Nowy Napis Co Tydzień #128 / Gabinet figur woskowych Grzegorza Uzdańskiego
O tym że twórca literatury – nie wyłączając jej najsubtelniejszego rodzaju, czyli liryki – nie musi bynajmniej wspinać się z mozołem na wyżyny duchowego wtajemniczenia, by być rewelatorem prawd metafizycznych, lecz swoją pozycję z powodzeniem budować może jako zręczny prestidigitator słowa dostarczający chodliwego towaru, jakim jest dworska rozrywka, salonowa igraszka – tyleż przyjemna, co niepożyteczna – przekonał nas skutecznie chociażby holenderski historyk Johan Huizinga – autor koncepcji homo ludens
Talentu Uzdańskiemu odmówić nie można. Twórczość „sławnych poetów” preparuje on z niewątpliwą znajomością poetyckiego warsztatu i stylistycznym wyczuciem. Mickiewicz przemawia u niego albo regularnym trzynastozgłoskowcem (Zdjęcia słońca, Dzień Kobiet, Koty, Łazik Perseverance, Zmiana czasu), albo strofą stanisławowską w balladzie Drwal. Jan Kochanowski operuje wierszem sylabicznym, jedenasto- lub trzynastozgłoskowym, z regularną średniówką, rymowanym parzyście. Norwida rozpoznajemy po neologizmach i rozspacjowaniu tekstu, Barańczaka po grach frazeologicznych, Białoszewskiego po językowych eksperymentach. Peiper ma skłonność do przerzutni i metaforycznej kondensacji znaczeń. Herbert komunikuje się z czytelnikami za pośrednictwem swego porte-parole Pana Cogito. Kobayashi i Bashō pozostają wierni japońskiej tradycji haikai. Archaizmy u Sępa Szarzyńskiego brzmią jak wyjęte ze słownika polszczyzny XVI wieku. Naprawdę nic dodać, nic ująć.
Osobnym popisem warsztatowej sprawności jest pięć dodatków, w których poznajemy, jak różni autorzy napisaliby znane utwory, takie jak Władca pierścieni, Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną Doroty Masłowskiej, wiersz Opluty (44) Marcina Świetlickiego czy biesiadne Sto lat. Eksperyment przypomina słynne Ćwiczenia stylistyczne Raymonda Queneau z roku 1947, w których autor opisał błahy incydent w autobusie komunikacji miejskiej na dziewięćdziesiąt dziewięć, zróżnicowanych formalnie i stylistycznie, sposobów. W korespondencyjnym pojedynku z francuskim poetą Grzegorz Uzdański zasługuje co najmniej na remis ze wskazaniem, czego dowodem niech będzie „norwidowska” wersja wiersza Świetlickiego:
W tym małym mieście, gdzie budynki stare
Na miejscu trzyma chyba tylko – n u d a
I w którym ludzie co dzień tracą wiarę,
Że wciąż są c u d a –
Nędzarz, osłabły na duchu i ciele,
Patrzy, w podziemną jaką wejść szczelinę,
W tym mieście, w którym – w s p ó ł o b y w a t e l e
Mają dlań – ś l i n ę!
Na Szewskiej, Plantach, w nieprzyjaznym tłumie
W którym od wieków człowiek tylko – z n i k a!
Zawsze się znajdzie ktoś, kto chętnie plunie
Na samotnika – –
I choć go szarpią, z n a j o m o o k r u t n i,
On prześladowców nie znieważy wzajem.
Siedzi bez ruchu – ale coraz smutniej –
Jadąc tramwajem.
W płaszcz schował kastet i piratów czeka,
Co tłum ukarzą gromowładną ręką
I – z oplutego – wygarną c z ł o w i e k a
Wśród broni szczęku!
albo „Herbertowskie” Sto lat:
Pan Cogito
chciałby żyć
sto lat
ani więcej
ani mniej
byłby wtedy
rówieśnikiem stuleci
na przykład
dziewiętnastego
jego życie
wreszcie
zyskałoby
należytą wagę
dwudniowe poszukiwania
pluszowego zajączka
(znalazł się w końcu za łóżkiem
a mały Pan Cogito
tak bardzo płakał)
stałyby się istotne
jak pokój w Preszburgu
rozterki miłosne w szkole:
sto dni Napoleona
odejście z pierwszej pracy:
rewolucja lipcowa
starość Pana Cogito
byłaby schyłkiem stulecia
zapowiadającym
coś nowego
Przyznajmy, że w tym przypadku poezja broni się sama, choć bronią jej również licznymi polubieniami i pozytywnymi komentarzami obserwujący fanpage Nowych wierszy (są wśród nich także osoby zawodowo zajmujące się literaturą, na przykład Jacek Dehnel, Robert Kasprzycki czy wspominany już Maciej Kaczyński).
