12.08.2021

Nowy Napis Co Tydzień #113 / „[…] gdybym nawet tylko zgadywał i zmyślał, nie można by zgadywać trafniej ani zmyślać skuteczniej”

L. Sciascia, Rada egipska, przeł. H. Kralowa, Próby–Austeria, Warszawa 2020, s. 190.

 

Ponad pół wieku musiało minąć, by na język polski została przetłumaczona Rada egipska Leonarda Sciascii, która we Włoszech ukazała się w 1963 roku. Warto było poczekać, książka trafia do rodzimego czytelnika w pięknym wydaniu Austerii i Prób, w świetnym tłumaczeniu Haliny Kralowej. Polacy przyzwyczaili się do tego, by nazwisko Sciascii łączyć z tematem sycylijskiej mafii. Jednak tym razem pisarz umieścił akcję swojej powieści w czasach, kiedy Włochy nie były jeszcze zjednoczonym państwem. W centrum Rady egipskiej, rzecz jasna, znajduje się Sycylia. Wyspa ta ukazana jest u schyłku XVIII wieku: opisane wydarzenia rozgrywają się w latach 1782–1795. Sciascia eksponuje w książce przede wszystkim dwie postaci historyczne: pierwszą z nich jest, pochodzący z Malty, duchowny-orientalista Giuseppe Vella (1749–1814); a drugą – wielki patriota, wybitny intelektualista i prawnik Francesco Paolo di Blasi (1753–1975). Autor celowo splata ich historie, stawiając tezę, że działania bohaterów – fałszerstwo Velli i planowana przez Di Blasiego rewolucja – mają podobny cel: pozbawienie sycylijskiej arystokracji majątku oraz władzy. Kluczowym zagadnieniem, na którym Sciascia koncentruje się w swojej powieści, jest powszechnie akceptowana niesprawiedliwość społeczna, czyli to, co pod koniec XVIII wieku jest największym problemem Sycylii, gdzie podtrzymywanie feudalnego porządku jest na rękę arystokracji i rządzącym. 

Przypadek Rady egipskiej jest niezwykle ciekawy, ponieważ Sciascia, znany ze swojej fascynacji dawnymi kronikami włoskimi (wystarczy wspomnieć choćby jego niezwykłą książeczkę Morte dell’inquisitore), stworzył klasyczną powieść historyczną. Umieszczając akcję w osiemnastowiecznym Palermo, nie rezygnuje z centralnego dla swojego pisarstwa tematu, czyli ukazywania paradoksów sycylijskiej rzeczywistości. Z pewnością Rada egipska jest lekturą wymagającą znajomości kontekstu feudalnej przeszłości wyspy, a także historii obu falsyfikatówNa ten temat zob. M. Marsilio, Perché leggere questo libro. „Il Consiglio d’Egitto di Leonardo Sciascia”, „La Letteratura e Noi” 21 września 2018, https://www.laletteraturaenoi.it/index.php/la-scrittura-e-noi/834-perché-leggere-questo-libro-il-consiglio-d’egitto-di-leonardo-sciascia.html[dostęp: 2.07.2021].[1]. Wówczas czytelnik nie zgubi się w plątaninie postaci i faktów. Co istotne, to nie postaci fikcyjne, ale historyczne odgrywają główne role w powieści Sciascii.

Pierwszoplanowym bohaterem od samego początku zdaje się być Vella, którego nazwisko związane jest z badaniami nad orientalnymi wpływami na Sycylii, pod koniec jednak to na Di Blasim koncentruje się narracja. Historia kończy się w momencie, w którym Di Blasi zostaje ścięty na palermitańskim placu. Sciascia celowo zamyka swoją książkę w ten sposób, wskazując na sycylijskie przekleństwo, jakim jest niemożliwość zmian. Problem ten w najpełniejszy sposób opisał Giuseppe Tomasi di Lapmedusa w słynnym GepardzieG. Tomasi di Lampedusa, Gepard, tłum. S. Kasprzysiak, Warszawa [2009].[2], ukazując Sycylię jako wyspę trawioną słońcem, gdzie marazm staje się ideologią, w której najważniejszym elementem jest zachowanie dotychczasowego status quo. Di Blasi umiera jako spiskowiec, dopominający się o wolność i równość, przeciwstawiający się dotychczasowemu systemowi, a więc sądom takim, jak ten: „Szlachetnie urodzeni: sól sycylijskiej ziemi”L. Sciascia, Rada…, s. 22.[3]. Problem braku równości, który dostrzega Di Blasi, nie jest oczywisty dla sycylijskiej (choć nie tylko dla tej) arystokracji. W wyjątkowy sposób Sciascia ukazuje tę kwestię w rozmowie przedstawicieli wyższych sfer: 

– A jaka jest różnica między wami a tamtymi ludźmi? – zapytał Di Blasi, wskazując na rybaków, którzy naprawiali sieci, przytrzymując je rozsuniętymi palcami stóp.

