Upraszczając sens wielokrotny
Krytyk, jak pisał Emil Breiter w słynnych przedwojennych „Wiadomościach Literackich” w artykule Zadania krytyki literackiej: „Wyjaśnia to, co niejasne, upraszcza to, co skomplikowane, ujednoznacznia to, co ma sens wielokrotny”
Wiadomo, że krytycznoliterackie odczytanie książki nie jest identyczne z intencją autorską. Jak wyjaśniał teoretyk, Janusz Sławiński:
Wypowiedź krytyczna stawia sobie za zadanie rozszyfrować dzieło, aby wprowadzić je w określony społecznie obieg. Oznacza to zarówno sprowadzenie danego komunikatu literackiego do systemu warunkujących go zasad, a więc czynność dającą się określić jako dekodowanie, jak też ustosunkowanie owego komunikatu wobec języka przyzwyczajeń literackich czytelnika, a więc – rekodowanie
J. Sławiński, Dzieło…, s. 165. [3].
Sprowadzając współczesną powieść do treści czerpanych z Biblii, rekoduje się Wnuczkę Raguela. Zapewne ktoś, kto nie myśli o starotestamentowych genealogiach ani o Dobrej Nowinie, odbierze powieść Koehlera inaczej. Nawiązania między tekstami dawnymi i dzisiejszymi mają jednak obiektywny sens, bo scalają kulturę, w której żyjemy.
Istotnym motywem powieści jest zapomniana przez wielu cnota czystości. Para: dziewczyna z dzieckiem z gwałtu i opiekujący się nią chłopak nie współżyją ze sobą. Między nimi nie ma nawet pożądliwego spojrzenia, lecz czułość, odpowiedzialność, poświęcenie. Jak w Księdze Tobiasza pragnąłby zapewne pomodlić się główny bohater książki: „[…] nie dla rozpusty biorę tę siostrę moją za żonę, ale dla związku prawego” (Tb 8, 7). Rozpusta powodowałaby atmosferę niepewności, napastliwości lub strachu. „Związek prawy” promieniuje poczuciem bezpieczeństwa. Daje godność. Gwarantuje stabilizację.
Ale ponadczasowe prawdy nie są gwarancją samych przyjemności. Księga Hioba ukazuje czas próby. Księga Tobiasza, kluczowa by rozumieć Wnuczkę Raguela, również przedstawia ludzi doświadczających konfrontacji z tajemnicą niezawinionego cierpienia. Spotkanie z kimś ubogim, udręczonym stanowi próbę wierności Bożym przykazaniom – wierności Panu. Pismo Święte uczy: „Nie odwracaj twarzy od żadnego biedaka, a nie odwróci się od ciebie oblicze Boga” (Tb 4, 7). W „świecie przedstawionym” (czyli w powieściowej fikcyjnej rzeczywistości) Rafał, przedstawiciel klasy średniej, który pomaga bezimiennemu i bezdomnemu chłopakowi odzyskać Natalię (imię tego dziecka konotuje narodziny, wywodzi się z łacińskiego natalis) nosi imię znaczące. Tak nazywał się w Biblii jeden z aniołów. W losie Rafała symbolicznie zdają się wypełniać słowa Ewangelii: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Oprócz wątku Tobiasza, biblijna księga zawiera również wątek Raguela. Jego córka wskutek działań złego demona siedmiokrotnie została wdową. Główna bohaterka powieści, bezimienna dziewczyna, cierpi tak bardzo, jak gdyby prześladowało ją fatum. Elżbieta, staruszka spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu, pomaga jej w okresie ciąży.
