Nowy Napis Co Tydzień #105 / Dobrze napisana, dojrzała poezja
W serii Biblioteka „Toposu” ukazał się niedawno tom wierszy Łukasza Michalskiego Smokonie. Sam fakt wydania tego tomu stanowi interesujące wydarzenie, ponieważ mamy do czynienia z bardzo późnym debiutem poetyckim autora dojrzałego i doskonale rozumiejącego słowo pisane. Zresztą warto zwrócić uwagę, że jest to tom, przy którym pracowały jeszcze dwie inne osoby. Mającym jakie takie rozeznanie w polskiej poezji nie trzeba przedstawiać ani Anny Piwkowskiej (odpowiedzialnej za układ wierszy, autorki posłowia), ani redaktora tomu, czyli Krzysztofa Kuczkowskiego. A na dodatek zbiór jest ilustrowany rysunkami Andrzeja Krauzego. Taki zespół pozwala mieć nadzieję na coś wyjątkowego i – co więcej – obietnica zostaje dotrzymana…
Tytułowy wiersz ujmuje czytelnika już pierwszym wersem, wprowadzającym w nastrój czułości, jaka powstaje w dialogu pomiędzy rodzicami i dziećmi. Rozwinięcie utrzymuje nas w tym nastroju, umieszcza czytających w gwarnym otoczeniu placu zabaw. Ton jest bardzo osobisty, ale autor używa go nienachalnie, elegancko:
smokonie to takie konie, tylko smoki
wychodzą spod zjeżdżalni
beczą w pisku huśtawek
mglą się nam niewidoczne
musisz uśmiechnąć im łąkę falistą
i wołać „smoook”
Elegancja jest wyróżnikiem nie tyko tego wiersza, ale całego tomu. Nie jest istotne, czy zamieszczone w nim liryki opisują bardzo osobiste relacje, przed opisem których autor bynajmniej nie ucieka, czy są próbami ujęcia w słowa zjawisk o wiele bardziej zasadniczych, ogólnych. Zdaje się, że owa forma wynika z nastawienia autora, trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że wiersze Łukasza Michalskiego mają swojego konkretnego adresata. I nie chodzi bynajmniej o liczne dedykacje umieszczone przy poszczególnych wierszach tomu, ale o fakt, że w każdym z wierszy autor komunikuje swoje myśli i uczucia w sposób, który pozwala czytelnikowi na odczucie, że autor przemawia bezpośrednio do niego.
Jednocześnie autor umieszcza swoje wiersze w sferze wartości. Czytając je, jesteśmy niejako „przymuszani” do opowiedzenia się po stronie którejś z nich, oczywiście można to „wezwanie” odrzucić lub zignorować, ale to też jest swoista deklaracja. Nie ma w tym nic złego, ponieważ jedynym narzędziem, jakim autor „przymusza” czytelnika do posłuchu jest jakość zawartego w poezji słowa oraz to, że chce ukazać Prawdę pisaną dużą literą. Na ten fakt zwraca także uwagę Anna Piwkowska, pisząc o tych wierszach jako o:
[…] odwołujących się wprost do takich wydawałoby się prostych pojęć, jak miłość, odwaga, tęsknota czy prawda. I to „Prawda” pisana z dużej litery. Ale wiadomo, że im prościej, tym trudniej.
Prawda rzeczywiście ma znaczenie w wierszach Michalskiego. Autor zmaga się bowiem z otaczającą go rzeczywistością. Rzeczywistością, dodajmy, nie zawsze zgodną z jego upodobaniami i opiniami. Tylko że zamiast dawać upust swym opiniom w gorących polemicznych sporach (a temperament ma bardzo gorący, zatem na pewno lubiłby i umiał to robić), Michalski przetwarza je w poetyckie uogólnienia. Czytelnik nic na tym nie traci, wręcz odwrotnie – zyskuje. „Polityczność” (rozumiana jako sposób życia we wspólnocie) nie musi być tożsama z udziałem w walkach plemiennych. Liryczne wyznania mogą mieć moc manifestu, jeżeli tylko spełnią warunek umiejętności przełożenia osobistych doświadczeń na pewne ogólne doświadczenia. Odbiorca nie musi się zgadzać z autorem – perswazja nie polega na tym, że poruszony siłą liryczną czytelnik porzuci swe poglądy, by na ślepo podążyć za autorem. Ważniejsze jest, aby rozumiał nie tylko bieżące myśli, lecz także pewne kreujące je ogólniki.
Pogarda –
dla ryku stada,
drwiny bezmyślnej,
kolorowych wydmuszek
o czarującym uśmiechu
krucha, ulotna, cicha
niezdolna łamać kości
samsonową pięścią.
(Jest)
Jednakże ten społeczny (bo chciałbym unikać słowa: polityczny) wymiar poezji nie jest w tym zbiorze dominujący. Przeważa indywidualny przekaz. Relacje z innymi są dla autora ważne i opisuje je na wiele sposobów, tak wiele, jak bardzo skomplikowana może być sieć interpersonalnych kontaktów.