– A wy nie widzicie różnicy?

– Nie widzę. Ja widzę równych sobie ludzi. Tylko że my jesteśmy tutaj i próżnujemy, ciesząc się chłodem, dobrze ubrani, dobrze uczesani, a oni pracują.

– I dla was to nic?

– Zupełnie nic. Chyba że chcecie spojrzeć na to z punktu widzenia sprawiedliwości, wtedy przyznam, że między nami i nimi są bardzo poważne, haniebne różnice. Mówię haniebne dla nas… Ale w ich byciu ludźmi, i w naszym, żadnej różnicy nie ma: są ludźmi jak wy, jak ja… Niech tylko znikną te straszne słowa, jakimi są moje i twoje…

– A czymże ja będę bez tego, co moje?

– Człowiekiem… To wam nie wystarcza?

– Ale jestem nim bardziej, mając swoje ziemie, swoje domyTamże, s. 54.[4].  

Arystokracja nie dostrzega niczego poza czubkiem własnego nosa, a lud, przywykły do bycia sługą swojego pana, ten stan rzeczy od pokoleń akceptuje. Jakby o bierności decydowała siła tradycji. Nie bez cienia ironii Di Blasi opisuje mentalność Sycylijczyków: „nasz gmin zwykł lizać rękę, która go bije, a gryźć tę, która próbuje mu pomóc…”Tamże, s. 57.[5]. Punkt widzenia bohatera wykracza w tym przypadku daleko poza horyzont poznawczy zarówno arystokracji, jak i – trzeba to podkreślić – sycylijskiego gminu. Według Di Blasiego wszystkie warstwy społeczne przywykły do porządku, który (niesłusznie) uznały za naturalny, bo potwierdzony przez trwające od stuleci rytuały tradycji. Oto arystokraci przyzwyczaili się do zamożności, a nawet zbytku, wierząc, że stanowią grupę szczególną, uprzywilejowaną, zaś gmin – nie buntując się i nie podważając tego porządku – zgodził się cierpieć wyzysk, ponieważ tak było od zawsze. Tymczasem, sugeruje Di Blasi, przekonania te wcale nie są naturalne, to jedynie sztuczny twór służący do uzasadnienia nierówności:  

– To fakt – powiedział adwokat Di Blasi – że każde społeczeństwo wydaje taki rodzaj oszustwa, jaki do niego pasuje. A nasze społeczeństwo, które samo w sobie jest oszustwem, oszustwem prawnym, literackim, ludzkim… Tak, ludzkim: egzystencjalnym, powiedziałbym… Nasze społeczeństwo nie przestało produkować, w sposób naturalny, oczywisty, innego rodzaju oszustwa… 

– Wy robicie filozofię z najpospolitszego przestępstwa – powiedział don Saviero Zarbo.

– O nie, to nie jest pospolite przestępstwo. To jeden z tych faktów, które służą określeniu społeczeństwa, to moment historyczny. W rzeczywistości, gdyby na Sycylii kultura nie była, mniej czy bardziej świadomie, oszustwem, gdyby nie była instrumentem w rękach baronowskiej władzy, czyli fikcją, nieustanną fikcją i fałszowaniem rzeczywistości, historii… Otóż powiem wam, że sprawa opata Velli nie byłaby możliwą… Powiem więcej: opat Vella nie popełnił przestępstwa, on tylko zmontował parodię przestępstwa, zmieniając jego cele… Przestępstwa, jakiego na Sycylii dokonuje się do wieków…Tamże, s. 134–135.[6] 

To ciekawe, że demaskując największe sycylijskie „oszustwo”, które legitymizuje porządek społeczny na Sycylii, Di Blasi podejmuje temat fałszerstwa Velli oraz, co więcej, historiografii, którą postrzega jako trudną do pojęcia mistyfikację. Nie inaczej myślał o tym sam Vella: 

[…] don Giuseppe tłumaczył mu powoli, że praca historyka jest jednym wielkim oszustwem, szarlatanerią, że słuszniej jest historię wymyślać, niż przepisywać ją ze starych stronic, dawnych tablic, dawnych nagrobków; i jakby na to patrzeć, wymyślanie jej wymaga większej pracy, a zatem, uczciwie rzecz biorąc, ich trud zasługuje na wynagrodzenie większe od wynagrodzenia prawdziwego historyka, historiografa cieszącego się tytułem, pensją, prebendami.

