Czas akcji? Sylleptyczny
Zdarza się, że nawet niezależnie myślący autorzy ulegają w pewnym stopniu propagandzie umniejszającej literackie świadectwa okresu, który jest zarazem przeszłością i teraźniejszością. Im bardziej teraźniejszością, tym intensywniej wmawia się, że – zamkniętą, odległą przeszłością. Wydaje się, że Marcin Wolski zapomniał o pewnych książkach, których krytycy pragnący sukcesu w wielkich mediach nie doceniają, gdy pisał:
Czasami odnoszę wrażenie, że mojej generacji gubi się cała epoka – dla jednych konspiry, dla innych emigracji, dla reszty wreszcie upokarzającej codziennej walki o przetrwanie wśród kartek na wszystko, octu na półkach i nieznośnych konferencji prasowych rzecznika junty. Zadziwiające, że nie powstały o tym okresie znaczące książki i filmy (obrzydliwych, wykpiwających podziemie solidarnościowe paskudztw nie liczę, podobnie jak książek typu Rok w trumnie). Czy dlatego, że wojna z własnym narodem, w porównaniu z okupacją niemiecką czy sowiecką była groteskowa, a ofiar śmiertelnych było stosunkowo mało? Może chodzi o wstyd, że nasze 10 milionów tak łatwo poszło w rozsypkę, a bardzo niewielu zdecydowało się na jakąkolwiek formę oporu? Jeszcze bardziej prawdopodobnym powodem jest to, że elity III RP, bratając się z niedawnymi oprawcami i dzieląc z nimi postaw sukna dobrowolnie wyrzekły się mitu założycielskiego
M. Wolski, „Zima wasza, wiosna nasza”, „Gazeta Polska” 2006, nr 35, s. 18. Ironia losu sprawia, że z kolei recenzent powieści Wolskiego zdaje się nie wiedzieć o doskonale pokazującej intelektualną i polityczną historię uprzywilejowanych przez PRL artystów, książce Brauna, wydanej u Jerzego Giedroycia w Paryżu, pod tytułem „Pomnik”. Por. P. Zawadzki, „Nieślubne dzieci”, „Tygodnik Solidarność” 2006, nr 35, s. 33. „[…] chciałbym przeczytać książkę opisującą tajemnicze dzieje konkursów na pomnik Powstania […]”. [1].
„Przeszłość – jest to dziś, tylko cokolwiek dalej” – zauważył bohater sztuki Kazimierza Brauna, Rzecz o Norwidzie z jego słów utkana. Przeszłość, doniosłe wydarzenia historii najnowszej, w których uczestniczył autor, sprawia, że ten sam tekst jest zarazem autobiograficzny i – w pewnym sensie – historyczny. Taki właśnie autobiograficzny i historyczny, współczesny i historyczny charakter mają dwie ostatnio wydane książki Brauna, znanego reżysera teatralnego: rozszerzona i poprawiona edycja powieści Dzień świadectwa
Powieść natomiast, zwłaszcza zaś powieść niewylansowana jako bestseller, stanowi tylko (i aż) niezobowiązującą propozycję. Edukacja historyczna, która dokonuje się nie jako en passant, może chyba, szczególnie wobec osobowości nonkonformistycznych, skuteczniej spełnić funkcję edukacyjną, niż podręcznik lub film dokumentalny.
