15.07.2021

Nowy Napis Co Tydzień #109 / Hipoteza Racheli. Młodzieńcza miłość Stanisława Lema

Czy Harey Kelvin, bohaterka powieści Solaris, miała swój rzeczywisty pierwowzór? W  twórczości i biografii autora znaleźć można szereg aluzji i sugestii, które zebrane razem tworzą łańcuch poszlak, wskazujących, że w 1943 roku we Lwowie zdarzyła się tragedia, która zostawiła trwały ślad w psychice pisarza i dawała o sobie znać aż do późnej starości.

Zacznijmy od tego, że Stanisław Lem był człowiekiem nieskorym do zwierzeń. Dotyczyło to zwłaszcza jego okupacyjnych przeżyć. Pytany o ten okres, Mistrz zmieniał temat, uciekał w ogólniki, zaczynał opowiadać rozmaite anegdoty, czym często doprowadzał rozmówców do irytacji. Ten kłopot mieli z nim zwłaszcza autorzy wywiadów-rzek Tomasz Fiałkowski i Stanisław Bereś. W licznych krótszych wywiadach bywało, że Lem autoryzował sprzeczne informacje, z czym borykał się z kolei Wojciech Orliński.

Takim zachowaniem autor Solaris prowokował również oskarżenia, że próbuje ukryć jakieś wstydliwe fakty. Przykładem jest paszkwilowa biografia autorstwa Lecha Kellera, w której Lem pomawiany jest o przynależność do żydowskiej policji porządkowej we lwowskim getcie i współudział w zbrodniach przeciwko Żydom. Bezpodstawności tych zarzutów dowodzi fakt, że podczas pobytu w Wiedniu pisarz znajdował się w bezpośrednim zasięgu działań Centrum Dokumentacji Szymona Wiesenthala, który też przeżył lwowskie getto – byłby zatem naocznym świadkiem ewentualnych przestępstw Stanisława Lema i – gdyby takowe miały miejsce – na pewno by odpowiednio zareagował – tym bardziej, że miał na to aż pięć lat. Brak jakichkolwiek działań Wiesenthala przeciw polskiemu pisarzowi jednoznacznie dowodzi, że nie było do tego żadnych podstaw. Chęć przemilczenia przez Lema rzekomych ciemnych stron własnej biografii należy zatem wykluczyć.

Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że wspomnienia te były dla Mistrza zbyt bolesne ze względów osobistych i rodzinnych. Opowiadanie o byłej partnerce życiowej mogło być przykre w szczególności dla żony Barbary, czego kochający mąż starał się uniknąć. Nie byłaby to zresztą jedyna tajemnica, którą Stanisław Lem zataił przed własną żoną – ta na przykład sama domyśliła się, że „Staszek” zmuszony był nosić w lwowskim getcie opaskę z  gwiazdą Dawida. Mąż wspomniał jej kiedyś, że został uderzony w twarz przez Niemca, przed którym nie zdjął czapki na ulicy. Polacy nie mieli takiego obowiązku, tylko Żydzi, a ci byli rozpoznawalni, ponieważ właśnie w ten sposób ich oznakowano.

