Nie zliczę tych pustych ulic
przemierzanych rano i nocą,
rano i nocą,
Znam te kąty jak stary stróż. Kiedy mnie widzi uśmiecha się znad szufli,
składając miotłę jak skrzydła, nie ocenia i nie broni, gdy
wyschłe suki przegryzły moje miękkie wargi i
spięte do białości gardło.Nie zasnę dziś przez pełnię, nie zasnę w Odrze, nie utonę w Bugu,
przez sen się nie zasypia dwa razy.
Wtórują mi zardzewiałe wrota kwietnia, akompaniują głuche gęsi,
nad kolanami przetoczyły się brunatne druty i kostka
schodowa w kształcie szachownicy, podudziem wskazuję środek,
nadgarstkiem wschód,domowe demony rozpisują wynik, nie oceniają i nie bronią,
tchnieniem nabierają ich nozdrza, wzrastając nad pradoliną
asekurują każdy pokłon nad kaskadą świateł,
która tu płynęła znacznie dłużej niż moja krew w szeleszczących żyłach,zakopanych rzekach.