Przyszła pora
Przyszła pora: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”.
Opór ciągle pierwszy. Sklepienie, klepanie w tobie,
Ciemne ciało w ciemnicy. Wali się cień
Wieczności, wystają odbiorniki, zagłuszarki, anomalie.
Dotkliwie bury styczeń jak pies, co się nie może wytarzać
W śniegu, w malarstwie mrozu. Słowa bez dachu nad głową, wiara
Bez nieśmiertelności. Miłość bez troski. Żółć dobrych ludzi.
Głowa w ziemi, lęk przed wysiłkiem: zabiorą czas, energię
Na sprawy godniejsze zachodu, wschodu. Gwiazdy nie mierzą
Bezmiaru. Układ słoneczny coraz mniejszy od reszty wszechświata,
Pluton nie jest planetą. To, co najważniejsze, bez większego,
Bez najmniejszego znaczenia. Jesteś kwestią umówioną.
Rozstrojone wnętrzności, nerwica dobrych intencji.
Drogi w dziurach jak twarz tego, który zawiódł, zwiódł.
Dobrobyt sprzyja śmietnikom. Krzątanina wokół, żeby
Się wydostać z prawdy, poszukiwać porzuconej, zwietrzałej, odrzucić
Kamyk węgielny. Jakoby porządek się rozprasza, nie jest on twój.
Z nocy wykluwa się coraz mniej dnia,
Dzień sypie się, wszystko w rękach. Masz czas, korzystasz
Z prawa do jego trwonienia za wcześnie, za późno.