Nowy Napis Co Tydzień #058 / Kieszonkowy Atlas Klasizmu Polskiego
Przez ostatnie tygodnie śledziłem i wynotowywałem sobie różne strategie argumentacyjne, które składają się na zjawisko nazwane przez Jacques’a Ranciere’a „nienawiścią do demokracji”. Francuski filozof rozumie przez ten termin „narzekania na przypadkowe społeczeństwo, które wciąż wysuwa nieodpowiedzialne roszczenia i głosuje wbrew własnym, dobrze pojętym interesom”.
Demokratyczny eksces postrzegany jest jako podskórnie zbrodniczy i wymagający pilnego zatamowania, ponieważ przesiąknięty jest populizmem, rewanżyzmem, fobiami, teoriami spiskowymi i ignorancją. Co ciekawe, „nienawiść do demokracji” występuje w imię demokracji prawdziwej, to jest zabezpieczonej przez odpowiedzialne elity, ekspertów, specjalistów, realizującej liberalne standardy i przeciwstawionej tym, którzy do niej nie dorośli.
Liberałowie boją się, że demokracja rozsadzi „ustrojowe bezpieczniki”; konserwatystów trwoży rozpad zgodnego organizmu politycznego – narodu; korwiniści nie chcą, żeby „dwóch żuli spod budki z piwem przegłosowało profesora uniwersyteckiego”; stara lewica nie ma zaufania do mobilizacji, którym nie matkuje; a nowa lewica obawia się, że z konieczności muszą one przerodzić się w pogromy mniejszości. Każdy ma swój powód, by bronić się przed demokratycznym wybrykiem jako skrycie anarchicznym, nihilistycznym czy nieodpowiedzialnym.
Strategią retoryczną, na której wspiera się „nienawiść do demokracji” pozostaje klasizm – napomnienie „pilnuj, szewcze, kopyta!”, przekonanie, że „ciemnota, patologia, wieś i stare baby nie będą nam wybierać prezydenta”, że niektórym chodzi tylko o to, żeby „żyć i żreć” (życie biologiczne kontra życie polityczne), czy że nie wszyscy dysponują „kompetencjami demokratycznymi”, by uczestniczyć w demokracji. W ten sposób samozwańczy demokrata okazuje się największym wrogiem demokracji, chociaż często wypiera tę bolesną prawdę ze świadomości albo wcale jej nie zauważa. W konsekwencji tego rodzaju (pseudo)demokracja, wspierająca się na panicznym strachu przed demosem/ludem/wielością i całą przynależną im nieobliczalnością, zamyka sobie drogę do realizacji polityki skoncentrowanej na zawiązywaniu i przeobrażaniu demosu/ludu/wielości. I popada wtedy w moralizatorskie, straceńcze próby budowy „kordonu sanitarnego” wokół tych grup, które chciałoby się ze wspólnoty politycznej wykluczyć i które składać się mają na niedorosły do uczestnictwa w niej plebs.
Stawiam tezę, że mieliśmy w tych wyborach tylko jedną naprawdę skuteczną i naprawdę masową nagonkę, która objęła swoim zasięgiem ludzi o bardzo różnych poglądach: liberałów, lewicowców i konfederatów, otwartych klasistów, centrystów, ale i wielu „przyjaciół ludu”. W odróżnieniu od nagonki na osoby LGBT czy niemieckie wpływy, nagonka ta pozwoliła zawiązać prawdziwie egzotyczną, wielką koalicję. Co ważne, rzadko wyrażała się ona w sposób bezpośredni i brutalny przed wyborami (znajduje upust teraz), ale występowała na wiele zawoalowanych sposobów, poprzez które chciano – zawsze nie wprost – przekazać, że „jakby to powiedzieć, musimy coś wykombinować, żeby nie przeważyli ci, których uważamy za niegodnych do decydowania o sprawach publicznych”. Zamiast podjąć wyzwanie reprezentowania tych „niegodnych”. A o tym, że warto je podjąć wiem z pierwszej ręki jako ktoś, kto uczestniczył w kilku kampaniach wyborczych i zbiórkach podpisów i w tym czasie podszedł rozmawiać do kilkunastu/kilkudziesięciu tysięcy ludzi w kilku różnych miastach, miasteczkach i dzielnicach – pełen przekrój społeczeństwa. I swoje doświadczenia przegadywałem z osobami, które też były w te akcje zaangażowane w całej Polsce. Piszę to na wypadek, gdyby pojawił się zarzut „romantyzowania ludu” z kanapowej pozycji.
