10.05.2022

Na granicy wypowiadalnego. Jarosław Mikołajewski, „Modlitwa wieczorna”. Glosy do wiersza

Przedziwnie hipnotyczny i nieprzytomnie piękny jest zacytowany wiersz Jarosława MikołajewskiegoJ. Mikołajewski, Modlitwa wieczorna, „Topos” 2016, nr 1 (146), Arkusz poetycki.[1]. Wiersz to, podkreślam, niezwyczajnej i zarazem rzadko spotykanej w najnowszej poezji duchowej urody, pełen myślowej głębi. Ukrywa też jakieś bliżej niesprecyzowane, acz dające się wyczuć, dotkliwe cierpienie, tęsknotę, poszukiwanie i zagubienie lirycznego głosu w ogromie wszechświata. Nie wyraża jednak tych uczuć bezpośrednio, nie mówi o nich wprost. Tego stanu metafizycznej i egzystencjalnej udręki można się zaledwie domyślić i wnioskować o nich z poszarpanych, jak gdyby wyrywanych z wnętrza, wyznań bohatera. I do tego jeszcze ta niewypowiedziana czułość, wypływająca gdzieś spod spodu cierpienia i spod spodu słów… co jest jej przedmiotem i co ją wyzwala? Życie? Samo istnienie i jego pełna sprzeczności natura? Rilkeańskie wspomnienie dzieciństwa? Powrót do dzieciństwa, w którym i dzięki któremu nagle dorosły człowiek dostrzega momentalność i świętość tego, co po prostu jest? „Luli luli w żłobie / luli luli w grobie” – to czuła i okrutna zarazem kołysanka, przypominająca kolędę przywołującą chyba nie tylko Chrystusa, którego kołyska zapowiada grób, jak w ikonografii wschodniej, ale i człowieka, od małego poddanego prawu śmierci. Słychać tu i Słowackiego z jego lirycznym „Lulajże Jezuniu”, śpiewanym nie tylko Nowonarodzonemu, ale zaklinającym w świętej melodii macierzyńską czułość wobec każdego ludzkiego dziecka, zagrożonego niebezpieczeństwem śmierci.

Bóg, który jest człowiekiem: „tobie ząbek mleczny”, i człowiek, który jest Bogiem (przeznaczony do żywota wiecznego), łączą się nierozerwalnie. Człowieczeństwo jest w Bogu, ale i boskość jest w człowieku, objawiając ślady Niewidzialnego. A przecież mimo emocjonalnej powściągliwości, można, bez specjalnego ryzyka błędu, być przekonanym, że właśnie tego rodzaju tragiczne i pełne czułości, fundamentalne doświadczenie egzystencjalne i metafizyczne stanowi tu twórczy impuls czy wręcz imperatyw dla podjętej w utworze refleksji. To właśnie ów stan jakiegoś duchowego niespełnienia, polegającego na bolesnym poczuciu niepochwytności przedmiotu własnej tęsknoty, a jednocześnie zaś stan niespokojnego oczekiwania, generują liryczną wypowiedź bohatera tekstu. Jest to zatem refleksja o charakterze metafizycznym, a mówiący podmiot tekstu zdaje się być wychylony ku czemuś poza nim samym i poza horyzontem bieżącej, namacalnej rzeczywistości. Ku czemuś, co z jednej strony przeczuwa jako całkiem inne, czego pożąda i zarazem, sfery, której istnienia, z drugiej strony, nie jest wcale do końca pewien. W ten sposób wytwarza się napięcie, implikujące paradoksalność jego, bohatera, duchowego przeżycia. Jest ono jednocześnie przeżyciem człowieka wiary i w tym samym momencie doznaniem zupełnego ogołocenia poznawczego, sytuującego się na granicy ateizmu lub doświadczenia mistycznego. Czy jest możliwa jednoczesność wiary i ateizmu? Takie połączenie jawiłoby się jako kolejny paradoks wpisany w doświadczenie lirycznego „ja”. Istotny wydaje się tu element owej jednoczesności wiary i niewiary mających miejsce w tym samym czasie, gdyż to on właśnie pokazuje skalę wewnętrznego rozdarcia (znajdującego przezwyciężenie w ciemnej kontemplacji), prowadzącego w efekcie do spotykania się i przeplatania boskiego z ludzkim. Jednoczesność wiary i niewiary staje się tu duchowym zwornikiem, naznaczając doświadczenie wewnętrznego „ja”, mówiącego w wierszu o piętnie nieusuwalnego dramatu istnienia.

Tak opisana ambiwalencja pozwala też, jeśli przyjąć interpretację teistyczną, umieścić doświadczenie bohatera lirycznego w kręgu teologii apofatycznej, w której silnie zaznacza się niepojętność Boga, Jego nieprzystawalność do jakichkolwiek o Nim wyobrażeń i zasadnicza niemożność wyrażenia Go poprzez pozytywne kategorie pojęciowe. Jest, ale jest zawsze inny, co powoduje wieczne nienasycenie podmiotu, na zawsze niezaspokojonego w swoim głodzie. „Umrzeć za to, co Niewidzialne. Oto prawdziwa metafizyka”. Czy tego rodzaju Levinasowski trop otwiera drogę do zrozumienia istoty wewnętrznych dążeń lirycznego „ja”?

