OPOWIEŚĆ Z MGŁY (PIEŚŃ DYDUKA)
Burza łąkę krzyżykiem wyszywa,
deszcz sierpniowy pieści słodkie
kwiaty. Senne oczy zamyka krawiec
snów, kiedy zszywa dźwięki w kantaty.
Bagnice zrywają traw wonie,
układają je w śpiewne bukiety,
a dziewanny, leśne damy pokorne,
na wybranków czekają, niestety.
Och, wysłuchałbym takiego koncertu:
ustawiłoby się dwa fortepiany,
w szranki stanąłby Szopen z Nahornym,
potem zabrzmiałby Kilara Krzesany.
Skrzypce dałbym świerszczom zielonym,
kastaniety wstydliwym nornicom,
bębny szczygłom lub trznadlom płochliwym,
a altówki płanetnikom, wodnicom.
Wiem, najszczerzej zagrałyby drzewa
na zdrewniałych ramionach nocy,
zaśpiewały świergotki łąkowe
przepełnione radością i mocą.
Ja – meloman wierny prawdziwy -
siadłbym obok śmiałka, wiechliny.
Rozmawialibyśmy o janua coeli,
o dźwiękach, które słyszymy.
Och, wysłuchałbym takiego koncertu.
Miesiąc niebo troskliwie ceruje,
czesze rzekę mgła siwobrewa,
dumnie prężą się trzciny stateczne,
kiedy nocny koncert rozbrzmiewa.
Wysłuchałbym takiego koncertu.