Poniżej kilka typów idealnych takich strategii argumentacyjnych – z bardzo krótkimi definicjami.
KLINICZNY KLASIZM – otwarta pogarda dla leniwego, głupiego i brzydkiego motłochu.
Arystokrata postępu (poziom klasizmu: 100%) – twierdzi, że plebs, motłoch, żulia, hołota, patologia nie pracuje, żyje z „socjalu”, śmierdzi, źle się ubiera, daje się w pełni manipulować, niczego nie wie o świecie i trzeba ich po prostu przegłosować, żeby ustanowić nad tym bydłem oświeconą kuratelę. Dzień po wyborach oburza się, że przecież tyle ich naobrażał, a oni nadal go nie posłuchali. Jak to możliwe?
Okrutnik (95%) – według niego bogactwo bierze się z pracy właścicieli firm, którzy dzielą się nim z nierobami i prymitywami, których zatrudniają. Bywa, że odpowiednio poprowadzone bydło robocze staje się robotne, ale trzeba je do tego zmusić głodowymi płacami, hasłami typu „mam dziesięciu na twoje miejsce” i całkowitą likwidacją „socjalu”, żeby im się od dobrobytu w głowach nie poprzewracało. Wynik przegranych wyborów postrzega jako niewdzięczność ze strony chciwej tłuszczy, którą chciał wyprowadzić na ludzi.
CIĘŻKI KLASIZM – w odróżnieniu od klinicznego klasizmu niekoniecznie występuje tu otwarta pogarda, często pojawia się tu język troski i refleksji nad przyczynami, ale służą one portretowaniu właściwie niereformowalnej ciemnej masy, wymagającej oświecenia z zewnątrz.
Człowiek oświecenia (80%) – wierzy, że jeśli udałoby mu się przynieść całej Polsce kaganek oświaty, to wyzwoliłby naród od błędu. Jego poglądy polityczne są tożsame z Prawdą, Rozumem, Racjonalnością. Nie wszyscy je mają, bo „jesteśmy sto lat za murzynami”, „scheda po PRL”, „widać zabory”, „homo sovieticus”, „jeszcze będzie normalnie”. Nie rozumie, że ignorancja, jaką zarzuca wszystkim dookoła, jest świadectwem jego ignorancji.
Ojkofob (80%) – podtyp człowieka oświecenia, z tą różnicą, że ojkofob uwielbia rozprawiać o „typowo polskiej mentalności”, „polskiej duszy”, „tym kraju, zawsze tu tak było”. Polskość zostaje zrównana z zacofaniem i ciemnogrodem. Argumentuje, że „jesteśmy ciemni, bo jesteśmy Polakami”, i że „jesteśmy Polakami, bo jesteśmy ciemni”, nie widząc, że zalewa go masło maślane, a dowody jego erudycji okazują się trefne.
Sławomir Sierakowski (80%) – kolejny podtyp człowieka oświecenia, który ustawia swoją latarnię na Zachodzie i z niej za granty chce promieniować na „Wschód w nas”, na którym siły wstecznictwa notują już „poparcie północnokoreańskie” – oczywiście za to wszystko dostaje za granicą kilka milionów złotych rocznie.
Korpo-stachanowiec (75%) – pyta, czy nie dałoby się zrobić tak, żeby ci wszyscy prymitywni ludzie zatrudnili się w korporacjach, które otworzą im okno na świat. Poza tym wierzy, że „socjal” bierze się tylko z pracy jego i jemu podobnych, a prowincja, rolnicy, robotnicy i dziecioroby go trwonią i jeszcze nie wykazują wdzięczności.
