12.08.2021

Nowy Napis Co Tydzień #113 / Mało tekstu, dużo treści. O „Cyfrach lęku” Andrzeja Wojciechowskiego

Najnowszy tom poetycki doświadczonego twórcy, jakim jest Andrzej Wojciechowski, to przykład poezji bardzo oszczędnej w słowa, pełnej pokory wobec języka i świadomej jego ograniczeń, a jednocześnie ufającej, że jedynie język jest w stanie pomóc człowiekowi w okiełznaniu chaosu egzystencji.

Andrzej Wojciechowski to twórca od lat związany z Olsztynem. To właśnie tam urodził się przeszło sześćdziesiąt lat temu, a obecnie mieszka nieopodal tego miasta, w Jonkowie. Jako poeta debiutował na łamach „Warmii i Mazur” w 1977 roku. Publikował w takich pismach jak „Borussia”, „Poezja” czy „Miesięcznik Literacki”. Dotąd wydał łącznie pięć książek poetyckich. Pierwszą – w 1979 roku pod tytułem Klakier. Następnie Dziennik zajęć (1985), Zapis z cienia (1991), A jeśli zgodzisz się być moją ojczyzną (2002), a także Wiersze dla psa (2017). Ten ostatni tom przyniósł mu nominację do nagrody imienia Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w kategorii Orfeusz Mazurski (kategoria przeznaczona dla twórców z Polski północno-wschodniej). Cyfry lęku to tym samym jego szósty tomik, a drugi w ostatnim pięcioleciu.

Pośród lęków

Choć Wojciechowski od zawsze związany był z Mazurami, przez pewien czas w latach 1989–1993 przebywał w Niemczech. Publikował w tamtejszej prasie i współpracował ze środowiskami polonijnymi, między innymi w Monachium i Dortmundzie. Po powrocie do Polski na początku lat dziewięćdziesiątych podjął pracę terapeuty w Oddziale Młodzieżowym Wojewódzkiego Zespołu Lecznictwa Psychiatrycznego w Olsztynie. Współpracował także z miejscowym oddziałem MONAR. Warto dodać, że jest absolwentem Wydziału Pedagogiki i Wychowania Artystycznego Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Obecnie w Olsztynie prowadzi prywatną praktykę w zakresie psychoterapii integratywnej.

W pewnym sensie w Cyfrach lęku da się odczuć reminiscencje zawodowych doświadczeń autora. Nie oznacza to jednak, że jego tomik stanowi jedynie prostą próbę autoterapii czy też przepracowania własnych lęków za pomocą słowa. Dostrzegalna jest tu raczej wyraźna wrażliwość poety na ludzką kruchość. W wierszach Wojciechowskiego da się odczuć głęboką świadomość tego, jak skomplikowaną i delikatną konstrukcją jest człowiek i jego dusza. A także tego, jak znaczące piętno na owej duszy może odcisnąć rzeczywistość, w tym samotność, ból istnienia czy świadomość nieuchronności śmierci.

Waga słów

Tom Wojciechowskiego podzielony jest na kilka segmentów, które można określić mianem quasi-cykli. Dlaczego z przedrostkiem „quasi”? Bo relacyjność i spójność tematyczna utworów uszeregowanych w kolejnych grupach jest względna. Twórca nie tworzy sztywnych ram, w których umieszczałby swoje wiersze, raczej konstytuuje ogólną przestrzeń narracyjną. Cztery spośród sześciu grup noszą tytuły Modlitwa (odpowiednio numerowane od I do IV). Dwie pozostałe to Wigilia oraz Przepraszam słowa. Ten pierwszy, złożony z kilku wierszy podzbiór to refleksje na temat mocy poezji, trudu pisania i tego, jak owo pisanie może pomagać człowiekowi.

