Lekcja całości
Wiersz ze zbioru Z Księgi Przejścia.
Spotykam go przy ścieżkach moich olśnień: wspina się wysoko na chudych bladych łapkach i kwitnie tak jakoś nieśmiało strzępiastym jak ćma skrzydlątkiem. Jego liliowawy błękit jest niepodobny do żadnej z innych barw: tak jest czysty, tak niepokalany w swoim zachwyceniu byciem, że można by go mianować orędownikiem świętych. Bywa przezywany cykorią i wtedy najbliższa ziemi panorama układa się w regiment ziół: cykoria, arcydzięgiel, oset, wrotycz, nawłoć, pospolite ruszenie pokrzyw. Nie znam nic piękniejszego pod słońcem, smaganym raz po raz przez bury obłok, niż ta podmiejska armia zieloności z przeszłorocznymi halabardami trzcin.
Mój brat podróżnik udzielił mi dziś lekcji całości. Kiedy żegnając z żalem ukochany skrawek ziemi, odwracałam się po raz kolejny za siebie, wystawił z gęstwiny traw mlecznobłękitne oko, jakby mówił: cały ten wielki świat jest przecież drogą, przy której w każdej chwili zakwita gdzieś najdoskonalsza piękność. Więc nie ubędzie ci nic, jeżeli dzisiaj tu nas właśnie pożegnasz.