Nowy Napis Co Tydzień #090 / Wyrodny syn estezji. O „Wojnach” Przemysława Suchaneckiego
Mniejsza o to, czy Wojny są krótkim poematem, minicyklem czy pięcioczęściowym wierszem, „być może nie najlepszym”. Ważne pytanie to – jakie są w swej istocie? Znajdujemy tu podobieństwo do wierszy z debiutanckiej książki Suchaneckiego Wtracenie (Biuro Literackie 2019), bo też korci nazwać je filozoficznymi. Sam autor w wywiadzie towarzyszącym wydaniu Wtracenia określa swoje wiersze jako „epistemologiczno-etyczne” (ich „etyczność” zostawimy na boku),
bo wydaje mi się, że zajmują się procesem postrzegania, rejestrowania zdarzeń i tego, co się w wyniku tej rejestracji dzieje w postrzegającym; taki dwutorowy proces, który często przebiega jednocześnie, ale i bardzo dziwnie
Rozmowa Jakuba Skurtysa z Przemysławem Suchaneckim, „biBLioteka. Magazyn Literacki”, [online], https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/stracanie-w-ogien/ [dostęp: 29.11.2020]. [1].
Punktem wyjścia u poety bywa więc często inscenizacja sytuacji poznawczej, i nie inaczej wchodzimy w Wojny: „Słyszę, że / rosną mi włosy”. Zmysły, to, co je posiada: ciało, oraz to, co przetwarza dane zmysłów: umysł – to trzy elementy, których wzajemne relacje są u Suchaneckiego istotą zapisu poznania. Można też zastanawiać się, czy przypadkiem pięcioogniwowa budowa utworu nie odwołuje się do pięciu zmysłów. Dla porządku wymieńmy: wzrok („widywałem zamarły but i smutniejące oczy”), słuch („Słyszę, że / rosną mi włosy), smak („guma o smaku mięty pieprzowej”), węch („obym zawsze wiedział / jak pachną pieniądze”) i dotyk („w wyszukiwarkę wpisuję »dotyk«”). Mniej ważne, którym zmysłem akurat dociera do podmiotu zewnętrze: panuje tutaj po części synestezja. Patronuje jej chyba Rimbaud; przynajmniej moje ucho wyłapuje echo Rimbaudowskich kolorowych Samogłosek we frazie: „Myślę o miłości, o ruchu i hałasie, gdy wymawiamy / nazwy własne: D., W., P., A., I.”.
Niewygoda oraz dwuznaczność tego sensualizmu są kluczowe dla Wojen. „Inscenizacja sytuacji poznawczej”, jak nazwałem to wyżej, to abstrakcyjny, „filozoficzny” punkt wyjścia do traktatu epistemologicznego, który, wydaje się, byłby w smak podmiotowi wiersza: zastanawia się on nad „ćwiczeniem pancerza przeciw czuciu”, pisze o ucieczce od cielesności „w paradoksy, monizmy i inne rozkosze”, fantazjuje o „zniknięciu ciała: pod wpływem tajemnych sił”. Jednak zdaje sobie sprawę, że tylko siły „tajemne” mogłoby spowodować zniknięcie ciała, a jednocześnie utrzymać czysty intelektualizm, rozważania w dziedzinie abstrakcji; słowem – to niemożliwe. Nawet nazwanie korzyści z tych abstrakcji „rozkoszą” jest zdradą na rzecz cielesności.
W świecie zmysłów te z kolei spełnienia, które wydają się osiągalne – są fałszywe: „insta story o idealnym porządku” zasługuje tylko na odrzucenie, a „nieskończona całość” okazuje się „cuchnąć”. Tego rodzaju „doskonałość” to śmierć: podmiot nigdy nie jest bowiem (i nie może być!) zamkniętą, ukończoną całością: każde najmniejsze doznanie go rekonfiguruje, transmutuje, stając się jego częścią. Stąd też ekstatyczność czy wręcz mistyczność poezji Suchaneckiego: każde najmniejsze doznanie jest, może być, odczuwane jako przemiana, śmierć i odrodzenie, ból i rozkosz. „Wszystkie piekła i otchłanie są tu z nami”. Przykład piekła: „Czy jest coś lepszego od bycia odpadem? / Nie znam odpowiedzi, obdzieram się ze skóry”. Przykład rozkoszy to przywoływana wcześniej fraza: „Myślę o miłości, o ruchu i hałasie, gdy wymawiamy / nazwy własne: D., W., P., A., I.” – sensualna ekstaza automatycznie przywołuje kontekst seksualnego spełnienia.
