manekiny
Dawne, mistyczne plemiona balsamowały swych umarłych. W ściany ich były wprawione,
wmurowane ciała, twarze; w salonie stał ojciec – wypchany, wygarbowana żona
nieboszczka była dywanem pod stołem.
Traktat o manekinach, B. Schulz
rozkręcały się czarne
serpentyny schodów, lakier pękał i pryskał,
ogromniały zygzaki
żelaznych balustrad; puchły rdzawym nalotem. czas
rozszczepiał się, kipiał.
przycupnięte sklepiki barwy cynamonu kołysały się
w sobie wrosłe w ściany figury – nadęte matrony,
poczet rajców, subiektów,
pokrywał mechaty kurz. rozpalone
spirale illegalnych wieczorów. smutek
żywej materii i pałuby w salonie. oddychania
kredensów, nakastlików i szuflad… manekiny –
świadkowie przemiany demiurga: ojciec
błyskał chityną. przez weneckie lustro
podglądałem, jak wsuwał się w szpary podłogi – przestrzeń
długo trzeszczała, nim nabrzmiała
i pękła…