Nowy Napis Co Tydzień #145 / Adaptację łatwo zepsuć
Michał Chudoliński: Kim jest dla Ciebie Stanisław Lem?
Rafał Mikołajczyk: Mały Wielki człowiek. Mały człowiek o drobnej posturze z niezwykle wielką wyobraźnią. Wizjoner, futurolog, pisarz. Dla mnie był i jest pierwszym i najważniejszym pisarzem, który pokazał, że fantastyka naukowa może być tak ciekawa, wciągająca, wielopoziomowa, nieograniczona, rozbudzająca wyobraźnię, a jednocześnie tak realistyczna i emocjonalna.
Jakie jest dziedzictwo Lema w popkulturze? Czy to nie jest trochę tak, że Lem stanowi fundament dzisiejszych uniwersów popkulturowych, zwłaszcza opartych o klimat science fiction?
O tak, myślę że na pewno miał wpływ, zwłaszcza w popkulturze ostatnich lat, w literaturze, filmach czy też grach o tematyce science fiction. Stanisław Lem poruszał w swoich powieściach wiele wątków filozoficzno-egzystencjonalnych: rolę człowieka w naturze, kosmosie – co może, a czego nie; czy maszyna, robot może być doskonalsza od człowieka; czy sztuczną inteligencję, która rządzi się swoimi prawami na innej planecie, a która może być groźna dla człowieka, należy zniszczyć. Czy obcą biologicznie cywilizację, która ma własny świat, własne zasady moralne, własne prawa, jeśli jest odmienna i sprzeczna z ziemskimi zasadami, trzeba zmienić, podporządkować, „uczłowieczyć”?
Lem bardzo często konfrontuje człowieka z wysoko rozwiniętą technologią, a co za tym idzie, często okazuje się, że człowiek pomimo swej wyższości racjonalno-emocjonalnej nad maszyną, sztuczną inteligencją stoi na straconej pozycji, gdyż to właśnie maszyny, roboty są bardziej humanitarne, cechują się większą empatią i są bardziej „ludzkie” niż człowiek. Nie chcę tutaj filozofować, ale uważam, że w twórczości Lema występuje wiele treści, które mogły być inspiracją różnych dzieł filmowych czy literackich – w mniejszym lub większym stopniu, świadomie lub nie, ale na pewno miały spory wpływ na rozwój science fiction w Polsce i na całym świecie.
Jaka jest geneza Niezwyciężonego? Co Cię zainspirowało do stworzenia tego komiksu?
Początek był dość prozaiczny. Będąc jeszcze dzieciakiem, w okolicach 5–6 klasy szkoły podstawowej, przechodziłem obok antykwariatu i pomyślałem, że może kupię sobie jakiś komiks albo książkę. Miałem w kieszeni parę groszy, więc skorzystałem z okazji. Komiksów nie było, ale wpadł mi w ręce Niezwyciężony Lema. Kupiłem. Przeczytałem. To, co mnie wówczas urzekło w tej powieści, to konfrontacja człowieka z obcym bytem, który istniał na odległej planecie Regis III. Poza tym zaciekawił mnie sam wątek detektywistyczny, a także ciągła niepewność, napięcie, niewiedza, z czym się mierzą i po co. No i oczywiście całość okraszona wspaniałą, rozbudowaną w najdrobniejszych szczegółach, twardą fantastyką naukową, która już od dzieciaka mnie ciekawiła. Wtedy chyba po raz pierwszy, zetknąłem się z przedstawieniem „obcych” w innej formie niż dotychczas, nie jako zielone ludki czy roboty tylko... ale nie będę zdradzał istoty tej powieści… Lepiej samemu ją poznać.
Jesteś młodym komiksiarzem z Polski. Jakie są Twoim zdaniem możliwości opowiadania historii poprzez medium obrazkowe?
No, już nie takim młodym… Myślę, że możliwości są takie, jaki jest rynek komiksowy w danym kraju. W Polsce komiks nie jest jeszcze tak popularny jak na Zachodzie, nie mówiąc już o rynku amerykańskim, gdzie komiks jest traktowany na równi z książkami, filmem i innymi dziedzinami sztuki. Na szczęście w Polsce z roku na rok to się zmienia na lepsze – wydaje się coraz więcej komiksów polskich i zagranicznych twórców. Dzięki imprezom, targom komiksowym wzrasta świadomość o tym medium wśród Polaków, coraz więcej się o nim mówi, ludzie przekonują się, że komiks nie jest czymś gorszym od książki. Sam pamiętam, jak za młodu mówiono mi często, że komiksy są dla ludzi, którym nie chce się czytać książek. Teraz jest inaczej. Lepiej. To nie jest jeszcze rynek zachodni, bo i nakłady są znacznie mniejsze, ale jest znacznie lepiej niż kiedyś. I mam nadzieję że będzie coraz lepiej, bo to zachęci również nowych, młodych twórców do zainteresowania się tym medium.
