10.08.2023

Żony Adama

– Czy tu jaka przyjdzie!? –  pytał mnie, a może siebie i rozglądał się po jednoizbowej chacie.

W rogu kuchnia z okapem, wiekowy stół, rozchybotane krzesła, łóżko. Lampa naftowa. Wiadro, miednica, studnia i wygódka w podwórzu. Miał dwadzieścia pięć, czy dwadzieścia sześć lat i zaawansowaną gruźlicę. Od gminy otrzymał – w mojej wsi – (w dożywocie czy też w dzierżawę) pustą chatę, w której parę lat temu zmarli bezdzietni właściciele. Wszystko szare, ale za oknem czerwone i żółte malwy, fioletowe floksy. Te kwitną nawet wiele lat po śmierci ogrodnika. Były więc – jak powiadam – także skarby w tym obejściu. Sam wypatrzyłem w skrzynce z połamanym narzędziami żeliwny moździerz, który oddał mi, jak się wydaje, bez żalu.

– Czy tu jaka przyjdzie? – powtórzył pytanie, a miał na myśli – rzecz jasna – kobietę.

 

1. Przyszła, a nawet przyszły.

Pierwsza pojawiła się IzauraChwilkę powinienem poświęcić dźwięcznemu imieniu Izaura, niezwykle popularnemu ponoć w krajach hiszpańsko-portugalskojęzycznych. Ale i w Polsce nie brakuje Izaur! Wszystko za sprawą brazylijskiego serialu Niewolnica Isaura, chętnie oglądanego nad Wisłą w latach 80. XX stulecia. Film wielu śmieszył, ale i wzruszał wielu. Ci, którzy ulegli tajemniczemu urokowi pięknej niewolnicy, swe córki obdarzali jej imieniem.[1]. 

To nie było prawdziwe imię, lecz wdzięczne sezonowe przezwisko, jakim obdarzył przybyłą w te strony miejscowy prześmiewca. Smukła, niebieskooka, zatrzymała się w naszych Jesionach w swej beztroskiej wędrówce przez świat. Był czas zbioru porzeczek. Graf Ferdynand zatrudniał wszystkich, którzy w tym czasie nie mieli lepszego zajęcia. Adam pewnego przedpołudnia wypatrzył, jak wśród rzędów porzeczek Graf powalił Izaurę na ziemię i zrobił to, co robi się z kobietą. A wieczorem Adam zrobił z nią to samo. Też w porzeczkach. Najbliższą noc spędziła już nie w baraku, gdzie spali najemni robotnicy, ale w chacie Adama. Nie tylko tę noc, także wiele następnych. Pod jesień poszła w sobie tylko znanym kierunku. Pozostał po niej dług w miejscowym sklepiku, gdzie przez pięćdziesiąt chyba dni brała na kredyt papierosy i najtańsze wino, słodkie, „sandomierskie”.

Adam uregulował dług, choć nikt go nie zmuszał. Swą sumiennością zdumiał sklepikarza i jego klientów. Ale skoro powiadał o Izaurze – moja baba, więc jej dług był i jego długiem.

 

2. Barbara Listwa pochodziła z sąsiedniej wsi Kacze Doły, miała – jak jej liczono – pięćdziesiąt pięć lat, kiedy przyjechała ubiegać się o spadek po ojczymie. Ale szukaj wiatru w polu, gospodarstwo sprzedane, przyrodni brat Józek w dalekiej Ameryce zamiatał ulice, a na jej – nie jej – działce stał nowy dom, którego właściciel na żale Barbary mógł tylko bezradnie rozłożyć ręce. Dwie walizki związane sznurkiem poniosła pod miejscowy sklepik, gdzie całe popołudnie piła piwo śmiejąc się i płacząc na przemian. Był tam i Adam, patrzył i myślał, i jako jedyny zaproponował jej nocleg. Nie spotkał się z odmową, a rano wyprała mu cztery koszule. Na obiad jedli ziemniaki z barszczem, na kolację kluski ze słoniną. Zmarła najbliższej zimy na zapalenie płuc, pochował ją w sosnowej trumnie i jeszcze przez dwa lata palił świeczki na jej grobie. Mówili o nim wdowiec, z ironią ma się rozumieć, bo choć mieszkali razem, to o ślubie nigdy chyba nie myśleli.

 

3.Trzecią  zabrał  kulawemu Mietkowi. Ten był parę lat starszy od Adama, miał żonę Martę, oraz dwoje dzieci. Im także gmina dała – w naszej wsi – starą chatę, bardzo kiepską, bo lepszej w okolicy już nie było. Dziurawy dach mozolne łatał blachą ze starych wiader, na niewiele się to zdawało, ale nie ustawał w remontowych wysiłkach. Kiedy rozsypał się komin, Marta przeniosła się do domu Adama, Mietek z dziećmi powędrował dalej. Jakiś czas potem urodziła mu syna. Niektórzy powiadali, że to dziecko Mietka. Myślę, że Adama. Kiedy miało trzy czy cztery miesiące Marta poszła w świat, nie za Mietkiem, swoją drogą. Adam zmarł niebawem, nie ze zgryzoty, jak już rzekłem, zdrowie miał marne.

Chłopczyk – nie pamiętam jego imienia – trafił do domu dziecka.

Po latach na ulicach Lublina wypatrzyłem młodzieńca, nawet dostatnio ubranego, który wydał mi się niezwykle podobny do Adama. Nabrałem przekonania, że to jego syn. Chwała Bogu, chciałem wierzyć, że temu się powiodło.

Jest jeszcze moździerz, przechowuję go w moim muzeum.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Zbigniew Włodzimierz Fronczek, Żony Adama, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...