narkoleptyk pisze wiersz o Annie Mochalskiej
nie pamiętam, żebym kiedykolwiek o tobie śnił,
choć miałem mnóstwo okazji.
twoje zachody są pierwsze, wyprzedzają twoje ręce, twoje wiersze.
jeśli mógłbym z całkowitą jasnością
vvhjrt88888ii45d4reitmeeeeeeeeeeo6tdkryd48453esrrrrrrrrrri6t476
b
3cvfizzumjcff 8umkjn
powrócić do chwili przed ciągiem
liczb pierwszych, policzyłbym wszystkie ręce
podzielne przez twoje wiersze, opuściłbym przerwę
[ _________________________________________________________________________ ]
trudną do wplecenia w opowieść.
jeśli jest takie hasło, które włącza mnie w światło,
to brzmi ono jak skóra pękająca na piętach,
która mówi mi tyle, że znów spałem bez skarpet.
chociaż wiem, że widzisz chwile moich zniknięć i wtedy łapiesz
odyozc han nifhu, vjviabym ci dv seb
lepdxy nic narjoguli sgygfq9uefghv=fgvyt5tr4er5tyuji//.,;’/;kjuyhgtfrdrghgfdrghbt6y7u8iuytre43w
[próba rekonstrukcji: ostrość jak nigdy, chciałbym ci dać sen
lepszy niż narkotyki], taki, który będzie ci lampą,
halucynacją i skurczem, po którym strefa obserwacji rozciągnie się
do następnego wersu,
do następnej strony.