16.05.2024

Nowy Napis Co Tydzień #254 / W poszukiwani mitu założycielskiego

Popkultura potrzebuje mitów. Wykorzystuje istniejące, jak potrafi, ale też sama sobie mity tworzy ‒ a jej upragnionym jest mit założycielski. Bardzo potrzebuje fundamentu pod swój bardzo ozdobny, konstrukcyjnie wyjątkowo eklektyczny gmach, bo jaki gmach ostoi się bez fundamentu?

Polska popkultura, stosunkowo bardzo młoda, długo importująca mity, a więc cierpiąca na niedostatek couleur locale, także dorosła w końcu do swego mitu założycielskiego. Dowodem tego jest film Fantastyczny Matt Parey w reżyserii Bartosza Paducha, który miał swa premierę światową 14 maja 2023 roku, polską kinową 8 września 2023, a obecnie jest dostępny na Netfliksie. Formalnie jest on dokumentem prezentującym zawodową karierę Macieja Parowskiego, ale pozory mylą. Owszem, był Parowski znakomitym redaktorem miesięcznika „Fantastyka”, od czasów jego powstania w stanie wojennym (pierwszy numer „Fantastyki ukazał się w 1982 roku) do emerytury, a i potem, do swojej śmierci w 2019 roku. Z tego jest najbardziej znany. Był też znakomitym pisarzem, choć wydał niewiele: ot, dwie powieści i zbiór opowiadań (Twarzą ku ziemi, 1982; Burza. Ucieczka z Warszawy; 2010, Sposób na kobiety, 1985). Był współscenarzystą komiksów, w tym przełomowego Funky Kovala (1987), a także adaptacji komiksowej cyklu Wiedźmin Andrzeja Sapkowskiego (1993). Był wreszcie przenikliwym krytykiem popkultury; większość jego tekstów krytycznych i felietonów zgromadzona jest w czterotomowych Małpach Pana Boga (2011–2019).

Imponujący to dorobek, owszem, ale dorobek w jakiejś dziedzinie sam w sobie nie kwalifikuje jeszcze jego autora na postać mityczną, a tym bardziej bohatera mitu założycielskiego. Znacznie ważniejsze od tego jest być we właściwym czasie we właściwym miejscu. Do Parowskiego los uśmiechał się za życia, dając mu okazje, które, trzeba przyznać, umiał wykorzystać. I los – jeśli wolno tak powiedzieć – uśmiechnął się do niego po śmierci, oddając jego postać i dorobek w ręce kogoś, kto doskonale wie, czego chce i potrafi osiągnąć cel.

Film dokumentalny o twórcy kultury jest wyjątkowo wymagający. To nie dokument wojenny, w który zawsze można włączyć efektowne wybuchy, rajdy czołgów i ryk silników helikopterów. To nie dokument z życia celebrytów, do którego oglądania siada się już z wypiekami na twarzy, a potem napięcie wzrasta. Na dokument „o kulturze” najtrudniej jest znaleźć pomysł. Czego pragnął dokonać Bartosz Paduch i jego ekipa, jest jasne od samego początku. Oto najbliższy przyjaciel Parowskiego Marek Oramus, poruszający się powoli i powoli mówiący, z bujnymi siwymi włosami i brodą rozwianymi na wietrze, wprowadza nas do „raju”, czyli pierwszej, legendarnej redakcji „Fantastyki”, to on prezentuje plansze komiksów współtworzonych przez Parowskiego. Wraz z nim wkraczamy w przestrzeń mitu. A także w przestrzeń komiksu.

Bo filmem Paducha rządzi właśnie to medium, w całości popkulturowe. Komiks to spośród wszystkich aktywności twórczych Parowskiego to jedyna zupełnie nowa, prekursorska. Och, oczywiście, jakieś historie obrazkowe ukazywały się przed Funky Kovalem, było ich wiele, nawet tych artystycznie satysfakcjonujących, ale to dopiero kosmiczny detektyw niepokorny, nie uznający autorytetów, nie poddający się żadnej władzy i rozmiłowany w kobiecej urodzie pokazał, czym jest i czym być może autentyczny twór komiksowej popkultury. Funky Koval był symbolem buntu przeciw szarości świata nieznoszącego indywidualności, promującemu pałkami i gazem łzawiącym kolektywizm i bezmyślną urawniłowkę. Wykorzystanie tego komiksu ‒ i komiksu jako takiego ‒ użytego do konstrukcji mitycznego świata, nadało Fantastycznemu Mattowi Pareyowi dynamikę i jednocześnie odwołało się do fantastyki, z której Parowski się wywodził: fantastyki jako opozycji szarego, smutnego świata tak zwanej komuny.

