Jastrząb, zając i błotniak stawowy
Wszystkie ptaki są drapieżne – powiadają ornitolodzy
Drapieżny jest drozd połykający ślimaka i wróbel czyhający na muchę.
Te, które chwytają drozdy i wróble to szponiaste.Trudno się z takim wywodem nie zgodzić
1. Jastrząb atakuje gołębie, ale nie ludzi czy wojskowe samochody, a jednak Stanisław Smaga, chwacki plutonowy, przeżył atak ptaka. Wiózł na poligon amunicję. Świeciło słońce, plutonowy myślał
o wieczornym spotkaniu z dziewczyną, jej paznokciach krwistego koloru, czułych słówkach i szeptach, rozpinaniu guzików bluzki, zaciśniętych kolanach, które przyjdzie mu pieścić i całować,
gdy z powietrza zaatakował go jastrząb, wielki jak samolot. Porównanie z samolotem, nawet z bojowym, wydaje się właściwe, bo któż – czy cóż – atakuje wojskowe transporty?
– Widocznie swój cień na szybie pojazdu wziął za łatwą zdobycz – relacjonował dumny z siebie plutonowy, bo jego pojazd bez szwanku wyszedł z ptasiego nalotu.
2.Kiedyś, kiedyś, w czasie studenckich eskapad, jeden z beskidzkich szlaków[1] przemierzałem w chłodne, wiosenne przedpołudnie. W drodze do Jaskini Niedźwiedziej natrafiłem na martwego jastrzębia rozpostartego na krzaku tarniny. Trzymał w szponach nieżywego zająca. Ot, pochwycił go tydzień może dwa przed moim nadejściem. Upolowany szarak ostatnim susem pociągnął swego zabójcę w kolczaste zarośla i złowił go – w rewanżu czy też zemście – w śmiertelną pułapkę.
Ofiara stała się zabójcą, zabójca ofiarą.
Jakaś stąd nauka, przesłanie, przestroga?
Dotykałem długą chwilę ptasich piór, szpon, otwartego dzioba
martwego króla drapieżców umęczonego we wnyku tarniny.
3.Powiadają: dług a śmierć nie minie. Śmierć – zgoda, nie minie, od długu ten i ów próbuje się wykręcić. Bywa, że niektórym się udaje. Jeden z moich dłużników miast pożyczonych pieniędzy przyniósł mi wypchanego ptaka. Powiadają również: – od złego dłużnika i plewy bierz! Martwe ptaszysko przyjąłem w pokorze. Był to błotniak stawowy, bestia wielka, brązowawo-sina, a jakże – szponiasta. Miała zimne oczy ze szklanych paciorków, pod skrzydłami woreczki cierpko pachnącej lawendy, aby jej natrętne mole nie żarły. Podziękowałem i jeszcze tamtego wieczoru wyniosłem eksponat do pobliskiego parku.
Nie znalazłem ptaka świtem.
Nie miałem wątpliwości, że nabrał w płuca świeżego powietrza[2].