na śmierć zegarka przejechanego zimą przez samochód (fragment)
XIII
I pomyśleć, jak ewoluuje chaos.
Jak nurza korzenie w czasie.
I jak za namową swoją wstępuje w ciszę.
Cisza jest muzyką bezruchu –
krok w siebie
i znowu krok.
Tam dogania przestrach.
Tak wtedy zerkam,
jak złodziej zlękniony raz po raz
przez ramię,
a cień mój dźwiga na swoich barkach
w dwójnasób ciężkie przeczucie –
ciebie
i siebie.
Ja i Ty. I jeden cień.
Prawda,
że to zabawny rachunek?
Jak ostatecznie układa się w nieistnienie.
XIV
Kim jesteś, że nie jesteś słowem,
choć ciałem się stajesz.
Uschłym ciałem tatuowanym surową filozofią wiatru.
Ciałem,
co wyparło się siebie.
Jestem swoją skórą,
która zdąża w przyszłość.
Myliłam się,
moja skóra
nigdy nie należała do mnie.
Tak jak moim nie był każdy dzień
ani dom,
ani książka,
tym bardziej obraz.
Przychodzą nie wiedzieć skąd,
pomieszkają w nas trochę
i odchodzą.
XV
Pytał mnie poematem: Kim jest
ten trzeci, który ciągle idzie obok ciebie
T. S. Eliot, „Ziemia Jałowa” w tłumaczeniu Krzysztofa Boczkowskiego, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1991. [1].Właśnie siedziałam na wygrzanej ławce października
samotna.
Gdy liczyć nas jesteśmy tylko ty i ja
T. S. Eliot, „Ziemia Jałowa” w tłumaczeniu Krzysztofa Boczkowskiego, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1991. [2].Jaki zabawny rachunek.
Jak ostatecznie układa się w nieistnienie
na tej „ziemi jałowej”.
Cień słów,
ciało bez cienia
i wiekuisty pochód ziaren piasku.
I piach w oku.
Eliocie,
miałam plażę w sobie
rozległą po brzegi czasu
i nigdy nie miała rozstać się ze mną.
Nie myślałam o braku,
o braku czegokolwiek, choć zgubiłam,
zgubiłam czas z oczu.
Nie należało wspominać o Trzecim.
Nie potrzebowałam przecież niczego
na pustkowiu miasta.
Byłam cicha
obok twojej niemej wiedzy.
Potem spadł liść
i jasna stała się ponad moją głową
wasza rozmowa. Twoja z Trzecim.
A nie trzeba było zachwiać
tego spokoju na pustkowiu miasta.
Lepiej było nie powiedzieć. Lepiej.