Nowy Napis Co Tydzień #178 / Umarły wraca na młodości kraje
Tomasz Plata w konkluzji swojej książki o znamiennym tytule Pośmiertne życie romantyzmu stwierdza, iż społeczeństwo polskie przepracowuje utratę paradygmatu romantycznego „w systematycznie ponawianych performatywnych aktach, w ramach których przekaz kultury romantycznej zostaje odegrany, przeinterpretowany, zawłaszczony”
Jednym z najnowszych komentarzy do „długiego trwania” romantycznego paradygmatu ujętych w formę literatury pięknej jest wydana w 2021 roku powieść Wypiór Grzegorza Uzdańskiego. Opowiada ona raczej banalną historię rozpadającego się związku dwójki warszawskich trzydziestolatków, z jedną istotną komplikacją: w wynajmowanym przez parę mieszkaniu, w szafie, ukrywa się za dnia przemieniony w wampira Adam Mickiewicz. Zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa – jest to Adam Mickiewicz, autor Dziadów, wieszcz narodowy, oficjalnie spoczywający w krypcie na Wawelu.
Ciekawszy od tej nieskomplikowanej fabuły jest sposób jej przedstawienia: Uzdański, znany z poetyckiego naśladownictwa i pastiszu autor między innymi Nowych wierszy znanych poetów (Znak, 2021), zdecydował się nadać książce formę trzynastozgłoskowca, przetykanego także heksametrem, dramatem, z rzadka tylko prozą. Sięga zatem do form typowo mickiewiczowskich, esencjonalnych dla twórczości romantycznej, i wchodzi z nimi w świadomą grę. Przy tym, co przewrotne, w szaty dramatu romantycznego bądź ballady stroją się przede wszystkim fragmenty poświęcone Marcie i Łukaszowi, wspomnianej parze głównych bohaterów, podczas gdy perspektywę Mickiewicza-wampira poznajemy głównie z jego własnych, pisanych raczej oszczędną prozą listów i dziennika (i z komentarzy pod artykułem o Lewandowskim na sport.pl). Wynika to bezpośrednio z interpretacyjnie najciekawszego zabiegu fabularnego, na jaki zdecydował się autor: jego przemieniony w wampira Mickiewicz jest niezdolny do pisania wierszy.
Stan ten nie zostaje nigdy wyjaśniony, ale ukazany jest przez samego wieszcza jako fakt; najbardziej chyba obszernie w akapicie z dziennika, w którym – zaraz po ogólnych rozważaniach na temat nudy i rezygnacji wywołanych nieśmiertelnością – wspomina on Słowackiego:
Myślę o Słowackim. Nie myślałem o nim od lat blisko dwudziestu. Cóż by uczynił, gdyby jego spotkało to, co mnie? Utrata daru po przejściu w wypiora nie była dla mnie aż tak nowa, jeszcze przed Konstantynopolem całe lata nie pisałem nic prawie, inne też znajdowałem sobie zatrudnienia. Ale Juliusz, który innych zatrudnień niż wiersze nigdy nie miał i mieć nie chciał? Co on by uczynił, gdyby pojął, że te kły, co mu wyrosły, na zawsze Muzę odeń odstraszyły, że najmniejszego rymu nie złoży już jak kiedyś? Jak powitałby to uczucie pustki w głowie i piersiach, które ja wpierw rozwodnione po kawałku kosztowałem, by potem poznać je w całości?
G. Uzdański, Wypiór, Warszawa 2021, s. 53. [2]
We wcześniejszym fragmencie wspomina jeszcze: „Ale zmilczę, bo pisać o sprawach duchowych od dawna nie mam prawa”
To również przewrotne, skoro sam wieszcz wielokrotnie utożsamiał kondycję poety z figurą upiora czy żywego-zmarłego, „na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata”. Zresztą gra, w którą Uzdański wciąga zarówno siebie, jak i czytelnika, sięga głębiej. Przejmując sztafaż poetyckich języków od wybitnego poprzednika, z którego przecież „my wszyscy”, a jednocześnie sytuując go w fabule jako niezdolnego do tworzenia liryki, autor zmusza do powtarzania dobrze już znanych pytań: o pisanie Mickiewiczem, po Mickiewiczu, poza Mickiewiczem, ale także w ogóle o możliwość oryginalnej ekspresji twórczej w świecie ponowoczesnym, w którym wszystko już powiedziano.
Są to pytania ważne i ciekawie postawione – szkoda, że nie można tego samego powiedzieć o odpowiedziach, które Uzdański wydaje się udzielać. Samo wyobrażenie Mickiewicza jako wampira, który, mimo swoich najlepszych chęci, musi zwyczajem wszystkich wampirów pasożytować, wysysać wraz z krwią życie innych, aby samemu przeżyć, wydaje się czytelną sugestią wobec roli, jaką wedle autora pełni tradycja romantyczna w naszym społeczeństwie. Przynajmniej na poziomie powierzchownej interpretacji można Wypióra uznać za aluzję do wiecznie obecnego romantyzmu, który stale „jest wśród nas” i przedłuża swoje nienaturalnie długie życie naszym kosztem.
