Nowy Napis Co Tydzień #114 / Opowiedzieć umieranie. O „Wyroku śmierci” Maurice’a Blanchota
Maurice Blanchot długo pozostawał w Polsce autorem szerzej nieznanym. Za życia pisarza – urodzonego w 1907 roku w Devrouze i zmarłego w 2003 w Le Mesnil-Saint-Denis – wydano u nas tylko jedną pozycję książkową: przekład rozprawy Wokół Kafki (1996). Na tłumaczenia prozy trzeba było czekać aż do 2009 roku. Wówczas, nakładem Biura Literackiego, ukazał się Tomasz Mroczny (1941) oraz Szaleństwo dnia (1973). Do wymienionych tytułów dołącza w 2021 roku powieść Wyrok śmierci (1948). Przekładu dokonała Anna Wasilewska, a książka ukazała się w pięknej, minimalistycznej szacie graficznej w Państwowym Instytucie Wydawniczym.
Te wypadki przydarzyły mi się w roku 1938. Mówienie o nich wprawia mnie w ogromne zakłopotanie. Wielokrotnie już próbowałem nadać im formę pisemną. […] Nie obawiam się, że wyjawię jakiś sekret. Ale słowa, aż do tej pory, były słabsze i podstępniejsze, niżbym chciał. […] Teraz mam jednak nadzieję skończyć z tym. […] Będę pisał swobodnie, pewien, że ta opowieść dotyczy tylko mnie
– czytamy na początku utworu, który już na pierwszy rzut oka nie przystaje do wygłoszonej deklaracji. Komentarze metatekstowe zostały tak pomyślane, aby zachęcić czytelnika do podporządkowania im w dobrej wierze zawartości dzieła. Dzieło tymczasem opalizuje w ich kontekście sprzecznościami i wymyka się sugerowanej wykładni, nasuwając wniosek, że relacja autokomentarzy i tekstu jest bardziej złożona, a może nawet – zagadkowa. Wyrok śmierci to w zasadzie nie jedna, a dwie opowieści. Pierwsza z nich stanowi „zwodniczo realistyczną” – jak wyraziła się w posłowiu tłumaczka – narrację o ostatnich miesiącach z życia J., przyjaciółki i być może dawnej kochanki narratora, paryskiego dziennikarza zajmującego się polityką zagraniczną. W opowieści o umieraniu kobiety Blanchot dał przewagę – w przeciwieństwie do części drugiej utworu – pierwiastkom epickim, świetnie rozkładając akcenty dramatyczne, podporządkowując ich układ i strukturę rozwojowi choroby, wraz z rytmem kolejnych polepszeń i pogorszeń stanu zdrowia pacjentki.
J. uświadamia sobie, że ciąży nad nią „wyrok śmierci”. Zachowanie bohaterki w obliczu tego faktu może, a nawet musi, wywoływać zdumienie. Nie chce ona bowiem umrzeć śmiercią byle jaką, lecz własną, uznając cierpienie za coś „niedorzecznego, a nawet śmiesznego, jeśli sprawy nie [mogą] potoczyć się inaczej”. Narracja powieści uwypukla ważki dylemat etyczny, a Blanchot stawia pytanie o moralną dopuszczalność eutanazji. Stanowisko J. jest klarowne i znajduje wyraz w akcie oskarżenia wobec lekarza, który nie chce przedłużać szkodliwej terapii (co ukróciłoby cierpienie pacjentki): „Jeśli mnie pan nie zabije, będzie pan mordercą”. Wizerunek chorej na suchoty bohaterki zapada w pamięć, gdyż odstaje od całej plejady postaci pokornie godzących się z wyrokiem losu; swoisty heroizm J. uwypuklają świetnie uchwycone przez Blanchota chwile walki z chorobą, a nade wszystko cudowny – choć później „uzwyklony” – moment ozdrowienia, po którym chora na dwa dni odzyskuje świadomość.
Pochyliłem się nad nią, zawołałem ją głośno, po imieniu; i od razu – mogę zaświadczyć bez chwili zwłoki – z jej ust, jeszcze zaciśniętych, wydobyło się coś na kształt tchnienia, oddechu, który powoli przemienił się w lekki, słaby okrzyk; niemal jednocześnie – jestem tego pewien – jej ręce drgnęły, próbując się unieść. Powieki były jeszcze całkiem zamknięte. Ale po sekundzie, może dwóch, otworzyły się nagle, i otworzyły się na coś straszliwego, o czym nie będę mówił, na najstraszliwsze spojrzenie, jakie żywa istota może znieść, i sądzę, że gdybym w tamtej chwili zadrżał i poczuł strach, wszystko byłoby stracone, ale moja czułość była tak wielka, że nawet nie pomyślałem o szczególnym charakterze tego, co się wydarzyło, a co wydało mi się czymś całkiem naturalnym z powodu tego nieskończonego impulsu, który prowadził mnie na spotkanie z nią, i wziąłem ją w ramiona, a jej ramiona obejmowały mnie, i od tej chwili ona była nie tylko całkiem żywa, ale też doskonale naturalna, wesoła i niemal ozdrowiała.
