Nowy Napis Co Tydzień #120 / Lakierki
zapinane klamerką wyżej kostek, obite, z wytartymi noskami,
szurają, wchodzą do sieni, a ojciec podnosi głowę – pyta: kto tam?
to ty?
tak, to ja – odpowiadam. pęczak pyrka na blasze. widzę
jak drga firanka, jak się wzdyma w przeciągu. przeciągają się koty. słychać
ciche stukanie wykrzywionych obcasów. idą białe
lakierki, te niedzielne, po siostrze. a ojciec woła: jesteś?
odrobiłaś już lekcje? kto ci obciął warkoczyk? stań
tu bliżej, do światła.
na dyndającym lepie mucha
szarpie się. w drgawkach kilku ścierek na sznurze, które widać za oknem,
dogorywa południe. ojciec mnie nie poznaje, ojciec, którego nie ma.
dym dryfuje w powietrzu. pełznie
chyłkiem po ścianie cień czarnego cybucha. zwinne palce łuskają groch
i słyszę jak kapią w miskę suche nasiona. ojciec z drżeniem powtarza: czemu
łżesz? ty to nie ty!
kręcę głową – zaprzeczam. stoję boso, bezradnie
w nieistniejącej kuchni. jadło bulgocze w garnkach, lep na muchy
się kiwa. a środkiem kuchni idą
te niedzielne, po siostrze,
lakierki, zapinane wyżej kostek klamerką. idą same,
obite, z wytartymi noskami. skrzypią klepki podłogi. a podeszwy szurają
coraz donośniej, śmielej