Ten sensualny mistycyzm ma przede wszystkim swoją negatywną, przykrą stronę: w królestwie ciała rządzą raczej śmieci, powidoki, posmak i absmak, resztki, strata i lęk przed stratą:
Została po mnie ślina na plastikowym talerzu,
ostatni pokaz fajerwerków w sezonie
i lęk przed utratą węchu.
W innym miejscu poczucie zagrożenia światem, tym, że zmienia nas on bez naszej zgody, łączy się z uznaniem tej dwuznaczności, że jednocześnie jesteśmy jego utrzymankami – to on nas karmi:
Jeden z szorstkich neonów
wskazuje na ciebie,
jakby chciał prędko odgadnąć
twoją tajemnicę:
świat łoży na ciebie, pierdolony świat.
Innymi słowy: ucieczka w „paradoksy, monizmy i inne rozkosze” wydaje się niemożliwa. Spełnienie w świecie zmysłów – fałszywe. Niespełnienie – uciążliwe. A jednocześnie bywa, może bywać – ekstatyczne. Sprowadzenie Wojen do takich formuł wydaje się strywializowaniem tego utworu, wygląda jednak na to, że nie są one chybione. Cała siła utworów Suchaneckiego tkwi bowiem w tym, że to, co rozpisane na krytycznoliterackie wnioski i rozpoznania wydaje się banalne, w wierszu uderza całą siłą artystycznego wyrazu, dramatyczności, niezastępowalności – dlatego wyraża się właśnie poezją.
W przywoływanym już wywiadzie Suchanecki wprost przyznaje, że pisząc „trzeba się jednak odwołać do jakiejś konkretnej przestrzeni. A, niestety, odwołanie do konkretu nie przychodzi mi łatwo, muszę się trochę wysilić, przełamać lęk przed banałem”. To „niestety” daje się wyczytać w poezji Suchaneckiego i z tą wypowiedzą rezonuje puenta Wojen:
To może nie jest mój najlepszy, ale
rozumiem doskonale, że wrotycz i platan.
Konkret, którym jest tu wrotycz i platan, pojawia się kosztem „najlepszości”, doskonałości, ale jednocześnie jest nieodzowny i najwyraźniej podmiotowi nie pozostaje nic innego, niż zapisywać relację z przyswajania sobie tej fundamentalnej lekcji.
*
Marcin Sendecki, polecając twórczość Suchaneckiego, przewidywał (a może życzył sobie jako czytelnik), że po debiucie autor pójdzie bardziej w kierunku „szaleńczego dryfu w nurtach języka”
[B]alansowanie pomiędzy naturalnym dla tego debiutanta dążeniem do podejmowania kwestii abstrakcyjnych, do wgryzania się w pojęciową tkankę języka, a świadomością potrzeby pracy nad konkretyzowaniem obrazów, to wojna, którą Suchanecki najpewniej wiedzie z językiem, światem i samym sobą
Z. Sala, Wrażenie konkretu, „8. Arkusz »Odry«”, [online], http://8arkusz.pl/index.php/2020/05/21/zuzanna-sala-wrazenie-konkretu-rec-p-suchanecki-wtracenie-04-2020/ [dostęp: 29.11.2020]. [3]
– opisywała utwory Zuzanna Sala, nie tylko znajdując najlepszą formułę wprowadzającą w wiersze Suchaneckiego, ale także szczęśliwie nazywając „wojną” to, co teraz uzyskało od samego autora taką właśnie etykietę.
Zarówno owa emblematyczność tytułu, jak i obecność wszystkich najważniejszych dla Suchaneckiego wątków w wyrazistej postaci to dość, żeby uznać Wojny za utwór w dotychczasowej twórczości autora „programowy” – czy po prostu najważniejszy, „może najlepszy”.