Moda warszawska. Indywidualizowanie przez ubiór w prozie Leopolda Tyrmanda
Wywód rozpocznę od stwierdzenia: w Złym Leopolda Tyrmanda zachodzi indywidualizacja przez ubiór. Charakteryzuje on bohaterów powieści z pewnością bardziej niż cielesność, a niekiedy nawet silniej niż mowa, gdyż pozwala na identyfikację postaci, nawet jeśli nie wypowiada ona ani słowa. Elementy ubioru zaczynają niespodziewanie ,,błyszczeć” w wielu scenach utworu, jak choćby podczas bójki w autobusie, gdzie siła ciosu jednego z napastników, jak czytamy: ,,została w dużej mierze zanulowana przez wspaniałą, sztywną czapkę”
Literatura – pisał Roland Barthes w Systemie mody – stwarza wyjątkowe warunki do mówienia o ubiorze, ponieważ potrafi uaktywnić wszystkie jakości materii: substancję, formę, kolor, fakturę, ruch, kształt, jasność
Z kawiarni wyszła niewielka postać w meloniku, z parasolem w ręku. Melonik obrócił się w różnych kierunkach, wreszcie zatrzymał się na widok szerokich pleców dochodzącego do Królewskiej Kolanki, po czym jego właściciel ruszył, postukując lekko parasolem, w tym samym kierunku
L. Tyrmand, „Zły”, s. 83. [7].
Ubiór jest tu traktowany jako swego rodzaju emanacja wewnętrznej istoty postaci. Pozwala określić cechy charakteru i osobowości: błyskotliwość, elokwencję, grzeczność i zrównoważenie Drobniaka. Wymienione przez narratora szczegóły stroju postaci umożliwiają jego późniejszą identyfikację bez konieczności wywoływania imienia, przydomku czy nazwiska. Dotyczy to także innych postaci z powieści; podam przykład.
W chwilę potem przystanął za Halskim niewysoki młody człowiek w brezentowej kurtce z futrzanym kołnierzem, spod którego wyglądała filuternie cynobrowo–trawiasta muszka. Młody człowiek gryzł lukrowane migdałki, tak zwane kamyczki, i zdawał się być bez reszty zatopiony w swych myślach
Tamże, s. 55. [8].
Czytelnik fragmentu jest w stanie rozpoznać o kogo chodzi po wyszczególnionej w ekspozycji Jakuba Wirusa cynobrowo-trawiastej muszce, nieodzownym elemencie jego wizerunku. Już na etapie ekspozycji ten element został przypisany postaci, stając się jej identyfikatorem, późniejszym znakiem rozpoznawczym. Znacząca jest zarazem kolejność tematyczna w opisach ekspozycyjnych postaci. Przytoczę pierwszą charakterystykę Eugeniusza Śmigły:
Z tym szoferem było inaczej: już z głębi wozu dostrzegało się kolorową chustkę, pięknie związaną na jego szyi i wpuszczoną efektownie w rozpięty kołnierz munduru; mogło się to wydawać nadmiarem fantazyjności, wrażenie takie gasło jednak, gdy zbliżywszy się ku przodowi zafrapowany tą barwnością obserwator stwierdzał, jak zasadniczym i podstawowym akcentem tego wyglądu była czapka. Okrągła czapka z warszawską Syreną nad daszkiem, taka sama mundurowa czapka, jaką noszą setki funkcjonariuszy komunikacji miejskiej, tak samo brudnoszara i z czerwonym sznurkiem, a przecież — jakże inna! Od razu, na pierwszy rzut oka, wiedziało się z przemożną pewnością, że nad tą czapką właściciel jej spędził niejeden wieczór modelując ją ze smakiem i znawstwem, wkładając w jej denko druciane sztywniki i formując ją pieszczotliwie dopóty, dopóki nie nabrała jedynego, oryginalnego, wyjątkowego fasonu, zawierającego, w sobie całą gamę znaczeń
Tamże, s. 129–130. [9].
