13.03.2024

Prostota i piękno. Recenzja tomiku „Zielony anioł i inne oktostychy” Piotra Szewca

Piotr Szewc w swoim najnowszym zbiorze poetyckim proponuje czytelnikowi zestaw liryków tyleż jednorodnych i regularnych w formie, co niezmiernie bogatych pod względem treści.

Piękno tkwi w prostocie. O tej, nomen omen, prostej maksymie niejednokrotnie się zapomina. Na pewno każdy z odbiorców poezji nie raz zetknął się z literaturą, w której forma wyraźnie przewyższała treść, w której głębia myśli niewiele miała wspólnego z głębinami. Z najnowszym tomikiem poetyckim Piotra Szewca jest dokładnie odwrotnie. Zielony anioł to książka wypełniona kilkudziesięcioma pozornie prostymi wierszami, zbudowanymi wedle jednego, powtarzalnego konceptu. Jednak tak naprawdę są one mocno nasączone treścią i dzięki jasno określonej formie pozwalają tej treści należycie wybrzmieć.

Na początek zatrzymajmy się na tytule i zawartym w nim określeniu konkretnego typu liryku, na który w tej publikacji decyduje się Szewc. Oktostych, czyli co? Jak sama nazwa wskazuje, jest to wiersz, którego istotę wyznacza cyfra osiem. Osiem strof dwuwersowych lub po prostu osiem wersów zestawionych w dystychy – to prosty i klarowny fundament tej konstrukcji poetyckiej.

To forma znana od dawien dawna. Korzystali z niej choćby Kasper Twardowski w Pochodni miłości bożej (pionierskie użycie tej formy w rodzimej poezji) czy też poeci bardziej współcześni, jak choćby Jerzy Liebert. Tomik o tytule Oktostychy wydał też swego czasu Jarosław Iwaszkiewicz. W wydanym w 1919 roku zbiorze autor Panien z Wilka zawarł utwory składające się każdorazowo z czterech dystychów. Wiersze Iwaszkiewicza pochodzące z tego tomu powstawały w latach 1917–1918 i nawiązywały w dużej mierze do jego przeżyć z pobytu na Ukrainie. Powtarzalna forma pozwoliła na kondensację szczerej, osobistej myśli na kartach tego tomiku.

Jak zauważali komentatorzy liczącego już przeszło sto lat zbioru, zwracała w nim uwagę niezwykła formalna regularność utworów. Jak stwierdził w swoim tekście (opublikowanym w 1999 roku w „Pamiętniku Literackim”) Adam Dziadek, ta formalna regularność musiała zwracać uwagę każdego odbiorcy i to natychmiastowo przy pierwszym kontakcie z Oktostychami. I rzeczywiście, dokładność oraz swego rodzaju schludność i porządek tych ośmiowersowych liryków z miejsca wywołują u odbiorcy wrażenie ładu. Można by rzec: są niczym świeżo rozłożony obrus zapraszający do bogatego stołu poezji. Jerzy Kwiatkowski nie bez przyczyny pisał o oktostychach jako o przykładzie „estetyzmu doskonałego” czy też „estetyzmu do potęgi”J. Kwiatkowski, Poezja Jarosława Iwaszkiewicza na tle dwudziestolecia międzywojennego, Warszawa 1975, s. 60.[1].

I z tego właśnie bogactwa i maestrii estetyzmu korzysta w swej twórczości Piotr Szewc. Przytoczmy w tym miejscu w całości jeden z utworów z jego zbioru, by naocznie się o tym przekonać. Oto liryk zatytułowany Bławatki bratki:

