Nowy Napis Co Tydzień #228 / Podglądanie królowej przez szuwary
Charakter narodu polskiego jest wiernie wzorowany na Wiśle. Rozmach nieoparty na środkach to bezsensowna szerokość Wisły przy chronicznym braku wody. Zmienność, niekonsekwencja, histeria, Wisła wciąż zmienia swoje koryto, rzuca się tu, tam. Dzisiaj groźna, jutro bezsilna. Te zrywy wspaniałe i sromotne upadki. Wisła przybiera, szumi potęgą, po tygodniu ledwo szmerze, utyka, co krok w mieliznach. Ta kapryśność, ta ciągła, irytująca poza na wielkość, ten brak stateczności, ten wdzięk, ta melancholia, ta nieobliczalność […] to cechy polskie i Wisły.
– pisał Karol Zbyszewski w książce Wczoraj na wyrywki. Zaskakująco trafny portret podwójny, w którym udało się uchwycić coś ponadczasowego. Ale może taką perspektywę da się uzyskać jedynie z pewnej odległości? Zbyszewski wydał Wczoraj na wyrywki w 1964 roku na londyńskiej emigracji. W zupełnie innej rzeczywistości politycznej, za to mocno podkreślając „tu i teraz”, przedstawił swoje widzenie splotu dziejów Wisły i Polski Andrzej Chwalba. Jego Wisła jest „biografią rzeki”, a czegoś takiego „lacki Nil” do tej pory się nie doczekał.
Popłynąć
Andrzeja Chwalbę zawsze dobrze się czyta. Jest on także bardzo płodnym autorem, bowiem od kilku lat wydaje przynajmniej jedną książkę rocznie. Ponadto stał się historykiem, który posiada dobrze przygotowany i podporządkowany ważnym rocznicom plan wydawniczy. W takim kluczu postrzegam wydane przez niego choćby Samobójstwo Europy 1914–1918 czy Przegrane zwycięstwo. Wojna polsko-bolszewicka 1918–1920 – obie dostarczone na czas. Chwalba pozostaje zarazem wyczulony na bolączki współczesności, stąd w jego dorobku znalazła się – niemal obowiązkowa – książka o pańszczyźnie (Cham i pan) czy też o relacjach polsko-rosyjskich (Polska – Rosja. Historia obsesji, obsesja historii). Przy tak olbrzymiej wiedzy autora, który w dodatku nie zamyka się w jednej epoce, ale śmiało przekracza stulecia, nie powinno to dziwić. To dobrze, że w polskim piśmiennictwie funkcjonuje taki „dyżurny historyk”. Ta sytuacja ma również ciemne strony: wobec tak dużej płodności autora pojawia się pytanie o jakość jego książek. Wisła jest być może pierwszą książką Chwalby, przy której takie pytanie wydaje się zasadne. Problemy z jakością widać wtedy, gdy autor próbuje pogodzić ciężkie, istotnie rzemieślnicze rozdziały dotyczące dziedzictwa flisów, młynów, szkutników i spichlerzy z rozdziałami opisującymi znaczenie Wisły w polskim krajobrazie kulturowym. Całość czyta się zatem tak, jak płynie Wisła: nierówno. I o ile nie było to celowym zabiegiem autora, to należy uczciwie stwierdzić, że odbija się to niekorzystnie na lekturze.
Być może pierwsza biografia Wisły powinna zasługiwać na dzieło pokroju Dunaju Claudio Magrisa. Piszę (dość asekuracyjnie, to prawda) „być może”, bo gdzie Dunaj, a gdzie Wisła, gdzie Chwalba, a gdzie Magris. Jeden jest eseistą, drugi zaś historykiem. Chwalba dosyć mocno to podkreśla, gdy na wstępie wyjaśnia, czym jest „biografia rzeki”:
Nasza biograficzna opowieść nie jest literacka. Jest naukowa, oparta na przekazach źródłowych rozmaitej proweniencji, a została napisana zgodnie z rygorami warsztatu badawczego historyka, aczkolwiek w formie lżejszej.
