Trwanie
Z trudem ale przetrwałam ten czerwiec
prze-klę-ty
widziałam las
i znikł sen o pięknej safonie i prządkach
Pośrodku polany przetrwałam zaćmienie słońca
W samo południe ujrzałam matkę w oknie
tu jestem i tu zostanę – rzekła po prostu
koniec mojej wędrówki w nieznane
Później przetrwałam niejedną burzę
ile będzie tych sierpni burzliwych jesieni nad morzem
ile kłamstw – tyle obietnic nie spełnionych nadziei
i ilu świętych ucieknie z obłudnych klasztorów
to wszystko jakby w głębokim cieniu
tylko zegary nie potrafią umierać w czasie
odmierzają sekunda po sekundzie przemijanie wieków
Pamiętam jak niegdyś święty antoni uciekł o zmierzchu z klasztoru
żył w nędzy gdzieś na pustyni i zwymyślał boga od łotra
bo mu wierzył gdy obiecywał obfitość deszczu
potem pokochał diabła spalił ewangelię został marnym filozofem
jeszcze gorszym poetą był złodziejem metafor
i wrócił z pustyni bez aureoli biedny mały toni nieszczęsny antonio
nie wiem też ilu jest dziś takich antosiów wśród tłumu
nie wiem kim są z jakich pochodzą domów nie wierzę nikomu
nawet sobie
a cóż tym próżnym demagogom klęski własnego nieszczęścia chwili
przetrwałam zapewne i przetrwam wszystkie odnowy barw cieni ciszy i wrzasku
był czas jest czas będzie czas
a między tym jest trwanie człowieka
i bóg
który zbyt szczodrze obdarza ludzi łaską człowieczeństwa
6.10.80