Wobec upływającego i odzyskiwanego czasu. O twórczości Anny Frajlich
Każda moja sekunda
Przylega do mnie jak skóra
(A. Frajlich, Tu jestem, WSL 25
W wierszach Anny Frajlich – od debiutu poetyckiego Aby wiatr namalować (1976) po ostatni zbiór Łodzią jest i jest przystanią (2013) – szczególnie uprzywilejowane są tematy czasu, zmiany, wędrowania i wygnania, miasta, domu i zadomowienia, oswajanych krajobrazów i pamiętanych rzeczy, utraconych i odzyskiwanych przestrzeni. Choć w kolejnych latach skala wrażliwości się poszerza, a doświadczenie – wzbogaca, jej liryka i proza tworzą konsekwentną jedność. W wierszach Anny Frajlich forma lapidarna sąsiaduje z narracjami lirycznymi, wyraz oszczędny graniczy z konceptami językowymi, a myślenie obrazami dopełniane bywa przez dyskurs medytacji. I co zauważyć warto, powaga podejmowanych zagadnień filozoficznych graniczy z podejściem ludycznym. Wspierają się tutaj żart poetycki – intelektualnie wyrafinowany, niekiedy zatrzymany na pograniczu rubaszności – z powagą przesłań, z refleksyjnym smutkiem. W poszczególnych tomach napotkamy repryzy podejmowanych tematów, a także opracowywane wciąż na nowo idee artystyczne. W ten sposób powstaje świat poetycki naprawdę własny.
W utworach nowych poetka powraca do podjętych wcześniej kwestii, pośrednio komentując własne wcześniejsze poetyckie rozmyślania oraz spostrzeżenia. Właśnie rytm nawrotów tematycznych staje się ważnym wyznacznikiem tej twórczości. U Anny Frajlich zaznaczone też zostają związki ze zdarzeniami prawdziwymi, które rozgrywają się w dużej skali dziejów zbiorowych, lecz częściej poetka wkracza na terytorium prywatności. Prowadzi ona poetycki dziennik – rozpisany na wiersze i wersy, a ten zamysł w cyklach lirycznych i pojedynczych utworach potwierdzają umieszczane pod tekstem daty. Zachwyt nad światem nie słabnie, jednakże głęboko przeżyte doświadczenia – traumatyczne, degradujące, trudne do odreagowania, stają się zwornikiem poszczególnych wierszy, nadając im wymiar wyznań, ale też osobistych obrachunków. Zatem rejestrowane i komentowane fragmenty autobiografii tworzą tutaj istotną podstawę namysłu poetyckiego.
Dodać wypadnie, iż w przypadku odczytywanych wierszy raczej należałoby mówić o „sytuacjach autobiograficznych”, które polegają na tym, że eksponuje się epizody nagłych zwrotów, punktów kulminacyjnych życia, drobin faktograficznych – o zasadniczym symbolicznym znaczeniu. Na takie momenty kluczowe Anna Frajlich jest szczególnie uwrażliwiona. Weźmy na przykład słuchanie lektury Powrotu taty – prowadzonej przez ojca, niegdyś, w dzieciństwie, na Uralu (Kraj utracony), ramka fotografii z motywem kwiatów (Niezapominajki [saga]), antysemicki napis na drzwiach – wyraz bezmyślnej nienawiści (Ogrody i domy), otwarcie furtki do utraconego ogrodu oznaczające niemożliwość odzyskania przeszłości (cykl Powrót – podróż sentymentalna), wyczerpanie zapasu kawy – jako znak ostatecznego odejścia matki (Łyżeczka kawy). Ciągła narracja ukrywa się w tle, na pierwszy plan przebijają się natomiast okruchy opowieści o sobie. Tekst poetycki odsyła zatem do sfery niewypowiedzianego. Ergo:
