20.08.2020

Nowy Napis Co Tydzień #063 / „A jeśli to był strach?” Fragmenty dziennika (I)

Wilga, 20 VIIFragmenty dziennika Andrzeja Kijowskiego za: A. Kijowski, Notes Konwojenta (1976–1985), s. 949–1042 [maszynopis na stronie: http://andrzej.kijowski.pl/notes3.pdf, dostęp: 16.03.2020]. Fragmenty te zostały sprawdzone i uzupełnione na podstawie zmikrofilmowanego rękopisu Andrzeja Kijowskiego, znajdującego się w zbiorach Biblioteki Ossolineum [Mf Oss 24401/II, zeszyty: 11 (k. 47-73), 12 (karty 1–100), 13 (karty 1–95; sygnatura oryginału – 17956/II]. W stosunku do oryginału rozwinięto niektóre skróty i uwspółcześniono interpunkcję. Redakcja zdecydowała o pominięciu fragmentów, które stanowiły luźne notatki z lektur, hasłowe zapisy pomysłów albo były powtórzeniem wcześniej zapisanych informacji. Pominięto także fragmenty nieczytelne. Redakcja składa podziękowania Andrzejowi Tadeuszowi Kijowskiemu za pomoc w odcyfrowaniu fragmentów niejasnych.[1] 

Wszystko się ułożyło. WłosiChodzi zapewne o włoskich producentów filmu Z dalekiego kraju w reżyserii K. Zanussiego, na podstawie scenariusza A. Kijowskiego. Film miał premierę 20 grudnia 1981 roku.[2] dzisiaj będą zajęci rozmowami technicznymi, jutro mam zobaczyć się z nimi w Warszawie.

Strajk w Lublinie już podobno ma się ku końcowi. Strajkują jeszcze tylko kolejarze i węzeł kolejowy jest zablokowany. Ale strajkowano czy też strajkuje się nadal w Białymstoku, w Łomży, w Łapach i jeszcze w kilku miejscowościach wschodnich. Rząd paktuje, co już jest zmianą ustroju; jeden fałszywy krok, aresztowanie czy zwolnienie z pracy któregoś z delegatów może doprowadzić do wybuchu.

Zabawne są reakcje ludzkie. Dotychczas prawie wszyscy odnosili się z sympatią do strajków, ponieważ nadwątlały znienawidzony reżim. Kiedy jednak stają się one instytucją, rozszerzają się, utrwalają, uporczywieją, a na domiar zaczynają dotykać wrażliwych unerwień życia codziennego, takich jak transport, dystrybucja mleka, pieczywa, światła, wody, budzi się w „społeczeństwie” instynkt państwowy, i ten, i ów (nawet moja żona) powiada: jakże tak można, przecież państwo na tym traci! – do diabła z państwem! Państwo to wypadkowa klasowych i jednostkowych egoizmów i wcale nie te państwa są silne, zdrowe, zamożne, których obywatele nie szczędzą ofiar z majątków i życia, lecz te właśnie, które muszą nieustannie liczyć się z egoizmem swych obywateli. To ten egoizm człowieka wobec państwa jest najlepszą miarą jego praw, najlepszym prawem jego ekonomii, najwyraźniejszą granicą jego uroszczeń. Egoizm wobec państwa jest w istocie wolnością obywatela i jego przeświadczeniem, że to on, każdy w swym osobnym i społecznym istnieniu, jest dla państwa instancją nadrzędną, a jego dobro kryterium państwowej polityki.

Nie wolno być egoistą wobec drugiego człowieka, ale należy być „egoistą” wobec wszystkiego, co nie jest człowiekiem konkretnym, żywym człowiekiem.

Pewnie, że są tu jeszcze pewne rozróżnienia. O ile na przykład nie wolno nikomu ustępować państwu żadnego ze swych praw, nie wolno mu poskąpić nawet życia, gdy… Właśnie: kiedy? Zdaje mi się, że wtedy, gdy zachodzi niebezpieczeństwo, iż państwo – pobite przez wroga, zniszczone w następstwie klęski, podporządkowane obcej przemocy czy nawet zlikwidowane – nie będzie mogło spełniać swej funkcji zabezpieczającej wolności obywatelskie. Obrona Konstytucji 3 maja, obrona autonomii Królestwa Polskiego, próby wybicia się ze statusu, jaki Polakom dano w cesarstwie rosyjskim, dalej obrona państwa przed inwazją hitlerowską i sowiecką wymagały oczywiście ofiary życia, majątku, wszystkiego, ponieważ wolność człowieka, jego święty „egoizm” znalazł się w niebezpieczeństwie.

Nawyk „państwowego” myślenia o sprawach gospodarczych i administracyjnych, tzn. przekonanie, że obywatele winni ustępować państwu ze swych żądań ekonomicznych oraz pomagać mu w wykonywaniu jego administracyjnych funkcji (np. budować drogi, fundować szkoły i szpitale), nie jest tylko rezultatem komunistycznej indoktrynacji i propagandy. Jest to pozostałość myślenia niepodległościowego, które wykorzystywała sanacja (przypomnijmy sobie zbiórki na FON i FOM) i którego nadużywa również władza komunistyczna, grożąca przy każdym strajku interwencją radziecką. Grożono w 1970 (Cyrankiewicz mówił wtedy o anarchii, która tylekroć gubiła Polskę), grożono w 1976, a teraz znów powtarza się powiedzenia w rodzaju: „sytuacja, jaka powstała w Lublinie, może zaniepokoić przyjaciół Polski, a przysłuży się jej wrogom”. Zresztą już wcześniej Babiuch i różni ministrowie przy różnych okazjach twierdzili, że obecna sytuacja przypomina przedrozbiorową. Wtedy również – mówił na przykład Babiuch do delegacji filmowców – spadła produkcja.

*

Czytanie „Więzi”, gdzie jest dokumentacja sprawy Hansa KüngaPatrz „Więź” 1980, nr 5 (265).[3]: zastanowić się nad istotą „instytucji”, co to jest takiego? Kościół jest instytucją par excellence: albowiem człowiek podporządkowuje się instytucji jako czemuś, co nie jest nim – a więc boskie. Instytucja albo jest boska, nadprzyrodzona, albo nie ma w ogóle sensu. Odmówiliśmy boskiego źródła władzy, to dobrze czy źle? Jeżeli Kościół obejmiemy procesem sekularyzacji władzy, pozostaniemy sami ze sobą. Por. Nietzsche.

