Nowy Napis Co Tydzień #112 / „wszystko zresztą można zrymować” – o świadomości ciała swojego wiersza
Ciało wiersza Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego to zbiór zapętlony i zwarty zarazem. Wydany przez Biuro Literackie tomik jest precyzyjnie skomponowany, wiersze są w szczególny sposób połączone – odsyłają do siebie za pośrednictwem powracających motywów, słów i fraz. Jakby poeta tkał ze słów misterną, pajęczą sieć, tworząc harmonijną, zamkniętą całość. Metafora pajęczej sieci wydaje się tu nieprzypadkowa, ponieważ poeta celowo łączy i przeplata ze sobą poszczególne nici, nieustannie sprawdzając czujność czytelnika, wyznaczając tematy stanowiące oś tematyczną oraz kręcąc się wokół tych samych poetyckich obrazów i zwrotów. Intertekstualna zabawa proponowana przez Tkaczyszyna-Dyckiego jest wielopoziomowa, rozgrywa się w przestrzeni samego Ciała wiersza, ale obejmuje też całą literacką twórczość poety i – wreszcie – należy ją rozumieć także jako (świadomy lub nie) dialog z innymi pisarzami.
Utwory budujące Ciało wiersza – począwszy od pierwszego, a skończywszy na pięćdziesiątym drugim – układają się w cykl, za sprawą którego Tkaczyszyn-Dycki zaprasza nas do meta- i transliterackiej interpretacji. Poeta zestawia różne, często bardzo odległe obrazy, udowadniając tym samym, że akt twórczy nie jest kiełznany przez żadne ograniczenia. W utworze XXVIII. stawia wyraźną tezę, że „wszystko […] można zrymować”. Pokazuje w ten sposób, jak bardzo plastycznym i pojemnym materiałem jest język jego wierszy. Słowa „zrymować” nie należy tu jednak rozumieć dosłownie, jako użycia w klauzulach wersowych rymów, Tkaczyszynowi-Dyckiemu chodzi bowiem o poetycką wolność konfrontowania ze sobą wszystkiego; nawet tego, co wydaje się niepoetyckie, sprzeczne, odległe, nieprzystawalne czy niepodlegające porównaniom. I w tym właśnie tkwi siła jego lirycznego idiomu – niezależnie od tematu czy słownego materiału potrafi on napisać dobry wiersz.
Dycki przyzwyczaił czytelnika do tego, że w jego poezji powracają motywy autobiograficzne. Wólka Krowicka, jedno z najważniejszych miejsc na poetyckiej mapie poety, jest wspominana także w tym tomie. Również postać matki, przemieniającej się w Hrudnychę lub w „niedobrzycę” (VI. Wieloimienna), zjawia się niejednokrotnie na kartach tych wierszy. Znamienna wydaje się klamra kompozycyjna, spajająca ten tom (i potwierdzająca jego cykliczny charakter) – Ciało wiersza otwierają oraz zamykają utwory, w których pojawia się właśnie Hrudnycha, a także postać Norwida
nie wiadomo kiedy Hrudnycha
odkochała się w Norwidzie
mówiło się we wsi że odeszła
od Norwida bo zmądrzałaE. Tkaczyszyn-Dycki, Ciało wiersza, Wrocław 2021, s. 5. [2].
Co ciekawe, ostatni wiersz – LII. Usprawiedliwienie poeta otwiera identyczną frazą:
nie wiadomo kiedy Hrudnycha
odkochała się w Norwidzie
i co z tego wszystkiego miałem ja (syn
Hrudnychy) mówiło się we wsi
że skoro przychodził i odchodził
to nigdy o nim nie zapomni
odchodził i przychodził (widziałem wszak
na własne oczy po zgaszeniu
światła) choć nie przeczytała jego ciemnych
wierszy nie mogła się skupićTamże, s. 56. [3].
