Nowy Napis Co Tydzień #135 / Płonie, płonie coasterek, płonie aż strach. „Największy na świecie drewniany coaster” Patryka Kosendy cały w ogniu
Za górami, za lasami ludzie jeżdżą coasterami
Kiedyś, dawno temu, pod koniec roku 2019, pisałam recenzję o debiutanckiej książce Patryka Kosendy Robodramy w zieleniakach, w zakończeniu wyrażając pewne wątpliwości co do możliwego rozwoju tak pojmowanego pisania słowami: „Nie wiem, czy jest to projekt, który ma szansę równie udanej kontynuacji na tych samych zasadach, ale to już zmartwienie poety”
Druga książka poetycka Patryka Kosendy, Największy na świecie drewniany coaster, pokazuje, że pomysł na pisanie, jaki poeta zaproponował w debiucie – Robodramach w zieleniakach z 2019 r. – był przemyślanym projektem, który obecnie jest rozwijany dalej. Otóż Kosenda na potrzeby pojedynczych wierszy tworzy mikroświaty lub mikrosytuacje, rządzące się niezrozumiałymi zasadami, zbudowane ze zbitek psychodelicznych, absurdalnych obrazów, lapsusów językowych oraz przekształconych cytatów z pieśni religijnych czy radiowych piosenek, utrwalonych w kulturowej podświadomości wczesnych roczników 90. Nie chodzi tu jednak o prosty efekt szoku lub zbanalizowaną grę w postmodernistyczne kolaże cytatów, lecz o próbę nazwania lęków czy fiksacji przenikających naszą rzeczywistość oraz umysłowość zanurzonego w niej, przebodźcowanego podmiotu. Poetycka dziwność Kosendy jest więc narzędziem do sondowania tu i teraz.
https://nowynapis.eu/tygodnik/nr-107/artykul/tripowe-jest-polityczne-polityczne-tripowe [dostęp: 13.09.2021]. [2]
Pod powyższym z pełną odpowiedzialnością się podpisuję, przyznając równocześnie, że moje niedowiarstwo było zdecydowanie na wyrost. Największy na świecie drewniany coaster należy uznać za naturalne następstwo pierwszej książki Kosendy. To świadomy krok w tym samym kierunku, a nawet krok milowy, skok właściwie czy może nawet lot. Eksplorujemy podobne przestrzenie i tematy, ale uzbrojeni w narzędzia nowej generacji. Podkreślę to wyraźnie już na tym etapie tekstu: to jest bardzo dobra książka. Największe ryzyko, jakie podejmuje autor, świetnie wyłapuje w blurbie Julek Rosiński i przestrzega przed nim czytelnika: „Śmierdzącym marnotrawstwem byłoby czytać książkę Kosendy jako stricte fazową czy zaangażowaną, czyli jedynie w kontekście postaw, które umieszczą nas na zewnątrz tekstu, gdzieś na widowni”. Miejmy nadzieję, że wszyscy unikniemy takiego rozwoju sytuacji, bo byłoby to ze szkodą i dla tekstu, i dla nas samych. Wyposażeni w podstawową wiedzę ułatwiającą nawigację po tym poetyckim parku rozrywki, możemy rozpocząć eksplorację atrakcji. A rzeczywiście jest w czym wybierać!
(Za czym) kolejka ta stoi
W rozmowie z Krzysztofem Szeremetą poprzedzającej publikację Największego na świecie drewnianego coastera Patryk Kosenda tak charakteryzował swój pomysł na wiersze:
Myślałem o połączeniu dziwności i psychodelii z pewnym zaangażowaniem politycznym, społecznym, […] żeby dziwność i trip nie były jedynie zabawą, ale były też okazją i przestrzenią do refleksji. […] Te nowe wiersze są nową próbą poszukiwania połączeń między politycznością, deklaratywnością a dziwnością
https://nowynapis.eu/tygodnik/nr-107/artykul/tripowe-jest-polityczne-polityczne-tripowe [dostęp: 13.09.2021]. [3][2].
Autodiagnoza Kosendy ma pokrycie w jego wierszach, w których wątki społeczno-polityczne i tripowo-popowe tworzą wspólną, nierozerwalną całość. Rzeczywistość obserwowana z pędzącego wagonika rozmywa się, staje się nieuchwytna. Zostają jakieś przejawy, sygnały, wrażenia. Równocześnie ta niedostępna, niewyraźna rzeczywistość, skutkuje jak najbardziej realnymi uczuciami i odczuciami, w tym doznaniami fizycznymi. Ciało i umysł wykonują fikołek poznawczy, pojawiają się więc mdłości, niesmak, poczucie absurdu. Metafora-klucz, po którą sięga Kosenda, eksplorowana na przestrzeni poszczególnych tekstów mniej lub bardziej dosłownie, okazuje się zaskakująco adekwatnie opisywać świat podmiotu i nasze realia. Pędzimy w dół, na łeb na szyję, a konstrukcja trzymająca kolejkę górską w ryzach w każdej chwili może zająć się ogniem. Zresztą – w jednej z grafik Stefy Marchwiówny wykorzystanej w książce – tak właśnie się dzieje; płomienie ogarniają Największy na świecie drewniany coaster.