Andrzej Chwalba napisał książkę w stylu, w którym czuje się dobrze. Mamy zatem do czynienia z odczytywaniem dokumentów, zarówno statutów cechowych, jak i spraw sądowych, cała tą uczciwą i rzetelną robotą historyka. Chwalba jest na tyle dokładny, a temat tak obfity, że książka mogłaby nosić podtytuł „Słownik wyrazów potopionych”. Co rusz natykamy się na słowa, które już nie istnieją, bowiem handel wiślany zmieniał się poprzez wieki. Fryjor to nazwa sezonu wiosennego spławu flisackiego; zwodek to moment, gdy woda się podnosiła, co umożliwiało szybsze płynięcie; wesele to ściąganie statku z przeszkody rzecznej; wańczos to ociosane drewno, belki, deski; potaż (potasz) to zanieczyszczony węglan potasu służący do wyrabiania szkła, garnków ceramicznych i mydła – po kilkunastu wypisach do swoich notatek z lektur nie widziałem już brzegu. Lista słów, terminów, zwrotów jest przeogromna, co tylko pokazuje, z jaką dokładnością Chwalba przedstawił handel wiślany i związaną z nim kulturę ludzi rzeki. Sęk w tym, że rozdziały Ryba i rybacy, Załoga, Nawigacja, Porty i przystanie, Spichlerze (i kolejne, zatytułowane zgodnie ze spławem wiślanym) są hermetyczne, ciężkie i szczegółowe. Czasem, chcąc wyjaśnić wszystko i wszystkim, autor potyka się – na przykład wtedy, gdy tłumaczy prawa rządzące światem:
Uzupełnienie skromnego menu opartego na produktach roślinnych stanowiło mięso zwierząt hodowlanych oraz dzikich, na które polowano, gdy podchodziły do rzeki.
Aż chciałoby się szepnąć: ale zwierzęta dzikie są także w lasach, nie tylko nad rzeką.
Zdecydowana większość rozdziałów Wisły jest właśnie taka: historyczne rzemiosło bierze górę. Jest dokładnie i rzeczowo, ale również mozolnie, monotonnie, po prostu nudno. Chciałoby się, aby Chwalba nie trzymał się tak kurczowo warsztatu historyka, aby – nomen omen – popłynął. Wisła Chwalby nie jest Dunajem Claudio Magrisa, a szkoda, bo „matka wszystkich Sarmatów” ma w sobie niezwykły potencjał.
Wisła utracona, Wisła odzyskana
Jeśli rzeki mają być nośnikiem tożsamości lub wodami płodowymi państwowości, to w Europie nie jest to takie czytelne. Rzeki za nic mają granice państwowe, a w swych wędrówkach stają się wielonarodowe lub kosmopolityczne. Ren jest tak samo niemiecki, jak i francuski. W Dnieprze przegląda się „dusza ukraińska”, ale chce także rosyjska i białoruska. Dunaj jest zwierciadłem nie tylko dla Austrii, ale także dla dziewięciu innych państw. Na ich tle Wisła jest naprawdę rzeką wybitnie narodową. Stała się jednak taką w powszechnej świadomości Polaków dopiero w okresie odzyskiwania niepodległości po pierwszej wojnie światowej. A czy wcześniej nie była „rzeką wszystkich królów”? Raczej nie. Wisłę postrzegano fragmentarycznie, lokalnie, widząc w niej interes nieustannie konkurujących ze sobą miast nadwiślańskich lub magnatów. Zarówno miasta, jak i bogata szlachta za nic miały królewskie dekrety i nakładały swoje własne opłaty dla trudzących się żeglugą wiślaną. Hasło wolnej żeglugi, a więc pozbawionej opłat, pojawiało się już od 1447 roku, ale nie było respektowane. Interes prywatny zwyciężał nad państwowym. Niemal każdy polski władca wspierał przywilej wolnej żeglugi. Ostatni król, Stanisław August Poniatowski, potwierdził go w 1782 roku.
Znacznie bardziej strategiczne i polityczne postrzeganie Wisły przejawiali sąsiedzi Rzeczpospolitej. „Kto posiądzie ujście Wisły i Gdańska, ten w większym stopniu będzie panem Polski niżeli król, który nią rządzi” – pisał już w 1768 roku w Testamencie politycznym Fryderyk II, król Prus. W trakcie rozbiorów Wisła nie była rzeką polską, ale rzeką obcą. Dostęp do niej miały trzy państwa zaborcze oraz Rzeczpospolita Krakowska. Odzyskiwanie Wisły poprzez postrzeganie jej jako kręgosłupa Polski zaczęło się właśnie w okresie rozbiorowym. To wtedy Wisła (w której utopiła się Wanda, która nie chciała Niemca) zaczęła być symbolem polskich inspiracji niepodległościowych, metaforą scalonego wokół niej państwa. W 1840 roku Edmund Wasilewski napisał:
Płynie Wisła, płynie
Po polskiej krainie,
A dopóki płynie,
Polska nie zaginie!
