24.06.2021

Nowy Napis Co Tydzień #106 / Nobel dla Miłosza

Nagroda Nobla nic nie zmienia w porządku wszechświata ani nawet w świecie wartości literackich. Wiadomość mija szybko. Już dziś nie pamiętamy, kto dostał ją w ubiegłym roku. Pozostaje jeden żywot literacki ukoronowany maksymalnym wyróżnieniem i, jeśli nawet krótką, to bardzo głośną sławą. Jury Nagrody Nobla wyróżniło wielu pisarzy przeciętnych i pominęło wielu bardzo wybitnych, którzy bez niej zeszli z tego świata. Wyróżnienie i sława nie mają wiele wspólnego ze sprawiedliwością, i nawet ten, który ich zaznał, nie ma, nie może, nie powinien mieć poczucia sprawiedliwości; nie może powiedzieć, jeśli zachował przytomność umysłu, iż mu się należało – bo przecież nic się nikomu nie należy. Są tylko rzeczy, których mamy prawo żądać, to znaczy te, które mamy zapewnione na mocy jakichkolwiek praw. Nagroda Nobla do nich się nie zalicza.

Więc nie ma sprawiedliwości ani wtedy, gdy nagroda jest, ani wtedy, gdy jej nie ma. Zdarzają się natomiast sprawiedliwe i niesprawiedliwe nagrody. Tym razem była to nagroda wyjątkowo, wspaniale, niemal cudownie sprawiedliwa. I dla literatury polskiej, która cała doznaje wyróżnienia, i dla Czesława Miłosza.

Jest to literatura wierna sobie i pisarz wierny tej literaturze. Ta literatura od swoich najwcześniejszych początków była państwowa – wspomagała polityczną budowę – i miała zarazem poczucie, że państwo, które buduje, nie jest z tego świata. Że jest to mianowicie państwo moralne i rozumne, państwo wolnych, szlachetnych, bitnych ludzi, którzy rządzą się tylko prawem i boją się tylko Boga. Od początku swego istnienia – od Ostroroga i Frycza, Reja i Kochanowskiego – literatura polska buduje zamki w chmurach utopii: utopii humanizmu, utopii rzymskiego katolicyzmu (Skarga), utopii oświeconego rozumu (Stanisław Leszczyński), utopii romantycznej, scjentycznej, socjalistycznej… Tworzyliśmy i my i nadal tworzymy nasze utopie z okruchów starzejących się idei, które nam podkradają różne diabły, aby nimi zdobić swoje wozy bojowe. Widząc je w cudzych rękach, porzucaliśmy je, zmienialiśmy niecierpliwie, szamocząc się z nową sztuką w świecie ducha: ze sztuką transsubstancjacji słowa, tak aby brzmiąc tak samo, co innego znaczyło. Powtórzyliśmy w małej skali dramat chrześcijaństwa: żadnej piękniejszej rzeczy powierzonej sobie człowiek bardziej nie znikczemnił, niż gdy w imię Ewangelii obracał w perzynę miasta i cywilizacje. Powtórzyliśmy w naszej skali dramat wszelkiej idei. Zabierano nam spod palców nasze słowa, aby z nich uczynić narzę[1]dzie zniewolenia: słowa sprawiedliwości, słowa miłości ojczyzny, słowa pokoju, słowa solidarności z cierpiącymi prześladowania. Ośmieszano nas, gdyśmy chwalili rozum i gdyśmy chwalili uczucia; samokrytyka i samochwała jednako obracały się przeciw nam. Musieliśmy uważać na każde słowo i dlatego najchętniej mówimy żartem, a z tym także musimy uważać. Jesteśmy w samym centrum dramatu idei i dramatu słowa – w samym centrum uniwersalnej poezji – nie wiedząc o tym i przez innych nie uznani. Potrafimy innych pouczać o tym, jak strzec słów, a także o tym, jak niszczy się i jak ocala dusze i kultury. Ciąży na nas „kompleks niewysłuchanej Kasandry”. Kto to powiedział? Miłosz. Nie pamiętam gdzie.

Chcę nie poezji, ale dykcji nowej,
Bo tylko ona pozwoli wyrazić
Tę nową czułość, a w niej ocalenie
Od prawa, które nie jest naszym prawem,
Od konieczności, która nie jest nasza,
Choćbyśmy nasze jej nadali imię.
(Traktat poetycki)