Impuls autobiograficzny odsłania najbardziej podstawowy poziom naszego istnienia jako istot działających w określonej sytuacji […]. Nawet jeśli coś nie jest w pełni widoczne, nie musi pozostawać poza doświadczeniem. To przeszłość nadaje teraźniejszości pełnię…
J.V. Gunn, Sytuacja autobiograficzna, tłum. J. Węgrodzka [w:] Autobiografia, red. M. Czermińska, Gdańsk 2009, s. 154–155. [2]
Wprowadzony został do tych rozważań wymiar czasowości. Chciałbym jednak pokrótce wytłumaczyć, jak rozumiem formułę tytułową. Otóż obejmuje ona rozproszoną poetycką autobiografię – z powrotami reinterpretowanych na nowo zdarzeń, zmieniającą się, dojrzewającą świadomość życiowych faktów, które uzyskują kształt przestrzenny (szczególnie ważne są toposy miasta, domu, krajobrazu), wyczerpującą się teraźniejszość, medytacje o kresie życia, pożegnania z bliskimi, epitafia dla artystów, a także – nieraz przekorne – rozmyślania o naturze czasu, tak wyprofilowane, by czas jako „kategoria aprioryczna” tracił znamiona abstrakcji. Przeżywanie czasu łączy się z epizodami zachowanymi w pamięci, a zatem siłą rzeczy wzmocnione zostaje przeżycie podmiotowe. Jak słusznie zauważa Beata Biskupska, odniesienia do problematyki czasu – zakorzenione w biografii i jednocześnie uniwersalizowane – w sposób wyrazisty przekazywane są przez splecione ze sobą słówka posiłkowe „jeszcze” oraz „już”, w których ujawnia się dwukierunkowość ludzkich działań i nadziei. „Jeszcze” otwiera jakieś możliwości – realne lub złudne, „już” wprowadza perspektywę spełnienia się zdarzeń, bliskości ostatecznej granicy. Można mówić o przepływaniu kategorii, o istotnej semantycznej zależności:
„Już” [przecina] czas na dwie nieprzystające części. „Już” wprowadzające do poezji Anny Frajlich wymiar „jeszcze” – temporalny wymiar odbierający raz na zawsze życiu stan niczym niezagrożonego ustabilizowanego trwania. Jeżeli istnieje jakieś trwanie, to jest ono niepewne i przemijające
B. Biskupska, Między „jeszcze” a „już”. Trwanie zagrożone w poezji Anny Frajlich, „Akcent” 2006, nr 4, s. 58. [3].
Liczy się czynnik uporu, dzielności, niepoddawania się losowi – pseudonimowany przez partykułę „wciąż” wskazującą na nieustanne, pomimo wszystko, podejmowanie życiowej wędrówki
W bergsonowskim wierszu Anny Frajlich pojawia się fundamentalne pytanie, jak uchwycić zmienność w niezmienności trwania, jak naznaczyć osobowym signum strumień czasu – niezróżnicowany i niepojęty. Kluczem może być cierpienie przetransponowane na pojawiający się w kilku wierszach tej poetki obraz perły, czyli – jak można rzecz rozumieć – wejrzenie w siebie wyodrębnia zarazem przeszłe momenty czasowe, odróżnia cierpienie własne od bólu świata. Jak przeczytamy w wierszu Z Bergsona:
Czas nie jest sznurem pereł
tylko jedną perłą
nanizaną
na ziarno niepojętej rany(ZSMW 35)
Trwanie nie może obejść się bez czynnika świadomości. Otóż, jak aforystycznie tę regułę oświetla Bergson, „nie ma postrzeżenia, które nie byłoby przesiąknięte wspomnieniami”
Nasza własna świadomość jest świadomością pewnej istoty żyjącej, umieszczonej w pewnym punkcie przestrzeni; i jeśli nawet posuwa się ona w tym samym kierunku co jej zasada, to nieustannie jest odciągana w kierunku przeciwnym i zmuszona, choć posuwa się naprzód, oglądać się w tył
Tamże, s. 113. [6].