Był to swoisty manifest, który następnie podchwycili twórcy Młodej Polski. Ciekawym przykładem uczynienia z Wisły symbolu jednoczącego Polaków był znak Rodła. W tym graficznym zapisie biegu rzeki widziano kształt Polski od gór do morza. Utożsamienie Polski z Wisłą można dostrzec także pośród czternastu punktów prezydenta T.W. Wilsona wygłoszonych 8 stycznia 1918 roku. W punkcie trzynastym zawarto stwierdzenie:
13. Powinno zostać stworzone niepodległe państwo polskie, obejmujące terytoria zamieszkane przez ludność niezaprzeczalnie polską i któremu musi zostać zapewniony wolny dostęp do morza […].
Ludność identyfikująca się z tożsamością polską zamieszkuje wzdłuż Wisły, która wpada do Bałtyku.
Martwa i życiodajna Wisła
Wisła Chwalby zdecydowanie zyskuje w późniejszej części, gdy autor dociera do okresu po XVIII stuleciu. Może to wynikać z większej liczby źródeł lub ze zdecydowanego „czucia” tych epok przez autora. Dość napisać, że Chwalba wreszcie porzuca asekurację i pisze naprawdę swobodnie. Śmiało odwołuje się do twórczości tak literackiej, jak i graficznej, a nade wszystko czyni ciekawe porównania między mentalnością plażowiczów sprzed Wielkiej Wojny oraz nas współczesnych. Dla przykładu: plażowicze z „dobrych domów” się nie opalali, starając się zachować bladość cery, która świadczyła o pochodzeniu. Wprost przeciwnie podchodziły do tego wieśniaczki oraz służące, które chętnie wystawiały ciała na działanie promieni słonecznych. Można tylko domniemywać, który wariant bardziej zwracał uwagę mężczyzn.
Kultura czasu wypoczynku nad Wisłą budziła śmieszność lub zgorszenie, ale pozwalała również nieco poluzować gorset konwenansów. Ciekawym przykładem takich zachowań jest wierszyk z końca XIX wieku:
Podglądanie – to u mężczyzn
Jest zły zwyczaj i naganny,
A mężczyźni pasję mają,
By zdejmować w wodzie panny.
Lecz nad wodą różnie bywa
I niejedno jest na opak,
Stara baba robi zdjęcia,
A pozuje młody chłopak.
Opis Wisły, niegdyś rzeki dzikiej, w swoich ostatnich akapitach jest opisem pesymistycznym. Betonowanie brzegów sprawia, że rzeka nie jest w stanie oczyścić się z wlewanych do niej ścieków. Populacja jesiotra nie odrodziła się od 1939 roku, gdy był widziany w Wiśle po raz ostatni. Wzrost zasolenia jest niesamowity. Zgodnie z badaniami, w 1871 roku w okolicach Krakowa znajdowało się od sześciu do siedmiu miligramów soli na litr wody. W latach siedemdziesiątych XX wieku poziom zasolenia wynosił od tysiąca do tysiąca pięciuset miligramów na litr. Rzeka symbolizująca rdzeń państwa, którego istnienie wielokrotnie poddawane było próbie, sama jest teraz przez to państwo podtruwana.
Brakuje mi w Wiśle Andrzeja Chwalby równowagi między swobodnym snuciem historycznych refleksji a encyklopedycznym w swym rezultacie warsztatem historyka. Mam wrażenie, że gdyby autor podjął więcej ryzyka pod względem stylu, czytelnik uniknąłby podwodnych głazów, gwałtownych wirów, zatęchłej wody czy mielizn. Na nasz nadwiślański Dunaj musimy jeszcze poczekać. Ktokolwiek jednak wypłynie na szerokie wody wiślańskiej biografii, będzie musiał odbyć kurs u Andrzeja Chwalby.
Andrzej Chwalba, Wisła. Biografia rzeki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023.