14.10.2020

Zapiski ze znikania

Urszula Kozioł to poetka, której nie trzeba specjalnie przedstawiać czy rekomendować czytelnikom. Urodzona w 1931 roku, debiutująca wraz z pokoleniem „Współczesności”, zdobyła już trwałe miejsce w panteonie poetów polskich XX i XXI wieku. Oprócz wierszy pisała dramaty, powieści i opowiadania oraz felietony.

Gdy w 2011 roku Urszula Kozioł otrzymała nagrodę Silesiusa za całokształt pracy twórczej, przewodniczący jury, profesor Jacek Łukasiewicz, mówił:

Jej twórczość zwraca uwagę swoistym językiem, stylem i związkami z tradycją. Charakteryzuje się również pewnymi pytaniami natury filozoficznej: kim jestem?, czym jest świat?, oraz pytaniami o realność świata i czasuUrszula Kozioł, https://culture.pl/pl/tworca/urszula-koziol [dostęp: 23.04.2020].[1].

To, o czym wspomniał profesor, obecne jest w ostatnim wydanym dotąd tomie wierszy poetki pod tytułem Znikopis, który ukazał się w 2019 roku.

Do tradycji nawiązuje tu poetka wprost, czyniąc mottami swoich wierszy cytaty z twórczości Adama Mickiewicza, Horacego, a najczęściej – Jana Kochanowskiego. Przykładowym nawiązaniem do twórczości tego ostatniego jest wiersz Nutka spod lipki, opatrzony mottem: „Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie”. Poetka cytując początek fraszki Na lipę Kochanowskiego, podając jego inicjały pod cytatem i cały wiersz tytułując tak, aby kojarzył się ze znanym  ze szkoły utworem, nie pozostawia miejsca na wątpliwości dotyczące ewentualnych powinowactw swojego utworu z utworem mistrza z Czarnolasu.

W innym wierszu – zatytułowanym Bez monumentu – poetka nawiązuje do Horacego, i żeby nie było zastrzeżeń (choć sam tytuł i treść wiersza wystarczyłyby, aby czytelnik domyślił się tego odniesienia), umieszcza przed swoimi strofami króciutki fragment Exegi monumentum: „Nie wszystek umrę…”. Zamiast jednak utwierdzić się w przekonaniu, że poezja zapewni jej nieśmiertelność, Urszula Kozioł raczej ponuro stwierdza: „Dzisiaj poeta powie – umrę wszystek”. Dalej zaś pisze, również mało optymistycznie:

próżno bajać
że choć syn minie pismo
to wnuk z pewnością je sobie przyswoi

otóż wnuk dzisiaj wcale się nie pali
do wertowania bazgrołów dziadka

W kontekście tych słów przypomina się utwór Wieczór autorski Wisławy Szymborskiej, zaczynający się od słów: „Muzo, nie być bokserem to jest nie być wcale. / Ryczącej publiczności poskąpiłaś nam”.

Obydwie poetki, choć zaznaczyły, że w naszej epoce poezja nie jest w cenie, nie zrezygnowały z tworzenia jej.

Spostrzeżenia podobne jak w Bez monumentu zawarła Urszula Kozioł w wierszu Z przeinaczeń:

Piszę grochem o ścianę nie czytają
piszę głosem wołającego na puszczy nie słuchają
piszę palcem na wodzie nawet nie spojrzą

Dzisiejszy przeciętny przedstawiciel gatunku homo sapiens od poezji woli nowinki techniczne, co grozi – zdaniem poetki – jego „odczłowieczeniem”, o czym czytamy dalej w tym samym wierszu:

zakutani w te swoje kable jak kneble
w sznurki troki wtyczki do uszu do
podnoszenia brwi do breloczka tabletu smartfona
patrząc nie widzą słuchając nie słyszą
[…]

zalani radio-falą od
człowieczają się moszczą plac namiastce człowieka
sztucznej inteligencji
a niektórzy już mają wykute na blachę
jak być jak stać się wycywilizowanym do połysku
robotem

