Szkic literacki dotyczący dwu ostatnich tomów poetyckich Stanisława Nyczaja: „Czasochłon” (2019) i „Złowieszcze gry z Naturą” (2020)
Wiersze Stanisława Nyczaja cechuje duży dystans do rzeczywistości, wyczucie wieloznaczności słowa, przebogaty arsenał skojarzeń, celność metaforyki. Obserwujemy to również w tomie „Czasochłon”. Głównym tematem utworów – jak wskazuje tytuł – jest czas, pojęty jako niezależne od człowieka zjawisko przemijania, z którym należy się pogodzić. Ale częściej w tym tomie jawi się on jako gwałtowny, destrukcyjny żywioł, któremu ulega wszystko: ludzie i zwierzęta, rzeczy martwe, zwłaszcza wytworzone przez człowieka, a także glob, wszechświat. Zmienia się historia, kruszą się budowle, odchodzą ludzie, którzy wydawali się nam niezniszczalni i niezastąpieni. Czas wchłania wszystko. Podmiot liryczny sam podlega jego destrukcyjnemu działaniu:
Sztylety rozpędzonych wskazówek
dopadają mnie nieustępliwie,
przeszywają wzdłuż, wszerz, na wskroś
(Sztylety zegarowych wskazówek)
Wprawdzie istniejemy we władaniu ustawicznych zmian; jesteśmy połykani, unicestwiani przez ów niezatrzymany żywioł, ale jednak możemy się temu procesowi przeciwstawiać. Pytanie, na ile to będzie nasza iluzja, a w jakim stopniu „zjawisko obiektywne”, nie jest tutaj problemem najważniejszym. Najistotniejsze są nadzieje, wiara w to, że wszystko, co przeminęło, może powrócić, jeśli tylko tego chcemy. Poezja Stanisława Nyczaja, nie poddaje się egzystencjalnemu tragizmowi:
W coraz to mocniej bijących sercach
na powrót odżywa nasza
szalona młodość.
– Toż to doprawdy wprost nie do wiary,
a jednak...
– A jednak udało nam się
zwyciężyć czas!
(A jednak)
Czasochłon w gruncie rzeczy okazuje się tomem smutnym, by nie powiedzieć: tragicznym w swojej wymowie. Coś się kończy, odchodzi, podmiot liryczny zmaga się z lękiem i samotnością, ma poczucie wiecznej utraty; utraty nawet samego siebie. Twórczość Stanisława Nyczaja cechuje filozoficzne, czasami wręcz stoickie, spojrzenie na rzeczywistość. Nie znaczy to jednak, że ta poezja nie bywa emocjonalna. Przeciwnie – pulsują w niej silne emocje, świat przedstawiony jest niezwykle dynamiczny i zmienny. W jednym z utworów czytamy:
Odchodzą niezastąpieni
i pustka po nich dolega
jak niegojąca się rana.
(…)
Czas bieg wskazówek wstrzymuje
jakby chciał cofnąć – bo rana
nie chce się w sercach zabliźnić
(Niezastąpieni)
Tu mała dygresja – zwróćmy uwagę na inwencję słowotwórczą poety. Już sam tytuł tego tomu świadczy o wyobraźni językowej Nyczaja. Neologizmy w rodzaju odemścić się, pustka (która) dolega, motorniczy (zło)dziejów, przedążyć, powszechprzemijanie – którymi Nyczaj inkrustuje swoje wiersze – w sposób istotny urozmaicają język poetycki autora, a dzięki temu staje się on ciekawszy i oryginalny.
Ale wróćmy do konkretnych wierszy. W utworze dedykowanym Jackowi Wiatrowskiemu czytamy coś zupełnie odwrotnego, niż w cytowanych wyżej Niezastąpionych:
Zapamiętaj – nigdy się nie umiera
a i na finiszu swojej zmiany wciąż trwa,
przekazując w niekończącej się sztafecie istnienia
kontynuatorowi
bezcenną, ściskaną jak skarb mocno w piersiach
pałeczkę gorącego oddechu.
(W niekończącym się biegu)
Czy więc ulegamy złudzeniu? Czas nie jest aż tak zabójczy? Owszem, jest dotkliwy, „przeszywa nas na wskroś”, ale taka bywa już kondycja wszystkiego, co istnieje. Prędzej czy później trzeba przez to przejść. Oby jak najpóźniej. Nyczaj dostrzega całe piękno świata, urok istnienia, pomimo dramatów i świadomości przemijania. Ale przecież – wydaje się mówić poeta – wszystko to składa się na koloryt życia zawieszonego w pewnych granicach czasowych. Zatem w aktywnym przeżywaniu skrywa się nasze ocalenie, nawet gdy:
Czas w szalonej galopadzie
czujnemu sercu się wymyka,
urąga hardemu rozumowi.
(…)
Jednak nie ulegam
Tratowany, znów się podnoszę
i zaciskaną coraz mocniej w sercu
pięścią gniewu – srogo odgrażam.
