Pogrzeb
W kwietniowym przymrozku na Agrykoli
w jeszcze odsłoniętej trumnie, z rękoma
na gromnicy i zwitku papieru z modlitwą
proszalną, przybrana babka. Po prawdzie
przybłęda, złośliwym charakterem zatruwająca
wszystkim spokój. Zapach świeżych desek,
sflaczałe kalie. Ksiądz ściemnia jak wyjątkowym
dziełem Bożym była. Dzieci umierają niewinniej.
Dłubię w nosie. Nie mam chusteczki, katar,
muszę to przełknąć. Władek szepcze złośliwie
– pogrzeb, trochę głębiej. Bluźnimy. Dźwięk
grudek ziemi przykrywa chichot. Brudne ręce.
Życie jakby cieplejsze. Dzieci żyją na styku głębi
i płaskości. Wybacz sobie. Nie mów tego na głos.