Najpierw cię narcyz potem bez odurzy
Po nich twarz schowasz w piwonii lub róży

Po niebie słońce leniwie się toczy
Garść płatków jabłoń kładzie ci na oczy

W żółtym lubinie czarny żuk i pszczoła
Z krzaka jaśminu słowik dzwońca woła

Jutro w procesji przejdzie Boże Ciało
Bławatki bratki będzie was za mało

Z łatwością dostrzegamy regularny rytm, w który z miejsca zanurza się czytelnik tej poezji. Regularność rytmu jest wsparta regularnością jeszcze jednego rodzaju – dokładnymi rymami. A także równą liczbą sylab w poszczególnych wersach. Ten jedenastozgłoskowiec przynosi tym samym miarową melodię. Miarowość tejże melodii łączy się harmonijnie z tematyką – z rytmem i urodą natury przynoszącej kolejne kolory, kolejne odcienie kwiatów. Gdzieś pomiędzy tymi kwiatami, pomiędzy ukwieconymi oktostychami, skrywa się zaś zachwyt nad światem, nad jego bogactwem, a jednocześnie odczytać tu można przeświadczenie o tym, że to bogactwo ukazać się może w czymś tak prostym, jak kwiaty.

Owo spotkanie człowieka z naturą powraca zresztą nagminnie w poezji Szewca. Tajemnice łąk, lasów, zwierząt zostają ukryte pośród ośmiowersów. A spod niepozornej, leśnej ściółki wysuwają się niepostrzeżenie refleksje na temat świata i życia w ogóle. Spójrzmy na utwór Jeż i sad:

Jeż niesie jabłko a na jabłku cały
Sad pełen jabłek zielony i biały

Obłok jak chusta na koronie gruszy
Zawisł i chyba nic go nie poruszy

Cztery gawrony obserwują jeża
Sroki zgadują dokąd z sadem zmierza

Świat stoi w miejscu i w ruchu się zmienia
Z nim przemijają jeży pokolenia

Istota wiersza zawiera się rzecz jasna w ostatniej strofie, która odkrywa prawdziwe intencje podmiotu lirycznego. Nie chodzi wcale o prostą przyrodniczą scenkę, leśną opowiastkę. Błaha z pozoru wędrówka jeża niosącego jabłko staje się u Szewca ekwiwalentem losu człowieka, zaklętego w skończoności i przemijalności życia. Wiersz ten przywodzi na myśl frazy Jarosława Marka Rymkiewicza zawarte w jego nagrodzonym Nike Zachodzie słońca w Milanówku, frazy o umierających, gnijących jeżach, przemierzających zielone gęstwiny. Jednak o ile u Rymkiewicza jeżowa figura prowadziła do konstatancji z gruntu gorzkich, wskazujących na dramat istnienia zmierzającego ku kresowi i przeczuwanej nicości, o tyle Szewc proponuje spojrzenie spokojniejsze. To raczej zdziwienie wspomnianą w ostatnim dystychu zaskakującą, paradoksalną sytuacją, że oto ruch następuje mimo stania w miejscu. Ruch czasu, ruch życia, ruch jeża. Ruch człowieka, który kroczy przez egzystencję, podobnie jak tytułowe zwierzątko, niosąc na barkach własny ciężar.

Umiejętność płynnego i pomysłowego łączenia zwykłych sytuacji (często, jak widzimy, powiązanych z przyrodą) z problemami wyższego rzędu to główna zaleta zbioru wydanego w 36. tomie Biblioteki Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, w serii redagowanej przez Andrzeja Appela, Krzysztofa Bieleckiego i Piotra Müldnera-Nieckowskiego. Zbiór ten to rzecz jasna nie pierwszy taki przykład w bogatej literackiej karierze Piotra Szewca. Pisarz wydał wcześniej dziewięć tomików poetyckich, począwszy od debiutackiego Świadectwa z 1983 roku. Jak nietrudno zauważyć, ten obecny jest niejako jubileuszowy.