Ekspozycja postaci w Złym najczęściej rozpoczyna się od opisu ubioru, a w dalszej kolejności dopiero brany jest pod uwagę wygląd fizyczny (Tyrmand dużą uwagę przywiązuje do rysów twarzy) czy psychologia. Psychologia Śmigły zostaje zarysowana w cytowanym fragmencie właśnie w relacji do tego, jak się ubiera. Strój staje się niejako ,,rozrusznikiem” uruchamiającym dalsze płaszczyzny opisu, które są podrzędne. Modyfikując twierdzenie Michela Butora, twierdzącego, że: ,,Opisać meble, przedmioty, to w pewien konieczny sposób opisać postaci”
Omawiana retoryka ubioru zazębia się z wyszczególnioną przez Szalewską problematyką retoryki bycia-w-mieście, która obejmuje doświadczenia specjalne związane z chodzeniem i przebywaniem w mieście
1. Określa majętność, a zarazem kreatywność człowieka w radzeniu sobie z brakiem pieniędzy
Z rozbawieniem tropił szczególnie pantofle, mówiły mu one wszystko o przechodzącej obok dziewczynie, o jej fantazji i zaradności, którymi pokrywa brak pieniędzy na naprawdę eleganckie obuwie, kupując zwykłe tenisówki, przycinając je nożyczkami według upragnionego, modnego wzoru, farbując je z trudem na czarno w naiwnym przekonaniu, że czerń pokryje ich taniość
L. Tyrmand, „Zły”, s. 357. [13].
Ubrani są z tanią fantazją: w zgrabne wiatrówki, impregnowane kurteczki; rodzajem ich wspólnego emblematu jest szeroka, skórzana opaska, opinająca ciasno przegub, jaką noszą akrobaci cyrkowi
Tamże, s. 293. [14].
2. Podpowiada cel bycia-w-mieście;
Wyglądała ładnie, choć na zajętą i zapracowaną: skórzana, znoszona wiatrówka na domowym swetrze i siatka z zakupami w ręku wskazywały na to, że Marta jest w trakcie jakichś dużych dokonań
Tamże, s. 236–237. [15].[…] ubrany pospolicie, lecz troskliwie, jak przed randką
Tamże, s. 293. [16].
3. Cementuje podziały społeczne, sugerując pozycję kogoś ubranego tak, a nie inaczej;
Na najbliższej ławce siedziało dwóch młodych ludzi w beretach. Były to czarne, sterczące na głowie berety, o pieczołowicie wymodelowanych fałdach i zagłębieniach. Twarze pod nimi były chude, świeżo wygolone, ze śladami zmęczenia na cerze. Nie rozmawiali ze sobą, jeden dłubał obojętnie w nosie, patrząc na niewidomych, drugi przyglądał się im z rodzajem zaciekawienia, takim jakim darzy się osłabione z zimna, niemrawo sunące po ścianie muchy. Obydwaj nosili jasnożółte, brudnawe szaliki i obydwaj mieli coś odpychającego w twarzach: jeden – grubą, znamionującą brutalność górną szczękę, drugi – spłaszczony niezgrabnie nos
Tamże, s. 58. [17].Elżbietę bolały już plecy, mimo że opierała się o obejmujące ją ramię Mikołaja, więc komentowała stroje dziewcząt i dziwną modę wojskowych pasów, na których chłopcy nosili jeansy. – Ubiór to rzecz niebłaha – szeptał jej Mikołaj – nie ma nic wspólnego z próżnością, jest ezoteryczną wiedzą, wyznacza przynależność