Oczywiście, wnioski te w pewien sposób odnoszą się do samego paradygmatu romantycznego, którego wieszcz jest tu analogonem: podobnie jak Mickiewicz-wampir jest niezdolny do tworzenia poezji, tak i romantyzm jako swoisty upiór dawnej epoki nie daje prawdziwej inspiracji i uniemożliwia nowatorską artystyczną ekspresję. Uzdański ukazuje zarówno Mickiewicza, jak i paradygmat, jako „wyczerpanych” w każdym sensie. Nie bez powodu powieści towarzyszy motto z wiersza Lechonia Mickiewicz zmęczony:
Powróciwszy do domu od Sekwany strony,
Mickiewicz się rozebrał z splamionej czamary
I położył na łóżku. Nie był jeszcze stary,
Lecz bardzo wiele cierpiał i był już zmęczonyTamże. [4]
I chyba także nie bez powodu autor urywa cytat właśnie w tym miejscu, wycinając tym samym stanowiący sedno liryku sen wieszcza o Maryli. Zmęczony Mickiewicz Uzdańskiego nie daje się wciągnąć w żadne polityczno-społeczne inicjatywy, namówić do pisania, czyta co prawda podrzucone przez Martę wiersze czy fragmenty jej własnej powieści, ale nigdy nie zgłasza do nich konkretnych uwag („Wprawdzie się Marcie zrobić tę redakcję zgodził / Ale powiedział tylko, że «wszystko jest świetne», I nie miał żadnych uwag, więc zawiódł kompletnie”)
Jest to również spojrzenie dość jałowe i, na domiar złego, podane tu z pewnym dydaktycznym zacięciem – autor nawet w dialogach swoich postaci tematyzuje szkodliwy wpływ między innymi narodowego mesjanizmu na rodzimą kulturę (głównie polityczną). Postaci Uzdańskiego, dające się scharakteryzować jako typowi milenialni humaniści, są może nieco satyryzowane, ale jest to raczej satyra dobroduszna i wydaje się, że autor raczej zgadza się z ich bezpieczno-liberalnymi poglądami. Podziela je zresztą sam Mickiewicz krytycznie patrzący – z perspektywy dwustu lat nie-życiowego doświadczenia – na błędy młodości. Takie przedstawienie nosi znamiona banału, ściąga ciężar i wieloznaczność z postaci wieszcza, którego zmagania ze współczesnością mogłyby stanowić ciekawy element przedstawionej fabuły.
Oczywiście, korzystając z języka romantycznej poezji, autor problematyzuje swoją własną relację z nią, wskazuje na niemożliwość (po części może także niechęć) realnego oderwania się od niej. W tytule towarzyszącego utworowi posłowia Justyny Jaworskiej autorka nazywa pastisz Uzdańskiego „gestem wampirycznym” – słusznie, bowiem jego celem nie jest tchnięcie życia w pochodzący z przeszłości język, przeciwnie, jest nim posilenie się jego kosztem, „wyssanie” zeń życia. Problem w tym, że autor, w świetle wpisanego w jego własną książkę klucza interpretacyjnego, okazuje się wampirem próbującym wypić krew innego (starszego i potężniejszego) wampira.
Ostatecznie Uzdański wskrzesza romantyczną formę przede wszystkim dla kontrastu wynikającego ze zderzenia wzniosłości trzynastozgłoskowca z szarą codziennością współczesnego, miejskiego życia, który to kontrast sprawnie wyzyskuje przede wszystkim dla celów komediowych. Oprócz humoru, często udanego, niewiele więcej z tego zderzenia wynika, podobnie jak zaskakująco niewiele zmienia w życiu głównych bohaterów pomieszkujący w ich szafie Mickiewicz – czasem problematyczny, czasem pomocny, ale raczej zrezygnowany i bierny. Złożona z krótkich fragmentów prozatorskich, lirycznych, jak i dramatycznych konstrukcja powieści budzi pewne skojarzenia z dramatem romantycznym i z romantyczną formą otwartą czy fragmentaryczną w ogóle. Jest jednak w oczywisty sposób znacznie bliższa dobrze już znanym postmodernistycznym eksperymentom narracyjnym wykorzystującym wielość narratorów, mieszającym źródła prawdziwe z fikcjonalnymi (Uzdański podobnie włącza w treść swojej powieści fragment prawdziwego pamiętnika Zofii Szymanowskiej). Finalny efekt przypomina w tym przypadku raczej nie dramat romantyczny, ale współczesny sitcom – utkany z krótkich scenek, ukierunkowanych przede wszystkim na rozbawienie widza. Obie te formy w jakiś sposób nawiązują do Nieskończoności, z tym że dramat romantyczny odsyła czytelnika do potencjalnej, niedosiężnej całości, unaoczniając procesualność „poezji transcendentalnej”; podczas gdy sitcom odsyła zawsze do kolejnej sceny, do kolejnego odcinka, z którego także nic nie wyniknie – a zakończenie nie jest decyzją o wadze artystycznej, lecz, częściej, rozstrzygnięciem biznesowym, podyktowanym choćby oglądalnością.
Tak też przede wszystkim przestawia się Wypiór– jako niezła literatura środka, obliczona głównie na rozrywkę, ciesząca czytelnika popisem formalnych umiejętności (tych z pewnością Uzdańskiemu nie brakuje) i humorem. Nie jest to książka całkiem pozbawiona ambitniejszej treści, ale jakby w tym względzie lękliwa, ograniczająca się do ponowoczesnego rozgrywania własnej autotematyczności, do językowej zabawy.Życzyłbym sobie, w sposób może nieuprawniony, aby autorzy przekształcający elementy tradycji romantycznej widzieli w niej coś więcej niż sztafaż martwych symboli i problematycznych postaw. Podejście Uzdańskiego, choć niepozbawione fascynacji i sympatii, wydaje mi się bliższe kopaniu leżącego – który, gdyby podać mu rękę, z gracją i łatwością by wstał.
Pytanie tylko, czy wtedy by nas nie ugryzł.
Grzegorz Uzdański, Wypiór, Filtry, Warszawa 2021