Wilga 21 VII

Włosi wczoraj nie przyjechali, byli tylko Grodziccy. Czytanie Morawskiej: PerspektywyA. Morawska, Perspektywy. Katolicyzm a współczesność, Warszawa 1963.[4]. Punkt widzenia ilościowy – Kościół zawsze będzie w mniejszości. Jest to w samym jego założeniu. „Gdzie dwóch lub trzech zgromadzi się w imię moje, tam ja jestem pośród was”.

*

Przez cały dzień powinienem przygotowywać się do tych 2–4 stron, które marzę napisać codziennie rano. Codziennie 2–4 strony. To już nerwica napisania czegokolwiek. Przez cały dzień myśleć o następnym poranku. Kupić gruby zeszyt – albo bodaj blok – dużo bloków i notować myśli, uwagi etc. Na osobnych kartach pisać u góry, o jakie zagadnienie chodzi. Następnie te karty wyrywać i segregować wedle tematów, pakować do teczek.

22 VII

Wczoraj podpisanie umowy z Włochami na film. Obiad w Wiktorii. Głupie dowcipy Pezzalego i uczucie spustoszenia.

Kraków, 25 VII

Wawel, miejsce wiary, łaski, modlitwy.

Związek wiary, łaski i modlitwy. Wiara, łaska, modlitwa – jeden szereg łaskawego wtajemniczenia – jedna tajemnica. Wierzę, więc jestem obdarzony; wierzę, iż jestem obdarzony; proszę, abym został obdarzony.

Wawel – miejsce tajemnicy.

Tajemnica spełnia się w miejscu i w czasie. Bóg przenika tę ziemię – przeszywa ją promieniem łaski. Przenika, przeszywa dzieje ludzkości – w Chrystusie, we Wcieleniu, w historii świętej, na Ziemi Świętej. Bóg przenika, przeszywa dzieje każdej ludzkiej wspólnoty, każdej ludzkiej jedności. Miejsca święte narodów. Bóg przenika, przeszywa swoją łaską życie każdego człowieka, każdej duszy z osobna. Spraw, aby miejsce osobistego spotkania z łaską było bliskie spotkania twego rodu, twego narodu, twego gatunku. Im bliższy jesteś ludzkości w tym osobistym przedmiocie łaski – objawieniu – wcieleniu, odkupieniu – tym jesteś duchowo bogatszy, szerszy, szczęśliwszy. Dlatego te miejsca wspólnej tajemnicy to są także miejsca wierności.

Dochować wiary ojców – to nie jest frazes retoryczny: to zasada osobistego i zbiorowego trwania. Nie ma szczęśliwego człowieka, który by zaparł się wiary swej matki. Może ją – i powinien – wyrazić na nowo, ale zachować wierność dla podstawy. Albowiem ludzkość posuwa się naprzód, trwając w miejscu. Budować zawsze na tym, co zbudowali poprzednicy. Nie wyprzedzać, nie wracać dalej niż poprzednicy. Posuwać się krok za krokiem, nie tracąc łączności. Tak żyć, tak mówić, aby cię zrozumieć mogła twoja matka, gdyby żyła – nawet twoja matka analfabetka, i aby nie buntował się przeciw tobie twój syn. Aby nie narzekał, że go krępujesz, hamujesz czy więzisz w przestarzałych pojęciach…

*

Jazda z Z. i p. RW oryginale pada nazwisko osoby prywatnej.[5]. Gorąco. Bezmyślnie. Ataki małostkowości. Nie wiadomo, czego się trzymać. Z. – żenująca marność powierzchownego umysłu. R. – żyje nienawiścią ukrytą pod pozorem walki o sprawiedliwość i prawdę. Przykład deformacji. Obrócenie się umysłu i charakteru w swoje własne przeciwieństwo.

Warszawa, 2 VIII

Nadal deszcz i chaos. Deszcz dokoła, chaos w głowie. Szkic o powstaniu listopadowymA. Kijowski, Siła fatalna, szkic publikowany w „Twórczości” 1980, nr 11.[6]. Czytanie książki ŁojkaZapewne chodzi o: J. Łojek, Szanse powstania listopadowego, Warszawa 1966 (książka wznowiona w 1980 roku).[7]. Dobrze, choć ordynarnie pisane. Za dużo myśli ubocznych w każdej sprawie. Wczoraj tajemniczy list w drzwiach o pomniku katyńskim – dzwonek, otwieram, nikogo i ani szelestu na schodach, a list w progu. Godzina 8.15 rano. Ale na cmentarz nie poszedłem, bo nie chcę być na każde zawołanie. Pomysł zresztą nierozsądny: to jakby myszy same na siebie zastawiły pułapkę. Utworzenie stałego miejsca antyradzieckich manifestacji! Takie demonstracje można i trzeba robić, ale wciąż w innych miejscach, a nie tam, gdzie SB i KGB czekają.

*

Tytuł filmu: „The Choice”Chodzi zapewne o film Z dalekiego kraju w reżyserii K. Zanussiego (patrz przypis 2).[8].

5 VIII

Zanussi oczywiście na „The Choice” się nie zgodził. Nie chce tytułu „ideologicznego”. Wyraźnie chce być z dala od tego tematu. Chce ten film „wykonać”, „opowiedzieć” i nie angażować się weń osobiście, nie chce, jak się zdaje, udawać tradycyjnego katolika, którym nie jest.

*

Zanim zabierzesz się do czegokolwiek, co wymaga przygotowań, napisz książkę pt. „Moje życie w PRL”.