Najpewniej więc w owej ontologicznej niepewności upatrywać należy pierwszego źródła znamiennej dla wiersza opalizacji, jego wielowymiarowości i wieloznaczeniowości, generującej niekiedy sensy wzajemnie sprzeczne, piętrzące się przy tym i nakładające na siebie, często w obrębie jednej nawet strofy, co z kolei wytwarza gęstą siatkę czy poplątany labirynt rozmaitych możliwości semantycznych.

Jedna z nich mogłaby zakładać, iż to mnożenie sensów, multiplikacja problemów i możliwych odpowiedzi miałaby obrazować absurdalność wszelkich pytań o Boga i przedstawiać w związku z tym koncepcje zbliżone do nihilizmu. Dramatyzm „ja” lirycznego byłby wówczas zbliżony do Sartre’owskiej pustki, wypełnionej po brzegi absurdem. Nie sądzę jednak, by taka hipoteza interpretacyjna była właściwa. Czemu, w takim układzie, miałby bowiem służyć tytuł utworu, eksponujący jego modlitewny charakter? Byłby prowokacją? A może miałaby to być rozpaczliwa modlitwa w obliczu nicości? To trochę tak, jak w wierszu Wittlina, gdy bohater modlił się do Boga, w którego istnienie nie wierzył i zaklinał Go, by jednak był. Więc Sartre’owska nicość, czy może bardziej Nicość, przechylająca doświadczenie „ja” w stronę transcendencji? Bliższe jednak prawdy tekstu zdaje mi się takie jego odczytanie, które umieszcza liryczne „ja” w metafizycznym kręgu, uruchamiającym hermeneutyczną karuzelę zmierzającą do zrozumienia siebie, Boga i świata, a bardziej jeszcze zrozumienia siebie w Bogu i w świecie oraz Boga w sobie i na zewnątrz siebie.

Skojarzenie piosenkowej, chciałoby się rzec, rytmiczności, wspartej dodatkowo wyrazistymi rymami, z zupełnie fundamentalną i arcytrudną problematyką teologiczną i filozoficzną, otwierającą naraz perspektywę eschatologiczną, epistemologiczną i egzystencjalną, daje w efekcie zderzenie porażające i poruszające. Tym bardziej że wszystkie te znaczeniowe sugestie skupione zostały w formie lapidarnej, komprymującej treści, wyrażone przy pomocy skrótów myślowych, fundowanych na elipsie. Wspomniane porażenie ma więc charakter zarówno intelektualny, jak i estetyczny. Utwór uwodzi bowiem przy tym jakąś barokową zgoła kunsztownością wyrazu, odsyła do Mikołaja Sępa Szarzyńskiego i Sebastiana Grabowieckiego, zatrzymując uwagę serią niedających się zgodzić antytez, tworzących sieć rozgałęzionych paradoksów, wywiedzionych z tradycji ewangelicznej i potwierdzonych jako konwencja wypowiedzi przez tradycję mistyczną. Wiersz, który wręcz nie pozwala od siebie odejść, nie daje się oderwać od siebie, przykuwa, a odsłaniając kolejne możliwości zawartych w nim znaczeń, i tak w końcu pozostawia czytelnika z odczuciem niepojącego niedosytu i irytującej interpretacyjnej bezradności, jeśli nie po prostu porażki, kapitulacji, klęski. Pozostaję więc jako odbiorca z przekonaniem, że dotknęłam zaledwie jakiegoś niewielkiego fragmentu ukrytych w nim sensów, które jakoś wychwytuję intuicyjnie, ale których de facto nie potrafię ogarnąć racjonalnie i zwerbalizować w czytelny komunikacyjnie sposób. Czy nie będzie zbyt zuchwale, gdy powiem, że utwór ten jest trochę jak Bóg, który też przecież jest zawsze dalej, zawsze inaczej: „bez przerwy na opak / i nigdy na temat”, jak przenikliwie zauważa mówiące w utworze „ja”.

Bo też Bóg właśnie jest bohaterem jego lirycznego rozmyślania, rozmyślania, na którego zapleczu odkryć można nie tylko odwołania do literackiej tradycji, szczególnie do przywołanej już estetyki barokowej, a może też miejscami, poprzez poetykę, do konkretnych autorów, także współczesnych. Co chyba nie mniej istotne, ujawnia wielkie nawiązania i aluzje do wiekowego dziedzictwa myśli mistycznej i filozoficznej, co po części, już jakoś zostało wskazane w mojej analizie. Żeby więc raz jeszcze podejść do utworu i pomału, stopniowo zbliżyć się do wielokształtnych i zarazem migotliwych znaczeń w nim pomieszczonych, żeby niejako oswoić go trochę, a siebie bardziej ośmielić do dalszego spotkania z tekstem, spróbujmy zdać sprawę z zaobserwowanych kontekstów. Najpierw skojarzenie, nazwijmy je: polonistyczne, powstające na poziomie podobieństw w zakresie poetyki. Otóż wydaje się, iż przytoczona przed momentem charakterystyka natury działania Boga: „bez przerwy na opak / i nigdy na temat” przypomina nieco mechanizmy operowania paradoksem przez Wisławę Szymborską, uruchamiając podobny typ językowego dowcipu. Odsyłają też owe analogie do poezji Jana Twardowskiego, ukazującego Boga jako tego, który zawsze zaskakuje i zawsze objawia się inaczej, niż mógłby się tego spodziewać wypatrujący go człowiek. Przede wszystkim ewokowany w tekście obraz Boga odwołuje się do wyobrażeń pochodzących z Biblii.