L. Tyrmand, „Życie towarzyskie i uczuciowe”, Warszawa 1990, s. 362. [18].
4. Jest wyrazem dobrego lub złego gustu postaci. Można przyznać w tym miejscu rację Jaworskiej, podkreślającej, że ubiór w Złym odsłania sferę «międzyludzkiego»
Ubrany był kosztownie, lecz źle: popelinowa koszula miała zbyt obszerny kołnierz, zmięty uściskiem przekrzywionego krawata
L. Tyrmand, „Zły”, s. 384. [20].Montague de St. Quentin skłonił się lekko, poważnie. Ubrany był z bezbłędną brytyjską niedbałością w za szerokie spodnie, za jaskrawe kolory, za duży goździk w butonierce i zbyt grube wąsy z operetek Gilberta i Sullivana: wszystko na nim było za luźne, za kraciaste i szalenie na miejscu
L. Tyrmand, „Życie towarzyskie i uczuciowe…”, s. 105. [21].
Warto uzupełnić powyższe, dodając, że w powieści równie miarodajny psychologicznie jest makijaż
Bezmyślnie użyty róż, szminka do ust i kredka do brwi nie zdołały zniszczyć smagłej świeżości jej cery, przepychu kruczoczarnych włosów, ogromnych, ciemnych oczu i ślicznie skrojonych warg: młodość, zdrowie i uroda biły z tej twarzy wbrew złej kosmetyce, tak jak smukłość bioder, nóg i szyi wymykały się taniej, fałszywej elegancji jej ubioru, składającego się z żorżetowej sukni w duże kwiaty i męskiej marynarki zamiast blezera
L. Tyrmand, „Zły”, s. 355. [23].
Obok synekdochy w retoryce ubioru funkcjonuje figura metafory lub porównania. Metafory związane z ubiorem wyzyskują różne, wymienione przez Barthesa jakości materii: substancję, formę, kolor, fakturę, ruch, kształt, jasność. Za pomocą wymyślnych, określmy je, metafor i porównań ubiorowych Tyrmand przekazuje różne wielkomiejskie doświadczenia. Na przykład cisza w trolejbusie okazuje się „ugniatająca jak ciasny but”
Moda, jak zauważył w swoim studium Barthes, jest regularna z daleka, anachroniczna z bliska
Przeciętny warszawiak lubi to, co modne, nigdy natomiast nie zastanawia się nad tym, co ładne, nie rozważa swych upodobań, nie posiada własnych skłonności ku temu czy innemu przedmiotowi, takiemu czy innemu krojowi ubrania, tej czy innej barwie. Dlatego właśnie ginie w modnym tłumie. Albowiem ogromnej większości warszawiaków obca jest ta prosta prawda, że elegancja to nie to samo, co kosztowne naśladownictwo bieżącej mody, że elegancja to własne sympatie, uwydatnione w dobrze dobranym do własnej osoby ubraniu
L. Tyrmand, „Zły”, s. 169. [33].
Jak wynika z tego, ubiór indywidualizujący, podkreślający wyjątkowość, musi być z konieczności czymś do pewnego stopnia nie-modnym (zauważmy, jak zmienia się definicja mody; modne jest to, co stało się niemodne). Trzy czasy mody wyróżnione przez Barthesa: moda obecna (obowiązująca), moda potencjalna (zakazana), historia (wykluczona)
Pierwszo-, ale także drugo- i trzecioplanowi bohaterowie Złego rozdarci są między tymi dwoma żywiołami; między chęcią bycia sobą i odróżnienia się. Chęć odróżnienia się, jak przestrzega Tyrmand, niesie za sobą ryzyko kolektywizacji, ,,zginięcia w modnym tłumie”. Korzystając z ustaleń Simmla, można powiedzieć, że przedstawiony dylemat odpowiada konfliktowi dwu ścierających się w człowieku popędów. Moda, jak przekonuje filozof, może być domeną kolektywizacji, wówczas zaspokaja ,,popęd egalitarystyczny”, albo domeną indywidualizacji – a wtedy chęć odznaczenia się odpowiada ,,popędowi indywidualistycznemu”