Urodzony w 1961 roku w Zamościu Szewc jest nie tylko poetą. Dał się poznać także jako powieściopisarz i to po trzykroć. Jego pierwszą opublikowaną powieścią była Zagłada z 1987 roku, później dwukrotnie wznawiana: w latach dziewięćdziesiątych i w kolejnej dekadzie. Prócz niej pisarz wydał jeszcze Zmierzchy i poranki (2000, nominowane do Nagrody Literackiej Nike) oraz Bociany nad powiatem (2005). Szewc ponadto żywo interesował się życiem i twórczością Juliana Styjkowskiego. Wydał książkę Ocalony na Wschodzie stanowiącą zapis rozmowy z pisarzem, a także Syna kapłana (wspomnienie o Stryjkowskim). Szczególnym sukcesem Szewca była niewątpliwie Zagłada, która doczekała się przekładu na kilka języków, w tym między innymi na włoski, francuski, węgierski czy norweski. Książkę wyróżniono także Nagrodą Literacką imienia Stanisława Piętaka w 1987 roku. Wspomniany Stryjkowski we wstępach do zagranicznych wydań książki zestawiał zaś nazwisko autora z takimi klasykami jak Proust czy Schulz.

Poczynione przez Stryjkowskiego porównania pisarstwa Szewca do twórczości autorów Miłości SwannaSanatorium pod klepsydrą zostały tu przywołane nieprzypadkowo. W Zielonym aniele dostrzec można bowiem swoiste echa strategii pisarskich obu tych twórców. Niczym u Prousta prosty element świata prowadzi do refleksji na temat przemijania, przemian czasu, co widzieliśmy w Jeżu w sadzie. Z kolei schulzowskie inspiracje dostrzec można w budowaniu świata wielu wierszy z fragmentów nieoczywistych, a także ze swoistego „ożywania” przedmiotów i uzbrajania ich tym samym w nowe sensy. Jak w wierszu Łza na witrażu:

Słońce znad Łabuń po łuku się zbliża
Spójrz na witraże u Świętego Krzyża

Poranna kropla drży na aureoli
Zaraz po twarzy łza spłynie powoli

Po żółtym szkiełku po niebieskiej szacie
We łzie jesteśmy siostro moja bracie

Co zgasło nocą teraz się przemienia
Świat szuka kształtu litery imienia

Obraz łzy spływającej po witrażu przenosi czytelnika w rzeczywistość metafizyki i transcendencji. A czyni to niepostrzeżenie, poprzez zestawienie realnego, prostego konceptu oglądu kropli rosy z przywołaniem sztuki sakralnej. Czym staje się ta łza? Swego rodzaju portalem odsyłającym w rzeczywistość ponadnaturalną? Symbolem modlitwy i uniesienia religijnego? Wiele odpowiedzi pozostaje u Szewca niejednoznacznych, zakrytych, czekających na osobiste poszukiwania odbiorcy. Zupełnie jak niegdyś u Schulza.

Na koniec tych krótkich rozważań o Zielonym aniele wypada jednak zauważyć, że autor w tym przypadku parokrotnie wyposaża czytelnika w pewien klucz interpretacyjny do swej poezji. Czyni to w końcowej części książki, nazwanej przezeń Trzy grosze od autora, gdzie pochyla się nad piętnastoma z ponad pięćdziesięciu wierszy, jakie zamieścił w swoim tomiku. Jednym z tych utworów jest właśnie Łza na witrażu. Szewc w swojej notatce na temat wiersza stwierdza między innymi, że w liryku mowa jest o jednym z zamojskich kościołów. Odsłania także kulisy osobistych przeżyć religijnych, wzbogacając swój oktostych o dodatkowy kontekst autobiograficzny. Owe „trzy grosze” dorzucone przez autora do tej książki to niewątpliwie interesujące i oryginalne urozmaicenie. Ale i tak najważniejsze pozostają oktostychy same w sobie – tchnące prostotą, a jednocześnie urzekającym ładem.

 

Piotr Szewc,Zielony anioł i inne oktostychy, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich: Kraków, 2023.

Szara okładka z ilustrowanym jeżem otoczonym przez dwie wrony

 
Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej Woźniak, Prostota i piękno. Recenzja tomiku „Zielony anioł i inne oktostychy” Piotra Szewca, Czytelnia, nowynapis.eu, 2024

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...