Jak długo rysowałeś swój komiks Niezwyciężony? Robiłeś to po godzinach? Jaka była metodologia pracy?
To był okres mniej więcej trzech lat. Oczywiście to nie było tak, że przez te trzy lata siedziałem tylko nad komiksem, tak dobrze to nie jest w Polsce, przynajmniej dla początkujących komiksiarzy. Było to rysowane po godzinach pracy, w weekendy, czasami po nocach… Metodologia? Hmm, najpierw powstał scenariusz, czyli wyciągnięcie z oryginalnego tekstu interesujących dialogów, monologów, opisów, narracji. Następne było rozplanowanie kadrów wraz z dymkami na planszach. Potem rysowanie, czyli kartka, ołówek, gumka, następnie cienkopisy, markery, tusz, skanowanie, obróbka w komputerze, czyszczenie, nakładanie kolorów i ostatni etap – skład, czyli wklejanie tekstów i przygotowanie do druku. Co również zajmowało sporo czasu. Tak to w dużym skrócie wyglądało.
Chciałbym podpytać trochę więcej o sam proces adaptacji, największe wyzwania przy przekładaniu Lema na język komiksu. Czy podczas adaptowania powieści pojawiły się jakieś nowe odkrycia interpretacyjne, nowe odczytania tej historii?
Pierwszym i najważniejszym wyzwaniem podczas adaptacji Niezwyciężonego było to, żeby tego nie zepsuć! Bo naprawdę można się „wyłożyć” przy przekładaniu tego typu wielkich dzieł na inne medium typu komiks czy film, które rządzą się własnymi prawami i zasadami. Czytywałem i oglądałem wiele różnych adaptacji książek i muszę powiedzieć, że naprawdę tylko niewielu twórcom to się udało. Niektórzy odbiegli zbyt daleko od głównego tematu, a inni skupili się na mniej znaczącym elemencie bądź też powycinali najciekawsze elementy czy wątki. To było jednym z największych wyzwań na początku tworzenia komiksu. Co powiedzieć, ile powiedzieć i jak powiedzieć. Moim założeniem było opowiedzenie tej powieści jak najwierniej, a ponieważ sama powieść jest prawie gotowym scenariuszem, to nie widziałem żadnego powodu, dla którego miałbym coś w nim zmieniać, wycinać czy dodawać. Dlatego skupiłem się na wyciągnięciu z powieści możliwie najwięcej jej oryginalnej treści – oczywiście część tekstów została odpowiednio skondensowana na potrzeby komiksu. Była też mała modyfikacja dotycząca zmiany i połączenia dwóch rozdziałów, ale zmiana ta nie wpłynęła na odkształcenie fabuły względem oryginału. Nawet gdzieś przeczytałem na jednym z forów internetowych, że ten zabieg był ciekawszy kompozycyjnie niż w oryginale! Usłyszałem gdzieś również, że w komiksie jest za dużo tekstów. No cóż, ja tak nie uważam. Myślę, że przekład został wykonany bardzo dobrze, a ilość tekstów jest jak najbardziej odpowiednia i wystarczająca, by zrozumieć problematykę Niezwyciężonego – ale oczywiście każdy ma prawo do własnego zdania i oceny. Kolejnym problemem była transkrypcja tekstu, czyli język, a właściwie styl. Bo dla tych, co znają twórczość Lema, jest jasne, że jego styl do lekkich nie należy. Więc pojawiło się pytanie: czy teksty zostawić tak, jak brzmią w oryginale, czy przełożyć je na język bardziej przystępny, komiksowy, młodzieżowy lub jeszcze jakiś inny. Ja chciałem zostawić oryginalny język i styl Lema, więc zrobiłem małą ankietę wśród znajomych: czy zostawić język oryginalny, czy wprowadzić „komiksowy”. Dziewięć na dziesięć osób stwierdziło, żeby zostawić język oryginalny. No więc został. Kolejnym problemem była „archaiczność” technologii ukazanej w powieści. Czy taką zostawić, czy zrobić bardziej futurystyczną? Tylko właściwie dlaczego miałbym ją unowocześniać? Bo będzie ładniej wyglądać? Będzie bardziej na czasie? Z komórkami, dronami, goglami WR i tym podobnym? Ta „archaiczność” tworzy specyficzny i niepowtarzalny klimat, buduje atmosferę. Ciężar i forma tych maszyn pogłębia poczucie izolacji, klaustrofobii, odosobnienia, zagubienia i grozy. Poza tym według mnie unowocześnienie byłoby zbyt dużą ingerencją w treść powieści. Pamiętam że, gdy przeczytałem po raz pierwszy Niezwyciężonego, to nie czułem