W liryce Anny Frajlich teraźniejszość zabarwiona jest przeszłością, która żywo uczestniczy w zdarzeniach aktualnych, mnożą się więc serie przypomnień. Jednakże odbierane „teraz” impulsy sensualne, a to jest wątek Proustowski, oraz czynione detaliczne spostrzeżenia sprawiają, iż mogą ujawnić się poetyckie anamnezy. Poetka porządkuje zdarzenia przeszłe: pragnie odgadnąć zamiary i uderzenia losu, ale również zastanawia się nad dotkliwym rozproszeniem przydzielonej pojedynczej osobie porcji zdarzeń, rozważa kwestię, jak nieskuteczne są – podejmowane przez intelekt i wyobraźnię – próby powstrzymania wartkiego nurtu czasu, który wszystko zatapia. Rany nie zostaną uleczone, odchodzenie bliskich układa się w biblijną epifanię à rebours, zamiast obecności w nagłym objawieniu zjawia się bolesna pustka
zamiast twarzy głosu imienia
w słup ognisty rośnie
nieobecność(Czas nie leczy, O i O 37)
Bólu nie da się uśmierzyć i po prawdzie nieodwołalnym wyrokom można przeciwstawić niewiele – dowcip, koncept słowny, błyskotliwe skojarzenie, co świadczy o wolności wyobraźni, o woli osoby, która (przynajmmniej na razie) nie poddaje się presji ostatecznych przeznaczeń. Może to być żart filozoficzny lub historiozoficzny. Na przykład oparcie w dziejach, w obserwowaniu przemian idei, rozumieniu procesu historycznego ironicznie wybrzmiewa triumfem czasu, jego panowaniem nad ciałami: „i tylko śmieje nam się w nos / biologia biologia biologia” (Jeszcze jeden fin de siècle, ŁJiJP 8). Trzykrotnie powtórzone słowo, zawłaszczając temat, eliminuje inne możliwości.
Zagadkowa natura utraty lat, dni i godzin, rozmywanie się wyrazistości zdarzeń w trybie na półżartobliwym pojawia się w wierszu zatytułowanym właśnie Czas (jest to zapisana rozmowa z Haliną Filipowicz). Doświadczenie niezagospodarowanych odcinków temporalnych życia spotyka się z długim trwaniem widzianym z perspektywy millenarystycznej. Zauważyć należy, iż czas-ironista, który prowadzi zabójczą zabawę w chowanego, gdyż „się rozminął / z nami i zegarami” (Czas, WSL 78), przekreśla wyobrażenia o stałości rzeczy. Rym zabawowy bierze w nawias solenność refleksji, ale przecież nie unicestwia chwili namysłu czy momentu autoperswazji. Czas się kurczy, gdyż następuje „koniec wieku / człowieku” (WSL 78).
Konflikt z zegarem w utworach Anny Frajlich, albo niechęć do chronometrów – precyzyjnych, obiektywnych, nieludzkich, objawia się może najwyraźniej w tytułowym opowiadaniu ze zbioru Laboratorium. Świetnie ukazany tu zostaje konflikt między opowiadającą a czasem, którego zawsze jest za mało. Pojedynek z tarczą zegara, którą można uznać za oblicze okrutnego nowoczesnego bóstwa, odbywa się w realiach podziemnego świata nowojorskiego subwayu. Wbrew przyjętej praktyce patrzenia na zegar w Laboratorium przyjazd kolejki miejskiej odmierzany jest „chwilami”:
Jeszcze chwila, jeszcze dwie – mówiłam sobie. Lubiłam myśleć „chwila” na przekór zegarowi, który miał je wszystkie zmierzone i poukładane w przegródkach i ciągle obmacywał je swymi czarnymi wąsami […]. Coraz częściej zatrzymywałam wzrok na tarczy zegara. Zdawało mi się, że jednym ramieniem wskazówki sięga w moja stronę. Sprawdza, czy ciągle tu jestem, czy ciągle nie zdążam (L 34).
