Pan Pantofelek
O Schulzu mówi się, że jako syn kupca bławatnego był biedny, ograniczony małomiasteczkowym horyzontem, że zginął z ręki gestapowca od strzału w tył głowy na ulicy miasta, którego nigdy nie opuszczał, nieopodal miejsca, w którym się urodził, że miał ogromny talent, choć był samoukiem bez studiów. Udowadniam, że to jedynie romantyczna półprawda
– zaznacza we wstępie Anna Kaszuba-Dębska. Przyznaję, że gdy tylko pojawiała się zapowiedź biografii Brunona Schulza jej autorstwa, czekałem na książkę w podnieceniu. Emocje moje były tym większe, że niezwykle cenię jej poprzednią książkę Kobiety i Schulz. Przedstawiając kolejne wybranki serca, miłości większe i mniejsze, te, które trwale zapisały się w wiedzy powszechnej o pisarzu z Drohobycza, jak i te, które ulotnie jedynie manifestują swoją obecność w jego życiu, Anna Kaszuba-Dębska stworzyła nie tylko rewelacyjny portret intymny autora Sklepów cynamonowych, ale również napisała książkę, od której trudno się oderwać. Nie bez znaczenia jest zabieg odwrócenia chronologii, jaki przyjęła pisarka. Podążamy od śmierci w getcie do narodzin, od opuszczenia i zaszczucia do bezpieczeństwa i bliskości. Wiedziałem zatem, że Bruno. Epoka genialna nie będzie zwykłą książką biograficzną. I rzeczywiście: narracja zaczyna się być może w roku przełomowym dla pisarza, bo w 1938. Schulz ma ileś lat, właśnie jest w Paryżu, gdzie stoi naprzeciwko ziszczenia własnego marzenia. Ma za sobą dwie rewelacyjnie w Polsce przyjęte książki, a pod pachą teczkę ze swoimi grafikami. W kieszeni adresy ważnych ludzi kultury, do których ma się zgłosić, i zbyt mało pieniędzy w portfelu. Najważniejsze są jednak obrazy w jego głowie, z których część właśnie się realizuje na jego oczach w nocnych teatrach i kabaretach. Ze względów, które częściowo staną się zrozumiałe w trakcie lektury, jak i ze względów, które na zawsze spowije mrok tajemnicy, Schulz poddaje się i pokornie wraca do Drohobycza. Czy właśnie po to, aby jednak dokończyć Mesjasza? Porzucił pisanie na kilka tygodni, aby stanąć oko w oko ze swoim marzeniem. Marzenie miało wygrać z pisaniem, tak się przynajmniej wydawało. A jednak Mesjasz wezwał go do siebie.
Mesjasz po aryjskiej stronie
Mesjasz, ostatnia książka Brunona Schulza, nie przestaje rozpalać wyobraźni. Stuart Kelly poświęcił jej sporo miejsca w swoim rankingu Księga ksiąg utraconych. Wiemy o niej niewiele. Mianowicie, że była ukończona; że była pisana latami, zwłaszcza w coraz trudniejszym okresie życia twórcy – fale depresji, spod których co pewien czas tyko wyzierało słońce, problemy zdrowotne, zwłaszcza te z gatunku urologicznych, kolejne fiaska planów matrymonialnych, śmierci bliskich. A nadto wyczuwalna już cuchnąca woń wojny podszytej antysemityzmem, docierająca choćby z gazet. Nic dziwnego, że prace pisarskie nie szły. Udręki pisarza mogły jednak – paradoksalnie – wynieść Mesjasza na zupełnie inny poziom. Pisanie mogłoby stać się „ogniem oczyszczającym”, furtką do innego świata. Potęguje te rozważania sam tytuł, jak obietnica niewysłowiona, z dawna oczekiwana, już zbliżająca się, wysyłająca swoich heroldów przyjścia. Czy był nim sam Bruno Schulz? Pytania, mnożenie „mogłoby”, wszystkie tez zapisy upragnionego chciejstwa muszą umilknąć i stanąć w obliczu tego, co wiadomym jest. Zatem, powtórzmy, Mesjasz został napisany. Spośród plotek i domysłów wyłaniają się dwa pierwsze zdania, które na pewno znamy. Brzmią one: „Rankiem obudziła mnie matka, mówiąc: Józefie, Mesjasz jest blisko; ludzie widzieli go już w Samborze”. Inną wskazówką jest opowiadanie Genialna epoka, które 1 kwietnia 1934 roku zostało opublikowane na łamach „Wiadomości Literackich”. Choć samo opowiadanie ostatecznie weszło w skład zbioru innych, tworzących Sanatorium pod klepsydrą, to sam Schulz podkreślał w dopisku odautorskim, że jest to fragment powieści Mesjasz. Zatem powieść, nie zbiór opowiadań, które to przyniosły mu sławę. Pozostając przy faktach, należy przypomnieć, że powieść tę uważa się za zaginioną. Według ustaleń Jerzego Ficowskiego, bez wątpienia najwybitniejszego badacza życia i twórczości pisarza z Drohobycza, Schulz przekazał swój manuskrypt nieznanemu z