Złodziej dowodu babci (75%) – uważa, że jak w końcu „wymrą te wszystkie stare baby”, to w drugiej turze wreszcie już tylko Trzaskowski versus Bosak. Jest jeszcze za młody na to, żeby zrozumieć, że z wiekiem ludziom zmieniają się poglądy.
NIEŚWIADOMY KLASIZM – mieszanka ludzi poczciwych, pogubionych i mających niekiedy słuszne odruchy serca, ale ostatecznie pokonanych przez podskórną „nienawiść do demokracji”. Częściej znajdują się wśród liberałów i lewicy liberalnej. Nie wszyscy są straceni dla sprawy. Nie nazywałbym ich „klasistami”.
Szurolog, który został szurem (50%) – nieugięty tropiciel teorii spiskowych, ekstremów politycznych, niebezpiecznych związków tych i tamtych, który ostatecznie sam zaczyna szczerze wierzyć, że większość społeczeństwa popadła w jakieś zbiorowe psychozy. Jego demaskacje szurii przeradzają się w jego własną szurię.
Antyfaszysta, który został faszystą (50%) – niezłomny tropiciel faszyzmu i bastionów skrajnej prawicy, który dochodzi do wniosku, że faszystowskie jest już prawie wszystko i wszyscy – od meczów piłki nożnej po dożynki – dlatego wraz z prawdziwymi faszystami broni nas przed postępami wyimaginowanego faszyzmu.
Analityk propagandy TVP, który padł jej ofiarą (50%) – etatowy analityk pasków w TVP Info, który zakłada, że ludzie z pewnością łykają wszystko, co na nich wypisano. Kompetencji do krytycznego filtrowania informacji nie odmawia za to widzom innych stacji. Nie dostrzega, że jedyną osobą, która pada przed niezwyciężoną siłą telewizji publicznej, jest on sam.
Krytyk folwarku, który został jego nadzorcą (40%) – rozumie, dlaczego nie cała Polska ma te same poglądy, co on. To wszystko przez dziedzictwo pańszczyzny. Szczerze niepokoi się długim trwaniem „relacji folwarcznej” i chciałby ją rozbroić, ale obierając rolę „oświeconego pana”, przyczynia się do reprodukcji tej relacji.
Bywalec (40%) – nie da sobie wmówić, że nie rozumie ludzi ze wsi i miasteczek, bo przecież ma domek letniskowy na Mazurach i przyjaźni się tam z panem z agroturystyki, który wyrabia organiczny dżem i od niego wie, że przez 500+ zabrakło „rąk do pracy” przy zbiorze wiśni. Wie, co trzeba zrobić, żeby „dać wędkę, nie rybę”.
Materialista histeryczny (30%) – cały dom zawalony pismami Marksa, w klapie Róża Luksemburg, a w artykule spontaniczność mas, ale szczerze przeraża go wizja polityki, która nie pasuje do czerwonego katechizmu i nie jest zapośredniczona przez doktrynerów takich jak on. A skoro nie mamy tu do czynienia z „prawdziwą klasą robotniczą”, tylko z fałszywą świadomością plebsu, to ze strachu przed Hitlerem będzie budował wspólny front z obozem wyzysku.
Ideowiec (30%) – człowiek, który polityką interesuje się dla idei, a nie by rozwiązywać konkretne problemy konkretnych ludzi (zwłaszcza, jeśli są mu obce). Dlatego jeśli coś nie dorasta do jego idei – a nie dorasta nigdy – to należy to potępić jako przejaw irracjonalności i bronić resztek zdrowego rozsądku w polityce.
Strateg (30%) – ogólnie to ma słuszne zapatrywania, ale wierzy, że droga do ich realizacji wiedzie przez jego cudownie makiaweliczne strategie, ponieważ wszystko jest prostsze i bardziej skuteczne niż budowa ruchu ludowo-lewicowego. Skoro niezamożna większość „nie jest gotowa” na lewicę, to jej idee trzeba zrealizować w sojuszu z wyższą klasą średnią z dużych miast, artystyczną bohemą i lewicującą inteligencją, a pasem transmisyjnym będą wywiady w „Gazecie Wyborczej”.