Miałem 16 lat i 2 miesiące (niespełna), kiedy wybuchła Polska Ludowa, nazywana wtedy „demokratyczną i suwerenną”. Dnia 19 stycznia 1945 zobaczyłem dwie biało-czerwone chorągwie nad wejściem do Banku Polskiego przy ulicy Basztowej. Jedna była krótsza, druga dłuższa, obie wypłowiałe i zmięte. Zawołałem do mojego starszego brata, z którym szedłem: Ty… czapki zdjąć – i na wpół drwiącym, na wpół patetycznym ruchem ściągnąłem z głowy uczniowską czapkę z nausznikami. Brat uśmiechnął się kwaśno i do czapki ręką nie sięgnął, o co miałem do niego pretensje. Ulica była pusta, zamglona, na Plantach posypanych puszystym śniegiem sterczały lufy przeciwlotniczych armat i skupili się przy nich żołnierze w burych płaszczach. Minęliśmy Barbakan, przeszliśmy pod mury Floriańskiej Bramy. Ulica Floriańska była zupełnie pusta. Dopiero koło hotelu Pod Różą spotkaliśmy paru żołnierzyków. Szli pomalutku, jak na spacer, wlokąc za sobą druty telefoniczne, które leniwie zaczepiali o rynny i gzymsy. Za nimi, jak wrony za oraczem, postępowały smutne, biedne krakowskie kurewki. W Rynku, koło Sukiennic, stały też armaty wymierzone w niebo. Rozglądaliśmy się wkoło, czy nie ma czasem chorągwi albo innych śladów narodowego zmartwychpowstania. Nie było. Wróciliśmy za tory kolejowe, przechodząc koło martwego, zasypanego śniegiem domu, przy którym leżał trup kobiety z zakrzepłą masą w miejscu głowy, pod kolejowy most na Lubicz, obok niemieckiego trupa ułożonego na bok, jak do snu, obok ruin innego zawalonego domu, za most, mostek, pustą Lubicz, pustą Rakowicką. Dopiero w bocznych uliczkach na Topolowej, na Ariańskiej (gdzieśmy mieszkali) wrzało życie. Tu dzielono i konsumowano łupy z poprzedniego dnia – dnia grabieży. […]Opuszczono wpis z 6 VIII – brak notatek pod tą datą.[9]

7 VIII 1980

Nic wczoraj nie zapisałem. Pracowałem nieźle – od 4.30 a.m. do 7.30. Rezultat 3–4 strony maszynopisu do pracy o Powstaniu Listopadowym. […]Fragment dotyczący pracy własnej. Hasłowe streszczanie i planowanie zajęć, artykułów itp.[10]

*

Opozycja 

Domagają się rzeczy niemożliwych, na przykład wprowadzenia do podręczników szkolnych historii wojny 1920 roku albo publicznego uczczenia rocznicy Katynia, natomiast nie poświęcają energii sprawom prawdziwie zasługującym na uwagę – na przeciwdziałanie, na krytykę [spraw] zaniedbanych wyłącznie ze strony władz. Alkoholizm, ochrona środowiska, położenie kobiet pracujących, nieustająca migracja ze wsi, wychowanie w szkołach (zwłaszcza zawodowych i przyzakładowych) i w wojsku, stan literatury i nauk humanistycznych – to są sprawy żywotne i realne, o których pisze prasa oficjalna, ale w sposób ujawniający wpływy systemu, to znaczy powierzchownie.

Żądanie rzeczy, które są do spełnienia niemożliwe, to albo dziecinada, albo prowokacja. Pełne wyzwolenie Polski spod kurateli sowieckiej i zmiana systemu politycznego to na dzisiaj mrzonki. Co więcej – mrzonki niebezpieczne. Co by się stało, gdyby ZSRR spełnił nasze żądania? Kraj zostałby wydany na pastwę sporów i walk wewnętrznych oraz tajnych agentur. Można mówić o wyzwoleniu Polski tylko w ramach nowego systemu bezpieczeństwa europejskiego i pod ochroną nowych międzynarodowych gwarancji, w ramach nowych, partnerskich związków polityczno-gospodarczych. Nie wolno ani domagać się, ani dopuścić do jednostronnego aktu „zrzeczenia się” przez ZSRR roli gwaranta i protektora. ZSRR mógłby to zrobić bez szkody dla siebie, a nawet z zyskiem, gdyż utworzyłby sobie tutaj głębokie bajoro polityczne, w którym mógłby łowić, co by tylko chciał, a dalsze dzieje Polski przypominałyby dzieje przedwojennej Litwy lub dawnej Serbii. „Wyzwolenie” takie mogłoby być właśnie wstępem do pełnej aneksji.

*

Pisz każdą rzecz tylko raz. Każda próba przepisywania i poprawiania kończą się pogorszeniem tekstu pierwotnego. Druga wersja jest zawsze gorsza od pierwszej. […]Fragment dotyczący planowanej książki własnej.[11]

Wszystkie próby opowiedzenia osobistego kończą się fiaskiem. Czy ja już nie umiem zupełnie opowiadać? Czy zapomniałem pisać? Czy też mam do opowiedzenia aż tak mało? [A] może po prostu zanadto wysuwam własną osobę, która jest tak mało ciekawa? Moja siła tkwi chyba w uogólnieniach, w syntezach, a nie w opowiadaniu szczegółów.

*

Powinienem postawić sobie kilka zasadniczych pytań i po prostu na nie odpowiedzieć. Np. 1. Dlaczego reżim komunistyczny spotkał się w Polsce z tak słabym oporem? 2. Co uzyskał? 3. Czego nie uzyskał? 4. Cośmy stracili, cośmy zyskali?

Ad. 1) Nastał po okupacji hitlerowskiej, po rozczarowaniach do sanacji i do reżimu londyńskiego – a także do konspiracji. Udawał wszystko, czym nie jest: Polskę, demokrację, rewolucję (i w tej kolejności). Nie miał alternatywy (ubóstwo i konfuzje ideologiczne Zachodu). Utrafił w szczególną pustkę między pokoleniami.

Ale nie tylko to miałbym do opowiedzenia. Przecież moja droga do takiej czy innej zgody z PRL była bardzo przewrotna. Polegała też na rozczarowaniu do Kościoła i na buncie przeciw domowi. Czy tego opowiedzieć nie można? Czy nie warto? Pamiętam dobrze ulgę, jaką sprawiła mi marksistowska analiza zastosowana do rodziny Żeglikowskich, do choroby matki, do Kościoła, historii Polski, literatury. Miałem wrażenie, że przyłapałem cały świat na oszustwie. Zyskałem poczucie przewagi – małym kosztem. Nagle wszystko mi się wyjaśniło i poczułem się zwolniony z mnóstwa ciężarów i obowiązków. Było mi bardzo lekko. I wstrętnie.