Narzędzie pomiaru i dworcowy pospolity rekwizyt poprzez groteskową antropomorfizację wyposażony zostaje w złośliwe cechy oprawcy i szpicla. Czas się sprzysiągł przeciwko osobie, ale również groźba i groza spóźnienia ma wymiar metafizyczny, ponieważ małe obowiązki odnoszą się do wielkich powinności – zbyt ciasno pomieszczonych w krótkim czasie ludzkiego życia. W Laboratorium lęk przed uprzedmiotowieniem czasu, a także niezgoda na mechanicznie uregulowane relacje międzyludzkie – w jakimś wymiarze pokrewne artystycznym rozpoznaniom Zbigniewa Herberta – zyskują myślową głębię. Wedle słów Danuty Opackiej-Walasek: „Czas zegara obojętnie mierzący następstwo kolejnych «teraz», jest dla humanisty nieprzystawalny do czasu świadomości, który konstytuuje ludzką osobę”
W Traktacie o czasie z tego samego zbioru odnajdziemy refleksje o przemijaniu i odchodzeniu. W tym opowiadaniu porównywana z obrazami Utrilla – przedstawiającymi pejzaże miejskie Montmartre’u – przestrzeń nowojorskich zaułków bytuje jakby poza czasem. Wyobraźnia otwiera się tedy na obszar wieczny, w którym pytanie o godzinę okazuje się czymś absurdalnym: „coraz wyraźniej widzę już tę bramę, przez którą tamci, przed nami, odeszli stąd” (L 61). Zdanie nagle się urywa, jakby wraz z wtargnięciem „innego wymiaru” niepokój zakłócił spokojny rytm przechadzki. Brama oznacza obszar przejścia, przestrzeń tajemniczą, odwiedzaną tylko przygodnie, bywa, że niepokojącą, gdyż pewne zamieszkanie następuje dopiero wtedy, gdy pokonamy to niczyje terytorium. Jak pisze Stefan Symotiuk, brama „żyje swoim czasem. Jest to czas «przejściowości». […] Przelotowy charakter bramy czyni ją przestrzenią odmienną od platońskiej jaskini. Brama jest światem heraklitejskim. […] Brama pokazuje nieszczelność granic”
Jednakże w zbiorze Laboratorium możemy wskazać kontrapunkt w ujęciu rozpatrywanego tu motywu. Otóż w opowiadaniu zatytułowanym Zegarek pierwsze wtajemniczenie w istotę czasu, który jest linearny, płynący bezpowrotnie, ale też kolisty, gdyż powtarzają się nawroty godzin, łączy się z psychologiczno-obyczajowym studium dzieciństwa – w Ameryce i w Polsce. W tej mitycznej krainie, w której jeszcze wszystko jest możliwe, doświadczanie czasu nie wywołuje lęku, nie otwiera się na niedole egzystencji, przynosi natomiast poczucie odbytego wtajemniczenia oraz panowania nad uporządkowaną rzeczywistością.