Poszukiwacz sprzeczności (30%) – mierzy się w dobrej wierze z pytaniem: jak sprawić, by klasa ludowa i prowincja zidentyfikowała się z Zandbergiem, ale nie widzi oczywistej sprzeczności zawartej w tym zadaniu. Nigdy nie postawi rzeczywistego pytania: jak zrobić, żeby lewicowi działacze zidentyfikowali się z klasą ludową i prowincją?
Nieślubne dziecko Jacka Kuronia (30%) – albo „towarzysz wicie rozumicie”, znany ze swoich wyraziście wspólnotowych przekonań i anty-liberalny, krzyczy na manifestacjach „Balcerowicz musi odejść” i sharuje Remigiusza Okraskę jak szalony, ale w chwili próby tłumaczy, że „nasze cele musimy odłożyć na czas po wyborach, teraz jest pora na odsuwanie PiS od władzy”. Wie, że to jest całkowita niekonsekwencja, ale zrozumcie, to jest Hamlet naszych czasów.
Elektryk (30%) – zero pogardy wobec plebsu, po prostu chce zakładać w ustroju bezpieczniki albo – żeby brzmiało bardziej pretensjonalnie – „checks and balances”, bo – tego już nie powie głośno, ale nie musi, bo jest to zrozumiałe samo przez się – ten zmanipulowany i przekupiony plebs już zrobił o kilka kroków za daleko.
Rzecznik interesu (30%) – on jeden wie, co to jest autentyczna polityka w interesie nieuprzywilejowanych. Przeczytał o tym w podręczniku do politologii i na tej podstawie nie zapytuje ludzi: „Czego chcecie? Może pracy i chleba?”, ale stwierdza „Chcecie nordyckiego państwa dobrobytu”. Gdy słyszy odpowiedź „nie, chcemy pracy i chleba i dają nam go tamci”, oburza się, że „przecież tamci są odpowiednikami generała Franco”. I pogadane.
Kurator partyjny (30%) – jego partia wnosi słuszną świadomość klasową – kto nie postępuje w zgodzie z nią, jest zdrajcą sprawy.
Płatek śniegu (30%) – dużo mówi o zawiązywaniu solidarności, ale gdy przychodzi co do czego, przeciwstawia się pomysłowi, żeby zacząć od poszukiwania najszerszego możliwego wspólnego mianownika i zaczyna od siebie, swoich traum, idiosynkrazji, nietypowych tożsamości. Gdy nie spotyka się to z entuzjazmem, trzaska drzwiami i wybiera ochronę swojej kruchej podmiotowości przed z konieczności opresyjną masą.
Mieszczka (30%) – naprawdę stoi po stronie kobiet, dlatego właśnie gorączkuje się, gdy kobiety z klasy ludowej pozostają niewzruszone na widok Małgorzaty Trzaskowskiej, bo wolą 500+, wyprawkę szkolną i bon turystyczny. W związku z tym feminizm to dla niej liberalizm.
Numerolog (30%) – wyciągnie Ci setki wykresów i obiektywnych wskaźników o tym, że ludziom w Polsce żyje się źle, coraz gorzej, praktycznie Trzeci Świat, a gdy zobaczy, że świat przeżywany nie daje się zamknąć w Excelu, gorączkuje się i zarzuca Ci, że nie rozumiesz, że bronisz ludzi oszukanych.
Wielki specjalista (30%) – jest całym sercem za równościowym projektem politycznym, ale droga ku niemu wieść ma nie przez żądania rewanżyzmu i irracjonalne emocje, ale przez rządy specjalistów, którzy w spokojnej atmosferze i dzięki najlepiej dopracowanym ekspertyzom uszczęśliwią niezadowolonych nawet wbrew nim samym.
Obcy we własnym kraju (30%) – dzień przed wyborami szczerze wierzy w przełom, bo przecież 99% jego znajomych zostało zmobilizowanych. Gdy widzi wyniki, oburza się: „Kim są ci wszyscy ludzie? Nie znam nikogo, kto by na niego głosował!”. Oczywiście nie widzi, że problem leży po jego stronie i jego wyalienowaniu ze świata.