Jak wiadomo, Tyrmand wielokrotnie wyrażał przekonanie, że epoka, w której żyje, nie daje mu szans na samorealizację. Pisarz zaświadcza o tym parokrotnie w Dzienniku 1954; na przykład w dyspucie z Kisielewskim, kiedy na pytanie, dlaczego jest przeciwnikiem komunizmu, odpowiada: „to proste, gdyż komunizm nie pozwala mi realizować tego, co uważam w życiu za najważniejsze – nie daje mi wzbogacać mego społeczeństwa w moją pracę, nie pozwala mi dawać z siebie ludziom tego, co uważam w sobie za najlepsze”
Komuniści, wbrew wszelkim zapewnieniom dążą do szarości jako idealnego koloru, wyrażającego najlepiej ideał surowego, poważnego klimatu życia w ich społeczeństwach. Istnieje pewien rodzaj urzędowej brzydoty wzniesiony już do godności normy. Szara stalinowska kurtka, standardowy, jednaki dla wszystkich model ubrania, zbliżony do roboczego kombinezonu, praktyczność, jednakowość, brak indywidualnego wdzięku, pogarda dla jasnej, wesołej barwy, nienawiść do oryginalności, ekscentryczności, smutny, brzydki tłum, orientacja na przeciętność i pospolitość – oto wzorce plastyczne dla problemu
L. Tyrmand, „Dziennik 1954”, s. 168. [41].
Moda oficjalna PRL to, korzystając z terminu Barthesa, moda podstawowa dana jako przymus
Alternatywą dla zestandaryzowanej mody danej jako przymus, były warszawskie ,,ciuchy”; bazar dowcipnie przedstawiony przez Tyrmanda na kartach Złego. Powstanie ,,ciuchów” datuje się na rok 1944, kiedy Praga została wyzwolona, a na jej terenie rozpoczęło się w miarę normalne życie. Stoiska początkowo umiejscowione były nieopodal bazaru Różyckiego (po drugiej stronie ulicy Ząbkowskiej)
Mało kto zdaje sobie sprawę, że od końca wojny trzy czwarte konsumpcji odzieżowej społeczeństwa polskiego zaspokaja zagranica, przeważnie Ameryka. Najpierw była UNRRA, Rada Polonii Amerykańskiej, Joint i tuzin innych organizacji pomocowych, które między innymi zastępowały polski przemysł odzieżowy i ubierały Polaków, przeważnie w remanenty alianckich magazynów wojskowych. Był to okres mody intendenturowej i elegancje stanowiły wojskowe koszule i spodnie, battle-dressy o wyprutych dystynkcjach. Potem zaczęły się paczki, którymi krewni i znajomi z całego świata zaczęli zasilać zrujnowanych rodaków […]. Później zaczęto trochę produkować w kraju i odzież paczkowa przesunęła się z kategorii artykułu pierwszej potrzeby do kategorii artykułu luksusu i wytworności. Początek dali chłopi, którzy otrzymywali obficie zasobne przesyłki ze Stanów Zjednoczonych, sami zaś gustując raczej w długich cholewach i kamgarowych wyrobach przemysłu państwowego, wyzbywali się chętnie na swych miejscowych jarmarkach taftowych sukien, mokasynów, kolorowych marynarek, płaszczy z wielbłądziej wełny, garniturów z flaneli czy z Prince de Galles i sandałów na słoninie. […] Po trzech latach handel ,,ciuchami” stał się na pewno doniosłą gałęzią naszej ekonomiki, zatrudniającą tysiące ludzi i dającą utrzymanie dalszym tysiącom, aczkolwiek nigdy nigdzie oficjalnie nie zetknąłem się z jego śladem w oficjalnych statystykach gospodarczych
L. Tyrmand, „Dziennik 1954”, s. 167–168. [51].
„Ciuchy” zaspokajały w okresie PRL potrzeby znacznej części społeczeństwa, choć nie tak dużej, jak szacuje pisarz. W „ciuchach” gustowali przede wszystkim przedstawiciele elity intelektualnej i ludzie zamożni, ponieważ ubrania potrafiły osiągać zawrotne ceny
Ustawa o cleniu paczek stanowi praktyczny koniec «ciuchów». Podobno na Bazarze Różyckiego jest martwo, baby niczego nie chcą sprzedawać, nikt nie wie, co dalej czynić. […] «Ciuchy» po ocleniu tak skoczą w cenie, że nikt nie będzie sobie mógł pozwolić na ich kupno, przede wszystkim – młodzież. […] Tysiące ludzi żyło wszak z paczek od krewnych, ze sprzedaży otrzymywanych przesyłek z obrotu nimi[55].