Podarowany wnukowi zegarek, niegdyś, w PRL, rytualny prezent, który gwarantował przyjęcie do wspólnoty dorosłych i bywał nawet znakiem prestiżu, wiedzie ku wspomnieniom obejmującym tematy prywatne – domowe i szkolne. Natomiast w miniaturze Dorosnąć do dzieciństwa, czyli swoistym drobiazgu Schulzowskim, książeczka z obrazkami poświęconymi instrumentom muzycznym awansuje do rangi Księgi. Pomysł Schulza z Księgi oraz Genialnej epoki przeniesiony zostaje w inne realia czasowo-przestrzenne, jest wciąż aktualny, tłumaczy powtarzaną w kolejnym pokoleniu inicjację, przy czym celowo wyeksponowane tu zostają cielesne niskie regiony doświadczenia. Sugestia czasu powrotnego – a w takich przywołaniach pośredniczy kanoniczny tekst kultury – zostaje tylko zasugerowana, nie wszystkie „miejsca w czasie” zostały bowiem „wysprzedane”
W tekstach z Laboratorium nakładają się siebie dwie perspektywy – odbieranej przez zmysły aktualności oraz przeszłości, która powraca, gdyż wywołana zostaje przez skojarzenie językowe, zdarzenie czy przedmiot. Dobrą egzemplifikacją tego rodzaju poetyckiego ujęcia, które jednoczy przeżywany moment z zapleczem kulturowym, jest wiersz Mrs Dalloway. Za szczególnie ciekawą uznać należy konfigurację momentów czasowych oraz interferencji przestrzennych odniesień, nakładają się tu bowiem na siebie sen, wspomnienie, wizja wspierana śladem lektury oraz refleksja nad tajemnicą czasu odzyskanego, który nie jest tylko zdobyczą analitycznej świadomości, ponieważ o powrotach chwil decydują niepojęte reguły sterujące świadomością.
Z wielkich obszarów czasu kosmicznego w wierszu Frajlich wyodrębnia się mały odprysk, obraz-wspomnienie, wyrazisty, ale też w przyjętej perspektywie znikomy czy może „znikliwy”. Wspomnienie o osobie umieszczone zostaje na próbę we fragmencie z powieści Virginii Woolf. Kostium odgrywa ważną rolę, przypomnijmy bowiem, że suknia ma być założona przez Klarysę na zorganizowane przez nią przyjęcie (wokół tego z pozoru nieznaczącego faktu układają się epizody nieciągłej fabuły). Oto przymioty ulubionej sukni, która zaprojektowana została przez artystkę krawiectwa Sally Parker: można ją nosić w Hatfield i w Buckingham Palace, „przy świetle elektrycznym [jej] zieleń lśniła, w słońcu traciła jednak barwę”
Czas obudzony
– bo ja wiem –
szelestem sukni
dźwiękiem słów
grymasem Mrs Dalloway.(Mrs Dalloway, ZSMW 25)
Lapidarnie wyrażona w triadzie tworzącej jukstapozycję, stylistycznie oszczędna refleksja, wskazuje jedynie domysł na temat czasu odzyskanego. W naszym przypadku istotna jest także gra semantyczna: czas uśpiony – „czas obudzony”. Według Piotra Łuszczykiewicza: „Otworzyć przeszłość […] potrafi tylko wielka sztuka, mimo że zawsze posługuje się fikcją. To dzięki niej można obudzić czas”
W omawianych wierszach „emfatyka czasu”, jak to zostało zaznaczone, graniczy z doznaniami usytuowanymi na przeciwległym biegunie, z udręczeniem przez czas, z poczuciem utraty, rozproszeniem materii życiowej, z bolesną finalnością upływu lat. Anny Frajlich liryka momentów czasowych i sytuacji biograficznych różnicuje się, rozrasta, zmienia wraz z narastaniem refleksji – także umieszczonej w czasie.
