Boże nasz,
wosija mirowi swit razuma.
W nem, bo zwizdam służaszczi.
Gdy poranna szadź rozczesze włosy,
gospodarz otworzy maleńkie okna,
a chyża rozpłynie się w przedświcie.
Zostanie tylko łemkowska ikona
pisana na lodowej szybie.