Instytut Literacki w Paryżu w serii Biblioteka „Kultury” wydał już w 1989 roku wartą przypomnienia powieść Brauna Pomnik. Opisano w niej konkurs na pomnik Powstania Warszawskiego, a kontekstem była jedna przykładowa kariera w PRL. Dlatego właśnie, aby obrazowo uprzytomnić młodemu czytelnikowi, na czym polegały mechanizmy tak zwanego awansu społecznego, powinno się książkę wznowić w kraju. Co więcej, nie tylko ją wydrukować, lecz również zadbać o jej właściwe zareklamowanie. Edukacja historyczna, która dokonuje się niejako mimochodem, w czasie wolnym, może skuteczniej spełnić funkcję edukacyjną, niż podręcznik lub film dokumentalny. Pomnik ukazał lumpenproletariusza – małego złodziejaszka, który trafia między PRL-owskich dygnitarzy. Późnej Braun ogłosił oryginalnie skomponowaną z opowiadań „powieść emigracyjną” Pożegnanie z Alaską – stąd niezorientowany czytelnik mógłby się dowiedzieć, jak niszczono ludzi Solidarności. Ptak na szczudłach i inne opowiadania doskonale unaoczniają różnice między mentalnością artysty-człowieka wolnego a mentalnością funkcjonariusza PRL-owskiego aparatu przemocy. Wiedza wybitnego reżysera teatralnego umożliwiła stworzenie w Ptaku na szczudłach znakomitego monologu wewnętrznego aktora.
Między nowszą powieścią Dzień świadectwa, zbiorem dramatów Sztuki o Polakach a popularnonaukowym (bez przypisów, choć rzetelnym) opracowaniem teatrologicznym można zaobserwować paralele. Dyskusja uczestników bojkotu oficjalnych mass mediów, spór z aktorami teatru podziemnego, zamieszczona w Dniu świadectwa, ma odpowiednik w sztuce Bojkot; z kolei racje wypowiadane przez uczestników debaty o sensie spektakli odgrywanych w prywatnych mieszkaniach lub w kościołach powracają w naukowo obiektywizowanych formułach Kieszonkowej historii teatru polskiego
Poszczególne sztuki ukazywały się w prasie (na przykład w „Przeglądzie Artystyczno-Literackim”: Tamara L., rzecz o Tamarze Łempickiej, zmysłowej artystce, która z duchowym pożytkiem odwiedza klasztor; i Płonący anioł, sztuka o Leonie Schillerze, eks-katoliku włączającym się w urzeczywistnianie doktryny socrealizmu), fragmenty prozy narracyjnej ukazywały się jako opowiadania. Sztuki, jak wynika już choćby z noty bibliograficznej, są raczej materiałem do spektakli, które z powodzeniem powstawały po obu stronach oceanu.
Zwróćmy więc uwagę na Dzień świadectwa, powieść obfitującą w partie dyskursywne, wymagającą dłuższego skupienia. Akcja książki została uzupełniona wydarzeniami z 2002 roku. Na jej kompozycję składają się: stanowiące główny wątek obrazy poszczególnych kluczowych doświadczeń w życiu pierwszego bohatera, księdza Andrzeja, oraz trzy opowiadania: o teatrze podziemnym w Polsce stanu wojennego (Brzemię ziarna), o degrengoladzie Kościoła w Stanach Zjednoczonych (Brzemię Babilonu) oraz o odchodzeniu w latach dziewięćdziesiątych od ideałów Solidarności (Brzemię prochu). Ramę kompozycji stanowi nawiązanie do wezwania Jana Pawła II „Nie lękajcie się” i to właśnie ten Papież jest najważniejszym, choć bezpośrednio niemalże nieobecnym bohaterem powieści. Drugim bohaterem? Czy jego cień przesłania księdza Andrzeja? Relacje między dwoma głównymi bohaterami: obecnym (zwykłym, nieznanym księdzem Andrzejem) i nieobecnym (wielkim Janem Pawłem II), zachęcają do wyobrażenia sobie jeszcze jednego, jeszcze większego nieobecnego bohatera-cienia, a mianowicie Chrystusa. Jan Paweł II mimo sławy, talentów aktorskich, powodzenia nie był „człowiekiem sukcesu” (w przeciwieństwie do obsesyjnie szukającego sukcesów amerykańskiego księdza z Brzemienia Babilonu). Dla księdza Andrzeja – postaci o imieniu znaczącym, gdyż w grece przymiotnikiem andreios określano kogoś odważnego, mężnego – rocznice wyboru Karola Wojtyły na papieża są dniami życiowej próby. Z punktu widzenia czytelnika dzieje skromnego księdza – który nie ulega żadnym naciskom, groźbom, w kluczowej scenie bowiem decyduje się odprawić mszę, nawet gdyby ołtarz miał zostać wysadzony w powietrze – są unaocznieniem męstwa, o które apelował Jan Paweł II. Za granicą ksiądz Andrzej wykazuje odwagę cywilną, dyskutując z amerykańskim progresistą w sutannie (przeważnie wiszącej zresztą w szafie) i z nader „asertywną” gospodynią parafii.