Jest to fenomen antropologiczny – może biologiczny, może mistyczny: człowiek przeniesiony o tysiące kilometrów od środowiska swego wychowania, trzymany od niego w izolacji, poddany całkowicie nowym bodźcom, nie przestał reagować na bodźce stare i realizować siebie wedle kodu, który otrzymał był u zarania życia czy może jeszcze przed jego początkiem. Zasypia i budzi się, pracuje i odżywia się wedle czasu nowego, ale cierpi, wzrusza się i śni wedle czasu dawnego; poznaje rzeczy nowe, ale odpowiada na nie swoją wiedzą starą; umysł jego bogaci się i rozwija, ale wszystko, co zyska, znosi do nory, z której wyszedł, i tam je układa wśród skarbów dzieciństwa. Znamy ten fenomen z dziejów Wielkiej Emigracji i znamy go z dziejów emigracji chłopskiej: nie wiedzieliśmy, że może powtórzyć się w nowoczesnym świecie intelektualnym, w którym działają na wyobcowaną jednostkę niezwykle silne bodźce informacyjne. Opatrzność wykonała na Miłoszu ryzykowny eksperyment. Przeniesiony nie tylko w nowe, obce warunki, ale także w najzupełniejszą samotność – nie znany w kraju, nie uznany na emigracji, obojętny jako poeta dla świata, w którym żyje – zachował w stosunku do swej kultury rodzimej czułość sejsmografu, a zarazem zdolność wzmacniania, przetwarzania i odsyłania z powrotem, w spotęgowanej formie, otrzymywanych stąd – nie wiem jak – sygnałów. Więc gdyśmy przez te wszystkie lata mieli sobie i innym wskazać poetę, który mówi to, co jest dla nas ważne, wskazywaliśmy Miłosza; i gdyśmy sami sobie chcieli uprzytomnić, co jest dla nas ważne, sięgaliśmy po Miłosza. Ta nagroda, to uznanie utwierdza nas tylko, żeśmy się nie mylili, mówiąc, iż jest w nas coś, co może być cenne dla świata, i że to właśnie najlepiej, najsilniej, najpełniej wypowiedział Miłosz.

„Bo jest poeta w Polsce barometrem…”

Cała twórczość Miłosza rozgrywa się w wielkich antynomiach: szczególne z ogólnym, natura z ideą, ziemia ze śmiercią, dusza z ciałem, znak ze znaczeniem, osobne z powszechnym, prawidłowe z pomylonym, prawda z błędem toczą zacięte boje w każdym niemal wersecie, a rezultat do końca nie jest przesądzony: raz to co dzikie górę bierze, drugim razem ulega rozumowym lub nadprzyrodzonym porządkom. Jest to dantejski świat w ciągłym ruchu erupcyjnym, w którym nie ma jednolitego porządku wartości, a trwa tylko zasada naczelna wywyższania i zbawiania. Czytamy z tych antynomicznych bojów i eksplozji precyzyjne, suche raporty, wyłożone w esejach i poetyckich traktatach (które od esejów prozą różnią się tylko rytmem zdania), albo oglądamy je w sennych wizjach. Bo Miłoszowi śni się to, o czym myśli, i myśli tak, jak śni. Jest rzadkim, wyjątkowym połączeniem umysłu spekulatywnego ze zmysłowością wizyjną, i takim też połączeniem przedziwnym jest jego język, który z dyskursu przechodzi w śpiew, nie zmieniając tematu.

Na świat wyniósł bogactwo naszej duchowej puszczy, a w jej głębie wpuścił światło inspiracji, które z wyjątkową wrażliwością załapał w świecie. Jak Mickiewicz kiedyś „germanizował” polską poezję, przenosząc do niej to, co Goethe, Schiller i Novalis zrobili w poezji niemieckiej, jak ją Słowacki „bajronizował”, tak Miłosz uklasycznił ją w nowoczesnym, anglo-amerykańskim duchu, i bez niego nie mielibyśmy ani Herberta takiego, jaki jest, ani Wisławy Szymborskiej, ani Jarosława M. Rymkiewicza, ani ich z kolei naśladowców. Niech sami zaświadczą.

Tego samego dokonał w eseju, do którego przeniósł prostotę języka dyskursywnego, jakim pisywali Aldous Huxley i George Orwell. Kto się chce oduczyć scjentyzmu, bzików metodologicznych albo retoryki i obrazowości, niech czyta eseje (również wierszowane) Miłosza; kto chce wyzwolić się od mroków Brzozowskiego albo pozbyć się maszynek myślowych Irzykowskiego czy pokrętności Wyki, niech czyta Miłosza, który pisze mową mówioną. I z tej mowy mówionej, nieraz nieporządnej, pełnej żargonowych kamyków i gwarowych badyli, wyrasta całe jego dzieło – i poetyckie, i uczone. Albowiem jest to poeta doctus, który zachował umysłową wolność, dociekliwość, pasję uczenia się ciągłego i pokorę chłopskiego czy raczej szlacheckiego filozofa – „mędrca z Wędziagoły”.

Jest niezwykły. Pod tym względem Nagroda Nobla jest też sprawiedliwa, bo ją przeznaczono nie dla pisarzy dobrych ani bardzo dobrych, ale właśnie dla niezwykłych. Niewielu takich ją dostało. Miłosz należy do takich jak Eliot i takich jak Tomasz Mann. I do takich jak Joyce, i takich jak Gombrowicz, którzy jej nie dostali.

Albowiem sprawiedliwość nie jest dla wszystkich i nie zawsze przychodzi, ale gdy czasem utrafi, potwierdza tylko, że jest, a wtedy cieszy bardziej, niż gdyby przypadała z reguły.

 

Pierwodruk: „Twórczość” 1980, nr 12, s. 141–143.

Tekst ukazał się również w wydanym przez Instytut Literatury tomie Andrzej Kijowski, Dzieje literatury pozbawionej sankcji, wybór i opracowanie: Andrzej Tadeusz Kijowski, omówienie: Marta Kwaśnicka, vol.2, Instytut Literatury, Kraków 2020.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Andrzej Kijowski, Nobel dla Miłosza, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 106

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...