Tym sposobem ówczesna władza starała się opanować drugą z wyróżnionych przez Barthesa temporalności mody, jej potencjalność[56]. „Ciuchy” w oczach Tyrmanda miały wartość trojaką: ekonomiczną, społeczną, a wreszcie: kulturotwórczą.
Chodzi mianowicie o to, że „ciuchy” płycej traktowane stanowią modę, głębiej zaś i poważniej – są fermentem plastycznym w dzisiejszej kulturze komunistycznej Polski, którego siła oddziaływania równa jest sile oddziaływania wielkiej literatury Szekspirów i Tołstojów, a który jest daleko niebezpieczniejszy przez swą atrakcyjność i masowość[57].
Właśnie młodzież, bez względu na pochodzenie społeczne, jest najżarliwszą nosicielką ,,ciuchowej” elegancji, skarpetki w kolorowe paski są wśród młodzieży uniformem i manifestem zarazem. O te skarpetki młodzież stacza heroiczne boje z komunistyczną szkołą, z komunistycznymi organizacjami młodzieżowymi, z całym systemem komunistycznym y compris. Właśnie skarpetki stały się przed kilku laty zarzewiem świętej wojny o prawo do własnego smaku, o kolorowość i wdzięk, jaką młodzież polska stoczyła z régime’em i którą wygrała[58].
W żarliwości, z którą Tyrmand wspiera ideę „ciuchów”, skrywa się estetyczna forma, nazwijmy to za Simmlem, popędu zniszczenia, odpowiadającemu ludzkiemu dążeniu do opanowywania coraz to nowych form zjawiskowych[59]. Przejawy owego popędu można dostrzec w zajadliwości, z jaką pisarz dezawuuje modę oficjalną, a zarazem w akceptacji wykorzenionego, niepoprawnego politycznie stylu życia bikiniarzy, ówczesnych miejskich pariasów[60].
Między Tyrmandem a bikiniarzami istniało wprawdzie pokrewieństwo, ale, co warto wysłowić, nie wynikało ono z przyjętego wspólnie dress code’u[61]. ,,Król bikiniarzy” paradoksalnie nie nosił bikiniarskich rurek czy wypchanych gazetami czapek i beretów kupionych od budowniczych Pałacu Kultury[62]. Zdjęcia z lat 50. portretują pisarza w kraciastych, dwurzędowych marynarkach z dużymi klapami i smukłych spodniach o delikatnym kroju marchewkowym, nigdy nieprzykrywających do końca pantofli i odsłaniających mozaikowe skarpety w rombowe wzory. Uzupełnieniem wizerunku Tyrmanda są najczęściej przyciemniane okulary o grubych, czarnych lub przeźroczystych oprawach oraz płaszcze prochowce. W strój ten Tyrmand odziewa Mikołaja z Życia towarzyskiego i uczuciowego:
Mikołaj – czytamy – nosił kusy, impregnowany płaszczyk, sfatygowany, lecz szlachetnie skrojony; spodnie miał wąskie i tak spadające na buty, że przy każdym kroku odsłaniały skarpetki. A skarpetki były w jaskrawo kolorowe koła i pasy. Ludzie oglądali się za idącym Mikołajem, niektórzy przystawali i patrzyli na te skarpetki z sympatią, inni z rozbawieniem, większość jednak z politowaniem i złością, czyniąc gesty uwidoczniające wątpliwość w zdrowie psychiczne Mikołaja. Skarpetki te były wyzwaniem, lecz Mikołaj rzucał rękawicę z pełną świadomością skutku[63].