Przytoczyłem dłuższy fragment, aby zwrócić uwagę na oszczędną, jeśli chodzi o środki stylistyczne, narrację powieści, a także naturalistyczność opisów chorej, które Blanchot umiejętnie wkomponował – bez grania na emocjach czytelnika – w przemyślenia bohatera. W tradycji literatury francuskiej strategię narracyjną twórcy Szaleństwa dnia należałoby umieścić między romantycznymi wizjami „pięknej śmierci” z powieści Victora Hugo, które u Blanchota zostają przetworzone, jeśli nie sparodiowane, poprzez zabieg „oddziwnienia” momentów cudownych (powrotu bohaterki do życia po śmierci klinicznej, jej odmłodzenia i wypięknienia z powodu choroby) naturalistycznymi przedstawieniami śmierci Emila Zoli (u Blanchota ocieplonymi emocjonalną bliskością narratora) oraz rubasznymi wizjami „wesołych śmierci” François Rabelais’go, których dalekim echem w Wyroku śmierci jest ironia znajdująca wyraz między innymi w przypisywanej J. wesołości. Opowieść Blanchota ma przy tym wyraźny rys modernistyczny. Kluczowy moment śmierci pisarz, wzorem Prousta (Albertyna i Babka w W poszukiwaniu straconego czasu), przenosi do elipsy i symbolicznie wyrzuca poza pamięć narratora i porządek doświadczenia, w obszar, o którym opowiadacz „nie ma prawa mówić”. Umieranie ma więc w utworze wymiar doczesny, śmierć natomiast odsyła do tego, co metafizyczne i niewyrażalne.
Śmierć jako lejtmotyw pozostaje w zasięgu wzroku czytelnika także w drugiej części powieści, w której przechodzimy do wydarzeń mających miejsce po odejściu J., z okresu życia narratora, w którym ten zamieszkał z „osobą dręczoną myślą o [jego] śmierci”. Osobą tą jest najprawdopodobniej Nathalie, emigrantka i tłumaczka w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, choć zważywszy na enigmatyczność narracji, w której zacierają się granice czasowe i odległości w przestrzeni, nie można wykluczyć także Simone, pracowniczki banku, która szykuje się do ślubu, oraz nieśmiałej Colette. Rację ma tłumaczka, pisząc w posłowiu do Wyroku śmierci o dekonstrukcji intrygi i traktowaniu przez Blanchota języka jako nośnika wiedzy o rzeczywistości wewnętrznej człowieka. Druga część utworu – będąca zwodniczą kontynuacją części pierwszej – okazuje się na jej tle bardziej liryczna, zanurzona w fantazjach, wspomnieniach i przemyśleniach dziennikarza; tok narracji wyznacza tym razem ciąg skojarzeń, przypuszczeń i wrażeń.
Swoboda narracyjna nie zawsze wychodzi Blanchotowi na dobre. Uzyskany efekt pisarz opłaca nieznośnymi dłużyznami oraz mętnością literackiego wywodu. Ciągnąc autotematyczne dywagacje, postępuje tak, jakby próbował zrekompensować niedobory materiału. Skutek jest interesujący: od wspomnienia infekcji płucnej opowiadacz przechodzi do oddalonego czasowo wątku poszukiwań pokoju do wynajęcia, wątku nauczycielki tańca i jej córki, szpiegującej go później z wykuszu okna salonu, gdy przyjmował u siebie kochankę, by następnie – okrężną drogą – wrócić znów do wątku Nathalie i zmiany, jaka w niej zaszła po oświadczynach. W dalszych partiach powieści pisarz wprowadza wzmianki historyczne (bombardowanie Paryża, powszechna mobilizacja) i przeplata wspomnienia mikro-esejami o śmierci, miłości i erotyce. Czytelnik ma niewątpliwą okazję do obcowania w drugiej części Wyroku śmierci z prozą par excellence awangardową, w której talent narracyjny – nieco usztywniony wprawdzie – idzie w parze z poszukiwaniami nowych rozwiązań formalnych. Nie bez przyczyny autorzy nouveau roman odkryli w Blanchocie swego prekursora. W jego prozie, jeszcze w latach 40., zbiegły się tendencje, które stały się podstawą ich literackiego programu, ukierunkowanego na autotematyzm i dekonstrukcję intrygi.
Niewielkich rozmiarów powieść Blanchota czekała ponad siedemdziesiąt lat na polski przekład. Czy dlatego, że zniechęcała tłumaczy eksperymentatorskim zacięciem autora? Podjętą problematyką? Wydźwiękiem moralnym? Być może. Sądzę, że Wyrok śmierci unaocznia przełom w twórczości Francuza, po którym stał się on innym pisarzem. Moment zmiany symbolizuje podział tekstu na dwie niezbieżne połówki: klasycyzującą, zwodniczo realistyczną relację o umieraniu i stracie, oraz eksperymentatorski w formie monologu o życiu po konfrontacji ze śmiercią bliskiej osoby, a w domyśle także z Zagładą i wydarzeniami drugiej wojny światowej. Pisarsko los to nierzadki u progu lat 50., bo i na naszym podwórku znalazłoby się parę dobrych przykładów metamorfoz nie mniej zaskakujących…
M. Blanchot, Wyrok śmierci, tłum. Anna Wasilewska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021.