Odniesienie do Norwidowskich ciemności jest jedną z wielu intertekstualnych aluzji, które czytelnik odnajdzie w tym tomie. Inne nawiązanie do wielkich poprzedników znaleźć można w wierszu XXXV., gdzie przywołane zostają Różewiczowskie Drzwi („W ciemnym pokoju / na stole stoi kieliszek / czerwonego wina // przez otwarte drzwi / widzę krajobraz dzieciństwa […]”)
pierwsze drzwi były pełne
brudu (jak to we śnie
w poezji) i drugie i trzecieE. Tkaczyszyn-Dycki, Ciało…, s. 39. [5]
Z kolei w drugiej części tego utworu w metaforycznym (i celowo udosłownionym) znaczeniu powraca słynny fragment Epilogu z Pana Tadeusza Mickiewicza („O, gdybym kiedy dożył tej pociechy / Żeby te księgi zbłądziły pod strzechy”
nie zapominając o tym
że wyszedłem z ludu
i że wrócę pod strzechy (do domu
w Wólce Krowickiej krytego
strzechą)E. Tkaczyszyn-Dycki, Ciało…, s. 39. [7]
Dużo ciekawszym (niż odesłanie do Mickiewicza) zabiegiem intertekstualnym jest jednak dialog, który Dycki prowadzi z samym sobą, starając się opisać i zdefiniować ciało swojego wiersza, dotknąć, doświadczyć go, ale także ustanowić ironiczny dystans wobec niego. W utworze zatytułowanym wymownie X. Mięso, ożywiając starą opozycję: forma (wiersz) – treść (poezja), Dycki wyznaje:
[…] w moim domu rośnie góra nienapisanych
wierszy czyli prawdziwe mięso
nie wnikając w to czym jest poezjaTamże, s. 14. [8]
Podobną refleksję zawiera liryk XVI. Ponaglenie, w którym poeta ponownie wskazuje na relację wiersz – poezja:
niech ciało będzie z tobą a ja
przy tobie w jednym
wierszu niczym w jednym grobie
[…]
niech ciało będzie z tobą
a ja przy tobie (o poezję zupełnie
nie dbam) o ciało wiersza
nikt się nie upomni nie ma o co[10] Tamże, s. 20. [9]
Znaczący w kontekście wspomnianego zestawienia jest również dystych kończący wiersz XVII.: „niech ciało będzie z tobą / a ja przy tobie w jednym wierszu”
nigdy nie miałem ciała
[…]
(ale najpierw sprawdziłem na ile jestem
poetą) toteż nigdy nie miałem ciała
nawet w wierszuTamże, s. 48. [11].
Dycki daje w ten sposób wyraz niezwykłej bliskości, jaką odczuwa wobec swojego utworu, wykorzystując (auto)ironiczny dystans.
Na koniec chciałabym wskazać na niezwykłą wrażliwość na ludzkie imię, które jest nośnikiem pamięci, jeden z najbardziej poruszających motywów powracających w Ciele wiersza. W zbiorze tym dwukrotnie pojawia się taka sama prośba o opowiedzenie imienia (które rozumiane jest bardzo szeroko, także jako nazwisko lub określenie identyfikujące ludzi)
bo tylko w poezji możemy swobodnie
obracać dawnymi imionami (Szmigrodzcy
lub Żmigrodzcy) nie dbać o to
że po raz kolejny nie udaje się nam
niczego powiedzieć i że tak już będzie
jutro również ku naszej uciesze
podrzucisz nam jedną wzmiankę więcej
jeszcze jedno piękne imięTamże, s. 34. [13].
Przywracając w wierszach niesłusznie zapomniane imiona, Dycki dowodzi, że wszystko może zrymować, przekuć w wiersz. Między innymi dzięki tym zabiegom jego idiom poetycki jest tak rozpoznawalny. Ciało jego wierszy otwiera się na brzmienie imienia, które niesie ze sobą opowieść o przeszłości:
podobno w moich wierszach
zawsze było więcej zepsucia niż gdzie indziej
a następnie sporo pięknych imion
przypominam sobie z dzieciństwa Urgalskich
i Świtalskich o których w poezji
nikt się nie zająknął aczkolwiek powinienTamże, s. 47. [14].
Tkaczyszyn-Dycki dowodzi, że literacki materiał może czerpać skądkolwiek, włączając do wiersza zagubione lub omijane dotychczas słowa, motywy czy brzmienia. Jednocześnie nieustannie ją przekształca i kreuje na nowo polszczyznę, co zapewne jest zasługą doskonałej świadomości ciała swojego wiersza.
E. Tkaczyszyn-Dycki, Ciało wiersza, Biuro Literackie, Wrocław 2021.