*
W lirykach najbliższych naszemu czasowi wyraźnie zaznaczają się wątki elegijne. Zwrócić należy uwagę na wiersze-pożegnania, treny, rozmowy ze zmarłymi, zapisy snów, w których powraca utracona przeszłość, ale też na zapisaną w tych utworach pamięć kultury podlegającą aktualizacji oraz reinterpretacji. W dojrzałej twórczości poetka wprowadza dociekania nad rodzajami doświadczeń, co też można nazwać sumowaniem mądrości, ale również rachuje straty, posługując się melancholijnymi rejestracjami zdarzeń autobiograficznych. Tego rodzaju analizy ujawniają podstępne prawa życia ograbiające nas z możliwych spełnień, a także rozwijanych przez lata złudzeń. Wszelako jednym z najważniejszych wątków okazuje się trudna zgoda na upływanie czasu. Podkreślić warto, iż rozumienie utraty jest czymś o wiele bardziej dramatycznym i skomplikowanym, niż zwykła rezygnacja. Czarne barwy nie obowiązują tu bez reszty, rozświetlane są bowiem pamięcią innych wrażeń, pozytywnych, pięknych. Zatem: „słodkie tony i zapachy, sny na jawie i krajobrazy mieszają się z doznaniem ciemności, samotności, a nawet żałoby. Owo słodko-gorzkie doznanie służy przy tym spotęgowaniu doświadczenia własnego «ja»”
Poetka nie ogranicza się do rozmiłowania w smutku, nie gustuje w lamentacjach. Dostrzega bowiem urodę przemijania, żal elegijny rozbraja ironią, refleksję serio nieraz inkrustuje żartem. W omawianych wierszach pogodna strona istnienia chroni przed rozpaczą, a wrażliwość oddala myśli o przemijaniu, choć przecież remedium nie może być do końca skuteczne. Ważna jest u Anny Frajlich dwoistość spokoju i horroru, oswojenia rzeczy niepokojących oraz – lęku. Jak przeczytamy w symetrycznie skonstruowanych zdaniach, które są parafrazą wypisu z Poetyki marzenia Gastona Bachelarda, w wierszu Wina otwierającym zbiór Który las:
w samym sercu koszmaru
drzemią dzikie plaże
- - - - - - - - - - - - - - - - -
W samym oku cyklonu
jest źrenica ciszy(KL 5)
W cytowanych czterech wersach kataklizmy życiowe, w tym zapewne wygnanie oraz emigracja, przeciwstawiane są ewokacjom enklaw spokoju – istniejących już tylko we wspomnieniach, gdyż w okresie przybycia poetki do Nowego Jorku los się odwraca. Jednakże marzenia o pozbyciu się troski, o lekkim dotknięciu świata, uznać można jedynie za autoperswazyjny program. W innych wierszach natomiast znaki zdumienia spotykają się z przeżywaniem utraty stałego oparcia w świecie. Refleksja poetycka skupia się na człowieku poddanym władzy wrogich żywiołów – rozumianych i dosłownie, i metaforycznie. Wina w tym wierszu wydaje się zagadkowa, nie do końca wypowiedziana. Może chwila, w której wykracza się poza „tu i teraz”, kusi zbyt lekkim rozwiązaniem życiowych problemów, a wtedy kontemplacja piękna – awersu koszmarów istnienia – okazuje się czymś zbliżonym do zdrady: „Wciągam w płuca spokój / z uśmiechem bezwstydnym” (Wina, KL 5). Biegun kultury i biegun cielesności nawzajem się tu przyciągają: rozważania o winie i niewinności odsyłają czytelnika do ewangelicznej sceny, w której występują Chrystus i jawnogrzesznica (J 8,7), zaś stany psychiczne przetłumaczone zostają na sensualne wrażenia.
Podział czasu w liryce Anny Frajlich wiąże się z szybkim zwrotem wywołanym przez wygnanie. Paradoksalnie odnajdywanie siebie w nowych przestrzeniach „okazuje się możliwe najpełniej poprzez pamięć wykorzenienia”
My – skąd nagle? – wyspiarze
W samym sercu wiatrów
W dziwnej szkole pokory
Gdzie uczą żywioły(Emigracja, IS 10)
Topika żywiołów i żeglowania, związana z obrazami wiatru, morza, portu, przystani, co wyraża stałe napięcie między niebezpieczeństwem i spokojem, między wygnaniem a zadomowieniem, należy do istotnego wyposażenia wyobraźni poetyckiej Anny Frajlich
Czy to chmura zwykła czy znak?