tej „archaiczności”, pewnie dlatego, że były to czasy, kiedy jeszcze nie było komórek, a komputerami domowymi były Atari czy Commodore, które i tak posiadali nieliczni. Podczas pracy nad rysunkami koncepcyjnymi, czyli kilka lat temu, ten etap pracy dał mi wiele frajdy. Wymyślanie, budowanie, konstruowanie maszyn, statku, elementów ubioru jest w dużej mierze wytworem mojej wyobraźni, ponieważ Lem nie wszystko dokładnie i szczegółowo opisywał – jak wygląda czy jak działa. Część z tych rzeczy przerobiłem dla podkręcenia klimatu, jak kanciaste maszyny czy statek zamiast klasycznej rakiety, głównie po to, żeby bardziej je skontrastować z ostrą, skalistą i rudoczerwoną planetą. Również w celach typowo praktycznych, jak zamiana ustników do oddychania na planecie. Zamieniłem je na przeźroczyste hełmy dla lepszego podkreślenia mimiki i emocji bohaterów.
Po pierwszej lekturze pamiętałem głównie detektywistyczną historię, czyli załogę statku, która musi zmierzyć się z obcą formą życia. Natomiast podczas adaptowania powieści, gdy po raz któryś z kolei czytałem tekst, to odkrywałem pewne filozoficzne ukryte sensy. Lem potrafił doskonale wplatać własne rozważania filozoficzno-egzystencjalne. Rolę człowieka we wszechświecie, jego stosunek do natury i do tego, co znane i nieznane. Kim lub czym staje się człowiek w momencie zetknięcia z siłami, których nie rozumie, z którymi nie potrafi sobie dać rady fizycznie oraz psychicznie. Nie tylko w Niezwyciężonym są tego typu rozważania i ukryte treści, są one również w większości innych dzieł Lema.
Ciekawą sprawą jest to, że poprzez komiks chciałem dotrzeć głównie do młodzieży – aby zainteresować ich tematyką science fiction oraz samym mistrzem tego gatunku, czyli Stanisławem Lemem, zachęcić do czytania książek. Okazało się tymczasem, co mnie bardzo cieszy, że dotarłem również – i to w dużym stopniu – do osób starszych, znających twórczość Lema, i zainteresowałem ich komiksem. Ludzie, którzy nigdy nie czytali komiksów, byli zachwyceni tym, że dzieła Lema można pokazać w takiej formie.
Czytając Twój komiks, odniosłem wrażenie, że chciałeś zająć stanowisko wobec zachłanności ludzkiej względem otoczenia, środowiska, kosmosu… Czy swoją adaptacją chciałeś zwrócić uwagę na jakieś inne ważne tematy, odwołać się do tego, co dzieje się obecnie na świecie?
Tak, zgadza się, to także było moje zamierzenie i myślę, że nie tylko moje, ale również Stanisława Lema. W jego twórczości jest niesamowita wielopoziomowość. W większości dzieł Lema, a przynajmniej w tych, które czytałem, istnieje drugie dno. Zawsze są jakieś treści, myśli, rozważania filozoficzne, które wynikają bezpośrednio z treści fabularnej, czy też są tam osadzone metaforycznie, i nawiązują do współczesnych autorowi czasów bądź do historii. W Niezwyciężonym również istnieją takie treści. Jedną z nich jest właśnie ta, o której wspominasz – chęć zagarnięcia przez człowieka otaczającego go świata, natury, kosmosu. Oprócz tego chciałem pokazać coś, co jest równie ważne, a co człowiek robi od zarania dziejów – czyli walkę z czymś, czego nie rozumie. Jeżeli istnieje coś, co jest sprzeczne bądź odmienne od ludzkiego rozumowania, to należy to unieszkodliwić, zniszczyć – i to jest też kolejny problem, jaki występuje w powieści. To właśnie zapatrzenie człowieka w ludzką technologię, wiara w jej doskonałość, nieomylność, siłę. Człowiek zbyt zawierzył własne życie, egzystencję, bezpieczeństwo technologii i przez to stał się od niej mocno uzależniony. Natomiast bez niej staje się bezbronny jak dziecko. Szczególnie widać to w zderzeniu technologii ziemskiej i necrosfery. Nie chcę tutaj opisywać szczegółów, żeby nie zdradzać tego, co się wydarzyło w powieści, ale nawet najbardziej rozwinięta technologicznie maszyna w zetknięciu z obcą technologią – nawet tą najprostszą, najprymitywniejszą – może zostać zniszczona bądź zostać obrócona przeciwko swoim twórcom, czyli ludziom.
