16.11.2022

Mówię pochyloną cambrią (fragment)

[…]

O 10 lat wcześniej od samego Miro i Picabia. Centre Pompidou

stanęło otworem. Vasily Kandinsky patrzył na rzeźby

jak na objawienie liczby. A ty brałaś nauki survivalu

w wychudłym krajobrazie i notowałaś pamięć w szarym

zeszycie. Czarne myśli lgną do szarego.

 

Brak emocji w rzeźbach. Może życie

przejrzało się w ich zwierciadle, może najpierw kochałaś

za mocno na dobre, a potem złe przyszło.

Może w cieniu Innego nie było łatwo.

Gdybyś poczekała jeszcze chwilę 

ze swoją młodością. Twój czas teraz nastał.     

 

Ciąg Fibonacciego to jest stroma piramida liczb,

na której nie spocznie serdeczny ptak. Pochłania go

zaraz przestrzeń, w  którą wnika

i która wsiąka w niego.

 

Doskonała liczba i nieśmiertelna. Oto, czego nie ma ciało.

Codziennie potykałaś się o jego kalectwo. Brak ręki

zastąpił skrzydłem, w miejsce nogi wstawił lotkę.

Tobie oddał własny ból fantomowy.

 

Ciąg Fibonacciego to jest stroma ucieczka na szczyt

z instynktem formy, a potem nieskończenie wiele               

zejść zachodnią stroną

już w ciele Syzyfa.

 

Na nogach sine miejsca po odmrożeniach. W Wilejce

zero bezwzględne jest absolutne, a ty bez pończoch

woziłaś na sankach drewno z lasu i Innego

do szkoły. Mężniałaś, mężem nie będąc.

Gdyby staruchom nie wrastały paznokcie do bólu,

córka nie miałaby mleka. Dobrze, że staruchom

wrastały paznokcie.

 

Wzrost metr sześćdziesiąt cztery i wyczyny pływaczki.  

Zastygasz jeszcze czasem w tym bezruchu wyjętym

z Nowosielskiego. Od Strzemińskiego czapka

wsunięta na głowę łamie stereotyp ulicy. Strzemiński

to jest ten Inny, który chciał z ciebie zrobić

Takiego Samego.

W zamian strugałaś mu kredki, nabijałaś blejtramy.

 

Błądzisz po wysypiskach i szukasz tożsamościKatarzyna Kobro urodziła się w Rosji w 1898 roku, była córką Mikołaja Georga Kobro, ze starego niemieckiego rodu von Kobro, i Rosjanki Eugenii Wasiliewnej Rosanowej, w jej żyłach płynęła także krew łotewska. Katarzyna Kobro i Władysław Strzemiński wzięli w Rydze ślub kościelny, to było warunkiem uzyskania przez Kobro obywatelstwa polskiego. Zamieszkali w Polsce. Podczas okupacji (II wojna światowa), wobec nacisków władz niemieckich wynikających z jej niemiecko-rosyjskiego pochodzenia i w trosce o los dziecka, podpisała "listę rosyjską" uprawniająca m.in. do zwiększonego przydziału żywności. Strzemiński nigdy nie wybaczył jej tego kroku. Od tego momentu nastąpiły rozłam w szczęśliwym jak dotąd małżeństwie i nienawiść małżonków po grób. Kobro nie sposób jednoznacznie przypisać związku z jakąkolwiek narodowością.[1],

jak kiedyś wyrzuconych rzeźbJeszcze trwała II wojna światowa, gdy Katarzyna Kobro i Władysław Strzemiński wrócili z Wilejki do Łodzi. Tam się okazało, że ich dom zajęli Niemcy, a rzeźby zostały wyrzucone na śmietnik. Kobro chodziła więc po łódzkich wysypiskach i szukała swoich prac. Znalazła część rzeźb, oczyściła je, zapakowała w dorożkę i przywiozła do domu.[2].

Wiała przez nie w piwnicy ciemna obojętność. Kotki,

pieski i lalki z trykotowymi główkami

sprzedawały się lepiej. Aż wreszcie

udaje się zejść ze stromizny

ciągu Fibonacciego.

Płeć jak nieoperacyjny nowotwór.

Jeszcze tylko złote zęby wypchnąć z dziąseł

na czarną godzinę dla Niki.

 

Gazety milczą. Na pogrzebie pustki.

Te błękitne kwiatki nie są od Innego. Na grobie

przysiadł smutek rzeźby i czasem przylatuje

mysikrólik.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Elżbieta Musiał, Mówię pochyloną cambrią (fragment), Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...