Tak pisze Wojciechowski w jednym z wierszy:

Zobaczyć
zniszczonym wierszu
całe życie
co nie zasługuje na życie
pisać
dla dobra krwi
pod spróchniałym niebem
w jęku ukrytym
zapomnieć
czas
stertę złomu
co wciąż dzwoni
o blachę smutku
zapłakaną rdzą
jestem
zgniecioną kartką
sinym wersem
trumną
zabitą gwoździem
bez słowa

W tej krótkiej formie uderza intensywność myśli, w tym identyfikacja mówiącego nie tyko z ideą pisania, ale z samą istotą tworzenia reprezentowaną tu przez realny przedmiot – zgniecioną kartkę. Poezja to nie tylko sposób na przeżywanie życia czy jego utrwalanie – to życie samo w sobie. Zarazem w końcówce otrzymujemy rodzaj metaforyki funeralnej, przeświadczenie o tym, że jedyne, co może pozostać po człowieku, to słowo. Że jest on jedynie „sinym wersem” i zabitą gwoździem trumną. A wbijanie owych gwoździ bez słowa stanowi ironiczne podsumowanie przekazu utworu – to właśnie słowa mogą po nas pozostać, a zarazem odchodzimy w ciszy.

Dialog z Absolutem

Wyraźnie widzimy w Cyfrach lęku, jak wielką wartość ma dla poety słowo, jaką przestrzenią wolności staje się dla niego poezja. Wolności od czego? Od przeczucia nieuchronności kresu egzystencji. Od samotności. Od odczuwanej ogólnej pustki. Katalog odczuć reprezentowanych przez nadawcę wierszy jest szeroki. Odsyłają one do psychicznej i moralnej kondycji jednostki, jak też do filozoficznej refleksji nad życiem, jego temporalnością i kruchością. Znamienne, że – jak już stwierdzono – znaczna część utworów ułożona została w quasi-cykle Modlitw. Modlitwy nie oznaczają tu jednak prostych pacierzy i apostrof do Boga. Nie oznaczają jednak także kłótni i negacji duchowości. Jest to raczej dialog z Absolutem, a przede wszystkim z samym sobą, spojrzenie na ludzkie wnętrze i trawiące je problemy.

Jak w wierszu otwierającym część Modlitwa I:

Wtedy
zabierz mnie ze świata
takiego jaki jestem
nie czekaj na starość
lub samotność
w nie swoim domu
bądź dobry
zobacz mnie
kiedy wszystko pomylę
nie znajdę słowa
tylko kamienie
bez odpowiedzi zostanę
w ciemności
gasnący
przy pustym stole
głodny jak dziecko
obecności

W krótkich słowach zarysowana tu zostaje świadomość kresu istnienia, a także podąża za nią wyrażony lęk przed umieraniem, starością i związaną z nią samotnością. Prośba skierowana do Absolutu (choć ten nie zostaje tu nazwany wprost, kontekst jasno na niego wskazuje), stanowi także odkrycie własnego bólu, wskazanie na rzeczywistość, której poeta chciałby uniknąć, a która zarazem jest nieunikniona.

Innym razem Wojciechowski skupia się na bardziej ogólnych problemach związanych z niejednolitością egzystencji i chaosem dostrzeganym wśród materii:

Ginę w mroku
coraz dalej w jesieni
puszczam siebie
beznadziejnie szukam
w natłoku myśli
ściany
cienia
wiary
w jak będzie
w tego co prowadzi
w nogi czy doniosą
mimo

Poszukiwanie oparcia i sensu w rzeczywistości (figura ściany), jesień jako ekwiwalent przemijania, wyrażenie potrzeby (i poszukiwania) wiary – to wszystko udaje się zawrzeć Wojciechowskiemu w tej krótkiej formie.

Po trzech przytoczonych tu utworach trudno nie dostrzec zasady minimalizmu organizującej kolejne wiersze z tomu Cyfry lęku. Wojciechowski robi wszystko, by ograniczyć do niezbędnego minimum liczbę słów, wersów, a także ich długość. Służy temu nie tylko delimitacja wierszy w bardzo krótkie wersy, ale też nierzadkie wykorzystywanie niedopowiedzeń. W powyższym przykładzie jest to końcówka utworu i pojedyncze słowo „mimo”, które z jednej strony zamyka całą refleksję nad poszukiwaniem wiary, niejako konkludując, że warto jej szukać mimo wszystko. Z drugiej jednak strony pozostawia zakończenie otwartym, gdyż czytelnik może sam dopisać tu szereg możliwych dopełnień. Mimo bólu, mimo trudu, mimo rozpaczy? Odpowiedzi jest wiele, bo każdy ma swoje własne „mimo”.