Wobec tak głębokiej niechęci Mistrza do osobistych zwierzeń, aby zacząć lepiej rozumieć jego osobę i dzieło, musieliśmy czekać aż do przełomu w lemologii, jakim okazała się opublikowana w roku 2016 książka Agnieszki Gajewskiej Zagłada i gwiazdy. Przeszłość w prozie Stanisława Lema. Autorka skupiła się w niej na analizie przede wszystkim Powrotu z gwiazd, przekonująco wykazując, że powieść ta zawiera motywy autobiograficzne, związane z przeżyciami okupacyjnymi. Następnie tym samym tropem poszedł Wojciech Orliński, który w swojej biografii Lema z  2017 roku Lem: Życie nie z tej ziemi wziął z kolei pod lupę Głos Pana oraz Eden, zwracając uwagę na opisy pogromu Żydówi scenę wydobywania zwłok z rozbitego kosmolotu – jako reminiscencję wynoszenia rozkładających się trupów z więzienia Brygidki, do czego zmuszono pisarza 1 lipca 1941 roku,czy wreszcie opis masowego grobu dubeltów, co potwierdzało wcześniejsze odkrycia Gajewskiej. Dziś możemy z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że Stanisław Lem cierpiał na tak zwany „syndrom ocalonych z Holokaustu”, przejawiający się między innymi poczuciem winy z powodu własnego przeżycia, podczas gdy inni bliscy zginęli. Być może Stanisław Lem był dotknięty także PTSD, czyli zespołem post-traumatycznym, którego w Polsce w czasach jego młodości nie diagnozowano – choć schorzenie to po drugiej wojnie światowej dotyczyło dużej części polskiej populacji. Wskazują na to liczne ekstrawagancje i ryzykowne zachowania pisarza – jak choćby nonszalancja w okresie stalinizmu, kiedy młody Lem napisał i osobiście odgrywał na spotkaniach towarzyskich, często przed ludźmi widzianymi po raz pierwszy, sztukę Korzenie, w której wyśmiewał komunizm i samego Stalina, za co w przypadku donosu do UB groziło mu w  najlepszym razie wieloletnie więzienie, a  nie można wykluczyć nawet kary śmierci za „sabotaż ideologiczny”. Pisarz miał również zwyczaj nieostrożnego prowadzenia samochodu. Szczęśliwym trafem to wielokrotne kuszenie losu nigdy nie skończyło się nieszczęściem.

A zatem rzeczy, o których Mistrz nie chciał mówić wprost, znajdowały odbicie i ujście w jego twórczości. Wypada tu zauważyć, że Powrót z  gwiazd Solaris były pisane równolegle i ukazały się w tym samym 1961 roku, a zatem skoro Powrót… ponad wszelką wątpliwość zawiera ukryte zwierzenia autobiograficzne autora, byłoby dziwne, gdyby to samo nie dotyczyło Solaris – zwłaszcza jeśli spojrzymy na psychologiczną głębię tej powieści. Wydaje się nawet bardziej prawdopodobne, że w Solaris Stanisław Lem odsłonił się głębiej, a zarazem staranniej te rozliczenia ze swoją przeszłością zamaskował. Skoro jednak wiemy już, czego szukać, zastosujmy metodę Gajewskiej wobec Solaris i odczytajmy tę książkę na nowo – nawet jeśli może się wydawać, że powiedziano o niej już wszystko.

Wcześniej jednak dygresja osobista. Piszący te słowa przeprowadził dwa wywiady ze Stanisławem Lemem dla tygodnika „Warsaw Voice” (27/1999) i dla miesięcznika „Machina” (7/2000). Podczas tego drugiego wywiadu doszło między nami do wymiany zdań – zainspirowała mnie ona do poszukiwań, których rezultatem jest niniejszy artykuł. Intuicyjnie zacząłem wtedy od serii szybkich, zwariowanych pytań, prosząc o krótkie odpowiedzi na zasadzie pierwszych skojarzeń. Udało mi się tym ożywić i rozbawić rozmówcę, znużonego już udzielaniem niekończących się stereotypowych wywiadów. Zagadnąłem więc:

Najgłupsze pytanie zadane panu przez dziennikarza?

[Odpowiedź Stanisława Lema:]  Takich jest wiele, ale najgłupsze to pytania o pierwszą miłość i pierwszą randkę, tak, jakbym wiedział coś na temat tego, co działo się 70 lat temuWypowiedź autoryzowana, online: https://tesinblog.wordpress.com/2018/09/10/stanislaw-lem-jestem-za-stary-by-zmieniac-poglady-wywiad-konrad-t-lewandowski-machina-lipiec-2000/ [dostęp: 10.06.2021].[1].