Największe wrażenie wywiera Brzemię prochu, choć ksiądz Andrzej jest tam tylko postacią epizodyczną, wikarym bez wpływu na styl funkcjonowania plebanii. Przejmująco prawdziwa wydaje się w tym opowiadaniu historia odrzuconego idealisty. Nawrócony na katolicyzm były działacz Solidarności, intelektualista, który swoją niezależność przypłacił deklasacją i zmarł wskutek nowotworu spowodowanego pracą przy usuwaniu azbestu z budowli w USA, zostaje zdradzony przez wszystkich w Polsce. Działacz związkowy przeobraził się w kacyka, przeciętny ksiądz proboszcz woli zajmować się wznoszeniem murów kościoła, dawna kochanka cieszy się sympatią kolejnego mężczyzny. Obraz Polski lat dziewięćdziesiątych, w której na pierwszy plan wysuwał się materializm praktyczny, a ideały wyszydzono jako niedzisiejsze. Za poniewieranymi, niechcianymi, odrzuconymi prochami kryje się zawoalowana symbolika chrześcijańska. Na myśl przychodzą biblijne formuły: „kamień odrzucony przez budujących będzie kamieniem węgielnym”
Chciałabym, żeby uwzględniano Dzień świadectwa w kanonie polskiej literatury współczesnej właśnie ze względu na Brzemię prochu. Ma ono zarówno historyczny sens, to znaczy literacko dokumentuje istotny fragment historii najnowszej, jak i niesie uniwersalną wymowę, która dotyczy problemów wierności i zdrady, nawrócenia i osamotnienia, niezłomności i ostracyzmu. Wymienione pojęcia nie są współmierne. Wybór wierności, nawrócenie i niezłomność emigranta-wygnańca kontrastują z małymi i większymi zdradami osób, które zostały na miejscu. Im wyższe walory etyczne osiągnęło się na wychodźstwie, z tym bardziej dojmującym osamotnieniem, wprost z ostracyzmem trzeba się liczyć – taki wniosek wynika z historii profesora. Jedynie człowiek prosty i prostolinijny zarazem potrafił docenić jego postawę. Do rangi symbolu urasta przykucie sobie do ręki kajdankami teczki, w której znajdowały się prochy uczonego. Robotnik budowlany, który zna wartość rzeczywistej, a nie pozorowanej pracy, rozumie subtelności aksjologiczne lepiej niż niejeden zawodowy moralista: działacz lub duchowny. Nie sądzę, aby należało tu wzruszyć ramionami nad mitologizacją prostego człowieka. Pomimo zafałszowanych mitów istnieje rzeczywistość empiryczna, której literatura wciąż może (choćby na przekór cynicznym snobom) dawać świadectwo. Ceną pisania niewygodnych prawd jest bycie przemilczanym, lekceważonym bądź – wyszydzonym. Nic nowego, już w Biblii, w pierwszym psalmie czytamy: „Błogosławiony mąż, który nie zasiada w gronie szyderców”. Wiadomo, że szydercy nie są wytworem kultury ostatniego półwiecza, choćby się podszywali pod odkrywców i nowatorów. Człowiek prosty, nie zabiegając o karierę ani o uznanie, ma dużą szansę uniknąć hipokryzji. Rozumiem, każdy narażony jest na pokusę uprawiania gry pozorów – pragnienia, żeby w oczach kolegów wypaść na takiego mędrca (czy raczej mędrka) jak ten czy ów głośny dziennikarz lub „wybitny intelektualista”, niemniej półinteligent narażony bywa na tę pokusę bardziej niż ktoś, kto na co dzień doświadcza różnicy między solidnie lub byle jak postawionym rusztowaniem.