imienia i nazwiska przyjacielowi polskiego pochodzenia w 1941 roku. Mesjasz, jakkolwiek metaforycznie i teologicznie by to brzmiało („On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość”: Ef 2, 14), przechodzi na aryjską stronę. Przyjaciel został jednak aresztowany i zamordowany, a manuskrypt przejęło Gestapo. Wydaje się, że po latach znalazł się w przepastnych archiwach radzieckich. Krewny pisarza, Alex Schulz, otrzymał w wiele lat po wojnie anonimową ofertę kupna manuskryptu Mesjasza. Zanim transakcja doszła do skutku, Alex zmarł. Anonimowy sprzedawca (czy ten sam – nie wiadomo) skontaktował się jeszcze z ambasadorem Szwecji. Dyplomata zwrócił się do Jerzego Ficowskiego z prośbą o towarzyszenie i dokonanie ekspertyzy. Transakcja miała odbyć się na terenie Ukrainy. Ambasador zmarł jednak przed uzyskaniem wizy. Mesjasz po śmierci Brunona Schulza skutecznie zaciera tropy, ale i nieustannie wzbudza ekscytację, przypominając o sobie raz po raz. Domysły detektywistyczne, widzenia mistyczne, fatamorgany literackie, gdy coś już zdaje się być widzialne, ale przynosi jedynie rozczarowanie i niespełnienie – być może żadna inna książka nie stała się tak integralna ze swym tytułem. Anna Kaszuba-Dębska również wyrusza tropem Mesjasza i zdaje się, że to ta właśnie książka Schulza (a nie Sklepy cynamonowe ani Sanatorium pod klepsydrą) unosi się nad całością biografii pisarza. O czym mógł być Mesjasz – powieść, a nie zbiór opowiadań, ukończony tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, która przyniosła ze sobą zagładę? Kaszuba-Dębska ustala rzeczy z detektywistyczną pieczołowitością, a jednocześnie pozostawiając pole do iście mesjańskich odczytań. Punktem wyjścia staje się opowiadanie Epoka genialna i życiorys Schulza. Tłem Mesjasza jest galicyjskie miasteczko, doskonale znany krajobraz wyobrażeń. Zaskakiwać może, że Schulz, który w Sklepach…, jak i w Sanatorium… wracał wciąż do dzieciństwa, zamierza napisać powieść eschatologiczną, a więc w założeniu dotyczącą ostatecznych rzeczy (stanów) człowieka: śmierci, sądu, końca świata. Mesjasz to dla Schulza, wychowanego w tradycji judaistycznej, figura znana, można by rzec, że miał oczy nawykłe do rozpoznawania kształtów jego postaci. Jednocześnie wzrasta wśród podań i opowieści o ruchu mesjanistycznym powstałym na tradycji kabalistycznej. W XVII wieku Szabataj (Sabataj) Cwi ogłosił się Mesjaszem. Po jego śmierci wśród sabatajczyków pojawiali się kolejni mesjasze. Ostatnim z nich był Jakub Frank, który dotychczasowym poglądom nadał zupełnie nowe znaczenie i wyznaczył niespotykaną dotąd ścieżkę. Nie wdając się w nadmierne opisy, Jakub Frank na miejsce Tory ustanawia kobietę. Nagą, piękną. Frankiści są wykluczeni ze wspólnoty Izraela, ale wyciąga do nich rękę Kościół. Jakub Frank przyjmuje chrzest, może nosić brodę i pejsy, a z Talmudu ma wyprowadzać dowody na przyjęcie chrześcijaństwa. W ślad za nim podążają tysiące Żydów. Ziemią Obiecaną jest Polin, mesjanizm Sabataja Cwiego i Chrystus Narodów podają sobie dłonie. Prorocy i wieszczowie zdają się mówić jednym językiem. Niespokojny Frank ogłasza jednak po czasie, że z Nowego Testamentu należy usunąć imię Jezusa, a wstawić jego własne, domaga się ustanowienia dwunastu uczniów, nadto żąda kultu własnej osoby. Oskarżony po raz kolejny o herezję, zostaje skazany przez sąd kościelny na karę więzienia w klasztorze na Jasnej Górze. Tu, pod obrazem Czarnej Madonny, doznaje kolejnego objawienia: ikona jasnogórska staje się Szechiną, boską obecnością. Myśli jednak ewoluują i biegną dalej. Obraz Czarnej Madonny ma doprowadzić frankistów do prawdziwej Panny, która będzie realną obecnością Szechiny. Ma to być Panna o niezwykłej urodzie. I wskazane jest: to Ewa, piętnastoletnia córka samego Jakuba Franka. Wedle nowego rytuału, Panna (Ewa Frank) jest uosobieniem żeńskiego oblicza Boga, to odkrycie niedostrzegalnego oblicza Boga. Wyznawcy mają się odziać w biel i paść na kolana przed Ewą-Szechiną, bo nie są godni spojrzeć na nią. Można jedynie całować jej stopy. Logika zdaje się być następująca: skoro Szechiną (obecnością Boga) jest Panna (a jest to realna postać), to Ewa Frank jest Mesjaszem.