8 VIII 1980

Przeczytałem wczoraj Wielki strach StryjkowskiegoJ. Stryjkowski, Wielki strach, „Zapis” 1980 nr 14.[12]. Wielki wysiłek duchowy tego człowieczka. […]Wpis datowany na 9 VIII, pisany w Wildze. Opis domu, prawdopodobnie fragment planowanej książki.[13]

11 VIII 1980

Ilekroć masz wątpliwości, co robić, jak się zasłużyć, popatrz na zegarek lub zajrzyj do kalendarza. Czeka na ciebie na pewno coś, co nie cierpi zwłoki. I nie nudź Boga wtedy więcej o światło; czas jest Jego szczególnym darem i prawem.

*

Nie, co ja powinienem zrobić, co zrobić mi należy i co wypada, ale co jest naprawdę potrzebne i w czym mógłbym ludziom pomóc.

12 VIII

Samotny dzień przy zepsutym telefonie. Czytanie Tokarza, potem NowakaChodzi o Wojnę polsko-rosyjską 1830 i 1831 Wacława Tokarza (pierwsze wydanie w Warszawie w 1930 roku) oraz o Kuriera z Warszawy Jana Nowaka-Jeziorańskiego (pierwszy raz książkę wydano w Londynie 1978 roku).[14]. Wzruszyłem się przy Nowaku.

Gdyby jakieś notatki z lektury prowadzić? Coś w rodzaju dziennika. Jakby to nazwać? Wznowić DedalaPseudonim literacki Andrzeja Kijowskiego, którym podpisywał on przeglądy prasy, kroniki kulturalne i felietony publikowane na łamach miesięcznika „Twórczość”.[15].

*

Strajk kierowców MPK w Warszawie. Coraz bardziej wygląda to na zorganizowaną akcję, której celem jest obalenie Gierka albo – przeciwnie – wzmocnienie go, ukazanie go jako autentycznego przywódcę polskiej klasy robotniczej. Nie wierzę – coraz mniej wierzę – w spontaniczność tych strajków i w to, że władze naprawdę nie mogą położyć im kresu.

W Radiu Wolna Europa przegląd prasy zachodniej. Te strajki tłumaczą bądź to zmową wielkich zakładów przemysłowych, które tą drogą bronią się przed oszczędnościową polityką Babiucha, bądź to próbą rozszerzenia de facto praw robotniczych tak, aby zmiękczyć nieco front dzielący załogi od dyrekcji i w razie nowych niepopularnych zarządzeń mieli do czynienia już nie z burzliwymi wybuchami, lecz powstałą demokracją robotniczą, przedstawicielską, z którą łatwiej będzie ugodzić się i przez którą będzie można na załogę wpływać. „Pozwólmy im trochę postrajkować, zanim damy im naprawdę łupnia” – powiadają władze. […]Notatki z bieżących lektur.[16]

*

Coś bym pisał, ale co? Myśli ani na lekarstwo. Dawno nie przeżywałem takiej pustki myślowej. Nie wiadomo, czego się chwycić, do czego się zabrać. Zupełnie nie wiadomo. Żadnej ciągłości. Co się ze mną dzieje? […]Hasła i równoważniki zdań – prawdopodobnie notatki do planowanej książki.[17]

 

Wilga, 17 VIII

Szósty tydzień strajków. Strajk w Gdańsku17 VIII 1980 w Gdańsku powstał Międzyzakładowy Komitet Strajkowy (MKZ) pod kierownictwem Lecha Wałęsy.[18]. Prawie powszechny, podobnie jak miesiąc temu w Lublinie. Pojawiają się postulaty polityczne: rozwiązania związków zawodowych i zniesienia cenzury. Błagalne przemówienie Babiucha15 VIII 1980 Edward Babiuch, prezes Rady Ministrów, wygłosił przemówienie zarejestrowane i wyemitowane przez TVP.[19]. O ile jest to rzeczywiście poważna sytuacja? Czy jest to naprawdę „gniew ludu” – tym razem autentyczny – czy kolejna rewolucja pałacowa lub taktyczny manewr? A może te strajki pomogły utrzymać się przy władzy Gierkowi, który przez cały czas był w Moskwie0 Jak podała prasa, Edward Gierek 15 VIII wrócił do Polski z urlopu w ZSSR (na Krymie).[20] i prowadził tam jakieś tajemnicze rozmowy?

*

Postulaty polityczne – rozwijanie związków zawodowych, zniesienie cenzury, dostęp do środków masowego przekazu, uwolnienie więźniów politycznych (?) – autentycznie? I jaki mają cel? Obalenie Gierka? Jeżeli je przyjmie, znajdzie się w izolacji w „obozie” i bez pomocy z zewnątrz; jeżeli ich nie przyjmie, będzie musiał zaostrzyć kurs polityczny. Najlepiej byłoby dla niego ustąpić, a to by znaczyło doprowadzić do chaosu. Będzie musiał wybrać wyjście [nieczytelne], to jest żadne – kłamstwa, krętaniny. Nic innego już nie pozostaje.

Te strajki są bez sensu. Albo sprowokowała je jakaś frakcja, dążąc do przetasowania i jakichś wyjątkowych reform, albo sprowokował je sam Gierek, któremu pomagają się utrzymać przy władzy jako mężowi sprawiedliwemu i uzyskać kredyty oraz koncesje na reformy; albo wybuchają one tylko dlatego, że władze boją się im przeciwstawić – tzn. bez sensu, bez programu, bez perspektywy. Nic trwałego nie może z nich wyniknąć – oprócz (i to może jest najcenniejsze) wytworzenia się instytucji strajku. Ale przecież trzeba uwierzyć, żeby cały kraj prawie pomarł z powodu przeniesienia golonki do sprzedaży „komercyjnej”.

20 VIII

Całe Wybrzeże objęte strajkiem. Komisja rządowa nie chce rozmawiać z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym, który domaga się uznania go za jedyne przedstawicielstwo załóg strajkujących. Komitet ten wysuwa żądania polityczne (m.in. zniesienia cenzury) i sam przez się jest wyzwaniem politycznym, albowiem uznanie go stanowić będzie dopuszczenie do sprawowania władzy czynnika suwerennego, który sankcję swych działań ma na dole, w społeczeństwie, a nie w hierarchii politycznej. Przedmiotem rozgrywki między partią a załogami fabryk i stoczni jest właśnie przedstawicielstwo; chodzi o nowe komitety samorządu i o nowe związki zawodowe; nikt w tej chwili nie wie, czym się ta konfrontacja skończy.

