15.07.2021

Nowy Napis Co Tydzień #109 / Kolczaste druty i psia dusza

Wznowienie książki Georgija Władimowa Wierny Rusłan właśnie teraz, kiedy mocarstwo ze Wschodu po raz kolejny pokazuje swoje złowrogie i agresywne oblicze, odczytuję jako rodzaj ostrzeżenia dla wszystkich pamiętających Związek Sowiecki. A tych, którzy go nie pamiętają, zachęcam do sięgnięcia po książkę, która w Polsce w latach 80. miała aż trzy wydania w „drugim obiegu”. To jedna z najwybitniejszych powieści poświęconych łagrom, stawiana śmiało obok Jednego dnia Iwana Denisowicza Aleksandra Sołżenicyna czy Opowiadań kołymskich Warłama Szałamowa. Zwłaszcza, że łagry istnieją i wciąż są do nich zsyłani niepokorni wobec kremlowskiej władzy. Lektura tej mistrzowsko sugestywnej prozy, historii obozowego psa Rusłana, to jednocześnie konieczne remedium na zalewającą nas zewsząd popkulturową literacką konfekcję – obcej i rodzimej produkcji.

Władimow obnaża okrucieństwo człowieka wobec człowieka, a także wobec niewinnego zwierzęcia. Pokazuje system właściwy dla totalitarnego państwa: wartości, takie jak wierność, przywiązanie, wreszcie bezinteresowna miłość psa do jego pana, zostają w szatański sposób zaprzęgnięte w system dręczenia ludzi. Bo przecież sowiecki system opierał się właśnie na udręce: na torturowaniu słabszych przez silniejszych aż do całkowitego wycieńczenia fizycznego i dewastacji duchowej – każdy zek (więzień) miał uważać, że wszystko, co mu się przytrafia w łagrze, jest konsekwencją jedynej i słusznej „sprawiedliwości socjalistycznej”, a więc jest dla niego dobre.

Rusłan wzorowo wykonuje Służbę (tak w powieści), jest ona dla niego wszystkim, kocha też swego pana. Świat w książce oglądamy psimi oczami, a te widzą zupełnie co innego niż ludzkie. Obozowy pies perfekcyjnie i bezlitośnie konwojuje kolumny więźniów podążające do pracy przy wyrębie lasu, po zapachu wyłapuje winowajców w tłumie, jeśli trzeba – skacze do gardła. Jego miłość i oddanie panu, czyli łagrowemu konwojentowi, jest całkowite. I wszystko w psim życiu byłoby bez zarzutu, gdyby nie to, że łagier zostaje zlikwidowany, strażnicy rozjeżdżają się w sobie tylko wiadome strony, a psy zostają pozostawione samopas. Rusłan początkowo szuka swego pana (który notabene zwraca się do niego per „ścierwo”, co doskonale obrazuje stosunek człowieka sowieckiego do zwierząt), a potem, wraz z innymi psami, błąka się po lasach i ulicach najbliższego miasteczka, skąd z rampy konwojowano kolejne transporty więźniów. Gdy w końcu znajduje swego pana, ten sadystycznie wpycha mu do pyska chleb z musztardą. Co robić dalej?

Georgij Władimow (1931–2003) nigdy nie opublikował swojej powieści w Związku Sowieckim. Było to po prostu niemożliwe. Władzy narażał się zresztą już przed jej napisaniem. W 1967 roku skierował do IV Zjazdu Pisarzy ZSRR list, w którym domagał się dyskusji nad krytycznymi wypowiedziami Aleksandra Sołżenicyna w sprawie cenzury. Dziesięć lat później Władimow wystąpił z listem w sprawie sądzonych wtedy Jurija Orłowa, Aleksandra Ginsburga i Anatolija Szczarańskiego – a jeszcze potem wystąpił ze Związku Pisarzy ZSRR. Stał się dysydentem, na co dzień prześladowanym przez KGB, a wreszcie w 1983 roku zmuszonym do emigracji. Wyjechał z ojczyzny, choć bardzo tego nie chciał – dopiero groźba uwięzienia żony przyczyniła się do podjęcia tej dramatycznej decyzji. Na Zachodzie, w Niemczech, gdzie osiadł, włączył się w działalność wydawniczą, redagował emigracyjne pismo „Grani”, ale po upadku Sowietów jego sytuacja materialna wcale się nie poprawiła. Pozostał na Zachodzie, gdzie kontynuował pracę nad swoją najważniejszą książką – batalistycznym freskiem, nawiązującym do wielkiej epopei Tołstoja, zatytułowaną Generał i jego armia, dziś stawianą na równi z takimi arcydziełami literatury rosyjskiej XX wieku jak Doktor Żywago, Archipelag Gułag czy Mistrz i Małgorzata.