Tymczasem Urszula Kozioł, choć przekonana, że ci podobni robotom ludzie „nie czytają” jej i „nie słuchają”, ma do poezji (nie tylko swojej) oraz do słów, z których ona się składa, stosunek wręcz nabożny. W wierszu Tremendum, w którym pisze o osaczaniu jej przez ciemność – na co zwraca uwagę w omawianym tomie niejednokrotnie – a właśnie słowa są tym, co, jak mniema, może przynieść ratunek:

Ciemność oswaja mnie coraz głębiej
odwracam się do słów
uciekam się pod ich obronę

Każdej nocy zdaję się na słowo
nie znam nikogo innego kto by potrafił
stawać po mojej stronie

Wiara w moc słowa i wiersza zostaje zdecydowanie wyrażona także w utworze kojarzącym się z religijnym wyznaniem wiary, ponieważ każdy jego człon zaczyna się od deklaracji. Chodzi o wiersz Na odjezdnym:

Wierzę w krzyk milczenia
wierzę w zdolność przekraczania granicy
czasu i terytorium
przez wiersz
który umie się unieść
i z tego języka do języka innego
lekko przemieścić się „stopami z ołowiu”

Urszula Kozioł tropi poezję w tym – jak zauważyła – niepoetyckim świecie i stara się uchwycić moment, w którym wiersze się rodzą, przychodzą do niej, wyłaniają się skądś, tak choćby jak w krótkim I gdzież ten wiersz:

Wsłuchuję się w ciszę
którą przemyka szary jak myszka
wiersz
          zbieg
z samego czubka języka

Albo też jak w nieco dłuższych Metamorfozach:

a nagle bez uprzedzenia
sam z siebie wywija się wiersz
podobnie jak z własnej poczwarki
z wolna z mozołem cykada
gramoli się nóżka za nóżką

Stan, w którym poetce nie towarzyszy poezja czy zdolność do jej tworzenia, zostaje opisany – z zastosowaniem ciekawych metafor uczuciowego nieurodzaju – w wierszu Łopot:

Już myślałam, że na zawsze
zaschło mi
sercu
że przez te suche pustkowia
nie przedrze się żywy wers

Żeby wybrnąć jakoś z tych „suchych pustkowi”, należy po raz kolejny „uczepić się słowa”:

nagły wiatr wytrącił mnie
z bezruchu
uczepiłam się słowa
żeby nie upaść

teraz to słowo przywołało następne
i już oba razem
wołały następne i następne
wreszcie udało mi się sięgnąć gruntu
pod stopami
zgruntowałam
wreszcie pod stopami wiersza
złapałam oddech

W wierszu Na powrót ruskiego gawrona [który osiedlił się pod bramą mojego domu], a dokładniej w dodatku do tegoż wiersza zatytułowanym Apendyks do gawrona, znajdziemy natomiast serię neologizmów, które jednak trafnie opisują nie tylko nasz język, „naszą mowę”, ale i  mentalność współczesnego człowieka:

[…] w naszej mowie hurma neologizmów, zgorszenizmów, serwilizmów, rusycyzmów, germanizmów, angielszczyzmów, ale też mataczyzmów, fobizmów, snobizmów, manieryzmów, ostracyzmów […].

Spośród wymienionych w Apendyksie słów warto przytoczyć jeszcze kilka: „wybuczenizmy”, „zadufanizmy”, „hipokrytyzmy”, „bzdurnowatyzmy”, „tumisiwizmy”, „załganizmy” czy „zgrajdolenia do entej potęgi”. Nie wymienia się tu natomiast poetyzmów, z wiadomych powodów.