*

Nic nowego. Apel DiP-u, TKN-u i KiK-u, „Więzi” – podpisałemChodzi o tzw. Apel 64, list intelektualistów skierowany do robotników i władz PRL nawołujący do podjęcia rozmów.[21]. Nagranie w Muzeum Literatury. Dzielny Celiński czekał z listem pod drzwiami. Potem dzwonił Amsterdamski z wiadomością, że Celiński razem z tą listą gdzieś przepadł. Rozmowa z Olszewskim. Według niego jest to konfrontacja dzieci z matołami. […]Pod datą 21 VIII mało czytelne hasła – zapewne notatki do planowanej książki wspomnieniowej.[22]

22 VIII

Nic nowego. Strajki trwają. Dziś miał zacząć się strajk komunikacyjny w Warszawie, ale nie zaczął się. Wczoraj: tekst dla FirmyPrawdopodobnie chodzi o Polskie Porozumienie Niepodległościowe.[23], uzgadnianie, uganianie po mieście. Nagle huragan, drzewa powywracane, jezdnie zasłane konarami, porozbijane samochody, a przed stacjami benzynowymi kolejki, jakby wojna miała wybuchnąć. Potem trzy godziny narady: jechać do Gdańska czy nie jechać. Rewizja u Kowalika i Geremka. Obaj przyszli tu, bardzo z siebie zadowoleni. Naraz ogłuchł mój telefon. Wszystko zwariowało. Na końcu przyszedł Zanussi, uśmiechnięty, pachnący. Leci do Londynu i do Stanów. A my tu giniem. Moje ślepe zaufanie do rozumu Mazowieckiego uległo wczoraj lekkiemu zachwianiu.

*

Postanowiłem nie jechać i nie pojechałem. Wyjaśniłem to w redakcji „Więzi” na piśmie (bo inaczej nie można było się porozumieć ze względu na podsłuch), twierdząc, że byłaby to ekspozycja polityczna, której nie chcę. Napisałem, że nie chcę być ani tak politycznym pisarzem, ani tak politycznym człowiekiem, a mój charakter, moje odruchy nie są takie, abym mógł z nimi zjawić się na pierwszej linii walki politycznej.

23 VIII

Moje argumenty zostały oczywiście odrzucone, ale przyjęta została i uszanowana decyzja. Oczywiście ją odchorowałem. Dziś rano zapytałem Go, czy należało jechać. Zapytał mnie: jak było pokorniej? Odpowiedziałem bez wahania: pokorniej było zostać na miejscu, robić swoje, nie wchodzić w nie swoje role i nie swoje sytuacje. Podziękowałem i zabrałem się do roboty. W sytuacji żadnych zmian. Strajki trwają, władza właściwie milczy, telewizja nie potępia w zasadzie strajków, ale stara się wyłapać „nurt antysocjalistyczny”.

Do eskapady zraziły mnie projekty Mazowieckiego: ofiarowanie Komisji Jagielskiego oraz Komitetowi Strajkowemu usług mediacyjnych, które uznałem za czystą fantazję; oraz wizja Geremka spędzenia nocy z robotnikami w stoczni – nocy, po której, jak powiedział, staniemy się ludźmi stoczni. Wszystko dobrze, ale w takim sosie sam sobie nie smakuję. Mazowiecki powiedział przy tym, że nasza obecność jest konieczna wobec aresztowania KOR-u, bez którego strajk znalazł się w impasie, bez kierownictwaNa początku drugiej połowy sierpnia 1980 aresztowano wielu członków KOR.[24]. Co do mnie – oświadczyłem – nie nadaję się na przywódcę strajku i nikt mnie o odegranie takiej roli nie prosi. Śmieszność tego zauważył nawet Geremek. Za tym wszystkim czyha demoniczny Kowalik, który przyznał, że inicjatywę podjął wraz z prof. Kielanowskim. To znaczy, że podjął ją z Wolickim, Amsterdamskim, Kuczyńskim et consortes. Bohdan Cywiński „made a point” mówiąc, żeby się nie łudzić: krok ten jest eskalacją w stosunku do apelu podpisanego przez sześćdziesiąt cztery bardzo różne osoby (łącznie z Kieniewiczem, Gieysztorem, Żółkiewskim, Dziewanowskim, a nawet… Bratnym). Kowalik oczekuje tylko chwili, w której o eskapadzie – bez względu na jej wynik – ma zawiadomić prasę. Zaprotestowałem przeciwko informowaniu prasy natychmiast po wyjeździe; zostało to przyjęte, ale Kowalikowi nie ufam. Zresztą namiętność M.Mazowieckiego.[25] do słyszenia swego nazwiska w eterze jest tak wielka, że poda o sobie każdą wiadomość, nawet jeśli jego podróż zakończy się na Woli. W tej chwili (jest 5.30) wysłuchałem wiadomości Głosu Ameryki: doszło do spotkania Komisji Jagielskiego z Komitetem Strajkowym i Jagielski zgodził się odwiedzić strajkujących stoczniowcówPierwsza faza rozmów komisji rządowej z MKZ miała miejsce 22 VIII.[26]. Ponadto w piątek wieczorem wypuszczono pięć osób spośród aresztowanych. Są to oznaki zmiękczenia stanowiska. Jeżeli to prawda, to przyjazd tej delegacji może być akurat na czasie (albo zupełnie poniewczasie). Znów pozostaje mi tylko zastanowić się nad sobą, czy mianowicie – lepiej dla mnie być w tej delegacji czy też nie. Pozostaje mi ta sama, zasadnicza odpowiedź, że pokorniej jest w niej nie być, niż być.

24 VIII

Właściwie nic nowego. Jagielski po pierwszym spotkaniu z Komitetem Strajkowym w stoczni (gdzie wygłosił przemówienie) powrócił do Warszawy, aby powiadomić Biuro Polityczne o rezultacie swych rozmów. W tej chwili radio BBC (godz. 15) podało wiadomość, że do Warszawy zjeżdżają się członkowie KC. O losie Geremka i Mazowieckiego nic nie wiadomo. Artur oczywiście pogratulował mi wczoraj przytomności umysłu. To tak wygląda, ale mnie nie przestaje drążyć niepokój, że postąpiłem małodusznie, i żal do siebie, że pozbawiłem się w ten sposób jakiejś wartości, jakiegoś przeżycia. Wszystko, co tu teraz robię, wydaje mi się marne. Pojechaliśmy wczoraj do Wilgi, aby obejrzeć skutki huraganu. Widzieliśmy powalone drzewa na Mokotowie i przy drodze, ale u nas nic – wszystko w porządku, tylko światła brak. Za to u Grodzickich, w głębi lasu ruina taka jak u nas w kwietniu. Wobec braku prądu powróciliśmy do Warszawy – pustej, przewianej wiatrem, który wciąż dmie, ponurej pod ołowianymi chmurami, gnającymi nisko, i siekącym od czasu do czasu ostrym deszczem. Dziś pokazało się słońce, ale nadal bardzo zimno. Zaledwie 10 stopni – w połowie sierpnia!