Motywy pierwszych miesięcy posmoleńskiego kryzysu nie są przypadkowe w kontekście wzorców fabularnych czerpanych z Księgi Tobiasza. Kiedy myśli się o losie upokarzanych ludzi, którzy okazują solidarność z ofiarami Smoleńska, oczywistością jest model Antygony – postaci ze starożytnej tragedii. Jednakże również w teologii judaizmu grzebanie umarłych, choćby wbrew woli potężnych władców, było godnym uczynkiem miłosierdzia. Tobiasz – głowa izraelskiej rodziny, znajdującej się w niewoli w Asyrii, grzebie zwłoki pomordowanych, ściągając na siebie nienawiść asyryjskiego władcy, traci zdrowie, majątek, prestiż. Wiersz Zbigniewa Herberta Jonasz z tomu Studium przedmiotu (1961) został przywołany zarówno w programowym tekście Mariana Maciejewskiego o krytyce kerygmatycznej, jak i w poezji Wojciecha Wencla z XXI wieku (Czterdzieści i cztery z tomu De profundis) oraz w omawianej powieści. Wnuczka Raguela jest tekstem przesyconym nowocześnie pojętą poetyckością, to znaczy nie ma ozdobników. Kazimierz Wyka stworzył teorię zamiennika gatunkowego, porównując wiersze z dramatami Tadeusza Różewicza. Teraz dostrzega się ekwiwalentyzację poezji i eseistyki u Adama Zagajewskiego, liryki i epiki (Ślady krwi) u Jana Polkowskiego, a teraz właśnie u Krzysztofa Koehlera. Zamiast kunsztownych środków artystycznego wyrazu czytelnik otrzymuje przenikliwe, szczegółowe obserwacje współczesnej polszczyzny, na przykład wulgaryzmów, anglicyzmów, eksklamacji, slangu, inwencji użytkowników. „Waszyng-kurwa-ton” to leksem najlepiej oddający kierunek ewolucji codziennej, nasyconej pragnieniem siły, którego drugie imię brzmi: rozżalenie bezsilnych. Równoważniki zdań, naturalny rytm tej prozy, słuch językowy autora, nagromadzenie obserwacji obyczajowych, behawiorystyczne ukazywanie postaci, technika narracji podobna do filmowej pozwalają mówić o zastąpieniu dawnej koncepcji powieści jako zwierciadła przechadzającego się po gościńcu narratorem podróżującym autostopem. Zmieniają się miejscowości, przytłoczeni biedą materialną i/lub moralną ludzie, ale nadzieja pozostaje w porządku znaków kultury, której mądrość sprawdzała się przez tysiące lat.
Zgromadzeni Polacy przypominają wieloryba, w którego wnętrznościach znalazł się biblijny prorok Jonasz:
Wewnątrz tego tłumu, wewnątrz malejącej, ale stałej jednak grupki, której nadano nazwę obrońców krzyża, czuła się jak w brzuchu wielkiego wieloryba, owej mitycznej olbrzymiej ryby, którą zesłał na jednego z nieudanych proroków Pan, by w zaciszu, otoczony ciepłymi ścianami wielorybiego wnętrza, jak wcześniej w brzuchu targanego wielkimi falami okrętu, jak wcześniej, o wiele wcześniej, w łonie matki
K. Koehler, Wnuczka…, s. 47. [4].
(Okręt-ojczyzna to zarazem horacjański topos dobrze znany Polakom z kazań księdza Piotra Skargi, nota bene autora, którego twórczość badał Koehler, występując w roli uniwersyteckiego historyka literatury). Niezwykłe poruszenie narodu zaznacza się w żywej mowie (parole). Na przykład w małżeńskiej kłótni kobieta mówi: „Ludziom rozwiązało się coś z językami. Wciąż gadają. Jak najęci. z obłędem w oczach. To nie jest zwykła żałoba. To jak choroba jakaś”
Elżbieta przy śniadaniu czy przy kolacji opowiadała jej o sobie. A dziewczyna miała wrażenie, jakby stara wyciągała z siebie różne warstwy. Jak ubrania, sukienki nałożone jedna na drugą. Jakaś jej złożona z wielu obrazów osoba: wcielenie z czasów wojny; wcielenie z czasów, kiedy była młodą kobietą; wcielenie z lat, kiedy się starzała, matka dzieci, wdowa, samotniejąca w ciemnym mieszkaniu na parterze
Tamże, s. 58. [6].
Autor zastosował technikę narracji z różnych punktów widzenia. Kompozycja, która przypomina filmowe cięcia kadrów, dynamiczna, intrygująca inwersjami czasowymi (antycypacją i retrospekcją), zachęca, by zastanowić się nad ekranizacją tej ważnej książki. Wobec pauperyzacji mas i niepewności losu jednostki los bezdomnego niekoniecznie jest metaforą kondycji ludzkiej. Bywa raczej niechcianą ewentualnością. Każdy może się zamienić w Hioba, Tobiasza, Sarę-córkę (a właściwie prawnuczkę Raguela) naszych czasów.
Bezdomny chłopak, były student, nie może budzić pogardy. Jego bezdomność jest całkowicie niezawiniona. Nie pije alkoholu, nie porzucił rodziny, lecz został osierocony, ma wysokie kwalifikacje intelektualne i moralne. Zastanawiając się nad domem ubogich prowincjuszy, swoich rodziców, uprzytomni sobie ich zapóźnienie cywilizacyjne:
Nie wiedzieć czemu, zawsze taki straszny rozgardiasz. Dopiero wyjazdy na studia pozwoliły mu pojąć: bieda zabija wrażliwość na piękno. Kiedy na zajęciach z estetyki greckiej przemierzali przeźroczami Helladę, pojął, że mieszka na innej planecie. Potem tak samo wykład o gotyku, w tle zdjęć, a na nich, jak dekoracje, prowansalskie domki z kwiatami i ładem
Tamże, s. 103. [7].