Odpowiedź ta od pierwszej chwili wydała mi się dziwna. Nie zapomina się pierwszych miłości, to jest niezwykle intensywne doświadczenie graniczne, utrwalające się na zasadzie prawa pierwszych połączeń. Młodzieńczej miłości zatem nie można zapomnieć, ale można ją wypierać, jeżeli wiążą sięz nią jakieś dramatyczne okoliczności.

Co więcej, Stanisław Lem nie zapomniał swoich pierwszych miłosnych zauroczeń, którym ulegał jako chłopiec i nastolatek. Wiadomo, że podkochiwał się w tajemniczej dziewczynce z Ogrodu Jezuickiego oraz służącej i praczce – zatrudnionych w domu rodziców (co akurat było typowe dla dorastających młodzieńców ze społecznej elity, z której Lem się wywodził). Mamy tu więc kolejną przesłankę wskazującą, że Mistrz, reagując alergicznie na pytania o pierwszą miłość, starał się unikać nakłaniania go do bolesnych zwierzeń. Mnie osobiście dodatkowo zdziwił fakt, że ta wypowiedź pisarza nie była z mojej strony w najmniejszym stopniu zasugerowana. Lem mógł wspomnieć o  czymkolwiek, co go drażni, a wybrał akurat temat pierwszej miłości. Dlaczego? Wyjaśnienie podsunęła mi lektura książki Agnieszki Gajewskiej.

Zatem istniał ktoś, kto najprawdopodobniej był w okresie okupacji bardzo ważny w życiu młodego Stanisława. Byłoby zresztą dziwne, gdyby dwudziesto–dwudziestodwuletni chłopak o orientacji jednoznacznie heteroseksualnej nie przeżył wielkiej miłości do kobiety. To był najodpowiedniejszy na takie doświadczenie okres życia, chociaż zdecydowanie zły czas historyczny na budowanie romantycznego związku. Zarazem jednak w tak dramatycznych okolicznościach ludzie do siebie lgną i szukają wzajemnego pocieszenia. Pisał o tym Marek Edelman w książce I  była miłość w getcie (2009). Myślę więc, że w 1941 lub 1942 roku Stanisław Lem zakochał się głęboko i z wzajemnością, a uczucie to skończyło się tragedią jakieś półtora roku później.

Kim ona była? Zapewne koleżanką ze studiów w Państwowym Instytucie Medycznym we Lwowie. Jedną z nich, a zwłaszcza jej piękne oczy, Lem wspomniał w wywiadzie udzielonym Tomaszowi Fiałkowskiemu:

Zapamiętałem szczególnie dziewczynę nazwiskiem Kaufman: złotowłosa przystojna blondynkao oczach jak niebo, która, jak się odezwała, żydłaczyła nie do pojęcia.

Jak miała na imię panna Kaufman? Należy spodziewać się imienia typowo żydowskiegoi takie ukrywa się na zasadzie anagramuw imieniu Harey – Rahel. Nie zgadza się tylko ostatnia litera, ale ta mogła zostać zmieniona dla potrzeb stylizacji powieściowej, ponieważ Harey brzmi dużo lepiej niż Harel.

Zatem Rachela Kaufman – wciąż można sprawdzić, czy była taka studentka medycyny we Lwowiew  roku akademickim 1940/1941. Osobiście nie mam takich możliwości.  Na obeznaniez wiedzą medyczną pierwowzoru powieściowej Harey wskazuje sposób popełnienia przez nią samobójstwa: Zabiła się. Zrobiła sobie... zastrzyknęła...S. Lem, Solaris, Warszawa 1982, s. 87.[2].  Przede wszystkim zaś przypuszczenie, że Solaris jest rozrachunkiem z życiem autora, wspiera pożegnalny list Harey ze strony 230 tego samego wydania:

Kochany, to ja pierwsza prosiłam goo to. On jest dobry. Okropne, że musiałam cię okłamać, nie dało się inaczej. Możesz zrobić dla mnie jedno – słuchaj go i nie zrób sobie nic. Byłeś wspaniały.