Pokrewieństwo pisarza z bikiniarzami opierało się na czymś innym niż dress code. Modowy gust Tyrmanda, jak zauważa Marcel Woźniak w Biografii Leopolda Tyrmanda, ukształtował się w znacznej części w Paryżu. Podczas studiów, w stolicy mody i tyglu kultury przyszły ,,król bikiniarzy” pierwszy raz spotkał się z zazou (francuską subkulturą czerpiąca z amerykańskich wzorców zoot suit)[64]. Stylistyka tej właśnie subkultury dość znacząco wpłynęła na jego modowe, a być może także i na muzyczne upodobania (miłość do jazzu)[65]. W kwestii stroju Tyrmand przejął od zazouszamiłowanie do kraciastych marynarek, fantazyjnych akcentów oraz dodatków: krawatów, skarpetek. W warszawskich bikiniarzach z kolei – można ocenić – pisarz rozpoznał sojuszników na dwóch gruntach: na ogólnie pojętym gruncie estetycznym (zwrócenie uwagi na piękno ubioru i jego wartość egzystencjalną) oraz na gruncie ideologicznym (sprzeciw wobec totalitaryzmu).
Tekst pierwotnie został opublikowany w czasopiśmie ,,Twórczość”, nr 11, 2019, s. 94–104.
Przypisy
- L. Tyrmand, „Zły”, Warszawa 2014, s. 138; wszystkie cytaty z tego wydania.
- P. Szarota, „Od skarpetek Tyrmanda do krawata Leppera. Psychologia stroju dla średniozaawansowanych”, Warszawa i 2008, s. 15–34.
- J. Jaworska, „Romans tekstylny” [w:] „Ceglane ciało, gorący oddech. Warszawa Leopolda Tyrmanda”, Warszawa i 2015, s. 245; wszystkie cytaty z tego wydania.
- Tamże, s. 235–236.
- Tamże, s. 245.
- R. Barthes, „System mody”, tłum. M. Falski, Kraków 2005, s. 238.
- L. Tyrmand, „Zły”, s. 83.
- Tamże, s. 55.
- Tamże, s. 129–130.
- M. Butor, „Filozofia umeblowania” [w:] tegoż, „Powieść jako poszukiwanie. Wybór esejów”, tłum. J. Guze, Warszawa 1971, s. 54.
- Bycie-w-mieście odnosi się do myśli Heideggera mówiącej o nierozerwalnym związku podmiotu z przestrzenią, w której żyje, przy czym dla badaczki ową przestrzenią staje się miasto. K. Szalewska, „Urbanalia. Miasto i jego teksty. Humanistyczne studia miejskie”, Gdańsk 2017, s. 56.
- Pozytywną stroną niedomiarów odzieżowych był rozwój krawiectwa w PRL. Sytuacja ta odsłoniła zarazem zaradność i kreatywność Polaków, którzy tworzyli stroje, biżuterię i ozdoby na własną rękę. D. Jastrzębska-Golonka, „Ideologia wpisana w modę, czyli metody socjalistycznych władz na implementowanie nowej ideologii poprzez „politykę odzieżową” (na przykładzie wybranych państw środkowoeuropejskich i Związku Sowieckiego)”, ,,Dzieje Najnowsze” 2018, nr 1, s. 131. Na ówczesnych bazarach, jak pisze Iwona Kienzler, można było kupić „spódnice uszyte domowym sposobem z bandaży elastycznych lub bluzki z farbowanych pieluch”. I. Kienzler, „Kronika PRL 1944–1989. T. II. Kobieta w Polsce Ludowej”, Warszawa 2015, s. 52.
- L. Tyrmand, „Zły”, s. 357.
- Tamże, s. 293.
- Tamże, s. 236–237.
- Tamże, s. 293.
- Tamże, s. 58.