Wykorzystanie poetyki komiksu sprawia, że film nie nuży ani przesadną dbałością o szczegóły, ani nawet majaczącą w tle tezą: „bo Parowski wielki był i basta”, że film ma komiksowe tempo, o co zadbał twórca znakomitych animacji Krzysztof Ostrowski. To właśnie komiks, doskonale utrzymany we właściwej dla siebie konwencji, pozwala wprowadzić do opowieści postacie „ojców założycieli” współczesnej polskiej popfantastyki ‒ przede wszystkim pisarza Janusza Zajdla, patrona głównej nagrody fandomu, zmarłego w 1985 roku. Dzięki temu zabiegowi w opowieści pojawia się także postać „diabła kusiciela”, reprezentującego to wszystko, przeciw czemu fantastyka się buntowała, od konformizmu wobec „komuny” po kuszenie pieniędzmi doby wczesnego kapitalizmu. Oglądamy to wszystko we wzajemnych interakcjach, dzięki czemu Fantastyczny Matt Parey unika przekleństwa dokumentu, czyli „gadających głów”.

Głów tak czy siak w tym filmie nie brakuje i bez nich by go nie było. Ale „gadanie” tych, którzy coś o Parowskim mieli do powiedzenia i chcieli to powiedzieć (nie wszyscy chcieli), też poddane zostało konwencji komiksowych dymków. Kilka słów wypowiadanych z pasją przez ludzi, którzy nie tylko znają się na fantastyce, lecz także chcą się swą wiedzą podzielić, ani przez chwilę nie nudzi. Dzięki pełnemu, świadomemu wykorzystaniu możliwości medium komiksowego Fantastycznego Matta Pareya ogląda się bardziej jako film fantastyczny niż dokument ‒ przynajmniej o tyle, że tworzy on własny, zamknięty świat, a to przecież „światotwórstwo” uznawane jest powszechnie za cechę wyróżniającą popfantastyki. W ten sposób realizuje się także funkcja mitotwórcza filmu ‒ dzieje się to poprzez subtelnie przeniesienie akcentu z autentycznego Macieja Parowskiego na komiksowego Matta Pareya. Warto przypomnieć, że pod tym ostatnim nazwiskiem Parowski wprowadził samego siebie do Funky Kovala.

Bo to nie Maciej Parowski „odkrył” Andrzeja Sapkowskiego i jego Wiedźmina, do dziś pozostających sztandarowym sukcesem polskiej fantastycznej popkutury. Wręcz przeciwnie ‒ w „Fantastyce” 10 (61) z roku 1987, w której omawiano wyniki Drugiego Literackiego Konkursu „Fantastyki” na opowiadanie SF’, ogłoszone w numerze poprzednim, wielcy polskiej sceny fantastycznej, w tym redaktor działu publicystyki dr filologii polskiej Andrzej Niewiadowski oraz znany tłumacz Lech Jęczmyk nie pozostawili suchej nitki na ocenie jakości przysłanych prac. Nazwisko Sapkowskiego padło raz (został pochwalony za „poprawność językową”). Swoją trzecią nagrodę Sapkowski zawdzięczał Markowi Zalejskiemu, grafikowi pisma, który Wiedźmina wykopał spośród mnóstwa nadesłanych prac, o czym sam Maciej Parowski kilkakrotnie wspominał.

To zatem nie Maciej Parowski „odkrył” Sapkowskiego i jego Wiedźmina, ale Matt Parey ‒ owszem. To nie Maciej Parowski „skontaktował” Jacka Dukaja z Tomaszem Bagińskim. Owszem, to Maciej Parowski publikował osiemnastoletniego Dukaja (publikował wielu młodych, chwała mu za to) i przekazał jednemu numer telefonu drugiego, ale był to tylko jeden z nużąco wielu przypadków przekazywania przez niego „danych osobowych”. Nie był Maciej Parowski ojcem sukcesów Katedry… On nie, ale Matt Parey ‒ tak. To nie Maciej Parowski, wielkie nazwisko polskiej sceny komiksowej, odnosił na niej same sukcesy, propagował i świecił przykładem. Pomysłodawcą i ojcem chrzestnym Funky’ego był zapomniany dziś wybitny pisarz Wiktor Żwikiewicz. A komiks Wiedźmin jego współautorstwa spotkał się – ku zaskoczeniu wszystkich – z powszechną krytyką za swe niewątpliwie słabości. Parowski nie był bezbłędny, ale Matt Parey ‒ owszem.

