12.08.2021

Nowy Napis Co Tydzień #113 / Bestiariusz nowohucki [fragment]

Autorka odczytuje fragment swojej powieści. 

Ruszam z chronologią zdarzeń, do owego wtedy, na klatce. Ona przy naszych butach. Byliśmy w tym razem, choć Huta się upominała. Emski i Pe, majstrzy z siłowni, już niuchali stalowe powietrze, już przebierali nogami, tak jak Ka, chociaż ona nie z kombinatu, a z zaopatrzenia. Oni wytwarzali, ona wydawała, oni mieli szacunek, ona faktyczną władzę, ale spieszno im było po równo. Wszystkim nam zresztą było, bo stal nas popędzała, ciche zgrzytnięcia podpowiadały: zostawcie ją, lećcie, czas na nocne buchnięcia pieców, czas na żar i wykucie realności z marzeń. Podłapali to kolejni, zniecierpliwienie spadło im na twarze, Zet i Jot też odlatywali do swojego wypalania cegieł. Tak, cegły im były w głowie, gdy nogi potrącały ciało, sprawdzając, jak zachowa się martwa materia. Przetwarzali ją w myślach jak glinę w kawałek ściany. Niecierpliwość płynęła nam w żyłach razem ze zgorzeliną. Trzeba pracować, ale tylko jedno nie pozwalało nam wszystkim pobiec prosto do pracy, zostawić jej tu samej. A był to mężczyzna stojący na schodach, nad nami.         

Stał w mętnym kuchennym świetle swojego mieszkania. Złapał się poręczy, dopiero wtedy dostrzegłam jej elegancję, bo w szale i mroku byłam ociemniała. Korytarze robotniczych hoteli wywołałyby w nim obrazę, nie dotknąłby poręczy nawet przez szmatę, tu jednak mógł to robić bez obawy. Tak mi się wydawało, choć pewnie jeszcze rok temu spał z matką na sianie. Podpierał się, wpół złożony jak brzytwa, przytępiony obecnym widokiem albo naszym wcześniejszym szałem. Był piegowaty, włosy jak ruda sałata. Zapiął krzywo koszulę. Nie widział nas wcale, prześwietlał oczami jak promieniami gamma, dostrzegł jedynie kobietę leżącą niezbyt zgrabnie. To mi uprzytomniło, że zaraz dotrze mu z oczu do mózgu widok nas stojących nad ciałem, niezdecydowanych, niepewnych, co zrobić z nią i ze sobą w obliczu tego obrotu sprawy, jedną połówką siebie już w kombinacie. Póki ten na schodach jest w rozsypce, my musimy się na nowo scalić, wrócić do stanu sprzed przełamania, gdy szliśmy razem noga w nogę spod Giganta. Zerknęłam na Efa, potem na Pe. I jeszcze na Ka błagalnie.

– Ty żeś to zrobiła. Ona! – tak głośno krzyknął Zet, że aż odskoczył pod drzwi, tak jak przed kilkoma minutami, gdy otworzył tamte, na górze, i jak granat wrzucił do środka słowa całkiem podobne. Gorąc mnie uderzył, rozżarzył głowę, zaczął spływać w ręce i nogi. Choć byłam płynna w środku, kompletnie zastygłam. Gdybym mogła, to bym się odwróciła, podbiegła, zajrzała mu prosto w oczodoły, upewniła się, czy właśnie to miał zamiar powiedzieć, ale w moim małym ciele zbierało się na wrzenie. Stal coraz mocniej zgrzytała, a ja coraz mniej widziałam. Czarne plamki jak kwiaty latały po ścianach.

E. Łapczyńska, Bestiariusz nowohuckiStronie Śląskie: Biuro Literackie, 2020

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Elżbieta Łapczyńska, Bestiariusz nowohucki [fragment], „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 113

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...