Nowy Napis Co Tydzień #068 / Są konie i są sanie także
wznosimy się
płyniemy wysoko
a nasze zimowe słońce
blisko ziemi całkiem
na saniach jestem z dziadkiem
a dziadek jak kolumna
zasłaniająca horyzont zimna
kto wie może to najwyższy krąg przeżyć
których dziecko może doświadczyć
albowiem nawet latem w świątyni światła
jednostajna jest harmonia doznań
tymczasem wulkan czystej pary pod niebo
pieniące się zady godne natychmiastowej kontemplacji
oddychamy powietrzem które zewsząd bierze początek
i nigdzie się nie kończy już agrafka wieczoru w oku
drzewa jako ciemne teraz słupy jedynego bytu
a tak by się chciało powrót w nieskończoność odwlekać
z dziadkiem pod niebiosa unosić się jak sam anioł
skór cielęcych i skór innych na nogach przestwór
kożuch dziadka jak pochodnia radosnego istnienia
wkrótce staniemy w niepojętym źródle światła
z pieca będzie ten cały prosty ciepła wszechświat
wpierw pójdą stopy ustawiczne lody potem dłonie
łączące nas z innymi komunią radości i cierpienia
babcia poda herbatę a herbata stanie się jak święty olej życia
będziemy niczym śniegi tajać i tajania nie będzie końca
(zimę trudno lubić zwłaszcza temu kto na świat przychodzi
w lipcu)
z dziadkiem tam byłem w czystym stanie dziecięcego serca
niechaj dobry Bóg (przecież nie może być inny) ponownie
da mu konie
ale już takie świetliste żeby mógł przemierzać raj nad raje
K. Czacharowski, Są konie i są sanie także [w:] tegoż, Śpiewnik z oka, wydawnictwo Arcana, Kraków 2020, s. 22–23.