Przyznać trzeba, że w Brzemieniu prochu ważny jest także motyw wyobcowania emigranta, a kwestie, o których myśli się w kontekście perypetii niewygodnej puszki z prochami, poruszane są również w dramatach. Nierozumiany Norwid w przytułku dla nędzarzy, pogardzana przez amerykańskiego biznesmana polska gwiazda, Modrzejewska, izolowany z czasem od możliwości działania na rzecz kraju Paderewski. Ich patriotyzm i bezradność, osiągnięcia i upokorzenia, samotność gigantów wśród karłów – wszystko to składa się na główne przesłanie Brauna: Polski nie stać na niedocenianie swoich najbardziej utalentowanych i zarazem ofiarnych obywateli, powinniśmy się zmobilizować i brać przykład z ich dyscypliny, pracowitości, wytrwałości. Przede wszystkim zaś ci, którzy mogą się poszczycić wybitnymi uzdolnieniami, mają moralny obowiązek wymagać od siebie jak najwięcej, a nie poprzestawać na łatwo uzyskanej sławie lokalnej.
Gdy myśli się o postawach i kompleksach Polaków na obczyźnie wobec innych narodów, trudno nie wspomnieć Trans-Atlantyku Gombrowicza. Pewne groteskowe sceny, styl opowiadania o nich, mają cechy aluzji literackiej przede wszystkim do utworu Gombrowicza, ale także do groteski Mrożka.
Ponadto Braun oddaje osobliwości języka poszczególnych kategorii mieszkańców Polski: rusycyzmy celnika, anglicyzmy emigranta, wulgaryzmy kacyka-parweniusza. Ukazuje absurdy poprawności politycznej przez zakrawający na parodię przykład „postępowej” nowomowy. O ministrantach obojga płci opowiada tak oto jeden z bohaterów Dnia świadectwa, amerykański ksiądz-progresista:
Mieliśmy bardzo liczną grupę młodych kobiet i młodych mężczyzn, w wieku od około ośmiu do dwunastu lat, dzieci pracowników naukowych i administracyjnych. W ciągu mojego duszpasterzowania ich liczba osiągnęła aż około dziesięć osób
K. Braun, „Dzień świadectwa. Powieść”, s. 220. [7].
Trafnie zaobserwował pisarz również stałe punkty „antykatechezy”: relatywizację celibatu i zacieranie granicy między dobrem a złem („Nie mówiłem też nigdy o «grzechu», ale co najwyżej o «upadku», a już najbezpieczniej było to nazwać ludzką «słabością»”
Gdyby szukać mniej udanych fragmentów powieści, należałoby zacytować może zbyt patetyczne kazanie księdza Andrzeja:
Każdy, każdy z nas może iść w jego ślady, krocząc po tej samej ziemi, którą on latami przemierzał, tak, chodził po niej na piechotę, przeważnie w dziurawych butach, jeździł starym rowerem po szosach tej ziemi
Tamże, s. 69. [9].
