Wyczytać Bazakbala z Balzaka
To był właśnie on, największa głowa handlowa i literacka dziewiętnastego wieku; on, mózg poetyczny, wyścielony cyframi jak gabinet finansisty; to był on sam, bohater mitologicznych, hyperbolicznych bankructw i fantasmagorycznych przedsięwzięć, którym brak zawsze jakiegoś najważniejszego szczegółu; wielki tropiciel marzeń, nie ustający w poszukiwaniu absolutu; on, postać najdziwniejsza, najbarwniejsza, najciekawsza i najbardziej próżna spośród postaci Komedii Ludzkiej on, ten oryginał, równie nieznośny w życiu, jak wspaniały w pisaniu, to wielkie dziecko, napompowane geniuszem i próżnością, które ma tyle zalet i tyle wad, że bałbym się jedne od drugich oddzielić, aby w ten sposób nie popsuć tej niepoprawnej i nieszczęsnej potworności.
Tak gustownie Charles P. Baudelaire opisał Honoriusza Balzaka w swym felietonie zatytułowanym: Jak płacić długi, gdy się jest geniuszem
Autor Nienasycenia „mózgiem poetycznym” ani wielkim handlowcem nigdy nie był, choć – jak wiemy – bardzo chciał pisać wiersze, napisał parę zgryźliwych i jadowitych tekstów poetyckich
„Wyścielony cyframi jak gabinet finansisty” – nieco, zmieniając cytat: „wyścielony portretami jak gabinet portrecisty”, jednak braku kreatywności Witkacemu nikt nie może zarzucić, dobrym zarobkowo pomysłem okazała się Firma Portretowa (1925), do której przychodzili między innymi pisarze, artyści, chcący pozyskać swój metafizyczny, psychologiczny lub karykaturalny wizerunek z odpowiednim podpisem, to znaczy co artysta wówczas pił (na przykład MP – małe piwko) lub co jadł… Portrety były podzielone na typy, na przykład typ A – „rodzaj stosunkowo najbardziej tzw. wylizany”. Było to fantasmagoryczne przedsięwzięcie, sam regulamin firmy jest przezabawny, ale i konkretny, paragraf trzeci wyraźnie mówił, że: „wykluczona absolutnie jest wszelka krytyka ze strony klienta”. Należy dodać, że podczas całego seansu malarskiego Witkacy odgrywał wielki teatr (odgrywał rolę artysty i kasjera). W 1932 roku Witkacy napisał książkę publicystyczną, przestrzegającą przed różnymi używkami, których sam doświadczył, którą zatytułował: Nikotyna – Alkohol – Kokaina – Peyotl – Morfina – Eter + Appendix
„On, ten oryginał, równie nieznośny w życiu, jak wspaniały w pisaniu” – co do oryginalności Witkacego nikt nie miał wątpliwości, Witold Gombrowicz również. Autor Kosmosu wspomina zakopiańskiego artystę w taki sposób:
Ten w pióropuszu dandyzmu metafizycznego, wiecznie odstawiający wariata. Witkacy, jak król Lear, ukazywał się zawsze z orszakiem dworzan i błazenków, rekrutowanych przeważnie z rozmaitych pokurczów literackich (jak większość dyktatorów znosił tylko istoty podrzędne)
W. Gombrowicz, Dzienniki 1961–1966, Kraków 1988. [4].
Śpiewał absurdalne piosenki „poranne piosenki kąpielowe”, wycinał listy i tworzył z nich inne listy, praktykował najdziwniejsze – jak byśmy to dziś nazwali – happeningi. Witkiewicz dążył do odczuwania metafizycznych uczuć, chciał siebie i innych ciągle zadziwiać, uciekając od mechanizacji uczuć, mrowiska, wszechobecnych karaluchów, zatracenia indywidualności. Jedno jest pewne: to, co trzymało przy życiu Witkacego – była to ogromna, poukładana praca, przede wszystkim malarska, literacka, filozoficzna, krytyczna, ale także silna potrzeba teatralizacji życia
Witkiewicz napisał trzy powieści: 622 upadki Bunga, Pożegnanie jesieni, Nienasycenie i jedną nieukończoną Jedyne wyjście. Jest autorem trzydziestu dramatów, wielu tekstów krytycznych oraz rozpraw filozoficznych. Karol Irzykowski krytykował Witkacego za brak konsekwencji Czystej Formy, mimo licznych uwag i polemik z Wariatem z Krupówek, autor Pałuby potrafił docenić jego kunszt Pożegnania Jesieni:
Jakież bogactwo życia wśród pewnej jednostronności, jaka wiedza o nim, jakie doskonałe opisy, ile plastyki w scenach niektórych, ile mądrości w ogóle, zaś analizy psychologiczne najlepsze, jakie w polskich powieściach czytałem