Ważnym tematem Znikopisu jest samotność:

Znajomi już odbiegli do weselszych osób
ani im w głowie zapytać jak żyję
Moi umarli zżyli się ze sobą
ja do niczego już im nie jestem potrzebna

czytamy w wierszu Okno, nie bez powodu opatrzonym mottem autorstwa Adama Mickiewicza: „Samotność, cóż po ludziach, / czym śpiewak dla ludzi…”Od tych słów rozpoczyna się Improwizacja Konrada, scena II w III części Dziadów Adama Mickiewicza.[2]. W Oknie poetka porównuje swoją samotność do samotności pustelnika:

Wcale nie muszę odejść na pustynię
żeby zamyślać się nad swoim losem
Moją pustynią są te cztery ściany
drzwi w które nikt nie puka
zamilkły telefon

Samotność, której doświadcza poetka nie dotyczy jedynie sfery egzystencjalnej, ale również twórczej. Odniesienie się do słów Konrada zwraca uwagę na samotność wywołaną brakiem słuchacza czy czytelnika, który będzie rozkoszował się tworzoną przez poetkę poezją. Wizja braku audytorium dla sztuki wydaje się być równie dramatyczna, co samotność dnia codziennego.

Poczucie osamotnienia poetka często akcentuje, zwierza się z niegotakże w smutnym wierszu Moje sylwestry. Pierwsze pięć części wiersza kończy się słowami: „a przy mnie nikogutko”. Ostatnia – zaledwie jednowersowa część brzmi: „Nikogutko samiutka a do śmierci bliziutko –”. Zakończenia każdego z pięciu wyraźnie wydzielonych członów utworu sprawiają wrażenie refrenu, który wraz rymami i rytmem, nadaje wierszowi charakter piosenki.

Nie tylko w zakończeniu Moich sylwestrów daje się czytelnikowi do zrozumienia, że śmierć bohaterki tych wierszy, jej odejście, pochłonięcie przez niebyt – są blisko. Że już właściwie pomału znika z tego świata. Albo zanika. Przekonanie o zbliżającym się końcu zostało dobitnie wyrażone w ostatnim w tym zbiorze, króciutkim wierszu Z niczym tu przyszłam:

…z niczym tu przyszłam
i
 odejdęniczym
i wkrótce będzie jakby mnie nie było.

Słowa i wiersze – to próba ratunku przed sygnalizowanymi w Znikopisie: ciemnością, nieczułością na poezję, wszechogarniającą technicyzacją, wszelkimi „wybuczenizmami”, samotnością i poczuciem bliskiej śmierci – nie zawsze przynoszą upragnione ukojenie. Nie zawsze przynoszą wybawienie. Istnieje jednak jeszcze jeden sposób, dzięki któremu można próbować przezwyciężyć to, czego poetka i człowiek w ogóle najwyraźniej się obawia i od czego „zasycha w sercu”. To humor – obecny w Znikopisie.

W wymienionym w tej recenzji wierszu nawiązującym do fraszki Jana Kochanowskiego, Nutka spod lipki, poetka to właśnie czyni – posługuje się humorem – i w żartobliwy sposób informuje:

wiersz który może napiszę
pod lipką pod zieloną

gdy we mnie się zakołysze
daję mu słowo
i puszczam go na wodę
w nie całkiem szczelnej butelce
żeby nie wracał już do mnie
niech się wkołysze pod słońce
które płynie po niebie
niech się pod wodą kołysze
niech się kolebie w butelce
albo niech trafi do ciebie

Pozostaje żywić nadzieję, że wiersz Urszuli Kozioł, wetknięty w butelkę niczym SOS rozbitka na oceanie bzdurnowatyzmów, załganizmów i technicyzmów, trafi na człowieka z gatunku tych nielicznych, którzy umieją poezję docenić. I którzy mogą się wykazać poczuciem humoru.

U. Kozioł, Znikopis, Kraków 2019.

Okładka książki "Znikopis"

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Joanna Drzazga, Zapiski ze znikania, Czytelnia, nowynapis.eu, 2020

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...