Kobieta mnie bije
1. Kobieta mnie bije![1] – No proszę, okrzyk śmiech budzi a powinien grozę.
Zdumiewa mnie – że tak powiem– zdumienie mężczyzny, że przytrafiło się to właśnie jemu.
Nie on pierwszy, nie ostatni!
Hetmanowa Ogińska[2], srebrny talerz zwijała w trąbkę, a męża – jak świadczy wielu kronikarzy – chwytała
za kołnierz i wystawiała za okno. Ludzka baba, mogła na bruk zrzucić. Nie zrzucała,
Nie dlatego, że bruk twardy.
Nie chciała szybkiego końca wybornej zabawy.
2. A taka niebieskooka Anna, zadbana czterdziestolatka, bystry menager kultury, też potrafi zacisnąć piąstki, o czym najlepiej wie Karol, jej małżonek.
Tamtego dnia, kiedy z Mieciem i Stasiem sączyliśmy piwo, odnalazł nas w Ogrodzie Saskim
i uradował podbitym okiem.
Bije mnie – chciał się żalić – a nie budzić śmiech, więc znalazł współczucie.
– Choć przeciem nie ułomek! – rozpaczał nad sobą.
– Taka mocna!? – Staś pytał.
– Jak tur! – zapewniał solennie.
Znałem ją i ja. Kiedyś, kiedyś, gdy w jej życiu nie było jeszcze Karola, pozwoliłem sobie na śmiały gest i dotknąłem jej ramienia.
Nie napotkałem sprzeciwu, więc zbadałem jeszcze miękki brzuch i gładkie uda. Wiem, co mówię. Nie było to umięśnione ciało atletki.
Od tamtego momentu czasu minęło trochę lat.
Najwyraźniej nabrała furii i muskulatury.
3. – Mamo! – prosił pięcioletni szkrab – pobawię się jeszcze chwilę
i patykiem na piasku kreślił hieroglify. – Wracaj, bo ci natrę uszu – ostrzegła. Posłusznie podreptał za matką.
Patrzyłem na nich, kiedy odchodzili. Widziałem jego przydeptane buciki i jej zgrabne nogi, fale jasnych włosów, pośladki opięte kraciastą spódnicą.
– Nie rezygnuj ze swych pragnień. Cóż ci zostanie, jeśli je porzucisz? – przestrzegłem malca.
Pierwsza odwróciła głowę. Twarz miała piękną,
lecz spojrzenie smocze. – Jeśli szukasz guza, to parasol strzaskam na twym łbie! – zabrzmiały
jej słowa. W balladzie mistrza Adama[3] jeden z łotrów używa podobnego zwrotu,
gdyby zacytowała dosłownie, moglibyśmy się może uśmiechnąć. Ale tu
nie chodziło o wymianę uśmiechów. Tu chodziło
o spełnienie groźby.
A tego – rzecz jasna – nie chciałem. Więc zamilkłem.