Daje o sobie znać groza nieposiadania. Chłopak zostawił przez roztargnienie w ciężarówce, którą jechał do miasteczka, „wszystko”. Owo „wszystko” oznacza: „Worek z ubraniami. Resztkę pieniędzy”
Problematyka etyczno-teologiczna zostaje przywołana w największym skrócie, kiedy znachor nie chce leczyć umierającego w bólach na raka gwałciciela swoich córek i zabójcę urodzonych wskutek kazirodztwa wnuków. Uzdrowiciel oburza się:
I one posyłają do księdza. I ten chłystek pędzi tam z namaszczeniem! Otwieramy niebieskie wrota dla skurwysynów. Dobry łotr. Słyszał to ktokolwiek, co oni tam mówią? Dobry łotr! […] Bo oni się mylą. To ich umieszczanie Boga w kościółku. Bóg jest materią.
Świat, w którym ostoją wartości są w skrajnych przypadkach tylko wierne i czuwające nad życiem człowieka psy, jest światem, do którego nie tak przecież dawno, bo za życia większości obecnie wciąż żyjących ludzi, Jan Paweł II skierował List do artystów. Ostatnie słowo nie może zatem należeć do materialistów. Według Biblii Opatrzność czuwa nad tymi, którzy są wierni Bożemu prawu. Bóg dopuszcza cierpienie jako próbę, ale po jej pomyślnym przebyciu hojnie wynagradza człowiekowi. Założywszy istnienie zakodowanej w Piśmie Świętym uniwersalnej mądrości, chciałoby się zachęcać do jej przyjęcia. Nie wypada wszakże moralizować. Zabrania się dzisiaj „narzucania poglądów”. Za mówienie prawdy słyszy się oskarżenia o ciasnotę umysłową i nietolerancję. Relatywizacji przekonań sprzyja rozbijanie jedności cywilizacji łacińskiej. Jak w tych warunkach poinformować o zasadach szczęśliwego życia? Uprzytomnić absurd pogardy wobec nędzarzy? Pokazać imperatyw solidarności czy też fundamentalną zasadę równości wszystkich ludzi? Jak przestrzec, że odrzucenie Boga prowadzi do lęku i osamotnienia, a zastąpienie trwałych więzi rodzinnych przelotnymi, hedonistycznymi związkami zwiększa prawdopodobieństwo biedy, bezdomności, życiowej klęski? Literacki przekaz tęsknoty za miłością: wierną, bezinteresowną, czystą, opiekuńczą jest niezastąpiony. Jeśli zatem już nie byłaby to literatura, lecz ewangelizacja, tym lepiej dla książki (fabuły). Choć alternatywa: albo artyzm, albo Ewangelia jest pozorna, bo niszczenie wiary bywa kiczem, arcydzieła zaś bywają chrześcijańskie, warto podjąć nawet ryzyko wyrzeczenia się artyzmu. Sztuka nie jest najwyższą wartością. Zarówno brat Albert Chmielowski, jak Karol Wojtyła w pewnym momencie swoich biografii porzucili sztukę dla Boga. A oznacza to zarazem prowadzenie ludzi do Boga, czyli do szczęścia. Skowyt cierpienia, uporczywy dyskomfort, napastliwość, poszukiwanie substytutów szczęścia – wszystko to są symptomy ucieczki od prawdy o człowieku, którego nie rozumie się, odrzuciwszy przesłanie Chrystusa. „Niespokojne jest serce moje, dopóki nie spocznie w Tobie” – jak słusznie pomyślał św. Augustyn. Dawno, ale prawda.
Symbolem działania Opatrzności (a może Chrystusa, którego skrócone imię: IHS wpisuje się zazwyczaj w ikonografii w promieniejący krąg słoneczny) wydaje się w powieści słońce. Oto chłopak, opiekuńczy jak patron rodzin, św. Józef, „[…] wystawia twarz do słońca. Zamyka oczy. Słońce zlewa na niego ciepło. Czuje wyraźnie na ciele ciepło słońca…”
Tekst ukazał w: D. Heck, Recenzje bez cenzury, Lublin 2015.