Jakie ma to znaczenie dla Schulza? Poglądy Jakuba Franka będą powtarzane w ludowych podaniach i zadomowią się w folklorze Podola. Starsi przestrzegają przed krążąca po okolicy sześciokonną dorożką, ulubionym pojazdem Franka, który miał mamić do siebie nieświadomych ludzi i wywozić daleko stąd. Te opowieści to część dzieciństwa Schulza, epoki, którą tak mitologizował i wspaniale opisywał. Jeśli zatem Mesjasz, to wydaje się mocno prawdopodobne, że jakaś część z historii Sabataja Cwiego i Jakuba Fanka musiałaby zostać tu opowiedziana. Jeśli jednak ten argument nie wystarcza, Anna Kaszuba-Dębska przytacza jeszcze jeden, nie mniej ważny. Przez całą twórczość graficzną Schulza, od najmłodszych lat, przewija się postać młodej kobiety. Jest piękna, ubrana w zwiewne szaty, lekkie sukienki. Jej kształty wskazują na tę zmysłową nieokreśloność – nastolatka, która już staje się kobietą. Wokół niej gromadzą się skuleni, drżący mężczyźni, często w sile wieku, nieśmiejący podnieść na nią swego wzroku lub patrzący z bezgranicznym uwielbieniem. Jednym z nich najczęściej jest sam Schulz – karłowaty, z wielką głową, służalczy niczym pies. Im wszystkim nastoletnia piękność o pączkujących kształtach wysuwa swą długą nogę, olśniewająco smukłą nogę, z pantofelkiem do ucałowania.
Pełnia i bezmiar
Gdy Anna Kaszuba-Dębska nadała podtytuł biografii Brunona Schulza Epoka genialna, spodziewałem się, że roztoczy przed czytelnikiem sieć powiązań między pisarzem z Drohobycza a innymi twórcami albo ukaże jego promieniującą siłę na późniejszych twórców. Zamiast tych rzeczy oczywistych, wniknęła jeszcze bardziej, jeszcze głębiej w postać samego Schulza. Epoka genialna to, przypomnijmy, jedno z opowiadań, które ostatecznie weszło w skład tomu Sklepy cynamonowe, ale zwiastowało już Mesjasza. Dla Schulza to prywatna kraina, pełna witalnych źródeł osobistej mitologii, coś na przecięciu jawy i snu, epoka umiejscowiona poza czasem, bezpieczna przestrzeń osobistej kreacji. W jednym z listów pisał:
Zdaje mi się, że ten rodzaj sztuki, która mi leży na sercu, jest właśnie regresją, jest powrotnym dzieciństwem. Gdyby można było uwstecznić rozwój, osiągnąć jakąś okrężną drogą powtórne dzieciństwo, jeszcze raz mieć jego pełnię i bezmiar – to byłoby to ziszczenie „genialnej epoki”, „czasów mesjaszowych”, które nam przez wszystkie mitologie są przyrzeczone i zaprzysiężone. Moim ideałem jest „dojrzeć” do dzieciństwa. To by była prawdziwa dojrzałość.
Genialna epoka to czasy mesjaszowe, czyli dzieciństwo, bo wtedy wszystko jest możliwe. Granice świata wyznacza jedynie wyobraźnia, a drzewa i zwierzęta zdają się mówić zrozumiałym językiem. Czy o tym właśnie miał być Mesjasz? O powrocie do dzieciństwa, tym wiecznym ruchu wstecz, aby siebie – zagubionego – odzyskać? Nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak zarówno Sklepy..., jak i Sanatorium… to tworzenie własnej mitologii.