Jeśli woda, to w lotnej postaci
Przyjdzie czas i swą lotność utraci
A jeżeli znak?
Jak odczytamy,
czemu zawisł nad naszymi głowami?(Obłok i metafizyka, OiO 43)
Zatem kategoria zmienności odnosi się nie tylko do czasu płynącego, lecz również do czynności poznawczych umysłu. W refleksji Anny Frajlich „brak wyraźnej cezury między «zdaje się» a «jest», i rzeczą/zdarzeniem a znakiem”
Przestrzeń Nowego Jorku w poezji Anny Frajlich, obca i oswojona, nieujarzmiona i łagodna, łączy się – o czym wielokrotnie pisali krytycy – z problematyką poszukiwania tożsamości. A zatem zastane wzory kulturowe, takie jak polska emigracja niepodległościowa czy żydowska diaspora, nie wystarczają, są pomocne w tym sensie, że mogą oświetlić – poprzez podobieństwa i różnice – przeżycia prywatne, osobne, osobliwe. Za główny temat liryki Frajlich Grażyna Drabik uznaje „poszukiwanie tożsamości, która w nieładzie XX wieku wymyka się i rozdrabnia”
Wiatr to w ujęciu poetyckim Anny Frajlich moc sprawcza i zarazem destrukcyjna. Szczególnie wyróżniłbym dwuczłonowy cykl Gonienie za wiatrem, w którym rozważanie o kresie czasu nakłada się na dialog z biblijną Księgą Eklezjastesa. Wszelako marność rzeczy bywa cenna. Czas darowany, co prawda – niedługi, trzeba maksymalnie wykorzystać. A zatem bieg za chimerami życia ma swoje uzasadnienia etyczne, jak również poznawcze. Daremność usiłowań równoważona jest przez nadzieję oraz heroizm woli (w tle rozpoznajemy idiomy „szukać wiatru w polu” oraz „łapać wiatr w żagle”). Wędrowcy Anny Frajlich wyruszają ku przeszłości – pojawia się nawet anachroniczny, jakby wzięty z powieści dziewiętnastowiecznej, obraz zaprzęgu czekającego przed bramą (Już czekają konie) – ale też podejmują Proustowską podróż à la recherche du temps perdu. Najprościej powiedzieć można, że wypowiedzi liryczne Anny Frajlich gęste są od wspomnień, jednakże odzyskiwanie czasu utraconego nie jest tylko rekonstrukcją, prywatnym działaniem archeologicznym, lecz również autokreacją – konstruowaniem samego siebie w oparciu o przeszłość.
Wskazać należy w wierszach Frajlich działanie „pamięci uczuciowej”, która przywołuje chwile szczęścia i nieszczęścia, półświadomie wydobywa pojedyncze epizody ze strumienia czasu, rekonstruuje i odnawia przeszłe emocje
Uśnij
- - - - - - - - - - - - - - - - -
kiedy słońce już wstanie
żeby zacząć szukanie
tego czasu
co minął
tego dnia
który zbladłA. Frajlich, Kołysanka, „Akcent” 2017, s. 9. [25]
W semantyce poetyckiej Anny Frajlich przestrzeń po dwóch stronach oceanu jest równie istotna, co czas. Z tomu na tom poetka uzupełnia serię wariacji na temat Nowego Jorku. Szkice miejskie łączą się z opowieścią o własnym życiu. Często jednak obserwacje dotyczą olbrzymiej skali bezdomności. Jeszcze w zbiorze Ogrodem i ogrodzeniem znajdziemy znamienną inwokację: „miasto na skale w rzek ramionach / ty jesteś swych bezdomnych domem / gdy śpią w wieżowcach pod chmurami” (O miasto, w światła twoje patrzę…, OiO 7). Zamknięta przestrzeń mieszkań spowita zostaje żywiołem płynnym, zaś myśl o zmienności wprowadza obraz lotnych obłoków. Mikroopowieści o mieście bezdomnych, bez rozróżniania na tych, którzy mają dach nad głową i tych, którzy go nie mają, o anonimowych cierpieniach bezimiennych wędrowców, powtórzą się i w innych utworach. Wymieńmy na przykład liryki Ergo sumus oraz Nowy Jork, listopad i róża. Przy czym następuje w tym miejscu znamienne przesunięcie semantyczne, gdyż bezdomność to raczej stan ducha, niż realny ból braku mieszkania w fascynującej i zarazem odpychającej metropolii.