Najbardziej zatem oczywiste i niejako najprostsze mogłyby się wydawać owe aluzje o proweniencji biblijnej i ewangelicznej. Dlatego też od nich zaczynam, chociaż zaraz się okaże, jak bardzo są one zakamuflowane i nieoczywiste znaczeniowo, nawet jeśli nie sprawiają problemu ze wskazaniem ich kulturowego zakorzenienia. Już pierwszy wers pierwszej strofy odsyła mianowicie do starotestamentowej frazy „Jestem, który jestem”, podejmując z tą autoprezentacją Boga swego rodzaju grę. Dzieje się tak, gdy uwzględnimy przerzutnię, a Bóg ukazany jako obecny nie zawsze i stale, lecz jedynie w chwili, pozwala na zakwestionowanie Jego niezmienności i odwieczności. Ten trop mógłby znaleźć potwierdzenie we wcześniejszym określeniu Boga jako tego, który się nieustannie stwarza: „stwórz się jeśli jeszcze / siebie nie stworzyłeś”, co z kolei otwiera ślady pochodzące z gnostyckiego i kabalistycznego myślenia. Być może, w takim ukazaniu Boga, jako obecnego zawsze i obecnego jedynie w chwili, zaznaczają się dwa porządki. Z jednej strony, porządek ontologiczny, odnoszony do pierwszego wersu, z drugiej, porządek egzystencjalny, w którym Ten, który Jest Zawsze i Wszędzie, jawi się człowiekowi jako obecny zaledwie w chwili lub też jako w ogóle nieobecny, na co wskazuje z kolei początek następnej strofy: „co nigdy cię nie ma”. Jeśli i tym razem uwzględnić przerzutnię, otrzymujemy sens zaprzeczony wobec konstatacji płynącej z poprzedniej zwrotki. Cały zresztą wiersz zbudowany jest na zasadzie serii odwróconych paralelizmów, dzięki którym sensy zarówno przeciwstawne względem siebie, jak i sensy równoległe, dające się odnieść zarówno do Boga, jak i do człowieka, przeplatają się jak warkocz.

Znamienne są też prośby kierowane przez bohatera tekstu do Boga. Rzucają one sporo światła na ewokowany w utworze obraz absolutu jako Przedwiecznego, w którym wszystko istniało, zanim zostało stworzone. Ujawnia się tu zarówno wątek Pawłowej teologii, jak i być może, jakieś pogłosy mistyki nadreńskiej z mistrzem Eckhartem w roli głównej. Sformułowanie „przyjmij moje prośby / które już spełniłeś” i dwa wcześniejsze: „który już mi dałeś / co właśnie odkrywam i dawno zabrałeś / czego się wyzbywam” ukazują uprzedniość działania Boga wobec człowieka, wskazują też na bezczasowość czy pozaczasowość i wiecznotrwałość rzeczywistości boskiej, w której nieustająco panuje wieczne Teraz. Wtedy kategorie ziemskiego upływu czasu nie mają zastosowania. Kolejne prośby, wyrażone w ciągu paradoksów: „podaruj cierpliwość / bycia niecierpliwym / ofiaruj szczęśliwość / bycia nieszczęśliwym”, dają się rozumieć na co najmniej dwa sposoby. Albo widzieć je można jako swego rodzaju grę słowną mającą na celu potwierdzenie absurdalności metafizyki, albo też (jeśli uznać tę opcję odczytania za niezgodną z intencją utworu) są wyrazem przedziwnie trafnej intuicji duchowej lirycznego „ja”, świadomego, iż duchową przestrzeń konstytuuje dialektyka paradoksu. Można ją dodatkowo umocować w przekazie mistyków karmelitańskich, wspominających w swych pismach o takim natężeniu przeżycia, w którym w chwili największego cierpienia możliwe jest równoczesne osiągnięcie najwyższego szczęścia. Natomiast „radość odrzucenia / [zesłana] w nagrodę” daje się rozpoznać jako „radość doskonała” św. Franciszka z Asyżu.

Czy nie za dużo tych tropów, nawiązań i aluzji? Czy w ich mnogości nie uciekł gdzieś liryczny bohater, przestraszony naddatkiem naukowych dygresji? I śpiewa sobie po cichu, ukradkiem luli luli…

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Zofia Zarębianka, Na granicy wypowiadalnego. Jarosław Mikołajewski, „Modlitwa wieczorna”. Glosy do wiersza, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...