11.08.2023

Kompleks Piotrusia, szewca, biedy

                                                           Freud usiłował tłumaczyć kompleksem Edypa wiele ludzkich zachowań.

Kompleksem Piotrusia Pana tłumaczy się działania mężczyzn

niedojrzałych, unikających zobowiązań, odpowiedzialności.

A biedy nie przestaję się bać, stąd kilka refleksji…

 

1.Pragnę zemsty! – krzyczała. – Krzywdzi mnie już piąty rok! Wieczny chłopiec! Mam być mu

matką, opiekunką, niańką, lalką! A ja chce być damą, kochanką, partnerem! Rozumiesz, co do ciebie mówię? – pytała – a w jej oku ogień. Miałem wynagrodzić jej pięć straconych lat?

Teraz, tu?

Czemu właśnie ja? Miała widocznie ku temu kobiece powody.

I inne pytania: jak odnalazła mnie zaszytego od świata, z dala od ludzi, wśród lasów gdziem od miesiąca – dla kaprysu – uchodził za drwala.

Trudno mi było przystać na rolę wymierzającego karę,

Ale nie sposób było się nie zgodzić,

Że jej wysiłek odszukania mnie, wart był nagrody, którą sobie wyznaczyłaDziś tamtego spotkania jakby więcej w mojej pamięci. Pojawiają mi się przed oczami jej wąskie białe dłonie, różowy lakier paznokci i mój stłuczony kciuk owinięty plastrem. Zieleń mojej flanelowej koszuli, którą osłoniłem swój nagi tors, jej biała bluzka z głębokim dekoltem, naga szyja, nad która zawisłem z pocałunkiem. I nastrój tamtej chwili: oddechy, westchnienia, szmer liści, i żółtodzioby kos na gałęzi nieskąpiący naszemu spotkaniu ptasiej uwagi. Kobiecy trud odnalezienia mnie wyzwalał próżne poczucie dumy a kobieca pewność, że ulegnę jej racjom, argumentom i ciału zmuszała do miłej uległości. Tyle mogę dzisiaj napisać. Nie znajduję jednak w wyznaniu satysfakcji raczej irytację. Nazajutrz zostałem sam z kosem. Ptak się rozśpiewał, słuchałem go pół dnia. Parę lat później w Monachium trafiłem do Pinakoteki, jedną z sal zdobił obraz Arnolda Bocklina „Faun i kos”. Kos gwizdał. Faun słuchał. Rozleniwiony, jurny, marzycielski. Dwie młodziutkie Japonki patrzyły pożądliwie. Kusił ich Faun. Nęcił. Wyzwalał pragnienia, przyzywał. Pan przyrody, przygody, kosmaty pięknoduch. I ja przystanąłem. Już w pierwszej chwili urzekł mnie ich zachwyt, Ale w drugiej i ja coś odkryłem! Pojąłem, że wtedy – przed laty – w tamtym lesie, los zetknął mnie z kobietą, która nie zemsty szukała lecz fauna![1].

 

2. Jan Goczal, nauczyciel obróbki skóry w Technikum Obuwniczym w Słomnikach, uwiódł

był uczennicę. Piękną – jak mówił – smukłą i gibką, nad wiek rozwiniętą.

– Czyż mogłem przypuszczać, że jest z mojej szkoły? Szkoła wielka, półtora tysiąca uczniów, połowa uczennic! Nie protestowała, kiedym ją przytulał, więc zgrzeszyłem.

Może lubiła dojrzałych mężczyzn? – wzdychał głęboko i nie znajdował odpowiedzi.                                                                                                                              

 – Nikt nas nie widział, a świat cały wiedział!

Panie, panie drogi, co to był za kłopot! Dyrektor, nagany, wyrzucenie z pracy! Cóż było robić, wróciłem, skąd przyszedłem: na produkcję! Robiłem kozaczki, trzewiczki, sandały. A dziś na emeryturze nie potrafię żyć bez roboty, więc dorabiam w prywatnym zakładzie:

łatam i zeluję. Pewnie, że się ożeniłem. Mam dzieci i wnuki, ale po tym – jak mnie wyrzucili – ze dwa czy trzy lata ciarki mnie przechodziły, gdym napotkał młodą!

Opowiada mi o tym, ilekroć z wytartą zelówką przekraczam próg jego zakładu.

 

3. Przyrodnia siostra mojej babki Janiny szukała szczęścia w Ameryce.

Nie znalazła. Trudno odtworzyć jej losy, opisać miasta i osady, do których wiodły ją drogi, wymienić ludzi, którzy dawali jej pracę, dach nad głową i chleb. Jej córka zmarła z głodu pod przydrożnym krzyżem – tak mówiono w kraju. Jak wieść ta dotarła? A może rzecz zmyślono?

Pod krzyżem – więc jednak blisko Boga!

Ten obraz wiele lat nie dawał mi spokoju. A i dziś nie daje.

Nie przestaję bać się biedy.

Nie minę żebraka, aby mu w czapkę nie wrzucić monetyŻebrak żebrakowi nierówny. Trafiają się żebracy zawodowi, przeważają jednak – jak mniemam – ludzie biedni jak kościelne myszy, przez prawdziwą biedę wygnani na ulicę. Kiedyś, kiedyś zaczepiła mnie Cyganka z dzieciakiem na ręku. - Pan da parę złotówek na dzieciaczka, co na ręku trzymam! Nie miałem tego dnia grosza przy duszy, więc bąknąłem przepraszająco: wybrała pani najbiedniejszego na ulicy. A ona mi na to: kto wspomoże biednego jak nie biedny? Oddałem jej zegarek czy jakiś inny niepotrzebny drobiazg.[2].

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Zbigniew Włodzimierz Fronczek, Kompleks Piotrusia, szewca, biedy, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...