– To jedno oszustwo. Historia nie istniejeTamże, s. 62.[7]

Skoro dominująca narracja sycylijska jest kłamstwem, sztucznym tworem, który ma służyć usprawiedliwieniu dominacji jednych nad drugimi, trudno nie dojść do przeświadczenia, zgodnie z którym „historia nie istnieje”. Wszystko jest kompilacją, przetwarzaniem źródeł, a to musi być naznaczone przypadkowością, czy wręcz – dowolnością. Nie zachowały się przecież wszystkie możliwe dokumenty, historyk buduje więc swoją opowieść ze szczątków, uzupełnia własnymi poglądami, które zależne są od politycznych sympatii oraz osobistych preferencji. Jednocześnie ten sam historyk usiłuje zaprezentować swą opowieść jako obiektywną i wiarygodną, co jednak trudno uzgodnić z metodą jego pracy. Dlatego, sugeruje Vella, bardziej uczciwa jest praca tego, kto wymyśla – czyli tak naprawdę pisarza, bo on nie tworzy mistyfikacji, ale jedynie fikcję literacką. Inna sprawa, że ta wizja może się z czasem przekształcić w opowieść, która doprowadzi do legitymizacji nowego porządku. W ten sposób Sciascia odkrywa przed czytelnikiem nie tylko mroczne zakamarki sycylijskiej duszy, ale i niebezpieczny fenomen pisarstwa historycznego, o którym nie zawsze chcemy pamiętać.  

Jednak pisarz nie chciał chyba pozostawić czytelników w przeświadczeniu, że Sycylia to jedynie kraina oszustwa. Dlatego Di Blasi, nim zostanie ścięty, wypowiada słowa, które zostają przekazane Velli:  

– Odpowiedział – ciągnął kapelan – że życie jest pełne oszustw, a wasze ma przynajmniej tę zaletę, że jest wesołe, a nawet, w pewnym sensie, jak mi powiedział, użyteczne. I że podziwia waszą wyobraźnięTamże, s. 184.[8]

Tak, bo Sycylia to nie tylko mroczne przestępstwa i oszustwa, ale także słońce oraz beztroska – dwa zasadnicze elementy sycylijskiego mitu, w którym elegia przeplata się z idyllą. 

Warto na koniec wspomnieć jeszcze jedną autentyczną postać pojawiającą się w Radzie egipskiej, czyli Jospeha Hagera (1757–1819), włoskiego lingwistę, leksykografia i orientalistę austriackiego pochodzenia, którego w 1788 roku wezwano do rozstrzygnięcia sporu o oryginalność przygotowywanych przez Vellę tłumaczeń. Hager w 1875 roku staje się przypadkowym świadkiem palermitańskiej egzekucji: „Di Blasi spojrzał po raz ostatni na plac, zobaczył jeszcze doktora Hagera, skupionego, jakby odcyfrowywał stronę kodeksu San Martino”Tamże, s. 192.[9]. Spojrzał i cóż sobie pomyślał? Pewnie, że ta austriacka skrupulatność nijak ma się do sycylijskiej złożoności.

Rada egipska jest w konsekwencji fascynującą opowieścią o fenomenie bycia mieszkańcem Sycylii, o fenomenie wyspy, która należy co prawda do Włoch, ale przez wieki wykształciła odrębny, do niczego nieporównywalny modus vivendi. Można więc sobie życzyć, by – po Radzie egipskiej – do rąk polskich czytelników trafiło tłumaczenie książki Morte dell’inquisitore tego wielkiego sycylijskiego pisarza, jakim niewątpliwie był Leonardo Sciascia.

 

L. Sciascia, Rada egipska, tłum. H. Kralowa, Próby–Austeria, Warszawa 2020.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Magdalena Śniedziewska, „[…] gdybym nawet tylko zgadywał i zmyślał, nie można by zgadywać trafniej ani zmyślać skuteczniej”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 113

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...