- L. Tyrmand, „Życie towarzyskie i uczuciowe”, Warszawa 1990, s. 362.
- J. Jaworska, „Romans tekstylny” [w:] „Ceglane ciało, gorący oddech…”, s. 245.
- L. Tyrmand, „Zły”, s. 384.
- L. Tyrmand, „Życie towarzyskie i uczuciowe…”, s. 105.
- Według niektórych definicji mody makijaż jest jej częścią. Według Słownika współczesnego języka polskiego pod redakcją Bogusława Dunaja moda to: „[…] styl ubierania się, czesania się i makijażu […]”. „Słownik współczesnego języka polskiego”, red. B. Dunaj, Warszawa 1996, s. 533. Bogaty przegląd istniejących definicji mody podaje w artykule językoznawczyni Danuta Jastrzębska-Golonka. Jak pisze, ,,Definicje mody odnoszą się do jej najprostszych wyznaczników, czyli ubioru, fryzury, makijażu, ale także do stylu życia czy zachowania (rzadziej innych dziedzin, np. muzyki, architektury czy sztuki) – opisując to poprzez aspekt statyczny (np. sposób ubierania się, sposób zachowania) lub dynamiczny (np. zmienny styl życia), synchroniczny (np. sposób ubierania się w jakimś okresie lub miejscu) bądź diachroniczny (np. zmienny styl życia, mieszkania, obyczaju, historycznie związany z epoką)”. D. Jastrzębska-Golonka, „Ideologia wpisana w modę…”, s. 124.
- L. Tyrmand, „Zły”, s. 355.
- Tamże, s. 60.
- Tamże, s. 72.
- Tamże, s. 195.
- Tamże, s. 286.
- Tamże, s. 212.
- Tamże, s. 87.
- L. Tyrmand, „Dziennik 1954. Wersja oryginalna,” Warszawa 2011, s. 512; wszystkie cytaty z tego wydania.
- R. Barthes, „System mody…”, s. 293.
- Tamże, s. 255.
- L. Tyrmand, „Zły”, s. 169.
- R. Barthes, „System mody…”, s. 184.
- G. Simmel, „Kobieta a moda” [w:] tegoż, „Filozofia Kultury. Wybór esejów”, tłum. W. Kunicki, Kraków 2007, s. 11.
- Tamże, s. 11.
- Tamże, s. 11–12.
- Tamże, s. 12.
- L. Tyrmand, „Dziennik 1954”, s. 389.
- M. Sztokfisz, „Caryca polskiej mody, święci i grzesznicy”, Warszawa 2015, s. 145.
- L. Tyrmand, „Dziennik 1954”, s. 168.
- R. Barthes, „System mody…”, s. 190.
- Na przykład żakiet może być wyłącznie krótki lub długi. Tamże, s. 189.
- Wojskowy charakter miały w okresie komunizmu stroje ślubne. A. Pelka, „Z [politycznym] fasonem. Moda młodzieżowa w PRL i NRD”, Gdańsk 2014, s. 23.
- Wspomina o tym B. Hoff w filmie ,,Political Dress” z 2011 roku. Znamiennie obrazują tę sytuację wspomnienia profesora M. Wieczystego: „W dobrym stylu było […] pójście na zabawę w przymiętej i przepoconej rozchełstanej koszuli roboczej. Uczniowie profesora ze swymi salonowymi manierami wręcz razili, byli niemal podejrzani. Gdy wkraczali na salę „Rotundy”, gdzie odbywały się cotygodniowe zabawy – konferansjer z estrady wyśmiewał ich publicznie […]: – Patrzcie, patrzcie, brawo dajcie! Idą garnitury i krawaciki profesora Wieczystego! Idą salonowcy!” D. Terakowska, „Zaproszenie do tańca” [zapis wspomnień i rozmowy dziennikarki z profesorem M. Wieczystym, rok 1979] [w:] tejże, „Próba generalna”, Kraków 1983, s. 57.