Minimalizm i moc obrazu

Występuje u Wojciechowskiego ciekawy pozorny paradoks. Dostrzegamy u tego poety ogromny szacunek wobec słowa i wiarę w to, że to właśnie ono może pomóc okiełznać lęk, uchwycić rzeczywistość czy wreszcie nawiązać kontakt z rzeczywistością wyższą. Zarazem szacunek ten determinuje podejście do wykorzystania słowa. Nie można go nadużywać, wiersze nie mogą być „zagadane”. Każde ze słów musi zostać przemyślane, a wykorzystać i zapisać można jedynie te, które są niezbędne. Strategię tę poeta realizuje w swoim tomie z ogromną konsekwencją.

Minimalizm nie przeszkadza jednak w tworzeniu obrazów szczerych i przejmujących. A wręcz przeciwnie, niejednokrotnie pomaga. Figura stworzona w wierszu staje się tym mocniejsza, im mniej słów potrzeba, by ją ukonstytuować. Każde słowo w ten sposób zostaje nasączone treścią. Jak w przejmującym utworze dedykowanym Jurkowi Ignaciukowi:

Błąkam się
po cmentarzu z niczym
stoję przy kamieniu
mówię do kamienia
już tak długo
Ciebie nie ma Jurek
nawet nie wiem
kogo pytać
gdzie jesteś

Zaledwie dziewięć krótkich linijek wystarczyło, by zbudować całą, skomplikowaną rzeczywistość. Znajduje się w niej i przyjaźń, i strata, i trud związany z jej przeżywaniem. Błąkanie po cmentarzu i odwiedziny grobu przyjaciela w kilku słowach nabierają plastycznego kształtu, wyczuwalna jest cisza, z jaką spotyka się wędrowiec, cisza płynąca z kamienia. Samotność, pustka, bezradność. Wszystko to zaklęte jedynie w kilku słowach. Wojciechowski jakby rozmyślnie chciał jeszcze dobitniej podkreślić przyjmowany przezeń minimalizm, rezygnując nawet z interpunkcji, podziału na zdania, wielkich liter… nie potrzeba nic ponad słowo, zdaje się mówić poeta.

Tylko wiersze potrafią unieść wszystko

I to jest swoiste credo, które w swoim tomiku zawiera Wojciechowski – że słowo ma swego rodzaju terapeutyczną moc, że pomaga okiełznać to, co nieokiełznane, szukać drogi pośród chaosu. Może nawet pokonać śmierć? Najpełniejszy wyraz daje temu w utworze, który pojawia się na sam koniec zbioru, a w którym mówi wprost, ile znaczy dla niego tworzenie poezji:

Dziękuję za wiersze
tylko one
potrafią unieść
wszystko
co za mną
co mnie czeka
każdą śmierć i brak
bez nich
mnie nie ma
tylko tak umiem patrzeć
dotykać
być blisko
przez chwilę zobaczyć
chłopca
siedzącego na krawężniku
przed domem
w  oczekiwaniu
że ktoś zawoła

wciąż
nasłuchuję

Nie ma człowieka bez poezji, tylko ona pomaga unieść to, co najcięższe – proste, ale wymowne i szczere przesłanie Wojciechowskiego zamyka ten szczery i wymowny zbiór. Bardzo skromny, a jednak pełen treści. Wydawałoby się niepozorny, a jednak odsłaniający wielkie życiowe i artystyczne doświadczenie. Rzecze Wojciechowski, że nie trzeba wielu słów, tym samym i puenta tego tekstu nie będzie zawierała ich mnogości. Bo cóż jeszcze można dodać, by nie zagadać tego tomiku i zbyt wiele nie odsłonić? Lepiej nie mówić zanadto, ale z pewnością warto sięgnąć po Cyfry lęku.

Andrzej Wojciechowski, Cyfry lęku, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Olsztyn, Olsztyn 2020.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej D. Woźniak, Mało tekstu, dużo treści. O „Cyfrach lęku” Andrzeja Wojciechowskiego, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 113

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...