Mam jedną rękę
(a chciałbym mieć tysiąc)
Mam tysiąc oczu
(a chciałbym mieć jedno)
Rozpisywałem na warianty
kolejne tablice pojęć,
chciałem ich kogoś nauczyć,
ale mój płytki głos
nikogo nie obszedł, więc ja się z nim
obszedłem jak z gospodarskim psem,
zakułem go w mięśnie i skrupuły,
które się dobrem błędnie zwie.
(Reklama)
To, co wyżej, pisałem, gdy był mróz.
To, co teraz, piszę, gdy jest ciepło.
Napiłbym się piwa, ale nic nie piję i nie zapominam:
Najsilniejszy narkotyk? Istnienie!
Nawet z papierosem można się zapomnieć.
(Po reklamie)
Iść po ostrym tłuczniu,
tłuc się jak myśl w uczniu,
w 1938 roku wypluwam kartkę na gumę.
Jestem przyszłością,
znam już Żyda i znam Greka.
Biegnę na zielonym przez szeroką ulicę.
Nie mam uszu, oczu, nosa ani ramion,
mam spalone włosy, skórę, całe ciało,
czuję się swobodnie i dobrze, aż
wpadam na ścianę,
w końcu, w nowym początku
tracę świadomość, bo wychodzi z ciała
i wchodzi łagodnie w świadomość świata.
Na taką łagodność patrzymy jak na ścierwo,
bo nic od niej nie ma niższego.
Przestałem śpiewać doświadczenie?
Nagle odrzucam kołdrę i trafiam nią w ciebie.
Zasypiasz tak głęboko, że ucicha puls.
Prześcieradło zwija się w kształt przyszłego protestu.
Wcześniej brało formę szpitalnego oddziału,
starca w bólu
albo szeptunki, z którą byłem blisko.
Stoję w samotnej i prostej wieżyczce kamienicy,
powiedz,
gdzie
biegnie
granica
i
jak
mam
ją
zniszczyć?