Nowy Napis Co Tydzień #106 / Kultura pamiętania według Ireny Batury
Jeśliby ktoś z nieogarniętego przestworu wierszy znał jedynie te, które ułożyła Irena Batura, nie dowiedziałby się, że poezję od dłuższego czasu gryzie robak narcyzmu. Dawno nie czytałem utworów, w których autor/autorka nawet nie ma zamiaru przesłaniać sobą świata, a zwłaszcza zawiłości cudzych jasnych i ciemnych ścieżek oraz szlaków. Irena Batura fotografuje słowem z głębi siebie to, co wyniknęło i wciąż wynika z dłuższych lub krótszych spotkań z ludźmi na drogach życia. Za pomocą odmetaforyzowanego języka odrysowuje rzeczy i krajobrazy – trwale, bo znacząco, złączone z zazwyczaj krętym przebiegiem losów osób najbliższych, bliskich i napotkanych. „Kocham ludzi w drodze” – wyznaje poetka w tytule cyklu wierszy wędrownych. Zbliżyć się do kogoś oznacza tu zawsze kogoś poznać, aby zamyślić się nad jego żywotem, mieć go w swojej dziurawej świadomości i w miarę możliwości pielęgnować niepewną pamięć o nim.
Poetka nie wymusza na wierszu, aby przemówił wydumanym pięknem lub bez trudu cisnącą się na usta wulgarnością. Poezja dla Ireny Batury jest przede wszystkim powinnością pamięci wobec bliźniego swego. Jak mi się wydaje, w tym posłannictwie nie kryje się nic poza nim samym. A jeśli coś więcej, to jest to pragnienie najpierw wysłuchania każdego, kto godnie przeżył swoje dni, a następnie duchowego obcowania z nim.
Do każdej z osób, o której autorka z Augustowa zdążyła napisać wiersz (nie tylko do swojego Ojca), mogłaby powiedzieć: „I tak najlepiej Cię widzę /W swoim sercu”
Pamięć Batury nie ma nic wspólnego z pamiętliwością; chyba w żadnym znanym mi jej wierszu nie znalazłem choćby najmniejszej skłonności do pamiętania doznanych krzywd czy przykrości. Dopuszczony jest, wraz z rozsądną akceptacją, żal za przemijaniem. Znajomość cudzych losów i przejęcie się nimi uczy pokory, która umożliwia przyjmowanie istnienia takim, jakie ono jest. Jak napisała Barbara Wojciulewicz, „Gorzka mądrość rzeczy ludzkich przeplata się w tych wierszach z afirmacją świata”
Poezje Batury są dobre jak zioła (jeśli takie istnieją) na zacietrzewienie, na chorobę nienawidzenia, na zamknięcie się przed myśleniem, że sprawy tego świata i nasi bliźni przedstawiają się w naszym umyśle nie tak, jak sobie kiedyś wyobraziliśmy lub jak ktoś nam podpowiada.
Domeną Ireny Batury jest nie tyle podróżowanie, ile wędrowanie w sensie dosłownym i niedosłownym. Autorka odmierza przestrzeń i czas własnymi krokami, przemieszcza się po drogach i ścieżkach rzadko uczęszczanych. Nie wstydzi się nazwisk i geograficznych nazw odwiedzanych miejsc, o których zapomniano lub które nieznane są „wielkiej historii” i nie mieszczą się w kanonie światowości.
Poezja jest wędrówką do peryferii i pograniczy (tutaj na styku polskim, dawnym rusińskim, ukraińskim, białoruskim, litewskim, wschodniopruskim, rosyjskim), do wygasającej pamięci o ludziach, którzy odeszli tam, skąd nie słychać opowieści o tym, jak było, kiedy i gdzie nas nie było. Zarówno z woli ocalenia, jak i współodczuwania, z potrzeby czucia się wszędzie i zawsze jak w domu, wśród bliskich, czyli poznanych, utwory Batury przybrały kształt zapisanych wolnym wierszem zwięzłych życiorysów i „reportaży z lat odległych”. Nie byłoby w tym nic dziwnego (biogram poetycki jako gatunek liryki cieszy się niesłabnącym powodzeniem), gdyby nie to, że zawarte w nich treści są źródłowe, pochodzą od samego bohatera lub kogoś bardzo mu bliskiego. Imperatyw wiarygodności przekazu nie odstępuje poetki ani o krok. To dlatego w wielu wierszach często usuwa się ona w cień lub robi się w nich całkiem przezroczysta, oddając głos „świadkom jakiejś swojej prawdy”
Personalne świadectwa w liryce augustowskiej poetki nie są jednak realizacją postulatu Czesława Miłosza z Pół-prywatnego listu o poezji, w którym autor Rodzinnej Europy zauważa szanse, jakie oferuje liryka roli, sztuka persyflażu. Batura unika teatralności, wykoncypowanego dramatyzmu, pułapek ironii. Do wiersza wprowadza elementy, które pozwalają mu istnieć w „wymiarze rzeczywistym”. Dąży do odzwierciedlenia czyjegoś losu, posługując się konkretami poświadczającymi jego realność, a przy tym wydobywa z niego niespodziewane autentyczne sploty i paradoksy, prawdziwe nieoczekiwane zwroty. Symbolicznie scala w poetyckiej anegdocie dzieje członków rodziny, odtrąconych i przygarniętych, zabitych na wojnach Europy i w tragicznych wypadkach, zesłanych i wywiezionych, uciekających i powracających.