Warto także zwrócić uwagę na dwa inne, a naprawdę ważne aspekty omawianego zbioru. Pierwszym jest forma wierszy. Najlepsze z liryków są utrzymane w tradycyjnym metrum, bez jakichkolwiek awangardowych ekstrawagancji. Nie znaczy to, że formalne eksperymenty w poezji są czymś złym, ale sposób pisania Michalskiego jest bardzo konsekwentny, a rytm wierszy jest każdorazowo doskonale dostosowany do treści. Przykładem jest jeden z najciekawszych wierszy tomu, Moje miasto:
stoją domy zmurszałe
przy gorących ulicach
niezgłębione zaułki
narkotycznych oparów
szczurze sny kryształowe w niewidzialnych piwnicach
bramy ciemne zbrodnicze
krwawe ołtarze barów
wiatr osiadły na brukach
znów wypełnia mi ręce
i prostuje ramiona
znanej mowy szelestem
Drugim naprawdę godnym podkreślenia aspektem tomu i twórczości Michalskiego jest fantastyczne operowanie słowem. Celem autora Smokoni jest takie budowanie obrazów i emocji w wierszach, aby stawały się one prawdziwie interpersonalne i by czytelnik mógł w nich partycypować. Łukasz Michalski, bardzo doświadczony autor, od kilku lat dyrektor PIW, wykorzystuje swój warsztat także w poezji i robi to przewybornie. Gdzie trzeba, ogranicza się do kilku zalewie słów, w innych wierszach z kolei stosuje powtórzenia, które zwielokrotniają efekt, ale nigdy nie stają się redundancją. I chociaż czasami nadmiar słów, a przede wszystkim przymiotników, zdaje się być trudny do zniesienia, to w całości wiersza staje się to zrozumiałe i wytłumaczalne:
Szare torby z papieru smutne, zapomniane
Puste, bez cienia, światła, bez własnych kolorów
Niepotrzebne po chwili, pomięte, niechciane
Podarta mantra życia, domowych horrorów
Powtórki z metafizyki mdłej rzeczywistości
Melancholia codzienna, język konieczności
(Wiersz staromodny o szarej torbie i Zmartwychwstaniu)
Słowo u Michalskiego nie jest materią poetycką oderwaną od kontekstu. Wykorzystuje on także (bardzo subtelnie) cytaty lub odniesienia do kultury, w której jesteśmy zanurzeni. Doskonałym tego przykładem jest kolejny znakomity wiersz, czyli Emigracja:
Ja tylko prostacko się duszę
A przecież tak bardzo chciałbym
Tęsknić śpiewnie, otchłannie
W pancerzu twego spojrzenia
stanąć na szczerbach bruku
przeciwko wymarzonym
smokom, jadom, kulom i grotom!
Warto na zakończenie wskazać na jeszcze jeden ważny wątek tego zbioru. Autor nie unika tematyki religijnej, choć na jego przykładzie doskonale widać, na czym polega rozróżnienie między poezją religijną a konfesyjną. Autor nie pisze bowiem wierszy o tematyce religijnej – nie deklaruje, a porusza szalenie delikatną strunę religijną, jaka mieści się każdej duszy.
Nie wszystkie wiersze w tym zbiorze mi się podobały. Nie mam do końca pewności, czy jest to wynik faktu, że niektóre liryki po prostu są słabsze od pozostałych, czy też tradycyjna rytmika i styl dużej części z nich na tyle mnie wciągnęły, że forma pozostałych po postu czasem wydała mi się nie na miejscu. Niewątpliwym zamierzeniem redaktorów i autora było jednak ukazanie pełnego spektrum tej poezji i można udzielić im kredytu zaufania, że nie był to dobór przypadkowy. Widać wyraźnie, że ten wielowątkowy zbiór jest odzwierciadleniem większej całości i nie ukrywam, że chętnie bym w szufladzie Łukasza pogrzebał.
Jeżeli ktoś chciałby zetknąć się z dobrze napisaną i dojrzałą poezją, to niech spokojnie sięgnie po Smokonie Łukasza Michalskiego. Niech go nie zraża tytuł, niech wejdzie do wnętrza. Mamy bowiem w tym zbiorze do czynienia ze zjawiskiem, które doskonale ujął w słowa Clive Staples Lewis w Ostatniej bitwie:
Im dalej wzwyż i im dalej w głąb, tym wszystko staje się większe. Wnętrze jest zawsze większe od tego, co na zewnątrz.
Poezja Łukasza Michalskiego jest głęboka nie dlatego, że porusza ważne tematy, lecz także (a może przede wszystkim) dlatego, że w miarę wchodzenia w ich treść, odkrywamy coraz to nowe, coraz głębsze pokłady idei, które są ważne dla poety. I powinny być ważne dla czytelnika.
Łukasz Michalski, Smokonie, Sopot: Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, 2021.