Jak u Miłosza w Mieście bez imienia, Nowy Jork nie zostaje nazwany wprost, a odrealniona realność Anny Frajlich wspierana przez peryfrazę, metropolię odświętnie przybraną w światła przenosi w obszar prywatnego mitu. Natomiast w dedykowanym Elżbiecie Wittlin-Lipton wierszu Zasłony (Znówszuka mnie wiatr) pojawia się argument, że pragnienie osiedlenia jest tak mocne, że od początku dziejów człowieka, niezależnie od obrotów losu, zwycięża przemożna potrzeba budowania wydzielonej prywatnej przestrzeni – z zasłonami w oknach, choć na niepewnym gruncie. Tworzy się, najpierw w wyobraźni, która wyprzedza rzeczywistość, „małą wyspę spokoju” – „ślad jakiejś obietnicy”
Czasu wędrowania nie da się pogodzić z marzeniem o domu. Te wiodące tematy Anny Frajlich wchodzą w konflikt, kwestionują się nawzajem. Pozostaje więc wyrwa, rozdarcie, niepokój, poczucie sprzeczności. Pytanie, gdzie właściwie znajduje się dom, należy do najbardziej niepokojących w tej liryce, bo przecież stałe miejsce na ziemi wciąż jest tracone i odzyskiwane. Najpewniej jednak niezniszczalny dom to idea budowana w naszym umyśle. Poetka, mieszkająca w Nowym Jorku, kwestię tę rozważa w trybie przypuszczeń oraz pytań. Niepewność własnego miejsca wiąże się bowiem z historią wygnań w XX wieku, powtarzanych przez dwa pokolenia. Osiedlenie w amerykańskiej metropolii nie kończy wędrowania i poszukiwania. Nowy Jork to w omawianych utworach przystanek, wyspa, przestrzeń zdobywana i oswajana, obszar podziwu, akceptacji, nowego zakorzeniania – bez pewności, że to na zawsze
Czas utracony staje się w odczytywanych utworach czasem powrotnym, aktualne zdarzenia sterują serią wspomnień, labirynt czasu rozgałęzia się ku różnym obszarom przeszłości. Wiersze heraklitejskie mówią o powrotach niemożliwych, ale właśnie próby skonfrontowania się z tym, co niegdyś było, należą tutaj do pierwszych zadań związanych z rozpoznawaniem swego miejsca w świecie. Trwanie i dramatyczne zmiany, radość podboju artystycznego i poznawczego oraz melancholijne poczucie utraty, abstrakcja kategorii temporalnych i sensualne, cielesne doznawanie działania czasu wyznaczają linie napięć semantycznych w twórczości Anny Frajlich. Utracone zdarzenia biograficzne odzyskiwane są w artystycznym słowie. Zinterpretowane przez poetkę fragmenty i epizody rozświetlone zostają nowymi znaczeniami. Refleksja o czasie obejmuje też przygody świadomości, dramaturgię myśli, która przez lata się kształtuje. Niezwykle ważną rolę w wierszach Anny Frajlich odgrywa zdumienie nad zmiennością rzeczy. Wszelka oczywistość zostaje uchylona. W przechadzkach i wędrówkach poetki nie odnajdziemy prawd niezmiennych i ugruntowanych. Raczej czytelnikom udzieli się niepokój oraz potrzeba poszukiwania.