Szkic o Powstaniu Listopadowym zupełnie mi nie idzie. Nie mam nic do powiedzenia i nic nie wiem.

*

Nie psychologizujmy bez końca. Nie pojechałem do Gdańska, bo nie chciałem przyjąć na siebie roli reprezentanta tak zróżnicowanej grupy, jaką stanowią sygnatariusze listu, a w szczególności nie chcę w tej grupie wysuwać się na pozycję skryby przez fakt udawania się w tę podróż z Geremkiem i Mazowieckim. Co innego list podpisać, a co innego brać za niego pełną odpowiedzialność. Ten akt mógł mnie zmusić do kroków nieprzewidzianych – np. do publicznego wystąpienia w stoczni albo do składania później jakichś deklaracji, które [to] działania zrobiłyby ze mnie człowieka chwili – i to tej chwili, tak jak rok 1956 zrobił z WiktoraPrawdopodobnie chodzi o Wiktora Woroszylskiego. Będąc początkowo jednym z „pryszczatych”, Woroszylski zmienił poglądy polityczne w roku 1956, kiedy stał się naocznym świadkiem interwencji sowieckiej na Węgrzech. Opisał to w Dzienniku węgierskim, który był kilkakrotnie wydawany w drugim obiegu z uzupełnieniami i komentarzami.[27] człowieka październikowego, a „rezolucja Kijowskiego” zrobiła ze mnie człowieka roku ’68. Nie chcę być człowiekiem chwilowym.

*

No, więc dokonała się rewolta, zmiany, zapowiedzi reform, „odnowy”! Jednocześnie wiadomość, że nasi dwaj emisariusze odnieśli w Gdańsku pełny sukces i wezwali dalszych pięciu. Pojechali Cywiński, Kuczyński, Kowalik, Wielowieyski i Kubicki24 VIII 1980 w Gdańsku przy MKZ powstała Komisja Ekspertów. Kijowski myli się w kwestii składu osobowego: weszli do niej Tadeusz Mazowiecki, Bohdan Cywiński, Tadeusz Kowalik, Andrzej Wielowieyski, Bronisław Geremek i Jadwiga Staniszkis.[28]. Podobno na prośbę wojewody. Jest mi oczywiście przykro, że mnie tam nie ma, ale zarazem potwierdza to moje przeczucia, że nie jest to misja honorowa, ale polityczna, wymagająca pełnego zaangażowania. Dokonałem wyboru i teraz muszę się go trzymać: unikać polityki, skupić się w innym świecie, zstąpić głębiej, nie brać się do nie swoich rzeczy.

Dosyć mnie to wszystko dziwi: dlaczego wojewodaWojewoda gdański Jerzy Kołodziejski.[29] zapragnął tak zmasowanego nalotu intelektualistów z Warszawy i jaką rolę mają oni do spełnienia? O co chodzi? Być może wojewoda przeżył chwilę słabości i czepiał się każdego pomysłu, jaki mu przyszedł do głowy. Być może uważa za konieczne uspokojenie, oświecenie ludzi, odbywanie z nimi rozmów. Byłaby to ekipa ochotniczej straży pożarnej. Kowalik i Kuczyński będą tłumaczyć ludziom szkodliwość niekontrolowanych podwyżek płac, Wielowieyski i Mazowiecki politykę wyznaniową, a ja – musiałbym pewnie mówić o cenzurze… Słowem, odgrywają oni tam rolę owych październikowych intelektualistów wysyłanych na Żerań przez warszawski KW. Nie bardzo to wszystko rozumiem.

Cała ta sytuacja jest ponadto pełnym sukcesem DiP-u, który stanie się nową elitą polityczną. Do tego, oczywiście, dołączy się „Więź” i lewica TKN. A mnie to z góry mierzi. Będzie kolejna „łodnowa” pod dyrekcją Olszowskiego, nowe manewry, nowa krętanina, z tym że wzmocni się oczywiście rola Kościoła, który raz jeszcze uratować może PRL. Moja rola: dużo drukować. Prawdopodobnie będę mógł teraz drukować i wydawać. Ale na litość, nie angażować się w firmowanie tej „łodnowy”.

*

Tak to jest: gdybym był pojechał do Gdańska, byłbym innym człowiekiem. Ponieważ nie pojechałem – jestem innym człowiekiem. Ponieważ – jak mi się wydaje – podjąłem tę decyzję w duchu najgłębszej, osobistej prawdy. Jest to decyzja dobra i teraz kwestia posłuszeństwa, wiary – tak, wiary – jest tę prawdę przyjąć, tej prawdy się trzymać i za tę prawdę podziękować. Wysłuchałem teraz w Wolnej Europie Tadeusza Nowakowskiego, który z pewnym zdziwieniem streszczał moją odpowiedź na ankietę DiP-u. Moje słowa, że odmawiam wszelkiego wysiłku nad reformowaniem systemu, który reform nie znosi i nie potrzebuje, brzmią bardzo zabawnie w chwili kolejnej „łodnowy”.

Są więc przesłanki do dalszej mojej „gry”. Odmawiam odpowiedzi na ankietę DiP-u, twierdząc, że jedynym moim obowiązkiem społecznym jest obrona przed niszczącymi skutkami systemu politycznego, w którym żyję, a nie reformowanie albo czynne zwalczanie. Jest to w gruncie rzeczy doktryna Chrystusowa i jest to – doktryna augustiańska. Odmawiam wyjazdu do Gdańska, twierdząc, że nie chcę być politycznym pisarzem i człowiekiem. […]Fragmenty medytacji moralnej krążącej wokół św. Augustyna.[30]

25 VIII

Godzina 6 rano: strajkujący w Gdańsku oświadczyli, że zmiany personalne ich nie zadowalają i że nie powrócą do pracy, dopóki wszystkie ich żądania nie zostaną spełnione.