K. Irzykowski, Cięższy i lżejszy kaliber, Warszawa 1957. [6].
„To wielkie dziecko, napompowane geniuszem i próżnością, które ma tyle zalet i tyle wad, że bałbym się jedne od drugich oddzielić […] posiadał więcej rozumu w głowie niż, powiedzmy, pół Akademii Literatury z Sieroszewskim na czele”, czytamy we wspomnieniach o Zakopanem, w Pępku świata – Rafała Malczewskiego, próżność przejawiała się w wytykaniu palcami dancing bubków, w narzekaniu na pewną automatyzację zachowania, bez dostrzegania u siebie pewnych cech pykniczenia, od których uciekał, którymi się brzydził. Ta próżność uwydatnia się w latach 30. XX wieku, Tomasz Bocheński dostrzega pewną słabość u autora Nienasycenia: „z konieczności pyknik przemawia do pykników, porzucając elitarne idee artystyczne, przynajmniej od czasu do czasu
W rzeczywistości Witkacy dokonuje publicznych, „z góry” nieudanych egzorcyzmów samego siebie. Naucza, jednocześnie obnażając swoją nauczycielską niekompetencję. Moralizuje, równocześnie pokazując swą moralną słabość. Publiczny egzorcyzm – wywala to z siebie, udawał, że cała sztuka podlega błazeństwu, prócz niego.
„Pięknych, aby w ten sposób nie popsuć tej niepoprawnej i nieszczęsnej potworności” – ach jakże życie Witkacego było niepoprawną, nieszczęsną potwornością. Potworność istnienia, była już od roku 1914, gdy samobójstwo w Tatrach popełniła narzeczona Jadwiga Janczewska, potworność potęgowała ignorancja polskiego establishmentu literackiego, a wcześniej, najpewniej, surowa pedagogika ojca. Przez całe życie chciał coś udowodnić, coś przekazać żyjącym, ówczesnym. W 1910 roku pisał (prawdopodobnie) do Romana Jaworowskiego: „Napisałem 800 stron, a teraz intensywnie maluję, ażeby wreszcie poprawić swe stanowisko w świecie i moim wszawym wrogom zamknąć mordy”. Silna potrzeba bycia artystą. Skończył się jego wielki pierwszy związek z dużo starszą sławną aktorką Ireną Solską – bardzo to przeżył, po latach zostaną przyjaciółmi. Skorzystał z pomocy pierwszego w Polsce psychoanalityka doktora Karola Beaurina. Pisuje do ojca, który mieszka w Lovranie. Na jego prośbę nie wydaje swojej pierwszej powieści 622 upadki Bunga – jest zbyt osobista. Witkacy w roku 1914 kończy 29 lat, jeszcze nie wie, że ten rok całkowicie wywróci jego życie, nie tylko I wojna światowa, i samobójstwo jego miłości, wyjazd na egzotyczny Cejlon, mroczny pobyt w Rosji – te przeżycia ukształtują jego poglądy do końca życia. Pisarz będzie przeczuwał zbliżający się kryzys sztuki, człowieczeństwa, osobowości… katastrofizm. Witkasiewicz staje się jednym, wielkim humorystycznym (jak i tragicznym) teatrem – niezrozumiany, doprowadzony przez Czesławę Oknińską (być może właściwiej: przez samego siebie) do myśli samobójczych, popada coraz częściej w depresję (Jadwiga Unrug – żona, prawdziwy przyjaciel dba o męża do końca swego życia, chociaż były to już relacje przyjacielskie). Kończy podobnie jak bohater Pożegnania jesieni Atanazy Bazakbal, który często mawia: „lepiej jednak skończyć w pięknym szaleństwie niż w szarej, nudnej banalności i marazmie” – z tym, że egzekutorem jest on sam.
Z liter nazwiska głównego bohatera Pożegnania jesieni: Bazakbal – można ułożyć nazwisko francuskiego pisarza – Balzak, ot zwykły anagram? Być może, ale koniecznie należy wskazać na jeszcze jeden wspólny mianownik, otóż znany francuski pisarz przez dwa lata miał praktyki jako dependent u adwokata Marville (1816), natomiast w 1819 został bakłarzem prawa. Zerknijmy do powieści Witkiewicza Pożegnanie jesieni, czytamy w niej, iż główny bohater „bardzo niezamożny, dwudziestokilkuletni, świetnie zbudowany i niezwykle przystojny brunet”
Zatem zacytowany na początku sarkastyczny obraz autora Straconych złudzeń pióra Charlesa P. Baudelaire'a, nie tylko mógłby posłużyć jako skondensowany biogram Stanisława Ignacego Witkiewicza, ale mógłby być przyczynkiem poważniejszych badań nad stykami życiowo-literackimi Balzaka i Witkacego (Bazakbala).
Źródło: P. Majcherczyk, Usługi zecerskie. Teksty krytyczne, wydawnictwo Pewne, Kielce 2020.