Ocalony ułamek prawdy o człowieku liczy się dla poetki zawsze w większym stopniu niż najbardziej wymyślna i przekonująca jej artystyczna proteza. Ta obrana przez nią zasada tworzenia skutkuje tym, że poezje te są kontynuacją osiągnięć dwudziestowiecznych autentystów. Dlatego wiersze Ireny Batury mają wartość wiedzy na ogół z pierwszej ręki czy też z pierwszych ust. Obejmuje ona etnografię, geografię, toponimię, krajoznawstwo, historię Galicji (między innymi łemkowszczyzny), Podlasia, Mazur, a także językoznawstwo ze szczególnym uwzględnieniem gwary podkarpackiej. Poetka urodziła się w Rzeszowie 1 sierpnia 1950 roku; korzeniami tkwi w krajobrazie podkarpackich wsi, a dzieciństwo w nim spędzone stanowi arche jej świata, pierwszą i ostateczną rzeczywistość, czyli tworzywo, z którego wyłoniły się wszystkie rzeczy.
Po filozofii na listę dziedzin, których znajomości wymaga ciekawość i tryb życia człowieka wędrownego, dopisuję etykę, aksjologię, ziołolecznictwo i szereg innych. Z przekorą łączę poezję Batury z uczonością akademicką. Poetka bowiem odwołuje się – co oczywiste – nie tyle do zdobyczy naukowych, ile do mądrości, w której nie ma miejsca ani na dzielenie włosa na czworo, ani na wielość wątpliwych hipotez, ani na czysto werbalną produktywność. Samo życie układa zagadki i zawiązuje węzły gordyjskie, których rozwiązać nikt nie potrafi, a co gorsza mało kto je zauważa. Zagadki te i węzły gordyjskie są po to, by się zamyślać, nie ulegać pokusie wyniosłości, dzielnie znosić trudy egzystencji, być upartym w czynieniu dobra, a przynajmniej w tym, aby nikogo nie skrzywdzić. Dobro wbrew posądzeniom daje się skonkretyzować i nie jest, jak niektórzy gotowi są przyrzec, względne – mieści się w trzech słowach: „praca / odpowiedzialność / życzliwość”
Wartości służą temu, aby codziennie porządkować świat. Ludzie bez przyjęcia pewnych wartości odbierają sobie możliwość osiągnięcia wewnętrznej dojrzałości, którą określa tak podjęcie się rzetelnego wykonywania pracy, jak też bycie odpowiedzialnym za siebie i ludzi – im jesteśmy winni bezinteresowną życzliwość. Czy współcześnie da się w ten sposób egzystować?
W wymiarze rzeczywistym twarda i prosta aksjologia, wyniesiona przez Irenę Baturę z domu przodków, oznacza zdolność do odrzucenia uprzedzeń, łaskę bycia z innymi i dla innych. W praktyce codziennej chodzi o to, aby umieć obdarowywać się wzajemnie, nosić własne i cudze ciężary.
Jako archetyp, figura czy strażniczka mądrej etyki, której celem jest budowanie ludzkiej wspólnoty, występuje babcia; napisałbym „wiedźma”, gdyby nie to, że słowo to otwiera ciąg synonimów o nader niegodnej kobiet semantyce. Poetka wspomina: „Babka u której miałam fakultet z życia / dobro nazywała dobrym uczynkiem / zło – grzechem”
Trzeba się dzielić
Dopóki człowiek
będzie się dzielił
będzie miał czym
Tak Bóg postanowiłTaż, Pochwała pracy [w:] Borówki…, s. 27. [6].
Poetka na każdym etapie swej twórczości powraca na Podkarpacie. Pamięć dzieciństwa jest dla Batury czymś więcej niż nostalgicznym westchnieniem do bezpowrotnego czasu rzekomej beztroski – bo jej nie było. Podkarpackie dzieciństwo przeistoczyło się w świadomość, że z niego wypływają żywe dla poetki źródła sposobu życia i doznawania go, stylu myślenia o sobie i świecie. Dlatego czas odległy jawi się jako czas wciąż aktualny, co pozwala poetce reagować na współczesne, a nawet bieżące zdarzenia jako kontynuacje rozpoczętych dużo dawniej wątków. Za przykład niech posłużą dwa wiersze smoleńskie. W Dialogu
Z jednej strony przygniata, a z drugiej zobowiązuje wiedza, że augustowska autorka z ziemi rzeszowskiej jest ostatnią z tych, którzy pamiętają i czują zamykającą się w czasie ludzką przeszłość z określonych punktów na mapie Polski i jej historii. Powroty do minionych osób, zdarzeń, sytuacji, znaczeń, wskazań, nauk są próbami ocalenia czegoś więcej; problem polega na tym, aby to, co dobre, znajdowało się we właściwym miejscu:
Z chwilą objęcia własnego terytorium
rzeczy właziły
jedna na drugą
zaczynały się ze mną bawić
w chowanego
Tyle ich przybyło
że zapragnęłam wrócić do czasu
gdy wszystko było na swoim miejscu […]Taż, O kapliczce… której nigdy nie było [w] Borówki…, s. 92. [9]
Pamięć, która nie współpracuje z życiem, nie przyczynia się do wypracowywania jego sensowności – jest jak reklamowy balonik. Irena Batura doskonale zdaje sobie sprawę z nieprzydatności skarbów pamięci oddzielonych od tego, co ludzkie i właśnie się toczy.