Styl tego listu różni się wyraźnie od reszty prozy Lema. Jest znacznie prostszy i uboższy stylistycznie, a przede wszystkim sprawia wrażenie dosłownego tłumaczeniaz języka rosyjskiego lub żargonu rosyjskich Żydów. Dominuje tu rosyjska składnia, wskutek czego tekst da się przetłumaczyć dosłownie na język rosyjski, przykładowo dwa pierwsze zdania: Lubimyj moj, eta ja pierwaja uprasziwała jewo ab etam. On charoszij... Można więc przypuszczać, że list ten byłw istocie przetłumaczonyz rosyjskiego oryginału na język polski przez samego Stanisława Lema, któremu kiedyś faktycznie go doręczono. I  zrobiono toz zachowaniem podstawowych zasad konspiracji, czyli bez adresu  i nazwiska adresata na kopercie: Na wierzchu nic. Tylko posłaniec wiedział, komu go oddać, co jest zrozumiałym środkiem ostrożnościw przypadku korespondencji  w okupacyjnym getcie. Niezbędne było również usprawiedliwienie posłańca, będącego jednocześnie pomocnikiem  w samobójstwie Racheli-Harey. Powieściowe nazwisko Snaut wydaje się przypadkową zbitką liter, ale ono również może być kodem, którego tajemnicę, niestety, autor zabrał już ze sobą do grobu.

Oczywiście tak sprawny pisarz jak Stanisław Lem  z pewnością mógłi umiał nadać swojej prozie dowolną stylizację językową, jednak czyż nie daje nam do myślenia fakt, że  w fabularnych realiach science  fiction, gdzieś  w głębokim kosmosie, w dialogu pary Amerykanów, którymi są Kris  i Harey Kelvinowie, rozbrzmiewa nagle echo mowy polskich Kresów?

Co więcej, zwróćmy uwagę na osobliwą formę podpisu tego listu:

Pod spodem było jedno przekreślone słowo, zdołałem je odczytać: Harey napisała, potem zamazała to, była jeszcze jedna litera, jakby H albo K, zamieniona  w plamę.

Po pierwsze – kto podpisuje tak głęboko osobisty list do ukochanej osoby imieniem i nazwiskiem?W  takiej sytuacji zwyczajowo używa się tylko imienia lub pieszczotliwego pseudonimu, nigdy nazwiska.  I dlaczego imię Harey zostało zamazane? To wyraźna autorska wskazówka, że w istocie to imię było inne, nie takie...

Możliwe więc, że prawdziwe personalia autorki listu Stanisław Lem chciał  w jakiś sposób zarazem zasygnalizować i ukryć. Być może napisał ten fragment tylko dla siebie, składając intymny hołd własnym wspomnieniom, a właściwego sensu nikt inny nie miał się nigdy domyślić. Sugerowany inicjał nazwiska, czyli litera K, może równie dobrze oznaczać Kelvin, jaki Kaufman właśnie.

Jeżeli ten fragment Solaris jest pamiątką rzeczywistych wydarzeń, to na czym właściwie mogły one polegać? Co wtedy zaszło? Rok 1943 to czas likwidacji lwowskiego getta. Rodzina Lemów uciekła stamtąd wcześnieji  zaczęła się ukrywać pod zmienioną tożsamością. Stanisław jako Ormianin Jan Donabidowicz. Samuel, Sabinai Stanisław Lemowie mieli dobry, aryjski wygląd i bez zarzutu władali językiem polskim. Prawdopodobnie żydłacząca Rachela Kaufman, pochodząca ze społecznych nizin i najpewniej przyjęta na studia medyczne w ramach bolszewickiego awansu społecznego, pomimo najszczerszych chęci nie była  w stanie udawać kogoś innego. Akcent natychmiast by ją zdemaskował. Możliwe też, że mimo niebieskich oczu i blond włosów jej wygląd nie był do końca aryjski. Na problem ze zdobyciem dla niej fałszywych dokumentów wskazuje kolejny fragment Solaris na stronie 226 cytowanego już wydania:

na Ziemi może lądować tylko człowiek, a człowiek to jego papiery. Pierwsza kontrola zakończyłaby tę ucieczkę. Usiłowaliby ją zidentyfikować, więc najpierw rozłączyliby nas i to od razu by ją zdradziło. Stacja była jedynym miejscem, gdzie mogliśmy żyć razem.