(Osaczony)
*
Tematycznie innym tomem są najnowsze Złowieszcze gry z naturą. Stanisław Nyczaj należy do prekursorów nurtu zwanego ekopoezją i ekosztuką. Ochrona środowiska naturalnego człowieka to główna problematyka, której książka została poświęcona. (Prócz Nyczaja w owym nurcie sytuują się tacy twórcy, jak świetny poeta Harry Duda czy rzeźbiarz Adolf Panitz). Tym artystom leży na sercu los natury w jak najszerszym pojęciu. Pragną – jak czyni to Nyczaj – zwrócić uwagę czytelników, że oto:
W samym środku nieba
ciemnieje słońce zasypywane popiołem
naszych myśli i przeczuć.
Mamy tu do czynienia z ekspresyjnymi obrazami niszczonego świata, autozagłady dokonywanej przez samego człowieka. Jako jedyne zwierzę na Ziemi unicestwia on naturę, z której przecież się wywodzi, a która – jako niezbywalny czynnik – pozostaje gwarantem naszego istnienia.
Język poetycki Stanisława Nyczaja jest bardzo nośny. Poeta potrafi tworzyć wyraziste, przerażające obrazy, same w sobie stanowiące ostrzeżenie dla (by zbudować neologizm utrzymany w stylu poety) wszechistnienia. Świat zimny, pokryty popiołami; istna pustynia złożona wypalonych z hałd, poszarzałe niebo, ciemność – oto złowroga rzeczywistość, w której rozgrywa się teatr poetycki Złowieszczych gier z naturą; jakaś straszliwa antycypacja nadciągających wydarzeń.
Wiersze Stanisława Nyczaja są pełne akcji. Tutaj nie sama narracja odgrywa główną rolę, ale wizje pełne znaczeń:
Stąd, równiny pokrytej pozorem przestrzeni,
w jezior oswobodzony od mgły, dymów przestwór
przelewam się roztopiony oczadziałym słońcem
aż po zenit rześkiego błękitu, choć godziny
szybkim świerszczem migocą u wylękłych uszu.
Świat przedstawiony w poezji Stanisława Nyczaja jest zatruty. Sprawia też wrażenie rzeczywistości martwej lub wręcz sztucznej. W taką zamienił ją nie kto inny, ale sam człowiek. Przytoczmy pełne sarkazmu słowa poety:
Czy tak naprawdę, z ręką na sercu,
Człowiek to najszczęśliwszy traf intuicji genów?
(…)
Rosły, potężniały mu ręce;
w samą porę w dwójnasób
opasał nimi glob.
Jest to nieszczęście samego człowieka, ale przede wszystkim globu znajdującego się w morderczym uścisku. Z dzisiejszego punktu widzenia możemy powiedzieć, że słowa „czyńcie sobie Ziemię poddaną” brzmią obecnie złowieszczo. Pisze o tym Nyczaj w wierszu „Rozpaczliwe wezwanie”. Jednocześnie utwór ten jest dramatycznym apelem o zaprzestanie działalności niszczycielskiej. Bardzo poetyckim, zarazem ostrym i bezkompromisowym.
Ale człowiek jest niepoprawny, pozbawiony naturalnego instynktu zachowawczego. Oto bohater wiersza Rozglądam się w swoim gospodarstwie oświadcza z pewnością siebie:
Oddano mi kawałek ziemi we władanie. Długo
myślałem, co na nim uczynić: las, rajski ogród, czy
zbożowy łan?
Po chwili wahania
zasadziłem... m i a s t o.
Zmiany klimatu, pandemie, pożary i powodzie, wszelkie żywiołowe klęski to właśnie skutek owego pojętego bezrozumnie „ujarzmiania” natury. Poezja Stanisława Nyczaja ukazuje przyczyny i skutki takiego działania, ale przy tym nie ma charakteru dydaktycznego, retorycznego. Bardzo ekspresyjne, wyraziste obrazy, bezpośrednio odnoszą się do wyobraźni czytelnika. Są one same w sobie już dostatecznie apokaliptycznymi ostrzeżeniami dla mieszkańców naszego globu.
Miejmy nadzieję, że ów nurt ekopoezji rozwinie się i utrwali. Przecież te zjawiska, o których pisze Nyczaj, wciąż eskalują się na naszych oczach. Sama tematyka mogłaby nieść niebezpieczeństwo zbanalizowania zagadnienia, popadania w ton kaznodziejski. Przed tym szczęśliwie uchronił się autor Złowieszczych gier z naturą. Utrzymał w ryzach emocje, a poetyckiemu słowu nadał ostrości oraz celności w stawianiu diagnoz współczesnemu światu.
Warto dodać, że wiersze z tego tomu poprzedza świetny esej poety na temat nurtu ekopoetyckiego. Wnikliwym posłowiem opatrzył książkę Jerzy Wróblewski.