To wreszcie nie Maciej Parowski był redaktorem bez zmazy i skazy, skazanym przez talent na publikacje tylko arcydzieł wygrzebanych z zalegających jego miejsce pracy stosów mierzwy. Był znakomitym redaktorem, ale zdarzało mu się kiksować wręcz spektakularnie. Nie na darmo jedyne kobiety w filmie to żony i córki. Nie ma to nic wspólnego z antyfeminizmem czy uprzedzeniami genderowymi, ale niemal wszystko z tym, że polska literatura science fiction była w jego czasach wytworem „chłopców z Politechniki”, gdzie studiowało bardzo niewiele kobiet, a także z jego słynną niechęcią do literatury fantasy (uprawianej przez panie, i to z wielkim powodzeniem) i graniczącą ze strachem obawą przed nowościami, czego przykładem była słynna afera wokół opowiadania jak najbardziej fantastycznonaukowego CyberJoly Drim Antoniny Liedtke. Odrzucone przez niego, a opublikowane potem w „Feniksie” (1/1999), zdobyło wszystkie trzy główne fantastyczne nagrody: tak zwanego „Zajdla”, „Srebrny Glob” i nagrodę online magazynu „Fahrenheit”.

Nie, Maciej Parowski nie był redaktorem idealnym, ale Matt Parey nim był.

Taką litanię ciągnąć można długo, ale nie ma potrzeby. Maciej Parowski był tylko człowiekiem. Matt Parey jest mitem.

Czyżby zatem Fantastyczny Matt Parey zakłamywał rzeczywistość? Oczywiście, że nie czyni tego bardziej niż każda relacja, która jest wyborem – i jako taka coś zakłamać musi właśnie przez akt dokonywania wyboru. Co więcej, przedstawiona w filmie narracja zawiera prawdę o słabościach bohatera, wypowiedzianą słowami osób zaproszonych przed kamerę. Autorskim dziełem twórców jest tylko rozłożenie akcentów.

Bohater mityczny musi mieć ludzkie słabości, musi mieć wady charakteru – dziś w dyskusjach o filmie Paducha jako wadę przedstawia się konserwatyzm obyczajowy Parowskiego, manifestowany otwarcie jednoznaczną oceną aborcji; musi też być bohaterem tragicznym. I Matt Parey takim jest. Z całej animowanej, komiksowej warstwy filmu zapamiętuje się przecież przede wszystkim czarno-białą scenę ilustrującą autentyczne zdarzenie, które podówczas zostało ocenione powszechnie jako skandal: otóż Matt Parey – jako Maciej Parowski, będący wielkim propagatorem Gwiezdnych wojen ‒ nie zostaje wpuszczony na pokaz prasowy jednego z filmów serii. Widzimy go, jak samotnie zjeżdża po ruchomych schodach.

Owszem, ekipa realizatorów Fantastycznego Matta Pareya zrobiła wszystko, co możliwe, by z Parowskiego w jego alter ego uczynić postać mityczną, a z jego działalności ‒ mit założycielski polskiej popkultury. Bartosz Paduch jako scenarzysta był jednak niewątpliwie świadomy, że mit potrzebuje nosicieli. Opowiadaczy. Do nich zwraca się w ostatniej części filmu, w scenach pokazujących rozszalałe bogactwo współczesnych świąt popkultury, fantastycznych konwentów i festiwali, jakże różnych od niegdysiejszych, kameralnych, surowych, ale szczerych, przepełnionych nie egzotycznymi cosplayami, lecz literackimi dyskusjami przy piwie. Czy są oni w stanie ponieść ten mit? Rozpoznać korzenie, z których niewątpliwie wyrośli? Bo jeśli nie oni to zrobią, to kto?

Film kończy się spisem nazwisk „gadających głów”, których relacje wykorzystano. Kilka z nich już obwiedzionych jest żałobną ramką ‒ to nazwiska tych, którzy odeszli przed premierą. A od czasu premiery do dziś, kiedy piszę te słowa, nazwisk zmarłych przybyło.

Fantastyczny Matt Parey, reż. Bartosz Paduch, TVP, 2023.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Sokołowski, W poszukiwani mitu założycielskiego, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 254

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...