Wzniosłe słowa niebezpiecznie zbliżają się do granicy, która oddziela świadectwo doświadczania historii we własnym życiu od konwencji literatury tendencyjnej. Trudność polega na werbalnym ekwiwalencie nastawień wewnętrznych i uczuć. Życie duchowe nie zawsze przybiera kształt zwerbalizowany, nie każde też zdanie, powtarzane tylko w osobistej, indywidualnej modlitwie, nadawałoby się do publikacji. Dzień świadectwa jest próbą zbudowania obrazu życia duchowego, które pogłębia się i weryfikuje w kontekście wydarzeń oraz procesów cywilizacyjnych zachodzących w historii najnowszej. Powieściopisarz, naturalnie, dysponuje wyłącznie tworzywem językowym, stąd nieuchronne bywają momenty, w których daje o sobie znać pewna doza nieadekwatności zastosowanych środków do zamierzonego celu.
Ze szczegółów stylistycznych odnotować można, że dyskusyjne wydaje się użycie anglicyzmu „maszyna” (answering machine) zamiast wyrażenia funkcjonującego w polszczyźnie: „automatyczna sekretarka”.
Zwraca uwagę plastyczny opis szczegółu w powieści:
Dalej majaczyła kałuża, pełna ruchomych słupków wody i rozpływających się na powierzchni krążków, jakby ją ktoś nieustannie nakłuwał od spodu. Potem była już tylko czerń asfaltu nieco mącona błyskaniem kropel deszczu przelatujących ukośnie, jakby ogromnymi chluśnięciami, w stożkach światła najbliższych latarni
Tamże, s. 159. [10].
Zdarza się, że opis bywa niedostatecznie uzasadniony, jak obraz zsuwającej się ze stołu butelki. Retardacje pozwalają jednak w większym stopniu wniknąć w świat przedstawiony i w psychikę poszczególnych postaci, nakreśloną – warto dodać – uczciwie i odważnie, bez daniny składanej modnym a bałamutnym redukcjonistycznym antropologiom.
W dyskusjach o współczesnej literaturze polskiej zazwyczaj przesadnie akcentuje się książki oraz autorów intensywnie reklamowanych, a jako niebyłe traktuje się utwory, których nie da się prezentować w prasie ilustrowanej na tle hedonistycznej i antytradycjonalistycznej wizji życia. W okresie obchodów kolejnej rocznicy Solidarności czytało się, że brakuje literatury, która byłaby śladem przeżyć lat osiemdziesiątych. W najlepszej wierze, postulując, by pisarze podejmowali tę tematykę, zapomina się o prozie tak różnych i licznych przecież pisarzy, jak na przykład: Jan Józef Szczepański (Kadencja), Marek Nowakowski (Raport o stanie wojennym i wiele innych pozycji), Kazimierz Orłoś (Opowiadania wojenne wydane wspólnie z Markiem Nowakowskim), Zbigniew Kruszyński (Szkice historyczne), Stanisław Bieniasz (Rekonstrukcja), Stanisław Esden-Tempski (Między Sierpniem a młotem), Bronisław Wildstein (Brat), Wacław Holewiński (Za późno na modlitwę), Dawid Bieńkowski (Nic), Piotr Kokociński (Miś Kolabo) czy Wacław Grabkowski (niektóre opowiadania z tomu Dziewczyna Kosmity). Oczywiście, egzemplifikacja mogłaby być znacznie szersza, zależy mi tylko na wskazaniu przynajmniej jej podstaw. Wśród książek, które nie pasują do obowiązującej koncepcji literatury jako buntu przeciw wszelkim świętościom, wyróżnia się Dzień świadectwa Brauna.
Jeśli nieuprzedzony do świadectw uczestników zdarzeń o randze historycznej, odporny na nihilizm, cynizm i amnezję czytelnik zechce sięgnąć po niereklamowane, ostentacyjnie niemodne a mądre książki, nie powinien się zawieść na Dniu świadectwa, Pomniku, publikowanych już w XXI wieku wspomnieniach Dziesięć dni w PRL-u, które uzupełnia autobiografia Zofii Reklewskiej-Braun Urodziłam się pomiędzy.
Tekst ukazał się pierwotnie w: D. Heck (M. Tarczyńska), Recenzje bez cenzury, Lublin 2015.