Z Wolnej Europy dowiedziałem się, że strajkujący poprosili Mazowieckiego o sformowanie grupy ekspertów, którzy pomogliby im w negocjacjach i formułowaniu postulatów. I wówczas to wezwał Kowalika, Kuczyńskiego, Cywińskiego i Wielowieyskiego… I ja miałbym być takim ekspertem, gdybym był na miejscu…? To M. [Mazowiecki] nie miał dość wyobraźni na to, aby w tym momencie sformować zespół reprezentatywny dla sygnatariuszy apelu i stworzyć ciało niepodważalne, o prawdziwym autorytecie naukowym i politycznym? A zarazem stworzyć nową sytuację polityczną przez rozszerzenie platformy operacyjnej? Zamiast tego odwołał się do TKN-u, czyli do KOR-u i do swoich ludzi, przygotowując w ten sposób grunt dla legalizacji KOR-u oraz założenia przyszłej partii chrześcijańsko-demokratycznej, o której marzy. Gdybym znalazł się na miejscu, nie mógłbym, oczywiście, takiego postępowania firmować i nalegałbym na rozszerzenie płaszczyzny działania; Mazowiecki działa zawsze w duchu partyjnym. To człowiek partii. Jeżeli tak jest, to wyczułem go trafnie.

*

Sprawa dla mnie jest szersza. W całej mojej działalności quasi-politycznej, datującej się od 1968 roku, objawiałem instynktowną niechęć do wszelkich przejawów partyjniactwa. Wszystkie pomysły, z jakimi występowałem w zarządzie oddziału warszawskiego (np. składy komisji) i wszystkie moje późniejsze reakcje zarówno w opozycyjnej grupie ZLP, jak w TKN, były skierowane przeciw tworzącej się we wszystkich tych gronach dyscyplinie partyjnej, przeciw owemu szczególnemu duchowi partyjnemu, przeciw swoistej arogancji, która ludziom zamkniętym w dobranym gronie pozwala dzielić całą ludzkość na lepszą, tj. zrzeszoną, i gorszą, tj. niezrzeszoną. Partia – każda partia – jest zespołem uzurpatorów. Nie ma pewnie innego sposobu działania w polityce poza uzurpacją, ale uzurpacja jest właśnie tym grzechem, który uważam za śmiertelny i którym prawdziwie się brzydzę, albowiem jest kumulacją pychy, zawiści i rodzicielką kłamstwa, okrucieństwa, niesprawiedliwości, potwarzy, czego najlepszym, bo groteskowym przykładem może być [cały wiersz wykreślony], na który reaguję równie źle, jak na wszystkie inne literowe skróty.

Co do sposobu, w jaki moją odmowę wyjaśniłem zatem zespołowi w „Więzi” i potem Bohdanowi, sądzę teraz: postawa strajkujących potwierdziła moje ówczesne obawy, bo odmówili powrotu do pracy. Z punktu widzenia politycznej strategii mają rację, ale ja – gdybym tam był – namawiałbym ich do zawieszenia strajku, ponieważ takie są moje odruchy. Czyniłbym to w dodatku pewnie wbrew historycznej logice, wbrew odruchowi chwili i odegrałbym rolę złowrogą – innej zaś odegrać bym nie umiał. Może lepiej, że mnie tam nie ma. Lepiej, że odmówiłem sobie tej uczty dla mnie i oka, jaką byłby dla mnie pobyt w strajkującej stoczni.

Ale nie należy sobie teraz gratulować i siebie podziwiać, ani też nad sobą biadać i swoich przyjemności żałować. Ważniejsze jest to, co się dzieje, a dzieje się źle, jeżeli oni tam, w stoczni, zamierzają rzeczywiście strajkować dalej. Albowiem teraz Gierek ma wszystkie atuty w ręce, może ogłosić stan wyjątkowy i wziąć stocznię szturmem – i nikt na świecie nie weźmie mu tego za złe.

*

Wieczorem: odmówili rozmów! Pierwsza pogróżka, że zostaną w TV i radiu obciążeni odpowiedzialnością za przedłużanie się kryzysu. Więc dobrze: co ma się stać? Do czego to zmierza? Do drugiej rundy zmian, czyli obalenia Gierka? W tych warunkach jego następca musiałby wystąpić jako silna ręka, i to przy sowieckim poparciu.

26 VIII

Godzina 6: Łączność telefoniczna została przywrócona i strajkujący zgodzili się podjąć negocjacje, z których pierwsze dwadzieścia minut ma być transmitowane przez telewizję, a wynik ma być opublikowany. Wczoraj dostałem pełną listę żądań robotniczych. Są chaotyczne, nieprecyzyjne, łatwe do obejścia. Pomimo wspaniałego przebiegu strajku wydaje mi się, że toczy się on przed siebie, ślepo, jak wagon silnie popchnięty, a pozbawiony hamulców. Strajkujący, zdaje się, nie wiedzą sami, jaki cel naprawdę chcą osiągnąć.

*

Zamieszanie w motywacji. Najtrudniej jest poznać motywy swych decyzji. Nie mogą one stanowić oceny samej decyzji, bo są sprzeczne i zmienne. Nie można oceniać decyzji wedle motywów. Nawet trudno wydobyć motyw najsilniejszy. Mój motyw: brak entuzjazmu dla strajku i – przez to – brak wewnętrznej pewności, że zdecydowałbym się wraz ze strajkiem pójść do końca. Nie mam tej pewności także dzisiaj. Jeśli poszedłbym, to wbrew przekonaniu.

*

„Ileż przynosi dobra i pokoju o innych milczeć, wszystkiemu bez różnicy nie wierzyć i lekkomyślnie nie rozgłaszać rzeczy posłyszanych”Tomasz à Kempis, O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XLV.5.[31]. Mało komu się zwierzać, zwracać się zawsze do Ciebie, który patrzysz na serce.