Zastąpmy słowo stacja słowem getto” – a dramatyzm tej sytuacji stanie nam przed oczami  w całej pełni...

Zatem  w 1943 roku Stanisław skutecznie się ukrywał, natomiast dla Racheli nie było ratunku. Być może była ona już przewidziana do transportu do obozu zagłady w Bełżcu,  w którym zginęła dalsza rodzina Lema. Jednak czy zakochany młody chłopak mógł zostawić swoją ukochaną na pastwę losu? To raczej wykluczone. Bardziej prawdopodobnyw tej sytuacji,  a także  w ówczesnej kulturze wydaje się romantyczny poryw uczuć, nakazujący umrzeć wraz  ukochaną,  a więc ujawnić się  i zgłosić do tego samego transportu. Niewykluczone, że oboje  o tym rozmawiali, wręcz pokłócili się  o to  i rozstali w gniewie.

Rachela postanowiła do tego poświęcenia nie dopuścić, dlatego popełniła samobójstwo, stawiając Stanisława przed faktem dokonanym i zmuszając go, aby żył dalej – nakazując mu to wręcz jako swoją ostatnią wolę  w cytowanym wyżej liście. Jeśli tak było, to tej dzielnej dziewczynie zawdzięczamy życie i całą twórczość Lema! To naprawdę wielki dług pamięci wobec niej.

Dla Stanisława musiał to być jednak ogromny wstrząs i poczucie winy. Tym większe, jeśli ich ostatnie spotkanie skończyło się kłótnią, tak jak  w przypadku powieściowego Krisa  i Harey. A potem pozostało wielkie, rozpaczliwe pragnienie zobaczenia jej znowu, zrealizowane po latach  w wizji literackiej, która przyniosła autorowi międzynarodową sławę.

Po pierwszym szoku należało jednak jakoś otrząsnąć się  z traumy  i zacząć żyć – tak jak chciała tego Rachela-Harey. Stanisław-Kris bierze się więc  w garść, chociaż sensu dalszego życia już przed sobą nie widzi.Jak pisze na stronie 237:

Utonę w ludziach. Będę milkliwym i uważnym, a przez to cenionym towarzyszem, będę miał wielu znajomych, nawet przyjaciół, i kobiety, a może nawet jedną kobietę. Przez pewien czas będę sobie musiał zadawać przymus, aby uśmiechać się, kłaniać, wstawać, wykonywać tysiące drobnych czynności, z których składa się ziemskie życie, aż przestanę je czuć. Znajdę nowe zainteresowania, nowe zajęcia, ale nie oddam im się cały. Niczemu ani nikomu, już nigdy więcej.

Nie pozwolę też żadnym dziennikarzom wypytywać mnie  o moją pierwszą miłość – należałoby dodać. Czas leczy rany, ale  w przypadku Lema najwyraźniej nie do końca.

Kolejną przesłankę za „hipotezą Racheli” stanowi uwaga na stronie 228 Solaris: „Byłem sam dziesięć lat  i nie ożeniłem się.” Stanisław Lem ożenił się  w 1953 roku, we wrześniu, stąd możemy domniemywać, że tragedia, którą przeżył  w lwowskim getcie, zdarzyła się  w roku 1943. Po wszystkim Lem junior pragnął jak najszybciej opuścić Lwów  i zamknąć za sobą ten rozdział życia, co doprowadziło go opisanego w biografii Orlińskiego sporu z ojcem, ponieważ Samuel Lem opóźniał repatriację, nalegając, aby przed wyjazdem Stanisław ukończył drugi rok studiów medycznych.