A Wierny Rusłan? Tak pisał o tej książce René Śliwowski, wybitny znawca literatury rosyjskiej, krytyk literacki i tłumacz:

[Władimow] Rejestruje w sposób bezprzykładny, wstrząsający, jaką rolę człowiek wyznaczył zwierzęciu w zniewalaniu tego, który mógłby być jego panem i przyjacielem, towarzyszem doli i niedoli, żywicielem wreszcie i opiekunem. Ale człowiek nauczył go nienawidzić tego innego człowieka, posadzonego za drutami, zaszczutego podobnie jak on sam. Nauczył go też, jak do takiej sytuacji przywyknąć, uznać za normalną, a nawet czerpać z niej satysfakcję. Ale oto nastanie dzień, kiedy okaże się raptem, że ze zniewoleniem było lepiej i prościej, a gdy znikną łagry i kolczaste druty, nie będzie miejsca i dla wykoślawionego zwierzęcia.

Nie będzie miejsca, dlatego książka Władimowa jest nie tyle opisem życia łagrowego, ile straszliwych konsekwencji tego systemu, które pozostawia on nawet w duszach niewinnych zwierząt. A ludzie? Ci są przecież jeszcze gorsi. W panu Rusłana mamy obraz kata, który jest przyuczony robić tylko to, co mu się każe, wykonuje więc na zimno egzekucje w lesie, mimo błagań więźnia, który domaga się okazania elementarnego człowieczeństwa. Ono nie istnieje. Ofiara łagru, były więzień Wycieruch – nazwany tak przez Rusłana, który wyczuł łagierny zapach bijący od odzieży nieszczęśnika – to też człowiek złamany. Nie jest w stanie nawet pojechać do swojej rodziny, odnaleźć bliskich. Po co? Przecież oni ułożyli sobie życie bez niego, a kiedy się zjawi, będą mieli tylko problemy. Wegetuje w przyobozowym miasteczku, a towarzyszy mu obozowy pies, któremu w pokrętnej psiej logice zdaje się, że cały czas pilnuje więźnia, a kiedy wszystko wróci do normy i łagier zostanie odbudowany, wtedy on – Rusłan odprowadzi Wycierucha za drut kolczasty. Wreszcie pociąg wjeżdża na stację, wysiadają zeń ludzie, którzy formują kolumnę marszową, a ze wszystkich zaułków miasteczka zbiegają się szkolone w pilnowaniu zeków psy.

Mistrzowskie zakończenie powieści Władimowa to przerażające pandemonium kipiące krwią i nienawiścią. Wydaje mi się nawet, że to właśnie dzięki opisowi skumulowanego zła książka wcale nie straciła na aktualności. Warto wciąż czytać o tym, jak system oparty na udręce deformował każde życie i każdy los – ale nie tylko po to, by już nigdy nie zdarzyła się jego recydywa. Także dlatego, by dzisiaj nienawiść nigdy nie stanowiła dla nas drogowskazu, o niczym nie decydowała, nie dochodziła do głosu w mediach, na ulicy, w polityce, w naszych domach.

Georgij Władimow, Wierny Rusłan. Historia obozowego psa, tłum. Andrzej Drawicz, Poznań: Rebis, 2021.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wojciech Chmielewski, Kolczaste druty i psia dusza, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 109

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...