Co do zasady taktu i stosowności, to jeśli przyłożyć doń wyłącznie miarę formalnego decorum, wszystko się zgadza. Chwali się w hymnie (Internet „Whitmana”), instruuje w instrukcji (Instrukcja mycia rąk „Barańczaka”), a o kryzysie klimatycznym opowiada bajki (Ojciec i syn „Krasickiego”). W dodatku 4., w którym „poeci roastują Mickiewicza”, również udaje się zachować umiar i bon ton. Nawet skandalista Bukowski przez wzgląd na starą kochankę – Polkę Jane, która „zmieniła imię na amerykańskie, ale pozostała patriotką”, nie mówi na głos, co myśli o polskim wieszczu, choć uważa, że „ten gość zupełnie nie potrafił pisać”. Mniej taktowne mogą się komuś wydać wiersze „zaangażowane”, zdradzające bardzo wyraźne nachylenie ideologiczne – na przykład Ławka „Konopnickiej” o miłości lesbijskiej, RZA „Lechonia” odwołujący się do ruchu BLM, Wyrok na kobiety „Słonimskiego” o zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego czy wspomniany Drwal o rzekomej wycince Puszczy Białowieskiej.
Grzegorz Uzdański konfrontuje „sławnych poetów” z realiami początku XXI wieku, w których ci – o dziwo – czują się znakomicie. Zdarzają im się co prawda problemy techniczne, na przykład Sylvia Plath nie potrafi uruchomić dekodera i w rezultacie telewizor plazmowy stoi w kuchni „czarny jak nagrobek jakiegoś Sony’ego”, ale na ogół zdążyli oni ogarnąć Internet ze wszystkimi jego dobrodziejstwami – pocztą mailową, Google’em, Facebookiem, Instagramem YouTube’em, Tinderem, posługują się smartfonem i tabletem, korzystają z Netflixa i Wikipedii. Trzeba przyznać, że autor nieco ułatwia im zadanie, dobierając ich współczesne zainteresowania i zatrudnienia do stereotypowych wizerunków. I tak oto papież awangardy Peiper fascynuje się startem samolotu i smartfonem, podobnie jak niegdyś radioodbiornikiem. Wyobraźnię Czechowicza porusza Wielki Zderzacz Hadronów, a poświęcony mu wiersz kończy – jak na katastrofistę przystało – fraza: „podnosi się znad eksplozji zapach skoszonych łąk”. Juliusz Słowacki usiłuje rozproszyć nostalgiczny nastrój, uprawiając shopping w Złotych Tarasach. Dla Bukowskiego każda okazja – Walentynki czy Dzień Pisarzy – jest dobra, by zapytać – „na wszelki wypadek” – o promocję na piwo. Trafność tych skojarzeń gwarantuje siła stereotypu. Ale bywają też zestawienia mniej oczywiste. Któż by na przykład pomyślał, że Janowi Kochanowskiemu tak bardzo zaimponuje hattrick Roberta Lewandowskiego w meczu z Gruzją w eliminacjach do Euro 2016? Z drugiej strony może po upokorzeniu, jakim było spustoszenie ziemi podolskiej przez „pohańca sprosnego” każdy powód do dumy jest dobry. Uzdański tymi nieco ekscentrycznymi zestawieniami udowadnia, że „przeszłość – jest to dziś, tylko cokolwiek dalej” i że choć nie do poznania zmieniają się kostiumy, rekwizyty i narzędzia, potrzeby pozostają niezmienne.
Na okładce książki Grzegorza Uzdańskiego na różowym tle widzimy czarno-biały kolaż przedstawiający, od góry licząc: Wisławę Szymborską ze smartfonem, Czesława Miłosza, Marię Konopnicką z laptopem, Juliana Tuwima wspartego o telewizor i Jana Kochanowskiego w barwach klubowych. Wewnątrz znajdziemy jeszcze trzydzieścioro czworo twórców polskich (niektórzy występują w podwójnej roli autorów wierszy i tłumaczy) oraz dwudziestu jeden przedstawicieli „reszty świata”. Zważywszy, że reprezentują oni niemal pełną rozpiętość kulturowej osi czasu (od Homera i Safony po autorów wciąż żyjących i aktywnych twórczo) oraz że rekonstrukcja ich nowych dzieł jest tak staranna, iż wszyscy brzmią niemal jak żywi, mamy prawo poczuć się tu jak w gabinecie figur woskowych. Wrażenie dość osobliwe, ale skądinąd wiadomo, że amatorów takiej rozrywki nie brakuje.
Grzegorz Uzdański, Nowe wiersze sławnych poetów, Kraków: Znak, 2021.