Coasterowy świat jest taki, jak nasz: śmieszno-straszny. Całą masę śmiesznostek i dziwactw Kosenda przemyca nie tylko dzięki neologizmom, zbitkom językowym czy rymom, ale w znacznej mierze dzięki adaptacji fraz oraz cytatów obecnych w kulturze popularnej. Szlagiery końca XX wieku to jeden z częstszych motywów wykorzystywanych w tej poezji. Kosenda z powodzeniem szuka dla nich nowych kontekstów oraz znaczeń. Ta gra z popkulturą i oswojoną w dzieciństwie tandetą ma drugie dno – obnaża schematy, przyzwyczajenia oraz stereotypy. Wytrąca nas z równowagi, by skłonić do zastanowienia, czy utrwalone w języku wyobrażenie świata nie wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości, sposób myślenia determinujący zachowania i postawy. Poczucie bezpieczeństwa, które daje znalezienie się w znanej przestrzeni języka, zostaje zakwestionowane – może to bezpieczeństwo tylko wybranych, a krzywda wszystkich pozostałych? Mówiąc słowami wiersza Sugarmistrz Ciasta Śmietankowy: „Jakże mamy się pięknie różnić, / kiedy chcą nas zajebać?”.
Lektura drugiej książki Kosendy niewątpliwie może być dobrą zabawą i wyjątkową przejażdżką po możliwościach języka polskiego, ale jest przede wszystkim przejmującą diagnozą błędów, uchybień oraz niedopatrzeń. Możemy się śmiać, ale możemy też płakać. Kosenda z całą otwartością i uczciwością, na jaką stać poetę w wierszu, mówi: „Pewnie, kurwa, że zła się ulęknę”. Pożądana jest właściwie każda reakcja, która świadczy o naszym zaangażowaniu w rzeczywistość, pokazaniu, iż świat nie jest nam obojętny. Prawda o tej przejażdżce w najdziwniejszym parku rozrywki świata jest taka: „[…] łzy mi lecą // jak pokéballe, jak pokéballe, jak pojebane”.
Z górki na pazurki
Kiedy poetycki coaster Kosendy już się rozpędzi – nic go nie zatrzyma. Możemy się śmiać, dobrze bawić i wygłupiać, ale organizator naszej rozrywki, kolejkowy, wodzirej, Człowiek okolicznościowy polskiej poezji współczesnej traktuje swoją pracę z odpowiedzialnością i serio: „Chcę powiedzieć coś, co wszystko zmieni, / ale moje zajęcie jest żmudne i tajne”. Przejażdżka Największym na świecie drewnianym coasterem ma nam dostarczyć ekstremalnych emocji i doznań po to, żeby wyrwać nas z bańki fałszywego poczucia bezpieczeństwa. Mamy się odważyć wyjść ze strefy komfortu. „Co cię cuci? Co cię emanuje?” – pyta w jednym z wierszy. Cokolwiek to jest – trzymaj się tego, nie daj się zbyć, reaguj.
Patryk Kosenda Największym na świecie drewnianym coasterem pogłębia projekt rozpoczęty debiutanckimi Robodramami w zieleniakach. W rozpędzonym wagoniku czuje się coraz pewniej, więc jazda z książki na książkę dostarcza odbiorcy coraz więcej emocji. Jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu tej tripowej przejażdżki, w której można spodziewać się absolutnie wszystkiego. Dbałość o szczegóły – nie tylko wewnątrztekstowe, ale też towarzyszące wierszom grafiki czy przyjęty format druku – jest naprawdę imponująca i satysfakcjonująca. Przy tych wszystkich bardzo zadbanych detalach pamiętajmy jednak, że: „czasem chodzi o surowość tripu. Psychodeliczną prostotę. Żywiczność jazdy”.
Po tej publikacji jeszcze bardziej czekam na dalsze działania Kosendy nie tylko z rosnącym zainteresowaniem, lecz również z dużo większą czytelniczą ufnością. Największy na świecie drewniany coaster jest niewątpliwie poetycką publikacją, choć nagromadzenie bohaterów, tendencja do snucia opowieści, pewna gawędziarskość autora dobrze sprawdziłyby się też i w eksperymentalnej prozie. Może i takiej się doczekamy? Kto wie. Na razie z pewnością warto zdecydować się na lekturę najnowszych wierszy laureata Nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO 2021. Zapewniam, że będzie to niezapomniana przygoda.
P. Kosenda, Największy na świecie drewniany coaster, Kraków 2021