W liście do Juliana Tuwima, Schulz pisał:
Nosiłem w sobie wówczas jakąś legendę o „genialnej epoce”, która kiedyś była rzekomo w moim życiu, nie zlokalizowana w żadnym roku kalendarza, unosząca się ponad chronologią, epoka, w której wszystkie rzeczy oddychały blaskiem bożych kolorów, jak haust czystej ultramaryny. Nigdy jej naprawdę nie było. […] Pan mnie nauczył, że każdy stan duszy, dostatecznie daleko ściągany w głąb, prowadzi poprzez cieśniny i kanały słowa – w mitologię. Nie w zastygłą mitologię ludów i historyj – ale w tę, która pod warstwą nawierzchnią szumi w naszej krwi, plącze się w głębinach filogenezy, rozgałęzia w metafizyczną noc.
Czyżby zatem Mesjasz nie był wcale o Sabataju Cwim i Jakubie Franku, ale o nim samym właśnie, Brunonie Schulzu? A jeśli tak, czy nie o każdym z nas, o ile tylko dojrzeliśmy do własnych epok genialnych, czasów mesjaszowych, kreacji nieskrępowanej?
Kostka, łydka, zgrabna stopa w lekkim pantofelku
Jeśli kobieta, to zawsze taka: biel i światłość. Jeśli mężczyźni, to tylko: zgięci w pół, ukryci w mroku. To światy równoległe, pomiędzy którymi położona jest kładka – zgrabna stopa w lekkim pantofelku. Albo pejcz. Anna Kaszuba-Dębska zanurza się pomiędzy kolejne stronice Księgi bałwochwalczej i próbuje zrozumieć Schulza. Daleka jest jednak od nazbyt łatwych i szumnych etykietek. Będąc sama malarką i pisarką, potrafi przybliżyć się do twórcy z Drohobycza na niespotykaną wręcz odległość. Z jednej strony przypatruje mu się nie bez fascynacji i jakiegoś kobiecego ciepła, a z drugiej – stawia wyraziste i zdystansowane sądy. Taki sposób pisania biografii zjednuje czytelnika. Jak wygląda zatem wzbudzająca tyle sensacji sfera życia pisarza? Cierpliwie rekonstruuje fascynację ojcowską Księgą, gdzie zbierane były ogłoszenia i reklamy z gazet, a na nich modelki w zmysłowych pozach i niemal baśniowymi rekwizytami (długie włosy, które stają się odzieniem, flakoniki, ampułki, skrzynie). Wnikliwie wczytuje się w kolejne miłości, oświadczyny, zerwane narzeczeństwa, aby dostrzec Schulza jako mężczyznę, który przegrywał walkę z własnymi demonami. Sam pisarz miał tego świadomość, o czym świadczą podejmowane listownie konsultacje z psychologami, bardzo dobra znajomość literatury medycznej. Bruno Kaszuby-Dębskiej ukazuje człowieka, który nie mieści się w jednym życiorysie. Gdyby było ich dwóch lub trzech, z pewnością byłoby łatwiej. Od dzieciństwa rysował, ale to pisarstwo przyniosło mu sławę. W grafice był nieskrępowany seksualnie i zupełnie się tego nie wstydził, podczas gdy w literaturze realizował się duchowo. Od wczesnych lat szkolnych, w zasadzie od kiedy tylko wziął ołówek do ręki, podziwiali go koledzy i nauczyciele, ale nigdy kobiety. Może gdyby było dwóch albo trzech osobnych Brunonów Schulzów, byłoby mu (im) łatwiej. Ale zamiast tego musiał tłamsić, upychać ich w jednym życiorysie, panować nad nimi (sobą). Odbywać to się mogło jedynie za cenę wewnętrznego terroru, ulegnięcia wobec własnego demona. Nie mąż, nie ojciec, ale on – artysta.
Bruno. Epoka genialna Anny Kaszuby-Dębskiej to książka do wielokrotnego czytania. I nie tylko dlatego, że ponownie (po Kobietach i Schulzu) zrywa z chronologią. Taki zabieg oczywiście pozwala zajrzeć do wnętrza twórczości i życia pisarza z niespotykanych dotąd kątów i ujrzeć inne perspektywy. Autorka dała czytelnikowi portret, który jest wynikiem wielu lat pracy, rzeczywistego wnikania w życiorys i twórczość jednego z najwybitniejszych twórców XX wieku. Jednocześnie jest to książka pisana z pozycji krytycznego zachwytu i bliskiego dystansu – wielbicielki i krytyka jednocześnie. Jestem przekonany, że gdzieś tam w zaświatach, Bruno Schulz już pisze, jak to miał w swoim zwyczaju, piękny list do pani Ani.
A. Kaszuba-Dębska, Bruno. Epoka genialna, Znak, Kraków 2020.