03.06.2022

Tropiąc siebie albo półwiecze lirycznych zdziwień

Wiersze wybrane (lata 1968–2018) poznańskiego poety Marka Słomiaka mają, jako swoista summa, tę paradoksalną właściwość, że od pierwszego do zamykającego tom wiersza (a są to, jak podkreśla autor, pierwodruki) nie przywołują właściwie żadnych klimatów obecnego w tytule, a tak wybitnie nacechowanego literacko i kulturowo, roku 1968. Aż chciałoby się powiedzieć za Wieszczem, który ma w grodzie nad Wartą i pomnik, i plac swego imienia: „O, roku ów!”. W polskiej literaturze, w roku młodzieńczego buntu pokolenia Nowej Fali, w jej poznańskiej, „lingwizującej” odmianie, ozdobionej mocnymi talentami Barańczaka i Krynickiego. Jednakowoż u rocznikowo bliskiego przywołanym poetom – „tropiącego siebie” w wierszach – Słomiaka, jeśli już rozbłyskują gry „lingwistycznych poetyk”, to tylko nikłym płomykiem.

Natomiast ocalał bunt, i sprzeciw i owoc ich – ból oraz dystans. Ale wyrażany w zupełnie odmiennej poetyce, a co za tym idzie: w innym rozumieniu źródła oraz roli słowa poetyckiego. Nazwałbym go „esencjonalizmem profilozoficznym”, którego rozbłyskującym (z ukrycia pod formą stylistyczną) źródłem jest cywilizacja łacińska oraz ewangeliczne w istocie wartości, które wyjawia wysublimowana, krucha jak kryształ, czułość. Ona owocuje dziecięcym wręcz zachwytem, ale i nie potrafi się obronić przed wielkim zranieniem: przed światem. Wówczas w sumieniu objawia się „ten mizerny sobowtór do powtórki”.

„Powtórka”, retardacja, cofnięcie się dla uzyskania dystansu i wglądu to odruch nie tylko emocjonalny i duchowy, ale także stylistyczno-formalny. Marek Słomiak wsparcia i porozumienia dopatruje się nie tyle u rówieśników zbuntowanych i zaangażowanych, ile u pokolenia wcześniejszego, z którym szuka literackiego porozumienia. U starszych, dojrzalszych i bardziej doświadczonych braci poszukujących formuływiążącej gorącą doraźność doznania z kulturowym „schłodzeniem” przez mądrościowy dystans Formy. A zatem także poprzez syntezę paradoksów: „czasu przecież nie ma / pytam ciebie o czas twój / pośród ciszy wątpliwości”.

W ten sposób autor Wierszy wybranych bardziej odnajduje się przy Wincentym „Witku” Różańskim, Jurku Szatkowskim czy Edwardzie Stachurze oraz poetach Orientacji, także poprzez teoretyczne eseje o formulizmie (starszego o siedem lat) Andrzeja K. Waśkiewicza, promotora Orientacji Poetyckiej „Hybrydy” (patrz: Modele i formuła tegoż).

Słomiak pisze: „[…] zmartwychwstało światło […] słowa urosły / do rozmiarów skrzydeł / anielskiej cierpliwości / powrócił zielony poranek / słońca rozpierzchnięcie / szerokie / i gest świetlny / rozpalił nadzieje w przyszłość…”.

Wyróżniony powyżej „gest świetlny” to inne określenie „zdziwień/zadziwień”, tak mocno uobecnionych w poetyckim pisaniu Marka. W kontekście dotychczasowych syntezujących rozważań należałoby powiedzieć, iż są to także określenia „stanów lirycznych” bohatera pomieszczonych w tymże tomie wierszy. Oto zdumiewający, mistyczno-metafizyczny „gest świetlny” na moment rozbłyskuje w świecie pogrążonym głównie w ciemności, pomroczności i rozpaczy. W tym samym „momencie lirycznym” w cierpiącej zdegradowanej przez zło duszy rozlega się jego „refleks”: „zdziwienie/zadziwienie”.

Tak w tej poezji zjawia się upragniony akt iluminacji i mistyczny „stan liryczny”. Najbardziej własny, istotny, indywidualny dźwięk i ton. I uduchowione widzenie. Wręcz kosmiczna (w ziarenku maku?) Nadzieja: „trwaniem napięcia zapisanego / w słowie gestem dźwięku / przebijesz ciszę planety / – ta chwila utrwali się w tobie / jak widok gwiazd planetarium / wysokiego i niskiego płaczu…”. W zderzeniu z ołowianym światem rozbłysła iskra, mignęła nadzieja trwałości. Powstał nowy wiersz.

Zaprzeczeniem powyższego dynamicznego stanu świetlistego jest odkryte i nazwane przez Aleksandra Wata „ciemne świecidło”. Oto jego, w kontrze, przejawienie się w omawianych Wierszach wybranych (1968–2018): „jesteś niewymierny / w wymierzaniu nienawiści / wokół siebie / i w siebie zapadający / wyrokiem jak śmierć / jak uczucia czarna czeluść / bezwiednie wzniecona / tylko przez ciebie”.

W tym miejscu można by zaryzykować koncept, iż demiurg (daimonion?) Marka Słomiaka gra – poprzez te utwory, raz bardziej epickie, innym razem bardziej liryczne – dwoma licami tego samego lustra, raz jasnym, innym razem ciemnym. Tak właśnie (naprzemiennie) skonstruowana jest książka, którą Państwo macie w rękach:

krwią błogosławi się niebo
gałąź tonącego szuka
łzy piszą swoje żale
beton okien nagle zastyga
– boisz się kogoś
i nikt nie mówi o powrotach
– lepiej
Lepiej więc niech
dojrzewa w tobie coraz mniej
osiągalny sen o radości

                (nocą)

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Tadeusz Żukowski, Tropiąc siebie albo półwiecze lirycznych zdziwień, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...