Jak odczytujesz pandemię koronawirusa? Uważasz, że może to być kara za naszą zachłanność i podporządkowywanie sobie świata natury?
Myślę, że jest to bardziej ostrzeżenie niż kara. Gdyby natura chciała wymierzyć nam, ludziom, karę, to podejrzewam, że zrobiłaby to z większym rozmachem, na większą skalę – i mówię tu o wielu, wielu milionach ofiar, jeśli nie miliardach. Chciałbym, żeby ta pandemia otworzyła oczy większości ludzi na to, co robią, jak się zachowują, do czego zmierzają i jakim kosztem. Żeby przemyśleli, kim jesteśmy na tej planecie, że nie jesteśmy jej właścicielami, tylko gośćmi. Ziemia nie potrzebuje ludzi, żeby istnieć, natomiast ludzie potrzebują jej do życia. Nie chciałbym tutaj siać jakiegoś defetyzmu czy katastrofizmu, ale myślę, że ludzkości potrzebne jest od czasu do czasu takie ostrzeżenie jak obecna pandemia. Być może to coś zmieni w poglądach, zachowaniu ludzi i nie będzie trzeba więcej takich ostrzeżeń. Chciałbym w to wierzyć, ale póki co, z tego co widzę, nie zanosi się na większą poprawę.
Twoja kreska przypomina nieco prace Jeffa Lemire’a… Lubisz jego komiksy?
Jeffa Lemirra? O, to coś nowego… Słyszałem o porównaniach do Mike’a Mignoli, Eduarda Risso czy Franka Millera. Tak, znam Lemira, to znaczy jego prace, wiem mniej więcej, co robi. Nie czytałem wszystkiego, ale kojarzę. Ma swój styl i to cenię.
Co lubisz czytać z komiksów? Chyba, że komiks jest dla Ciebie jedynie narzędziem do opowiadania historii, a nie pasją samą w sobie?
Co lubię czytać z komiksów? Tylko dobre komiksy! (śmiech) A tak na poważnie, to nie mam jakiejś ulubionej tematyki, bo czytam zarówno komiksy science fiction, historyczne, kryminalne, jak i obyczajowe. Nie czytam też wszystkiego, co mi wpadnie w ręce, ponieważ mam taką, można powiedzieć, przypadłość estetyczną, że nie czytam komiksów które, wizualnie mi nie odpowiadają. Jeżeli forma graficzna mi nie odpowiada, to raczej jest bardzo prawdopodobne, że tego nie przeczytam. Wiem, że teraz większość czytających komiksy powie, że rysunki to nie wszystko lub że najważniejsza jest historia, a dopiero potem rysunek, ale ja tak mam i nic na to nie poradzę. Na szczęście jest sporo pozycji na rynku, które czytałem i po które zamierzam sięgnąć. Do takich „estetycznych” twórców, po których najczęściej sięgam, należą Sergio Toppi, Mike Mignola, Gippi, Alberto Varanda, Marvano, Jelinek, Stefaniec, Czajkowski, Rosiński – chociaż on bardziej z sentymentu – no i jeszcze kilka nazwisk by się znalazło. Oczywiście poza komiksami są również książki, filmy, a jeśli mam wolną chwilę, to czasem „pyknę” w jakąś grę.
Jakie historie w przyszłości chciałbyś opowiedzieć?
Mam kilka pomysłów, ale są one jeszcze mocno rozgrzebane, więc to nic pewnego. Zastanawiałem się też nad inną powieścią Stanisława Lema, ale nie będę zdradzał którą. Poza tym w liceum, na studiach i aż do dzisiaj interesowała mnie tematyka starosłowiańska: kultura, wierzenia, mitologia. Związek pomiędzy ludźmi i pogańskimi bóstwami czy demonami, ich zależności oraz to, jaki mieli wpływ na ludzi. Mam pewien koncept związany z tym tematem i być może go dalej pociągnę, ale kiedy i jak, jeszcze nie wiem. Na razie jest jeszcze trochę pracy wokół Niezwyciężonego, będziemy próbowali wydać go na rynku zachodnim, a potem być może za oceanem. Kto wie?
Wywiad ukazał się pierwotnie w „The Comics Journal”: