Amazonki: Morze Czarne, delta Dunaju, polana w Ryczywole
Wywodziły się od boga Aresa i nimfy Hamonii. Widywano je na wybrzeżach Morza Czarnego, w Tracji, nad Dunajem, również w górach Kaukazu. Niezwykle waleczne, tworzyły społeczność wyłącznie kobiecą, mężczyznami pogardzały. Sprawne w zabijaniu, bywało, że dawały łupnia armiom gladiatorów. Potomstwo płci przeciwnej unicestwiały, dziewczynki zaś doskonaliły w sztuce wojennej…
1. Do krainy Amazonek, nad Morzem Czarnym, pożeglował – jeśli wierzyć mitom
2. Antoni Sroka ma chatę we wsi Ryczywół, ogródek, gadatliwą żonę, której nigdy nie popchnął ani nie uderzył.
I swe lata, co przygięły go do ziemi.
Kiedyś, kiedyś miał także konia, krowy, hektary do obsiania jęczmieniem i żytem.
– Dziś mogę się przyznać do pewnej przygody – prawił mi, minionego roku, gdym zagościł na jego podwórzu. – Samemu trudno w to uwierzyć, a i w słowa ubrać nie jest łatwo. Dzień był piękny, wiosenny, świat pachniał wiatrem i rozoraną rolą. Miałem już za sobą pół dnia orki na górce pod lasem, pozwoliłem więc koniowi i sobie odpocząć. Rozsiadłem się, zzułem buty i wytrzepałem z nich grudki ziemi, siwek szczypał trawę, skowronek jazgotał nad głową, a tu z leśnej gęstwiny wychyliła się kobieta na koniu. Myślałem, że dziedziczka, bo lubiła samotne spacery, ale ta była w krótkim chałacie, widziałem odkryte mocne nogi, a kiedy – już blisko mnie – ześlizgiwała się z końskiego grzbietu, dostrzegłem – trudno było oprzeć się zdumieniu – jej nagie pośladki. Przyglądałem się temu zjawisku z otwartą gębą, gdy podeszła, bosą stopę oparła na mojej piersi czy ramieniu i z dziwną mocą powaliła na ziemię. Z trudem złapałem oddech, gdy rozsiadła się na mnie jak na snopie zboża. I brakło mi woli, a może i siły, by ją z siebie zrzucić. I nikt mnie tak w życiu nie upokorzył, ani nie sponiewierał. Na koniec jeszcze rzekła: jeśli podniesiesz rękę na swą babę, zadyndasz na tym drzewie i jej palec powędrował w kierunku rozłożystego dębu. Widywałem ją jeszcze, a może jej podobną, przemykającą na koniu pod lasem.
Nie wiedziałem: współczuć czy zazdrościć? – Co to za jedna? – wyrwało mi się pytanie.
– Amazonka, panie, amazonka!
3.W delcie Dunaju, z dala od ludzi, gdym pewnego lata trawił czas na miłej oku i duszy obserwacji ptaków, nieoczekiwanie pojawiła się obok mnie młodziutka kobieta, drobnej postury, ale sprężysta, rzekłbym muskularna, w kusej spódniczce, bawełnianej bluzce, pod którą nie dostrzegłem biustonosza. – Zszyj mi sandał – zwróciła się do mnie – dratwę znajdziesz w wiosce, to ze trzy wiorsty
Uśmiechnąłem się pobłażliwie na znak sprzeciwu. Zamierzałem odejść, dostrzegłem zaciśnięte ze złości usta i na piasku duży kamień, ku któremu powędrował jej wzrok. Nie wiem, skąd ten odruch, ale podbiegłem i odrzuciłem go daleko, jej oczy zapłonęły gniewem, na przeciągły gwizd z zarośli i trzcin, w których przed momentem buszowały ptaki, wychyliły się – dziewczęce głowy. Dziesięć, a może dwanaście. Nie czekałem dłużej. Ruszyłem żwawo w stronę wsi, w której miałem znaleźć dratwę. Zawsze byłem sprawny w biegach, umknąłem bez trudu. Wspominam rejteradę bez zażenowania, Herakles także ratował się ucieczką przed Amazonkami