Oczywiście nie należy interpretować dosłownie kreacji literackiej jako autobiografii autora. Wszystkie wskazane wyżej cytaty-poszlaki dadzą się wytłumaczyć wewnętrzną logiką powieściowej fabuły Solaris. Jednak zaszłości tych jest tak wiele,  a co więcej, tak wyraźnie łączą się one  z faktami biograficznymi, że istnienie Racheli Kaufman jako pierwowzoru Harey Kelvin wydaje się przypuszczeniem nie do pominięcia.

Powieści Powrót z gwiazd Solaris jawią się więc jako dwie strony tego samego medalu, tak jakby Mistrz, pisząc je obie równocześnie, zarazem poświęcił te książki dwóm najważniejszym kobietom swego życia. Eri, bohaterka Powrotu...z którą Hal Bregg pragnie ułożyć sobie życie w nowym świecie, zastanym po powrocie kosmosu (repatriacji do PRL), którą prosi o zrozumienie i szansę, jawi się jako alter ego Barbary Lem. Harey uosabia zaś bolesną przeszłość.

Przeszłość ta wydawała się ostatecznie zamknięta  w 1968 roku narodzinami syna Tomasza. Wcześniej Stanisław Lem mocno wzbraniał się przed ojcostwem, uważając za rzecz nieodpowiedzialną sprowadzać nowe ludzkie istnienia na tak źle urządzony świat – co wiele razy podkreślał. Uległ jednak perswazji żony – co podsumował  z melancholijną rezygnacją  w jednym  z listów do przyjaciół, stwierdzając, że jest czas śmierci  i czas życia,  a teraz najwyraźniej przyszła pora na to drugie...

Duch Racheli przypomniał jednak  o sobie kilkanaście lat później,  w młodzieńczym opowiadaniu Tomasza Lema, które zaskoczyło  i poruszyło sławnego Lema seniora. Historię tę znajdujemyw napisanej przez Tomasza biografii Awantury na tle powszechnego ciążeniaT. Lem, Awantury na tle powszechnego ciążenia, Kraków 2014.[3], na stronie 225, gdzie mowa jest  o jedynym utworze literackim syna, który wzbudził większe zainteresowanie ojca. Chodziło tu  o napisane około 1986 roku opowiadanie  o cyrkowej akrobatce tańczącej na linie, której wielbiciel skrycie odwiązywał linkę asekuracyjną, aby samemu trzymać ją  w dłoniach.

Kulminacją opowiadania była scena, w której dziewczynce omsknęła się noga, a mężczyzna przez chwilę „trzymał w rękach jej życie”, a po chwili wahania wypuścił linę z rąk.

Syn pisarza wspomina, że ogromnie poruszony ojciec dopytywał, „skąd mu się to wzięło?”, a Tomasz odpowiadał, że „samo z siebie” – na co pisarz, kręcąc głową, przyznał, że i jego utwory „coś w nim pisało”. Niewykluczone, że on też kiedyś trzymał w rękach czyjeś życie i ono mu się wymsknęło...

Powyższą teorię skonsultowałem z rodziną pisarza i za pośrednictwem sekretarza Wojciecha Zemka otrzymałem odpowiedź następującą:

Szanowny Panie Konradzie:

obawiam się, że trudno będzie znaleźć osobę, która zweryfikowałaby Pana hipotezę, chociaż brzmi ona szalenie atrakcyjnie. Niestety, upływ czasu sprawił, że chyba wśród żyjących nie ma nikogo, kto mógłby nam pomóc w tej sprawie.

Kiedy więc musi zamilknąć Historia, oddajmy głos Literaturze.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Konrad T. Lewandowski, Hipoteza Racheli. Młodzieńcza miłość Stanisława Lema, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 109

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...