Człowiek zgody (30%) – zastanawia się, czy istnieje sposób na to, żebyśmy wszyscy podali sobie ręce. Czy świat nie byłby wtedy lepszy? Czy naprawdę musimy utrzymywać, że istnieją jeszcze te anachroniczne klasy, różnice rozwojowe, lewica i prawica – te wszystkie kategorie żywcem przeniesione z XIX wieku? Czy nie wystarczyłoby, żebyśmy wszyscy się po prostu uśmiechnęli i zakończyli wojnę polsko-polską? A jeśli ktoś nie uzna naszej zgody? Nie ma na to naszej zgody!
Wrażliwiec (30%) – naprawdę szczerze martwi się i płacze nad każdym wyciętym drzewem, zbiera podpisy przeciwko fermom norek i szeruje posty o pobitych nastolatkach LGBT, jest za równością. Gdy go zapytasz, czy nie uważa, że żeby te postulaty naprawdę miały szansę realizacji trzeba poszerzyć projekt równościowy o tych, którzy nie mają łazienki albo którym odcięto linie kolejowe i polikwidowano PKS-y, oskarży Cię o chłopomanię i chęć przypodobania się tym, którzy strzelają do dzików, jedzą mięso i opowiadają homofobiczne żarty.
NIEKONSEKWENTNY ANTY-KLASIZM – ludzie, którzy próbują być po słusznej stronie, ale nie zawsze dają radę. Warto ich przekonywać. Zdecydowanie nie nazywałbym ich „klasistami”.
Konformista (20%) – dał wiele dowodów solidarności z nieuprzywilejowani, ale w związku z tym, że za bardzo ich osobiście nie zna, wybiera lojalność wobec swojego kręgu towarzyskiego. Nie rozumie, że to nie chwila zawahania doprowadziła do zmiany wyboru, ale strach przed utratą kapitałów, do którego dojdzie wraz z wystąpieniem przeciwko własnemu środowisku.
Pan związkowy (20%) – działa na rzecz ludzi pracy, ale oburza się, gdy ktoś rozumie swój interes inaczej niż wyłożone zostało w uchwale związkowej. Świadczy to jego zdaniem o niebezpiecznych odchyleniach.
Fan filmu „Pride” (20%) – rozumie, że trzeba zbudować sojusz klasowo-tożsamościowy, ale w praktyce bardzo by chciał, żeby górnicy przyjechali do Warszawy, nie palili opon i nie byli agresywni, tylko przyszli potańczyć do Bronski Beat. Kiedy zauważasz, że takie oczekiwanie jest nierealistyczne, a ponadto protekcjonalne – to jakby prosić osoby LGBT, żeby „nie obnosiły się ze swoją innością” – słyszysz, że jesteś homofobem.
Emisariusz na salonach (20%) – zapraszany do rozmów w panelach dyskusyjnych i audycjach, żeby poopowiadać „co tam panie na lewicy”. Stara się nagłaśniać łamanie praw pracowniczych, strajki i eksmisje, chociaż jest tam tylko po to, by odpowiedzieć na pytanie „czy pomożecie odsunąć PiS od władzy” i firmować coraz bardziej różnorodny (czytaj: wewnętrznie sprzeczny i niemożliwy) front. W końcu uznaje, że trzeba na zadane pytanie odpowiadać twierdząco (czasem po żałosnych wykrętach).
Naznaczony (20%) – osoba pochodząca ze środowiska nieuprzywilejowanego, faktycznie pokrzywdzona w życiu przez swoje otoczenie, rodzinę, krąg towarzyski czy wieś, ale niepotrafiąca przepracować swoich krzywd. I chociaż pozostaje wrażliwa na nierówności, to nie potrafi uznać, że sama padła ich ofiarą i zakłada, iż inne pochodzenie koniecznie uwolniłoby ją od jej trosk.
Powyższy atlas jest z natury niekompletny, a wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci jest wyłącznie zamierzone i nieprzypadkowe.