Śpiączka
Ciemność jest we mnie i wokół mnie.
Nawet nie wiem, czy jestem człowiekiem, rośliną czy zwierzęciem.
Kiedyś byłam pracownikiem banku, ważnym pracownikiem.
Na moim biurku stała złota tabliczka z moim nazwiskiem.
Ale to było kiedyś. Nie wiem; może miesiąc, może już tydzień, może zaledwie rok?
Jestem od ukłucia igły w przedramię, do ukłucia, od wejścia nieznanych mi, hałaśliwych ludzi, do wyjścia.
Pomiędzy – właściwie mnie nie ma!
Przewracają mnie z boku na bok, coś zmieniają na mnie, wokół mnie – wtedy przynajmniej czuję swoje ciało.
Nie wiem; drewno, mięso?
Kiedyś kochałam góry, wspinaczkę. Pamiętam!
Pamiętam stromą skałę i ambitne podejście, i linkę wijącą się w powietrzu nad moją głową, jak wąż.
I swobodny lot.
Ale to było dawno; może miesiąc temu, może już tydzień, może zaledwie rok?
Wcześniej, gdy jednostajny głos maszyn nad moją głową był jeszcze nowością – walczyłam z ciemnością!
W myślach otwierałam oczy, które kiedyś pamiętam, że miałam i poruszałam nogami.
Wtedy jeszcze często słyszałam obok siebie głos Jurka. Mojego Jurka!
I czułam jego dłoń gładzącą moje ramię.
Potem już tylko głosy kobiece i ręce unoszące mnie bez emocji, uczuć.
Bo trzeba!
Teraz już nie słyszę jego głosu – może tydzień, może rok…
Już nie walczę z ciemnością. Po co? Dla kogo?
Niech mnie otula. Na wieki, wieków…