Nie unosić się za lada powiewem słów, lecz pragnąć, by wszystko w nas i poza nami spełniało się według upodobania Twej woli. Jakże bezpiecznie jest dla zachowania łaski niebieskiej unikać popisywania się przed ludźmi, nie ubiegać się o to, co zdaje się budzić podziw, lecz usilnie starać się o to, co się przyczynia do poprawy życia i wznieca zapał. […]Fragment mało czytelny. Modlitwa.[32]

A jeśli to był strach? Jeśli był to strach, co należało zrobić: przełamać go czy ustąpić przed nim, tzn. nie wymagać od siebie wystawiania swej odwagi na cięższe próby? Co lepiej: zrobić to właśnie, czego się boję, czy to, czego się boję nie zrobić?

*

Jeżeli chodzi o postępowanie zgodne z charakterem: postąpiłem właśnie niezgodnie z charakterem, bom się skazał na bierność i czekanie, bo się odizolowałem od ludzi, bo się wyłączyłem z wydarzeń, bo przybrałem maskę, która nie może się podobać – ja, kokiet!

*

Godzina 13 – od dwóch godzin trwają w Gdańsku rozmowy.

27 VIII

Rozmowy zostały przerwane. Jagielski został odwołany do Warszawy na jakieś posiedzenie – być może związane z nowymi strajkami. Wczoraj nieszczęsne kazanie Prymasa w telewizji26 VIII 1980 prymas Stefan Wyszyński zaapelował na Jasnej Górze o zaprzestanie strajków.[33]. Staruszek przemówił tak, jak do strajkujących przed wojną mógłby przemówić kardynał Hlond: trzeba pracować, żeby móc żądać, i trzeba wykonać obowiązki, aby domagać się praw. Wspomniał również o zagrożeniu ze Wschodu, robiąc wyraźną aluzję do 1920 roku, podobnie jak Ryszard Wojna w TV, który przypomniał wprost rozbiory.

Strajkujący w Gdańsku oświadczyli, że ani wolne wybory do związków zawodowych, ani zagwarantowanie prawa do strajku w nowej ustawie ich nie zadowolą, bowiem chcą związków całkowicie od partii niezależnych.

Dramat polega – jak się zdaje – na tym, że PRL już więcej dać nie może, a to, co daje, nie wystarcza. Ten ustrój już przestał istnieć, trwa natomiast jego sowiecka i międzynarodowa gwarancja. Najmniejszy objaw słabości ze strony ZSRR doprowadzi do jednoczesnego załamania w NRD, Czechosłowacji i [na] Węgrzech. Najmniejszy odruch siły może go znów okrzepić. Co ja myślę? Że takie nagłe załamanie się jest niemożliwe w obecnym stanie sił oraz przy obecnym stanie umysłów i niepożądane, bo mogłoby przynieść nieobliczalne szkody. Uważam, że z tego konfliktu obie strony powinny jeszcze wyjść z jakąś satysfakcją: robotnicy, że coś niewątpliwie osiągnęli, PRL, że niewątpliwie ocaliła wewnętrzne podstawy swej egzystencji.

*

Umarł Józek SadzikJózef Sadzik (zm. 26 sierpnia 1980 w Osny k. Paryża) – ksiądz pallotyn, założyciel i długoletni dyrektor działającego na emigracji, drukującego pozycje w języku polskim wydawnictwa Éditions du Dialogue.[34].

*

Relacja Zdzisława ze stoczni: spokój, pewność siebie i pewność wygranej, a z drugiej histeria i głupota. Co do mnie, myślę inaczej: że władze umyślnie odwlekają i opóźniają pertraktacje i powodują dalsze strajki; że przyciskają Gierka do muru, aby go doprowadzić do ostateczności i ubabrać krwią po to, aby potem – po rozbiciu strajków i spacyfikowaniu kraju – wyłonić nową ekipę, która stanowczo i pryncypialnie zabierze się do porządkowania gospodarki, przywracania autorytetu partii etc. Cena społeczna ich nic nie obchodzi. Wiedzą, że jeśli rzeczy pójdą tym co dotychczas torem, a strajkujący zwyciężą, nic nie powstrzyma skrajnej erozji systemu, który w tej chwili [nieczytelne] już tylko dzięki międzynarodowym gwarancjom z Zachodu i Wschodu. Powstał bez naszego udziału, z międzynarodowych układów i gwarancji; oczekiwałbym, że rozlecą się najpierw układy, a potem system. Stało się odwrotnie. Gwarancje trwają, a systemu już nie ma i trzeba teraz wymyślać pozory jego trwania.

*

Okropna jest praca mózgu nad uzasadnieniem decyzji, której się żałuje. Tylko że żałując tego, czego nie przeżyłem i już nie przeżyję, nie żałuję samej decyzji. Bo tak: w komisji ekspertów nie miałbym nic do roboty, wrócić bym nie chciał, czyli że plątałbym się po stoczni zamknięty w niej „na ochotnika”. Niby solidarny, a właściwie wolny… Niby osobny, a jednocześnie sklejony z tą grupą, z którą nie mam nic wspólnego, niby zadowolony z siebie, a w gruncie rzeczy osowiały, bo zdefiniowany politycznie wbrew intuicjom, wbrew zamiarom, wbrew ochocie. Niby „wydelegowany”, a właściwie zgarnięty z ulicy.

28 VIII

Ach, być masonem! Należeć do spisku ludzi, którzy dobrze życzą ludzkości, ale nie wysuwają się na pierwszy plan, manipulując z daleka tymi, którzy mają ambicje i namiętności. Nigdy nie posługują się do swych celów masami. Wierzą w pracę cichą i tajną i starają się rozstrzygać o biegu wypadków w przejrzystym, rozrzedzonym powietrzu, na szczytach władzy i wpływów, z dala od tłumów i ich przywódców, gdzie rządzą sentymenty, nastroje, i gdzie byle plotka albo jedno słowo, albo najbanalniejszy przypadek może zadecydować o biegu wypadków.

29 VIII, w pociągu

Jadę do SzczecinaAndrzej Kijowski został ekspertem przy MKS w Szczecinie.[35].

[…]Fragment mało czytelny. Hasłowe notatki z pobytu w Szczecinie.[36]

Kraków, 5 IX

Po pogrzebie Józka Sadzika, na Kanoniczej. Kazanie kard. Macharskiego o półświatłach i półmrokach wiary…

 

Ciąg dalszy dziennika Andrzeja Kijowskiego ukaże się za tydzień.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Andrzej Kijowski, „A jeśli to był strach?” Fragmenty dziennika (I), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 63

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...