- D. Jastrzębska-Golonka, „Ideologia wpisana w modę…”, s. 127.
- Tamże, s. 131.
- Tamże, s. 129.
- K. Kuzko-Zwierz, „Fenomen warszawskich ,,ciuchów””, [w:] „Ceglane ciało, gorący oddech…”, s. 257.
- Wspomina o tym jeden z bohaterów filmu dokumentalnego ,,Szafa polska 1945–89” z roku 2006.
- L. Tyrmand, „Dziennik 1954”, s. 167–168.
- Wskazują na to relacje bohaterów ,,Political Dress” i ,,Szafy polskiej 1945–89”.
- L. Tyrmand, „Dziennik 1954”, s. 170.
- D. Williams, G. Sołtysiak, „Modny PRL”, Warszawa 2016, s. 48.
- L. Tyrmand, „Dziennik 1954”, s. 171–172.
- Walka z zachodnim stylem życia nie koncentrowała się zresztą ówcześnie tylko na modzie; przebiegała na wielu frontach i w różnym stopniu koncentrowała się na sposobach spędzania wolnego czasu, formach zabawy czy upodobaniach muzycznych. Z. Romek, „Walka z „amerykańskim zagrożeniem” w okresie stalinowskim” [w:] „Polska 1944/45–1989. Studia i Materiały”, t. V, 2001, s. 187.
- L. Tyrmand, „Dziennik 1954”, s. 168.
- Tamże, s. 170.
- G. Simmel, „Kobieta a moda” [w:] tegoż, „Filozofia Kultury. Wybór esejów…”, s. 13.
- Barbara Hoff w filmie ,,Political Dress” zauważa, że bikiniarze byli prześladowani, z jednej strony, przez establishment komunistyczny i milicję, a z drugiej przez ówczesne społeczeństwo. Moda nie uchodziła, bo była kojarzona z burżuazją. Tomasz Lipiński z kolei opowiada w ,,Szafie polskiej 1945–89” o urządzonej w latach 70. w Warszawie milicyjnej obławie na ,,inaczej wyglądających”.
- Grażyna Hase podkreśla w ,,Szafie polskiej 1945–89” wyróżniającą pisarza elegancję. Zdaniem Hase właśnie ona odróżniała Tyrmanda od bikiniarzy.
- Na ironię losu wyrasta fakt, że kontestujący komunistyczny reżim bikiniarze nosili czapki zakupione u rosyjskich budowniczych Pałacu Kultury.
- L. Tyrmand, „Życie towarzyskie i uczuciowe”, s. 240–241. I dalej (s. 241): „– No, wiesz? – rzekł Andrzej ze zgorszeniem, które łatwo było przemienić w żart. – Wydaje mi się, że bawisz się w otwartą prowokację. Mikołaj uśmiechnął się. – Mnie się wydaje, że walczę. – Za pomocą skarpetek? – Skarpetki są bronią straszliwą. O niesłychanym zasięgu. – Tylko dlatego – Andrzej zmienił front – że istnieją idioci, którzy zakazują noszenia takich, zaś domagają się noszenia innych. I tępią nieposłusznych”.
- M. Woźniak, „Biografia Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka, jak moje życie”, Warszawa 2016, s. 72.
- Jak pisze Aleksandra Nowak w artykule Zazou: zapomniana subkultura: ,,Zazous uwielbiali swing, jazz i bebop. Czarna scena jazzowa królowała na Montmartre w czasach wojny. Afroamerykanie, pomimo wojennych realiów, czuli się we Francji bardziej wolni niż w Stanach i masowo przybywali do Paryża. Prawdopodobnie słowo zazou wzięło się od piosenki «ZahZuhZah» czarnoskórego muzyka Caba Calloway’a. Johnny Hess, francuski piosenkarz, w 1942 na cześć zazous wydał piosenkę «Je suis swing»”. http://www.girlsroom.pl/zycie/4565-zazou-zapomniana-subkultura [dostęp: 09.03.2019].